Liga spinningowo – muchowa 2018. VII tura- Soła

Oj, nie licząc zatwardziałych muszkarzy z naszego grona, którzy nie mogąc się opanować przed kolejnym weekendowym wyjazdem na lipienie, nad rzeki dalsze i zupełnie dalekie…

(fot. Z.B.)

..na placu boju pozostali ostatni kozacy, którzy niezależnie od wyników, stawiają czoła rzeczywistości. Chyba właśnie dlatego, mimo pięknej turystycznie aury, nad wodą stawiło się nas tylko osiem osób.

Słabiutkie jak na Sołę były wyniki naszej kolejnej tury ligi spinningowo – muchowej. Rzeka na odcinku gdzie miała miejsce rywalizacja ma to do siebie, że wiodącymi gatunkami, które mogą dać punkty są świnki, klenie i okonie. Właśnie w takiej kolejności, biorąc pod uwagę ilość osobników poszczególnych gatunków. Co do świnek to nie jestem w stanie tu się odnieść, natomiast klenie tam żerują bardzo słabo gdy ciśnienie jest wyższe niż 978hPa, a okonie gdy jest poza przedziałem  980 – 985hPa. Najważniejsze by było choć od doby stałe w tych optymalnych wartościach. Zależności te nie mają większego znaczenia tylko, gdy trafimy na wyższą i/lub przybrudzoną wodę. W zasadzie wszystkie gatunki mocno się wtedy uaktywniają i śmiało do listy potencjalnych zdobyczy można dopisać jazie i bolenie.

Niestety trafiliśmy na okres z temperaturami nad ranem w okolicach zera, totalną lampą i wysokim ciśnieniem 993hPa, które, jak się okazało,  gwałtownie opadało od 16.00 do poziomu 980hPa koło 19.00, gdy kończyliśmy. Do tego jak na większości rzek na południu, panuje taka niżówka, jakiej chyba jeszcze nie widziałem. Tak, tak – wiem że od kilku lat tak piszę, ale co powiedzieć, jak takie są fakty. Co roku w naszych rzekach jest mniej wody…

Była to pierwsza tura, gdy połowa osób konsekwentnie łowiła tylko, albo głównie na muchę. Gdyby byli Jacek, Zygmunt czy Sławek, prawie na bank też łowiliby na muchę tym bardziej, że to ich ulubiona metoda. Powodem były świnki, które – co było rozpoznane w sierpniu – miały stanowić główną zdobycz. Spinningiści siłą rzeczy postawili na UL i małe przynęty, często mikrojigi.

Nikt poza Pawłem nie miał jakiegoś realnego treningu. Zresztą kolega tydzień wcześniej miał mało zachęcający wynik. Pozostali poszli, że tak powiem na żywioł. Trudno bowiem nazwać treningiem dwie moje tu wizyty w pierwszej połowie sierpnia [raz z Brandym i raz z Bartkiem], bowiem biorąc pod uwagę termikę z tamtego okresu, to nijak to się miało do dnia dzisiejszego. Ja  kilka dni wcześniej zaliczyłem bardziej wycieczkę, bo głównym punktem programu było ognisko, strzelanie z łuku i takie tam. Córa pozwoliła mi łowić może z dwie godziny i to w jednym miejscu, do tego kijowym jak coś. Nie mniej okonie nawet brały i nawet nie były aż tak bardzo małe.

(fot. A.K.)

Jedyne co było oczywiste, to fakt, iż świnek wszystkich roczników jest w brud, klenie są pochowane jak zwykle przy wysokim albo bardzo zmiennym ciśnieniu i niziutkiej wodzie, a okoń się uaktywnia od około 17.00 i trochę go jest w stosunku do dwóch ostatnich lat. Także rozmiary pasiaków, pozwalały założyć, iż i tu jakieś punkty się ugra, choć było w tym sporo ryzyka [okoń w naszej zabawie musi mieć minimum 25cm do punktacji].

Chyba wszyscy mieli podobną taktykę na pierwsze 2-3 godziny. Świnki. Faktycznie obok Dunajca i Sanu, Soła jest chyba najlepszą rzeką z tym gatunkiem w Polsce [uczciwie – nie wiem jak jest teraz na Wisłoce i Wisłoku].  W każdym razie nie setki ale tysiące świnek 20-o centymetrowych, grube setki 30 – 40cm i nierzadko widuje się okazy.

