Zgodnie z zaleceniami izoluję się. Serio. Czasu nie mam tyle co myślałem, że będę mieć, ale jest go jednak ciut więcej niż normalnie. Jak jadę na ryby, to w porach i miejscach, gdzie ludzi minimum, albo zgoła nikogo, choć wędkarzy nad wodami tabuny.
Chyba już nawet wiem, dlaczego nie ma pstrągów w Krzeszówce na no kill`u. To co odchodzi na tym odcinku w powszednich dniach, woła o karabin maszynowy. Przewala się średnia polska wędkarska: niezależnie od wieku – mentalność dziadów, niefrasobliwość, niechlujstwo, walenie głupa, w końcu – najzwyklejszy brak inteligencji. Chłopy tego typu wytłukły chyba wszystko niżej i teraz, jak jeden mówił – z konieczności przerzucili się na no kill. Ponieważ uważam za bezcelowe robienie jakichkolwiek kontroli, gdyż zarówno prawo, jak i samo PZW ma w głębokiej d… jakiekolwiek zmiany na tym polu, toteż nawet nie zabieram ze sobą blachy. Szkoda nerwów. Ale podam trzy przykłady. Raz poszedłem na zwykły spacer. Jeszcze tydzień wcześniej jak byłem – teren dziewiczy [fakt – najgorszy fragment odcinka]. Oczywiście nie złowiłem nic o czym warto by napomknąć. W ogóle mało co złowiłem. Tym razem przecieram oczy ze zdziwienia. Ścieżka, połamane badyle, tak, że w ich gąszczu jakby przejechał walec. Co lepsze miejsca – klepisko. Z daleka widzę, jak coś kolorowego miga zza drzewa. W pierwszej chwili – jakiś gnojek jedzie na robala – taka myśl. Stoję nieruchomo i patrzę. A tu śmiga czerwony wobler chyba na 8cm długi. W dnie musi normalnie kopać rowy. Wody z 20cm. Koleś w końcu mnie widzi i nieznacznie jakby onieśmielony prostuje się i coś tam zagaduję. Przyglądam się i tak zupełnie niekontrolująco zagaduję – a gdzie podbierak? W aucie – nonszalancka odpowiedź. Ale ten miał przynajmniej zagięte groty.
Dzień później. Dwóch typków idzie już w letnim stylu pod prąd. Na oko – niezły ciuch, niezły sprzęt. Widzą mnie z daleka. Znów moja zagajka na odległość [w końcu epidemia]. Odpowiedź – Ale panie – jaki podbierak, jakie bezzadziory. Nie żartuj pan…
Kolejny, spotkany. Ten to był autentycznym kosmitą. Przerażenie w twarzy. Nic nie pytam, nic nie chcę, a ten sam wyskakuje z dokumentami. Patrzę [też na odległość]. Zły wpis. Tłumacze mu co i jak. Słucha jak wykładu o fizyce kwantowej.
Nie wierzę, że ludzie tego typu przepuszczą miarowej rybie. Ale PZW to pasuje widać, skoro od tylu lat nic z tym nie chcą robić. Najwyżej ruchy pozorne. Owszem, są okręgi – wyjątki, ale Kraków na bank do takich nie chce należeć. W każdym razie całe starania moje i kolegów poszły się „walić”, bo ryb nie ma z trzech powodów: za mało wody, za mało żarcia w wodzie, za duża presja takich nienapasionych buców. Ten system musi paść, a z nim PZW. Może późno, ale chciałbym choć doczekać takiej chwili. W każdym razie dałem sobie słowo, że do wakacji moja noga tam nie stanie. Szkoda czasu.
Ale zajmijmy się czymś przyjemnym. Moje miejscówki na W2 w końcu dały ślady życia. Ryby w nich zapewne były, ale huśtawki wody są takie, że idzie zwariować. Po dwóch wypadach gdzie byłem na zero, albo z czymś symbolicznym, coś się w końcu zaczęło dziać.
Najpierw byłem chyba 19-go. Nikogutko po drodze, pustkowie Smauga normalnie. Mgła jak z horroru.
