No i po wakacjach. Miałem je wędkarsko tak słabe, jak nigdy nie licząc 2002r kiedy osiągałem mizerne wyniki. Ale wtedy były inne powody. Teraz – zwyczajnie – brak czasu plus zafiksowanie się na wiślanym W2 o czym niżej.
Wczoraj wróciłem z nad morza. Naszego Bałtyku. Cóż, mimo, że mieliśmy aurę jak na południu Europy, to zimna woda lekko podcięła morale. Nawet córa, taplająca się czasem już w maju, powoli pasowała. Mimo, iż byłem w miejscu, gdzie gdyby to było w Danii, czy nawet w sąsiednich Niemczech, w analogicznej lokalizacji miałbym kłopot, co wybrać wędkarsko; tu była polska rzeczywistość. Rozczarowanie było nikłe, bo na to się nastawiłem.
Miejscowość Rowy. Ujście Łupawy. W promieniu 3km: morze, ujście rzeki jak kanał z portem, dziki, przyujściowy kawałek i jezioro, którego końca nie widać… Wielkie g…
Wędkarzy nawet kilku widywałem. Na moich oczach tylko jeden złowił okonka. Ich brań sam miałem nawet sporo, ale ryby do 17cm.
Łupawa – piękna. Czysta, piaskowa z licznymi, dużymi kamieniami. Trzcinowiska.
Przez tydzień, codziennie przechodząc przez most, mimo widoczności na co najmniej 1,2m ani razu nie widziałem cokolwiek większego. Najbardziej rozwaliło mnie jedno: na przestrzeni może 2 km – czterech użytkowników wody: Inspektorat Morski, RZGW Gdańsk, Słowiński Park Narodowy i PZW. Jeśli dobrze to rozkminiłem, bo poza PZW Słupsk, co uczciwie przyznaję, słabo z aktualizacją pozostałych instytucji w necie. Masa wyświetlających się stron, niby starych, niby nowych. Słabo.
Odnośnie Słowińskiego Parku Narodowego – robią ten sam wałek, co PZW, sprzedając wędkarzom licencje na wędki i rybakom na sieci na tej samej wodzie [jezioro Gardno]. Wlot, wylot, ploso tego rozległego i bardzo płytkiego akwenu obstawione siatami non stop.
Tablice z informacją „obszar czynnej ochrony – zakaz wstępu”, liny wyznaczające trasę, po czym 500m dalej w łące tablica z regulaminem jak wolno łowić. Bo jednak ponoć wolno…
Tak więc nie miałem dylematu, czy iść na trocie, czy kilowe okonie.
Zygmunt startujący w lidze, dobrze zna tę wodę, napisał mi co i jak, i gdybym odczytał mail, to bym pojechał nie 60km jak sądziłem, a na co kompletnie nie miałem ochoty, a zaledwie z 15km i może bym już połowił. Ponoć im wyżej rzeki tym lepiej i o ile w temacie pstrąga dostatecznie, to w przypadku lipieni – dobrze. A spinning dozwolony wszędzie. No, ale powiedziałem sobie – zero maili.
By było optymistyczniej, przenieśmy się nad Wisłę.
Koledzy łowią non stop, choć zauważyli, iż ryby w ostatnim czasie ruszyły się ewidentnie. Wyniki mają głównie wieczór i w nocy, więc nie bawią się w lekkie dzióbanie wody. Krzysiek i Tomek regularnie łowią bolenie…
… ładne klenie…
…trafiają sumy [dalsi znajomi mieli ryby wyraźne 150+]…
…i sandacze, choć na razie bez większych.
Na końcu ich zestawów królują albo niemałe bezsterowce, albo gumy. Chyba ciut mniejsze wabiki stosuje Robert, ale jego i chłopaków wyniki pozwalają zakładać, iż wrześniowa tura ligi, wieczorowo – nocna, może być niezła. W każdym razie trafić kwintet rap w ciągu 3-4 godzin, to mi się nie zdarzyło od 10 lat 🙁
Całkiem inną strategię w tym roku obrał Paweł. Łowi prawie wyłącznie leciutko. Celuje obecnie głównie w okonie i wielkie krasnopióry. Pływa na belly boat. Kręci takie wyniki ilościowe, że można zwątpić. Co więcej – w kwestii okoni wyniki jakościowe też są dobre [dużo ryb około 30cm, często 30+ – nie łowi na wodzie PZW], a odnośnie wzdręg – wybitne wręcz. Rok temu kolega miał na Bagrach sztukę blisko 42cm, niezbyt dobrze sfotografowaną prze postronnego spacerowicza. Teraz ustrzelił o centymetr mniejszą.
