No może przesadzam nieco, ale faktycznie w ostatni weekend wielu moich znajomych tak właśnie miało. Czy ktoś był w piątek, sobotę, czy niedzielę – spotkał się na ogół z totalną obojętnością ryb. W każdym razie za dnia było bardzo, bardzo cieniutko, co sam potwierdzam. Dawniej, przy takiej aurze jechałem w ciemno na Skawę, by zaliczyć z 70 okoni 20 – 30cm, parę, może nie szczególnie dużych kleni, ale wystających z ręki, mieć przyłów w postaci małego szczupaka, pstrąga czy świnki. Po prostu połowić sobie. Ale to się już chyba nie wróci…
Liczyłem się zresztą z tym, iż relatywnie bardzo wysokie temperatury [20 – 22 stopnie w cieniu] rozleniwią ryby do „szpiku ości”. Sobotę musiałem odpuścić ze względu na występ w Bielsku Białej, ale nawet wyjątkowo mnie to nie zmartwiło, gdyż chytrze wykombinowałem, że od poniedziałku temperatura poleci na łeb na szyję i dzień przed będą żarły. Przewiozłem się na tym okrutnie, choć bardzo słaby wynik był spowodowany tym, iż zacząłem dopiero o 12.30, a jeszcze później, bo po 15.00 byłem na mojej „złotej miejscówce”. Ze względu na planowane, całkowite rozpoznanie górnego i środkowego W2, zostały mi jeszcze 3-4 fragmenty, no i właśnie nad jeden z nich się wybrałem. Nic kompletnie się tam nie wydarzyło, zero pobić, spławów, czy choćby kółeczek. Tylko w jednym miejscu znalazłem z 20 szt. rybek wielkości 4-6cm. Dla spinningisty fragment wg mnie nie dający nadziei o żadnej porze roku, nie licząc jakiegoś przypadkowego złowienia.
Jedynym ciekawym znaleziskiem był około 40cm…miętus. Niestety nieżywy.
Tak, że na mojej mapie pozostały już tylko 3 fragmenty W2 stanowiące niewiadomą z punktu widzenia spinningowych kleni. Tak wynika przynajmniej z perspektywy jesieni.
Niedosyt był niemały i z założenia pognałem na odkryty miesiąc temu fragment, gdzie zawsze brały, bo były. I szczerze mówiąc – ogromny zawód. W dwie godziny zaliczyłem wprawdzie z 15 pewnych brań, ale były tak niewiarygodnie delikatne, czy wręcz zmanierowane, że bardziej szczęśliwie niż świadomie, wykorzystałem ledwo cztery. Trzy klonki do 34cm i okonek [mikro okonek]. Nie udało się wykorzystać kontaktu z dwoma rybami średnimi i jedna dużą, patrząc oczywiście z perspektywy sprzętu UL.
Pierwsza to była ta największa – na pewno nie kleń, a z dużą pewnością boleń lub szczupak. Po rzucie wzdłuż brzegu, atak nastąpił 3m ode mnie pod samą powierzchnią na wodzie może 50cm. Słowo „atak” jest umowne: twister dł.5cm został cmoknięty w sam ogon, po zacięciu powierzchnia imponująco zafalowała przy nawrocie ryby, a ja dostałem gramową główką w czoło po zacięciu. Nisko stojące już słońce, tak fatalnie odbijało się od tafli, że mimo okularów nie zarejestrowałem nawet wielkości czy kształtu drapieżcy.
Potem, po około godzinie miałem wspaniały strzał w 6cm Keitecha, który rozerwał ripperek na 50% długości korpusu, ale haczyk nawet nie drasnął ryby.
A na koniec, dosłownie w ostatnich rzutach, gdy już nawet nie było tych i tak nielicznych, aksamitnych skubnięć, założyłem „makaron” na 0,3g. Brania nawet nie czułem, tylko próbując lekko przesunąć wabik po dnie w prawie stojącej wodzie, okazało się, że śmieszną gumkę ma jakiś większy intruz, który nawet chwilę poszalał, ale się spiął niestety [zawinił chyba maleńki haczyk i w sumie brak zacięcia].
I tyle. Na wodzie może dwa delikatne spławy rybek około 30cm. Nie liczę maleństw długości palca.
Myślę, że za późno tu zacząłem, gdyż dzień był ewidentnie słabiutki, a zarazem bardzo podobny, jak ten przed ostatnią turą przy pełni [zaliczyłem wtedy z 17 kontaktów miedzy 14.30 a 16.00, by pozostać potem bez brania do 18.00]. A trzeba wziąć pod uwagę, że zmiana czasu spowodowała iż łowiłem jakby od po 16.00 właśnie [starego czasu]. Poniżej prezentuję przynęty na jakie doczekałem się jednak brań.
Patrząc na fotki znajomych, część kolegów poszła za moim rozwiązaniem z ligi. Wisła nie Wisła, ale UL i małe gumki.
Tomek był w piątek na W3 późnym popołudniem. Namierzył jazie w jednym miejscu, które ponoć dość ostentacyjnie przejawiały drapieżny charakter. Udało mu się skusić jednego, który zaatakował małą gumkę.
Niestety, pozostałe jakby zwietrzyły podstęp i był to jedyny kontakt, jaki kolega miał.