Woda nawet nie tak bardzo duża. Godzinka i nic. Wracam do auta i nieznacznie się przemieszczam. Znów nad wodą – tu miłe zaskoczenie – jest niższa o jakieś 30cm. Półtorej godziny i mam jakieś 30 pewnych brań. Królują 4cm jaskółki Robinsona i 5cm Lunker City. Wszystko na 0,3g. Jaskółki są super na ciut głębszą wodę, te drugie spławiam, jak martwą rybkę na totalnych płyciznach [do 0,5m]. Wyjmuję, o ile pamiętam 18 klonków do 35cm. Bez cudów, ale nie nudno.
Woda znów skacze w górę i jest lipa. Kolejne trzy godziny bez dotknięcia. Jadę nad wodę stojącą. Tylko się pochwalę, bo przygotowuję osobny tekst o dużych okoniach. Trafiam na okoniowo dobry dzień, a jak na ten zbiornik, to jakaś rewelka. Mam tu takie 15m z zatopioną [chyba] geoszmatą – takim kawałkiem specjalnej tkaniny, do umacniania gruntu. No i jakieś 15m chyba jest wypłukane. Zwisa swobodnie na kancie. Tak to sobie wyobrażam. Moc przynęt tu zostawiłem, zanim określiłem granice końców zaczepu, by rzucać bezpiecznie. W każdym razie tylko wyjątkowo nic tu nie złowi. Okonie siedzą chyba pod tym baldachimem i jak tylko coś pojawia się na widoku, to jest branie. Ryby malutkie. Raz złowiłem takiego z 28cm. Ale można złowić przeciętnie te 10 – 12 sztuk w niedługim czasie.
No więc trafiłem dobrze, bo brań ze trzydzieści. Wyjmuję 15 skrzatów, trzy ciut większe [28, 31 i 33cm]. Na koniec mam chyba okoniowy strzał roku. Po super holu [plecionka 0,02mm, kijek do 6g, Fishchaser Pintail 8cm na 1g] wyjmuje okonia 44cm. Wyrównałem życiówkę sprzed siedmiu lat.
W międzyczasie, korespondencyjnie podziwiam łowisko Rafała. Fajny porcik – starorzecze, mało uczęszczany, prawie bez wędkarzy UL. Co najważniejsze – cały rok woda dostępna dla ryb. Łowi fajne wzdręgi…
…małe jazie.
Zazdroszczę trochę.
Kolejne dwa wypady nad Wisłę, są do siebie kompletnie niepodobne, choć dzień po dniu. Dzień pierwszy: zaczynam o 7.30 – praca, nawet zdalna swoje robi i nie wstaję, jak planowałem o 5.00. Woda znów spora. Godzinka na pierwszej miejscówce daje mi trzy brania. Jednej ryby nie zacinam, dwa, to niewielkie klonki pod 30cm. Znów zjeżdżam niżej. Tak, jak się spodziewałem w międzyczasie poziom opada, ale wyraźnie więcej. Woda już z takich stanów jak latem. Niezłe brania, ale ryby małe – jak te z pierwszej miejscówki.
Potem woda znów się podnosi z 40cm. Półtorej godziny snuję się po brzegu i czekam. Woda nie opada, ale ryby jakby się przyzwyczaiły. Szał brań. Chyba koło setki w dwie godziny. Tłuką we wszystko co bardzo lekkie i miękkie. Znów rekordy biją wszelkie małe jaskółki i Lunker City. Gdy mam zdemolowane gumki [rozerwane spadają z haków, pourywane korpusy, ogonki], zakładam dużego Pintail`a . Nawet klenie 35cm, nie mają żadnych problemów z takim wabikiem [8cm].
Do południa mam na pewno ponad pół setki w ręce. Jedyny minus – nic więcej niż około 37cm [nie mierzę ich dokładnie]. Owszem, mam byka na kiju, ale skubaniec spada po jakichś 20 sekundach. Może to nawet był boleń – ryby nie widziałem.
Łowisko, to skraj płycizny. Brzeg tak się tam zmienia przez te wahania wody, że nawet je pokażę – daję głowę, że już dziś jest nie do poznania. Dzień później nie było tego dużego korzenia.