Tym razem nie zgłaszał jej, choć to też o centymetr więcej niż rekord WŚ.
Brandy przepadł nad Sanem w jego rodzinnych stronach, stąd nieobecność na ostatniej turze ligi. Nie wiem jakby mu poszło na Rabie – wszak łowi głównie na muchę; w każdym razie przysyła mi fotki ładnych świnek, łowionych na nimfy, na upatrzonego.
Ja, na ile pozwala mi czas – przydreptuję kolejne setki metrów Wisły mi najbliższej, czyli górnego W2. Uczucia mam mieszane, choć ostatnie wypady wlały trochę optymizmu. Na bank kiepsko jest z większym kleniem i boleniem. Żeby było jasne – tych ryb nie jest aż tak mało, [choć jeśliby sadzić po pobiciach, to ilość rap nie umywa się do W3 [kleni mamy wręcz dużo], ale ze spinningowego punktu widzenia, jest niewiele w porównaniu z W3 fajnych odcinków. Miejsc, jak niżej jest dosłownie kilka.
I trzeba mieć szczęście, by być tam samemu. Na ogół jest dość ciasno. A tak to do dyspozycji mamy kilometry nijakiego nurtu z nijakimi brzegami. By nie marudzić, zauważę, iż naprawdę dużo, dużych ryb jest tu w temacie jazia. Teraz okropnie wręcz kapryszą, ale je widać przynajmniej. Głównie na końcówkach opasek, jeśli te się wypłycają. Kiwają się w nurcie po 5-6 sztuk i nierzadko mają te 50cm. Ja złowiłem dwa w te wakacje i w sumie przypadkowo.
Z innych spostrzeżeń – potwierdza się wszystko, co nieraz wypisywałem, biadoląc w temacie okonia. Jest ich śladowa liczba w porównaniu z początkiem lat 2000-ych. Dziś złowienie około setki ryb w przedziale 18 – 30cm z jednego miejsca, jest wg mnie mało realne nawet w tydzień, a co dopiero w dzień. Jest to przygnębiające, bo jeśli ktoś zaczyna i ma małe pojęcie, to może mieszać wodę godzinami bez brania.
Nie wiem jak jest nocą, bo nie udało mi się wybrać ani razu, mimo, chyba czterech prób. Zawsze wypadało coś innego. Tzn. byłem trzy razy ale na innej miejscówce. Raz był mały sandacz, drugi raz cztery takie do 45cm i raz dwa strzały małych bolków albo większych kleni – obie ryby „odbiły się” od sandaczowego zestawu. Trochę dziwnie to zabrzmi, ale jak zacznie się młyn w pracy na dwa fronty, to na ryby będę mieć ciut więcej czasu. Ojciec w końcu musi kiedyś odreagować 🙂
W każdym razie idzie mi jednak coraz lepiej. Pierwsze podejście miałem takie, że poza kloneczkami do 20cm – nic. A i tych ryb nie za wiele. Już w kilku kolejnych, spokojnie zbliżyłem się do kilkudziesięciu brań na 3-4 godziny, przy czym te skromne 2-4 ryby miały 30+.
Odpuszczając trochę mikro wabikom, testowałem smużaki. Różne. Nawet poświęcę im osobny tekst. Taki mały przegląd wybranych.
Brań mam tu w porównaniu z W3 mało na takie wabiki. Co więcej, mam wrażenie, że jeśli idzie o ryby około 50cm, to tu częściej da się oszukać bolenia na taką przynętę.
W każdym razie, na ile udało mi się zaobserwować, to ten właśnie gatunek częściej wyskakuje mi do takich wabików. Oczywiście ilość brań niezaciętych frustrująca i kombinuję wraz z kilkoma znajomymi, co tu jeszcze można by wydumać. Ale jak się uda, to hol na żyłce 0,12mm jest przeżyciem niecodziennym. Od razu powiem, że łowię tak, bo tu trzeba rzucać na „hektary”. Mnie przynajmniej nie udaje się podejść blisko, by potencjalna zdobycz nie uciekła. A brań w stylu W3 [czyli w miejscach łatwo dostępnych], jak na lekarstwo.
Odnośnie kleni, to na razie nie przekroczyłem 40cm.