Podobny wynik zaliczył Bartek, tylko w niedzielę rano i jego przygoda niosła większą dawkę emocji. Otóż łowił sobie żyłeczką 0,10mm i maleńkim starym ripperkiem firmy Relax na główce 0,3g. Skusił na to bolenia. Typowego średniaka, ale rybę, która miała wszelkie atuty i szanse by linkę kolegi urwać bez wysiłku na samym pobiciu. Szczęśliwie, mocno poluzowany hamulec uniemożliwił to, natomiast boleń nie spiął się tylko dlatego, [a byłoby to oczywiste, przy tak delikatnym sprzęcie], że głęboko łyknął przynętę i haczyk zaczepił już w głębi paszczy, miękki fałd skóry. W każdym razie Bartek zaliczył zbója.
Jedyną dużą, naprawdę większą rybę złowił w ostatnich dniach wśród moich znajomych tylko Paweł. Konsekwentnie poluje cały sezon z belly boat. Ponieważ jest czas jaki jest, nastawia się wyłącznie na szczupaki. By nie było wątpliwości, co ma się skusić, stosuje duże jerki, albo jeszcze większe gumy, które jednak znajdują amatorów wśród niewiele większych od przynęt zębaczy 🙂
Jak na razie, od września kolega miał trzy kontakty z rybami na pewno 80-o centymetrowymi. Albo się spinały zaraz po – wg relacji Pawła – po bardzo anemicznych atakach, albo tylko odprowadzały wabik. W ostatni poniedziałek woda doceniła starania. Szczupak miał 84cm.
Biorąc pod uwagę, że kumpel zna się na rzeczy, przy tym jest bardzo konsekwentny, a najlepszy szczupakowy czas dopiero przed nami, to pewnie jeszcze zaprezentuję jego kolejne, być może jeszcze większe trofea. Paweł przebił tomkowego zębacza o 80cm, ale w konkursie, który Tomek zaproponował – szczupak musi być z krakowskiej Wisły.
O dużych rybach, głównie właśnie o szczupakach będzie zresztą w następnym wpisie.
4 odpowiedzi
A można wiedzieć ile czasu jechał panie Adamie z Krakowa do Bielska-Białej ?. Mam znajomego , który czasami jeździ do Krakowa, i podobno 1,5 godziny do Krakowa dociera. Wiem,że jazda z Krakowa do Bielska-Białej to jakieś 1,5 – 3 godzin. Domyślam ,że mieszka pan po za Krakowem ,więc śmiało można 1 godzinę jeszcze doliczyć. Ogólnie jest suchy rok, wysokie temperatury październik -listopad, do tego niski poziom wody jak na tę porę roku. Najgorsze jest to ,że ryby o tej porze idą na zimowiska, jak dalej utrzyma się niski poziom wody, dużo ryb nie dożyje wiosny. Zaliczyłem sobie wyjazd w październiku na potok Wapienica i Jasienica k. Bielska- Białej po wykupieniu 1- dniowego zezwolenia na Okręg Katowice, pojechałem nie za swoje, gdyż w dalszym ciągu jestem bez pracy i jestem uziemiony, i też specjalnie nie połowiłem. Na potoku Wapienica spotkałem miejscowych pijaczków i kłusoli, którzy chwalili swoimi osiągnięciami, teraz wiem dlaczego jest mało ryb w Mazańcowicach na potoku Wapienica. Dopiero na potoku Jasienica troszkę połowiłem, choć ryby nie porażały wielkością, ledwo ponad wymiar, klenie 27-29cm, na bardzo wolno prowadzone woblery 5 cm. Ogólnie poraził mnie niski poziom wody jak na tę porę roku, do tego wysokie temperatury, ryby totalnie zgłupiały.
Ja mam bliżej niż z Krakowa do Bielska o około 25km. Wierzę że spokojnie można przejechać trasę Kraków -Bielsko w 1,5h, choć zależy skąd się startuje [Bielsko-Biała jest dość rozległe]. Jechaliśmy o około 15 minut dłużej niż zwykle, bo od Czańca są jakieś roboty prawie do centrum.
Co do niżówki – zgadzam się w 100%. Byłem nad niewielkim dopływem Raby w ostatni poniedziałek. Woda na progach ledwo kapała. Na ciekach typu Wieprzówka czy rzeczki jakie Pan wymienił – nie wiem czy płynie 20% wody, która tam była 20 lat temu. W wyższych biegach to są mikro stawy połączone sączącą się pod piaskiem wodą. Miazga.
Panie Adamie, ma pan złe informacje. Potok Jasienica dzieli na Jasionkę- od Jaworza do Międzyrzecza Górnego i na potok Jasienica -od Międzyrzecza Górnego do Iłownicy. Jasionka to taki strumyk mający 1m szerokości , a w niektórych miejscach ma 1,5 m szerokości np. w Świętoszówce. Na potoku Jasienica nic się nie zmieniło. Po za tym potok Jasienica zasila stawy w Międzyrzeczu Dolnym od Jazu w Międzyrzeczu Górnym, co prowadzi w przypadku braku opadów do okresowego braku wody na potoku Jasienica. Ryby są do tych okresowych spadków wody przyzwyczajone, kto o tym wie , ten nieźle połowi. Potok Wapienica jest strasznie wyregulowany i zdewastowany przez WZMiUW obecnie RZGW. W przypadku braku opadów woda jest tylko pod progami, zaś na wyregulowanych odcinkach wody nie ma. Już miałem okazję spotkać wędkarza w jednym sklepów wędkarskich w Bielsku-Białej , który powiedział ,że na potoku Jasienica wody niema , ryb także. Jak to usłyszałem, to myślałem,że ryknę ze śmiechu, jakby wszedł na dowolny mostek w Międzyrzeczu Dolnym lub Ligocie to by ryby zobaczył.
A gdzie ja cokolwiek pisałem o Jasienicy?