Wszystko przy totalnej lampie i wschodnim wietrze, spadającym ciśnieniu. A, i jeszcze coś – te ryby są tam zaczarowane. Rzucam woblerami. Dwa modele. Taka kleniowa „bańka” – Izumi Malicious, tonący i drugi – jakiś fajny pływający hand made. Taka strzebelka 3,5cm. Kurna – nie wiem, co tam jest – nie biorą. Ignorują. Czasem na płyciźnie widać, jak jakiś podpływa, bo robi się wyraźna falka i…nic się nie dzieje.
Tak się nakręcam, że na drugi dzień jestem o 5.00 nad wodą. Dla odmiany pochmurno, ciśnienie stoi w miejscu od wczorajszego popołudnia, woda podobna. Wiatr zachodni, bardzo silny. Sześć godzin i zaledwie siedem kleników plus jeden 40cm.
Normalnie, chciałem się pochlastać. Miałem raptem trzy brania normalnych kleni, a tak to tylko takie mamlanie nastocentymetrowych. Ale niedziela chyba wszędzie była taka beznadziejna. Koledzy na jednej z rzeczek tylko z uklejkami, małymi kloneczkami i okonkami jak rybki akwariowe. Inny znajomy na W3 – jeden okoń. Jeszcze inny znajomy na W2 – zero. Z niedowierzaniem słucham Michała – na Bagrach nie zaliczył brania… No, ale i tak czasem bywa. Tydzień wygląda na zimny. Spokojnie można zająć się pracą. Końcówka ma być cieplejsza, więc… 🙂
27 odpowiedzi
Piszę, bo ktoś może być zainteresowany w związku z zakazem…no właśnie – do końca nie wiadomo czego i w jakim zakresie. Zadzwoniłem dziś na jeden z komisariatów. Odebrał dość kumaty policjant. Na moje zapytanie o wędkarstwo w odosobnionym miejscu nad jakąś rzeką, odpowiedział, że to jest tak niejednoznaczne, że w zależności na kogo się trafi, będzie różnie: dadzą nam spokój, karzą się zawijać do domu, czy wreszcie – dostaniemy mandat.
Jest to o tyle chore, że myśliwi wciąż mogą polować pod warunkiem że w pojedynkę. Jest to wyraźnie zaznaczone. Innymi słowy – są grupy które potrafią o siebie zadbać, równocześnie nie torpedując zasadności kwarantanny. O ile rozumiem, że siedzenie na kupie bo wpuścili pstrąga, karpia [były zarybienia] jest w obecnej sytuacji mało rozsądne, o tyle jazda w pojedynkę na zapadły kawałek Wisły dodatkowego zagrożenia nie stwarza. PZW znów dał d…y bo nie wynegocjował dla wędkarzy żadnej sensownej alternatywy.
W Pana przypadku to się można i na pracę powołać jeśli nawet grosz przychodu się uda na blogu wypracować. Co do reszty to nawet nie mam siły komentować.
Nawet o tym myślałem, bo jakoś bym to uargumentował. Kilku znajomych tak się „opancerzyło” bumagą prawną, że nikt przynajmniej dziś ich nie ruszył, ale nie mam jakoś nerwów do takich wypadów.