Co mnie zaskoczyło na plus i to spory, o ile nie padłem ofiarą jakiegoś nadzwyczajnego zbiegu okoliczności to…szczupaki. Zaczęło się od trzeciego, nocnego wypadu. Już, już prawie noc. Podkusiło mnie i na chwilę wziąłem UL, którego nie złożyłem po godzince machania. Duża larwa ważki na pół grama. Rzut w wodę do pół uda, pod same trawy. Opór był niemały, nawet biorąc poprawkę na sprzęt. Oczywiście przegryzł. Uznałem, że przypadek.
Też wyjazd nr 3 ale na inną już miejscówkę. Próbowałem łowić bolenie, ale przez pół dnia zauważyłem jedno uderzenie. Dałem sobie spokój z typowymi wabikami na te ryby. Założyłem „płotkę” 7cm własnej produkcji. Woblerek ma 19 lat i jako jeden z nielicznych, które sam zrobiłem, jest ładny, a zarazem skusił sporo ryb i jakimś cudem jeszcze go nie urwałem przez taki szmat czasu. Najpierw zaliczyłem wyjście zębacza. Nawet nie stuknął. I tak był typowym 40cm „śledziem”. Z pół godziny później zaliczyłem branie zupełnego malca, który spadł. W ujściu jakiegoś strumyka, który niósł jednak wyraźnie zimniejsza wodę i miał relatywnie okazałe i głębokie ujście, zaliczyłem potężne pobicie [na kiju do 15g z żyłką 0,2mm było silne]. Tuż pod kijem. Ryba poszła z takim kopem, że myślałem o dużym boleniu albo małym sumie. Okazało się że był to bardzo fajny już szczupak, który nawet w dużym podbieraku, nie tonął w jego czeluściach.
Na tym nie koniec. Pierwszy i jedyny jak dotąd wyjazd nad kolejny odcinek. Próbuję łowić bolenie, wierząc, że tam są, bo na wodzie fatalnie wyglądająca cisza. Oczywiście zero. Zaczynam łowić totalnie pasywnie, stawiając wobler w smudze na skraju spokojnej wody. Wobler opada, migając szybciutko, delikatnie podciągam go do siebie i pod powierzchnię zarazem, znów opadam, podciągam i…tyle go widziałem. Też był niemały. W każdym razie nie wyglądał na typowe 50 czy nawet 60cm. Upitolił zasłużonego woblera, nawet nie przyginając szczytówki.
Tego było już za wiele. Coś w tym musi być. A drugiego dnia pobytu nad morzem dostaje sms od Wojtka – kumpel po dłuższym holu zerwał takiego koło 80cm. Kolega po holu klenika, zauważył, że po drugiej stronie gałęzi przed którą rzucał, delikatnie ruszyła się woda. I rzucił za kij, a woda faktycznie zafalowała i to nie na żarty…
A przypomnę, że Michał, chyba w maju pojechał na W2 przy okazji jakiejś rodzinnej wizyty i wyjął blisko 70cm sztukę.
Oczywiście, daleki jestem od tezy, że na W2 szczupaków jest dużo, nie mniej musi być ich z jakichś powodów wyraźnie więcej niż na W3, gdzie mam naprawdę niemało znajomych w tym takich, co na wodzie siedzą prawie non stop i w tym roku łącznie mieli dwa kontakty ze szczupakami. No chyba, że nie o wszystkim mi mówią, ale nie sądzę, by dotyczyło to tych najbliższych.
Znalazłem też fajną miejscówkę – ujście ni to rzeczki, ni to rowu. Woda tu raz leniwie płynie, a raz stoi. Na styku z Wisłą jest z pół metra stojącej wody, na twardym piachu z paroma centymetrami mułu. No i zatopiony pień. Nic dużego tu nie złowiłem, ale od biedy można się pobawić najlżejszym zestawem, licząc na przyzwoitą ilość brań. Mnie zaś tam cieszy najbardziej to, że nigdy nie wiem, co da się oszukać. Regularnie podchodzą tam świnki, które polują na najmniejsze rybki. Trwa to krótko i nie zawsze, ale są podobne w tym do sandaczy. Jak jest ich kilka to nie jest wyczynem zaliczyć z 5 brań w te 30-40 minut żerowania, choć z zacięciami gorzej, a i tych największych jakoś nie udało mi się skusić.
Nie zaprezentuję, bo zawieruszył mi się kabel do zrzucania zdjęć z aparatu, ale ostatnio zaliczyłem tam aż osiem gatunków w niespełna 3 godziny. Brały małe klonki, okonie, sandaczyki [po parę – paręnaście sztuk/gatunek], pojedyncze małe jazie, duże jazgarze, płotki, ukleje, a nawet ciut większe już leszcze. Pomijając mój sentyment do lekkiego łowienia, to takie niespodzianki chyba najbardziej lubię w spinningowaniu.
11 odpowiedzi
Przepiękny szczupak! Jak na Wisle to kolor bajeczny. Zazwyczaj sa blade, w barwie lekko oliwkowej . Ten jest zielony, wygląda jak z leśnego oczka.
Szczerze, ten rok jest chyba nienajgorszy pod względem szczupaka. Sam widzialem kilka z W3 największe 85 znajomego i 101 cm kumpla kolegi, oraz kilka mniejszych.
Na W3 rządzi oczywiście klatka za ostroga.
Ciezko powiedzieć gdzie jest ich wiecej, ja jednak obstawiam że jednak na W2.
Ciężko powiedzieć. Odnosząc się do moich intensywnych wypadów w zeszłym roku na W3 – miałem dwa szczupaki [50-ka i 70+] i zero obcinek. W tym roku na siedmiu zaledwie wyjazdach na W2: 2 obcinki, 2 spady, jeden w ręce. Tu by trzeba zrobić sondę wśród wiarygodnych kilkudziesięciu ludzi:)
W sumie ja łowię na odcinkach jeszcze bardziej w górę od W2, ale w tym roku na trzy zaliczone nocki, raz tylko trafiłem sandacza, dwa razy zamiast sandaczy brały mi szczupaki w tym jeden 79cm zbój. Taki rok. Łańcuch pokarmowy ma jakieś przesilenie.
Jest też trochę tego szczupaka również niżej, na W3-W4. Niech sobie pływa tam w spokoju, mało kto na niego się nastawia i to może jego szansa 🙂
To co Panowie? Konkurs na największego szczupaka przylowionego we Wiśle w 2019 🙂 ? Nagroda się znajdzie:) Adam rozstrzygnie po Sylwestrze 🙂 ?
Czemu nie. Choć niemożliwym wydaje się pobić ten jeden przypadek – wiesz który. Chyba, że bazujemy na bliskich znajomych?
Ja w tym roku na W2 wyjęty szczupak 80cm, na W3 gdzie jestem dużo częściej, bez kontaktu z zębatym.
Bazujemy na bliskich znajomych i na tych którzy odezwą się oficjalnie na łamach blogu wysyłając fotkę na Twojego maila.
Zobaczymy czy coś da się jeszcze złapać w tej naszej Wisle.
Jakies skromne nagrody możemy ufundowac np. Ja już mam piękna nagrodę. Hand made niedostępny w żadnym sklepie. Do tego przesyłkę kurierem funduje jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Tamtych szczupaków nie będziemy brali pod uwagę bo nikt sie nimi oficjalnie nie chwalił. Możemy uznać zdjęcia tylko z tego roku z odcinków W2 W3 i W4. Ewentualnie od Oświęcimia, ale tam nie wiem nawet jakie jest oznaczenie.
Wisła śląska od Przemszy do ujścia Skawy to nr 029
80 cm na W2 to grubas. Moj rekord z W2 to też 80 cm koło stopnia Kosciuszko z 5 lat temu. Później wyrownalem go lub lekko pobilem w 2017, 80.5 cm na W3 poniżej Przewozu na połączeniu sluzy z rzeką główną.
Oba na początku października. Na w2 rano na w3 pod wieczór.
Najwiecej szczupaków zlowilem na odcinku miejskim. Most Debnicki, ujście Wilgi . Nie były to jednak duże ryby. Największy 67cm.
Jeszcze 3 lata temu lowilem regularnie male szczupaki vis a vis galerii Kazimierz pod mostem Kotlarskim i niżej, oraz w okolicy Tynieckiej. Regularny przylow malego szczupaka na W2 to jest dobry znak. Spotkanie z grubasem pewne.
Później całkowicie przeszedłem na W3, bo teraz mieszkam w Hucie. Tu nie miewam kontaktu ze szczupakiem prawie wcale.
Oprócz tego jednego zanotowalem tylko jedna obcinke w czerwcu na samym przewozie na 13 cm bleaka od Savage.
Kolega na jesień zeszłego roku mial przy mnie 2 obcinki. Obie ryby były grube. Jedna ocenilismy na metrowke. Branie nastąpiło w nocy.
To OK. „konkurs” na największego szczupaka od Oświęcimia do mostu w Górce. Tylko musi być fota.