Zarządy Okręgów PZW nie interesują małymi ciekami i wodami , w tym potokami i rzeczkami. Zarządy Okręgów PZW interesują tylko duże wody, gdyż im więcej wędkarzy tym większa kasa. Zarządy Okręgów PZW nie interesują się małymi wodami , potokami i rzeczkami gdyż z tego nie ma kasy, i na np. dla kilku pasjonatów zarybiać jakiś potok i rzeczki. Mam to samo na potoku Jasienica i Wapienica k. Bielska-Białej. Kiedyś zadzwoniłem do Zarządu Okręgu PZW Katowice i zgłosiłem brak kontroli oraz kłusownictwo kilku miejscowych na robaka, którzy na robaka łowili niewymiarowe szczupaczki na potoku Jasienica. PSR i SSR z Katowic i Chorzowa kilka razy pokazała się nad potokiem Jasienica i złapała kilku miejscowych łowiących na robaka. I na tych kilku razach się skończyło. W ubiegłym roku pojechałem nad potok Jasienica bez sprzętu, tylko rozejrzeć gdzie ryba stoi, i czy ryba idzie w górę potoku Jasienica, złapałem miejscowego jak łowił na czereśnie na potoku Jasienica, obowiązują tylko przynęty sztuczne – woda górska, jak go postraszyłem PSR i SSR z Bielska-Białej to gościu odpuścił i zrezygnował z łowienia, dałem gościowi wyraźnie do zrozumienia ,że obowiązują tylko przynęty sztuczne na potoku Jasienica i następnym razem nie będę się patyczkował. A teraz z innej beczki, na http://www.interia.pl ukazał się artykuł,że PGW Wody Polskie zgłosiły , że w związku z planem retencji ( pseudo-retencji ) prawie wszystkie gminy w Polsce zgłosiły ,że chcą mieć zbiorniki retencyjne u siebie na każdej rzece. Dziwnym trafem, PGW Wody Polskie ogłaszają plan retencji ( pseudo- retencji ) , bo z retencją to nie ma nic wspólnego, nagle wszystkie gminy w Polsce chcą mieć u siebie zbiorniki retencyjne,że PGW Wody Polskie nie nadążają z odbieraniem wniosków z gmin i powiatów o budowę zbiorników retencyjnych.Z kolei pokazał się następny artykuł na http://www.interia. pl ,że PGW Wody Polskie wynajęły firmę zewnętrzną , w celu ustalenia miejsc na rzekach i potokach na budowę hydroelektrowni i MEW w Polsce, podobno wyznaczono takich miejsc 800 !. Jako przykład podano,żeby było śmieszniej , zbiornik w Świnnej Porębie, który jest gigantycznym kantem i przekrętem w wykonaniu RZGW Kraków i Skanska S.A. Te tamy i zapory oraz MEW-Y mają być wybudowane na rzekach i potokach pod pretekstem tkz. zielonej energii ( ekologicznej ), co z ekologią nie ma nic wspólnego, bo chodzi o gigantyczne przemielenie kasy i wylanie setek ton betonu. Na www. interia.pl przeczytałem także ,że minister MGMiŻŚ przeznaczył kwotę 400mlnzł na budowę jazów i progów na rzekach i potokach ( regulacje rzek i potoków ). Sprawa ochrony wód przed dewastacją i zniszczeniem to nie tylko kwestia ochrony przyrody i zasobów naturalnych, to także sprawy kryminalne, tj. pranie pieniędzy na gigantyczną skalę, korupcja , łapówkarstwo, ustawione przetargi za gigantyczne łapówki, układy mafijne RZGW – burmistrz miasta, wójt gminy.WWF i Koalicja Ratujmy Rzeki powinny także współpracować z Prokuraturą, CBA i CBŚ oraz Policją. Zastanawia mnie w tym wszystkim , gdzie są ci wszyscy redaktorzy czasopism wędkarskich oraz youtuberzy wędkarze, którzy teraz reklamują za kasę sprzęt wędkarski. Kolendowicz jeździ tylko po wodach zasobnych w w ryby, całkiem sobie odpuścił. Jeszcze M. Szymański użera się trollami. Naczelnik z WMH zajmuje się kryptoreklamą sprzętu zamiast ochroną wód, a później pisze ,że troci co raz mniej, a wody co raz bardziej zdewastowane. W redakcji Wiadomości Wędkarskich cicho sza. Gdzie są gwiazdy teamu Westin, Shimano, i innych teamów.
No ok. – tylko my tu wszyscy jak na razie o czymś innym… Nie mniej aż skopiuję ten wpis, bo jest bardzo inspirujący, choć pytania w nim postawione, są w zasadzie retoryczne, choć odpowiedzi na nie raczej nas nie usatysfakcjonują…
Adamie tu znajdziesz odpowiedź: https://www.facebook.com/wedkarstwo.malopolska/
Niestety nie ma zmiłuj…
Dokładnie post UWAGA WAŻNE
To już ktoś powiedział przede mną, ale miał racje, że ta epidemia pokaże jak nierówni jesteśmy…
Moim skromnym zdaniem nasz kochany PZW Kraków powinien się wypowiedzieć i ustosunkować co do możliwości łowienia. Już pomijam łowiska typu Wisła na wysokości bulwarów czy Bagry, które są parkiem lub no kill na Prądniku też rezerwat – nawet do jasnych sytuacji się nie odnieśli poprzez zakazanie tam łowienia. No cóż Państwo z bulwarowej potrafią tylko grafiki poustawiać kiedy kogo nie ma.
Wirus jest bardzo zjadliwy – od każdego z nas zależy kiedy zaraza ustąpi (i od pogody). Pytanie co gorsze: latać codziennie do sklepu (a takich ludzi jest dużo), czy raz w tygodniu – raz na tydzień jechać na odludzie na ryby, czy wcale.
P. S. Co to k…. jest dział prezydialny i po co to w pzw?
Zastanów się czego żądasz od PZW? Oni w tym temacie mają tyle do gadania co Związek Emerytów do godzin otwarcia sklepów dla seniorów…
Pawle – nie wie co mają do powiedzenia. Może rzeczywiście niewiele [choć trąbią o „największej organizacji społecznej w kraju”]. Ciekawe czy w ogóle próbowali. Dwa – jak to się ma do myśliwych, czy jak ktoś wyżej napisał – koniecznych wyjść do sklepów. U mnie w dni powszednie spacerowym kroczkiem popylają rowerami babuliny na zakupy. Jeżeli dla Ciebie to jest zrozumiałe, to żyjemy jednak w innych przestrzeniach logiki…
Masz rację że kupy dupy się to nie trzyma ale niestety ani ja ani ty ani żadne PZW nic w tej sprawie nie ma do gadania. Dzisiaj zadzwonię do mojego ojca który jest łowczym koła łowieckiego pod Miechowem i dowiem się dokładnie jak u nich sprawy stoją. Sam już trzeci tydzień jestem bez wyjścia nad wodę ale poniekąd sam sobie taki reżim narzuciłem aby zminimalizować ryzyko mimo wszystko. Wszędzie pisze się o stagnacji w gospodarce a ja zapylam za dwóch w robocie i ciągle nie wyrabiamy właśnie przez tego skubańca wirusa. Zaopatrujemy krakowskie i małopolskie szpitale więc trochę widziałem i trochę się nasłuchałem z pierwszej ręki jak jest naprawdę, a jest dużo gorzej niż to widać w tv. Odnośnie babuleniek i dziadków to za jakiś czas problem sam się rozwiąże i te najgłupsze osobniki jak w naturze po prostu wymrą… Mam kilku dobrych znajomych wędkarzy grubo ponad 65+ i siedzą w domu. Ani ryby ani sklep. Natomiast sąsiadów obserwuję i pomimo ogłoszenia na wejściu o możliwości zrobienia dla nich zakupów przez trójkę młodych ludzi mieszkających w pobliżu to łażą w te i we wte. Takich ludzi mi nie żal. A wracając do ryb. Może samotne wyjście na ryby wydaje się pozbawione ryzyka, ale… Mimo wszystko wyprawa na ryby determinuje ze sobą ciąg zdarzeń interpersonalnych jak chociażby wizyta w sklepie wędkarskim, spożywczym czy na stacji benzynowej bądź w środkach komunikacji. Inna sprawa to złudne poczucie odosobnienia. Kiedy wszyscy zaczną takich miejsc szukać to takowe przestaną istnieć… Nie zamierzam nikogo przekonywać ani tym bardziej kopać się z koniem zwłaszcza, że jestem zwolennikiem naturalnej redukcji populacji 😉 Relatywizacja wszelkich zagrożeń prowadzi zaś do klasycznego ciągu zdarzeń w stylu ” Co? Ja nie dam rady!?Potrzymaj mi piwo i patrz na to!!!” Wszyscy wiemy jak to się zazwyczaj kończy… Tyle też, że każdy jest panem własnego losu. Ja jedynie chciałbym się po tym wszystkim spotkać nad wodą ze wszystkimi tymi co zawsze i rozmawiać o rybach, a nie wspominać tych co odeszli… No i oczywiście czytać nowe felietony na wędkarskiewakacje.pl którego jestem czytelnikiem od momentu powstania :)). Czego wszystkim życzę!
Tak więc sprawa myśliwych ma się tak. Zgoda na polowania jest wydana z dwóch prozaicznych powodów. W kwietniu wolno polować tylko na dziki do połowy kwietnia piżmaki. Na dziku przede wszystkim wykonuje się obecnie odstrzał sanitarny którego nie można zawiesić ze względu na ASF. Polowań zbiorowych nie planuje się. Indywidualne pewnie też będą ograniczone ze względu na ograniczone możliwości służb weterynaryjnych w obecnym czasie. Inna sprawa to brak chętnych. Wydaje mi się, więc że nie ma w tym temacie sensu bicie piany. Mają jeszcze zezwolenie na pracę gospodarcze w lasach ale PZW prowadzi zarybienia więc to chyba żaden przywilej dla PZŁ….
Aktualizacja. Już nawet myśliwi nie mogą. Dostałem info od ojca i potwierdzenie:
https://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/1466263,zakaz-przemieszczania-sie-nie-dla-mysliwych-polowania-dopuszczone.html
Mają zakaz wstępu do lasu – czytałem ten dodatek do rozporządzenia. Nie wiem, jak w Twojej, ale w mojej okolicy na dziki poluje się przy polach kukurydzy…Żaden znajomy myśliwy nie poluje na nie w lesie. Sam piszesz, że jadąc na ryby będzie stacja benzynowa, jakiś sklep wędkarski….A równocześnie sam robisz za dwóch i podobni Tobie, nie mając wyjścia jeżdżą codziennie do pracy autobusami pociągami… To jest jedna wielka ściema. Spanikowani przez media przedstawiciele obecnego nie-rządu napisali na kolanie gówno, nie w trosce o nas, tylko w trosce o to, aby nie wyszło, że służba zdrowia jest TOTALNIE niewydolna, o czym wszyscy myślący wiedzą, ale przy takiej ilości zachorowań byłoby to widać jak na dłoni. 30 lat pier…lenia w kółko o „reformie” ZUS-u itp. badziewi i nic się nie zmienia. A jak przychodzi co do czego to najprościej zamknąć ludzi w domach pod karą. Statystycznie, poziom zgonów w stosunku do zachorowań oficjalnych będzie taki sam sam w krajach z dużymi, jak i żadnymi obostrzeniami. Co więcej, ilość zgonów w stosunku do realnej ilości zakażeń [o czym nigdy się nie dowiemy, bo tego nikt nie ogarnie], będzie pewnie porównywalny jak z każdą inną grypą. Poziom wytresowania ludzi w UE jest już porównywalny chyba z III rzeszą:)
Oczywiście masz rację że wiele jest sprzeczności i wręcz idiotyzmów ale na litość boską nie porównuj pracy którą MUSZĘ wykonać bo jest konieczna i niezbędna z wychodzeniem na ryby bo to jest relatywizm! Tworzysz negujące tezy na kanwie polityki ale na poziomie dyskusji stricte wędkarskiej jesteś radykałem. Dlaczego w takim razie gonisz kłusowników znad wody? Tu już ci anarchia przeszkadza? Przecież taki kłusol ma takie same poglądy na przepisy jak ty na obecnie tu dyskutowane? Nie chcę tutaj przytaczać symptomu Kałego ale samo się nasuwa… Nie posądzam cię o takowe ale tak to niestety odbieram. A odnośnie statystyk to w zasadzie nas nie obchodzą dopóki nie staniemy się ich składową…
PS.
W moich okolicach ambony stoją również w środku lub na kraju lasu. Żadna ambona nie stoi „w polu” bo nie ma prawa. Stoi w obrębie leśnym nawet jeżeli nie ma tam drzew.
Najbardziej wpieniające jest to, że chociaż część ludzi na wyższym poziomie cywilizacyjnym zastosuje się do zmian, niestety niektórzy jak ich wymownie opisałeś i nazwałeś Adamie w pierwszej części artykułu, w dupie będzie miało przepisy, a jak ktoś się zapyta dokąd? to powiedzą że „do sklepu rybnego”. Niestety część z nich ma opory przed dziadostwem jak chociażby ktoś „patrzy”, a teraz… szkoda tylko ryb i naszych pieniędzy.
Dlatego jednoznaczne stanowisko PZW „zakaz wędkowania” i przewidziane konsekwencje daje teoretycznie narzędzia do egzekwowania zakazu i odstrasza.
A okręg co zrobił? wrzucił pstrąga do „sklepu”
I zamiast dać rybie czas, zaprosił wszystkich b…. na łowienie pod hasłem „nikt nie patrzy nikt nie kontroluje”.
I nam i rybą wyszło by to na zdrowie…
Przypominam, że sam minister mówił o tym, że z zakaz nie dotyczy zachowania tzw „higieny życia” i należy traktować spacer czy inne wyjścia poza dom za niezbędne dla naszego dobrostanu psychicznego, a z dnia na dzień nie zmienili prawa (rozporządzenia), tylko jego interpretację, nagle strasząc tym wszystkim.
Dla niektórych wyjście na ryby w odludne miejsce jest niezbędne dla zachowania zdrowia psychicznego, a nie stwarza w obecnej sytuacji żadnego zagrożenia.
Już zostawiając z boku takie ideały jak prawo (niekonstytucyjne wprowadzanie para stanu wyjątkowego) czy wolność.
Wszystko w Twoim rozumowaniu miałoby sens, gdyby poza Twoją [nie śmiem nawet zaprzeczać] konieczną pracą, nie pracowali: sprzedawcy [szeroko rozumiani] – tu jest totalna dowolność, sprzątaczki, przedstawiciele handlowi [w jednych firmach pracują, w innych nie], listonosze, firmy kurierskie itd, itd. Moje czy kogokolwiek wyjście nad wodę [pakuję się w auto, jadę na zadupie i w ten sam sposób wracam], przy takich pozorach jak wokół nie jest żadnym relatywizmem. Ja od 3 tygodni nie miałem fizycznej styczności z nikim, poza dziećmi, które jak ja siedzą w domu, oraz żoną, która w stroju jak nurek robi zakupy. W tym czasie dwóch moich znajomych [jeden jest kierownikiem marketu budowlanego, a drugi pracuje w sklepie wędkarskim] – dziennie mają styczność z kilkudziesięcioma osobami…A już na kompletny kawał wygląda nakaz, by na mszy było nie więcej niż 5 osób, a w autobusie do …30. Kto to wymyślał? Różnica między nami taka, iż Ty godzisz się żyć w systemie nakazowym pozbawionym logiki i konsekwencji, a ja przy całym respekcie dla sytuacji – NIE. I właśnie kwestia polityki ma ogromne znacznie, gdyż:
– wprowadzenie stanu wyjątkowego lub klęski żywiołowej bardzo jasno określiłoby co i komu wolno, a co nie…ale uwala strategię wyborczą PIS-u na maj
– w każdym chyba kraju można znaleźć powód, dla którego media [w dzisiejszym świecie zawsze co najmniej sympatyzujące z jakąś opcją polityczną] dosłownie sieją panikę; podam tylko jeden u nas – poza reżimową TV, której już nikt nie traktuje poważnie, wszystkie inne są antyrządowe – nagonka robi klimat apokalipsy i stawia rząd w sytuacji: albo gospodarka, albo ludzie [co jest i tak założeniem z góry fałszywym] – PIS uznał, że PR-owo lepiej postawić na ludzi, tylko każdy tydzień zastoju, to dla łupionego podatkami społeczeństwa, to gwóźdź do trumny i parę, paręnaście takich tygodni przy ewentualnych wyborach z niemałym prawdopodobieństwem wystrzeli w kosmos PIS, a na pewno grubo przemebluje scenę polityczną
– jestem ciekaw jak w Polsce, jak i rządy w innych krajach „chętnie” będą wycofywać się z tych zakazów, kiedy bez bólu trzymają społeczeństwa za ryj
P.S. U mnie w okolicy tak na szybko wskażę ze dwie – trzy ambony stojące pośród pól kukurydzy z pojedynczymi drzewkami w promieniu od 300m do nawet kilometra. No i jak piszesz, taki „obręb leśny” na papierze dla mnie jest tylko dowodem, jak to wszystko na głowie stoi, bo zakładam, że prawnie pewnie jest to „obręb leśny” 🙂
Czas dość szybko pokaże kto miał rację. Niezależnie od różnic, jakie nas dzielą- zdrowia życzę.
Oczywiście cały czas masz rację. Bareja gdyby żył to dwa filmy rocznie by kręcił. Cytując za kawałkami GO ” Taki mamy kraj jaki potrafimy zrobić” i „Świat jest piękny. To ludzie są obleśni. Zabijają co popadnie i wkładają to w naleśnik” . Cały czas mamy wybór między bezpieczeństwem a wolnością. Wielu obecnie wspomina dzieło Camusa „Dżuma”. Warto teraz wrócić do tej lektury mając przecież trochę wolnego czasu. Dżuma zmieniła wszystkie wartości tylko ludzie przekonali się o tym po fakcie. Obyśmy tylko my nie powtórzyli błędu ówczesnych… A co do twojego złudnego poczucia odizolowania to takie popularne przysłowie ” Góra z górą się nie zejdzie ale człowiek z człowiekiem zawsze!” Życzę zdrowia i pozostawiam pod rozwagę.
Paweł, ambony jak najbardziej mogą stać „w polu”. Myśliwi mogą lokalizować urządzenia łowieckie właściwie dowolnie, o ile tylko mają zgodę właściciela gruntu. A tę uzyskać zazwyczaj łatwo – bo rolnikom z reguły zależy na tym, żeby redukować liczebność zwierzyny, szczególnie dzików.
Przerwę waszą dywagowanie o temacie z którego wszyscy już chyba wymiotują. Wszyscy się niepotrzebnie nakręcamy, tylko po co. Każdy ma swoje zdanie i tyle. KONIEC:)
Ale mam pytanie to postu odnośnie Małopolskiego Związku Wędkarskiego, kurcze nie wiedziałem że takie coś istnieje oraz że zbiornik Bonarka jest w nim ujęty ( a to miejsce wielu wspomnień, urodziłem się bardzo blisko i pierwsze kroki w wędkowaniu na nic stawiałem za gówniarza). Co możecie mi o tej idei powiedzieć, są ryby?
Interesowałem się tym gdy powstali. I kiedyś i teraz wg mnie nie różni się to zasadniczo od PZW. Obecnie mają kilka bajorek od 0,5 do 4 ha plus większy staw na Brzegach. Jak tam jest z rybą nie mam pojęcia.
Szkoda. Poczytałem i moze masz rację. Powinien byc no kill na ich łowiskach. Dla ludzi z pasją do wędkowania a nie polowania. Szkoda ze z rzekami nie da się zrobic prywatnych łowisk np. Pstragowych.
Na 100 % da się zrobić. Na górnej Rabie jest prywatny właściciel. Ja już pisałem że operat pZW Krakow kończył się w 2019.
Patrzylem czy będzie konkurs i nie mogłem znaleźć. Nie wiem też jak znaleźć ogłoszenie wyników. Jest informacja o konkursach , klikasz i dostajesz info że obwody już mają użytkowników.
Wszystkie na kolejne 10 lat. Jedynie obwód Rudawa do 2024. Chciałbym zobaczyć jak to wygląda i co zaoferowali.
Ciężko jednak znaleźć kontakt do jednostki rybactwa. Znalazłem ale jakiś stary jeszcze jako RZGW.
No ale chodzi o to że ryby na rzekach mogą migrować więc zarybienie na nic sie zda. Plus dodatkowo ciężko pilnować dlugie frangmenty rzek przed kłusolami.