Dopiero jak okazało się iż „prosiaki” nie biorą, a niestety nie brały – jedni przestawiali się na klenie, inni na okonie. Z kleniem był okropny problem, bo kompletnie, ale to kompletnie nie żerowały, podobnie jak świnki. Łowiliśmy dosłownie pojedyncze egzemplarze, które jakimś cudem się skusiły. Ja nie złowiłem nawet maluszka, a też próbowałem. Jakiś patent znalazł Wojtek, gdyż dobił do 32 szt., aczkolwiek żaden nie przekroczył 25cm. Tyle, że mnie nawet takie nie brały.

Nastawienie się na okonie było wielce ryzykowne z innego powodu: ryb tych jest o wiele, wiele mniej niż karpiowatych i trzeba było znaleźć miejscówkę, gdzie po pierwsze były, po drugie w wielkości dającej szansę na punkty, co przy granicy 25cm, nie jest takie łatwe.

Z dużymi nadziejami do sprawy podszedł Brandy, gdyż powakacyjne łowienie świnek na Sanie było w jego wydaniu powtarzalne. Jak sam stwierdził – znalazł patent.

(fot. M.B.)

Mimo starań nie złowił na Sole ani jednej. Trafiły mu się tylko niewielki kleń i uklejka. Potem, gdy rozmawialiśmy, uznał, że błędem było łowienie trochę za ciężko, jak na płytki nurt Soły.

Michał, z którym przez około godzinę próbowaliśmy się dobrać najpierw do niewielkiego stadka dużych świnek [spłoszyłem je nieostrożnie włażąc do wody], a potem do dużego stada średniaków, nie połowił.

Bartek mimo starań i jako takiej orientacji w nowym łowisku [był tu, gdy w sierpniu z nim łowiłem], skusił tylko cztery klonki, przy czym żaden nie przekroczył 30cm.

(fot. B.K.)

Niestety to nie był dzień karpiowatych, a w zasadzie nie był to dzień żadnego gatunku na tym fragmencie rzeki. Przynajmniej odnośnie spinningu i muchy. Choć z drugiej strony słownie jeden wędkarz ze spławikiem też o czymś świadczył…

Maciek, który troszkę zna okolice miejsca zbiórki, pojechał jednak w górę rzeki, w nieznane. Połowę czasu tury łowił na muchę, celując w świnki. Nie widząc choć cienia zainteresowania ryb, potem przestawił się na spinning, nie mniej nadal próbował skusić uparty gatunek. Co jakiś czas, by dać sobie odetchnąć, zakładał jakiś „normalny” wabik typu 5cm wobler, licząc, że zaatakuje jakiś większy drapieżnik. Skończył jednak z pustym kontem, gdyż niejako przy okazji uwiesiło mu się tylko pięć niewielkich okoni.

Kuba cały dzień konsekwentnie, podobnie jak Brandy łowił na muchę. Jedyną jego zdobyczą były ukleje, za to ciekawostką była jedna piekielnica.

(fot. K.P.)

Nie wiem, jak Wojtek łowił klenie, ale – co napisałem wyżej – 32 szt. to liczba bardzo duża, biorąc pod uwagę niechęć tego gatunku do żerowania. Kolega wprawdzie uczciwie powiedział, że większość złowił w ostatnią godzinę, co świadczy o intensywnym żerze i  z tej perspektywy, zajmujący do tej pory drugie miejsce uczestnik naszej zabawy, może mówić o niesamowitym pechu, nie trafiając nic większego niż 25cm…

(fot. W.F.)

Z ciekawością oglądałem wcale nie jakieś tajemnicze modele, na które miał tyle brań, gdy łowił na spinning.

(fot. W.F.)

W moim rewirze, w ostatnią godzinę panowała śmiertelna cisza i nic nie żerowało.

Zająłem drugie miejsce, nie tyle rzutem na taśmę, co pechowo, choć raczej najlepszego z nas bym nie pobił, ale wynik byłby taki konkretny i bezdyskusyjny. Od początku, jak inni nastawiłem się na świnki, przy czym licząc, iż rzeka przy niskich stanach za bardzo się nie zmieniła, wybrałem ogromne, zatopione w środku nurtu drzewo, na którym zatrzymała się cała masa innych wielkich konarów.

(fot. A.K.)

Po bokach powymywane relatywnie głębokie dołki i rynny. Takie 1,5 – 1,7m. Liczyłem i chyba założenie było dobre, że mało kto tu dotrze, a będę mieć w zasięgu wszystkie gatunki. Dość szybko udało mi się odnaleźć płytsze ścieżki, nie mniej w kieszeń spodniobutów wody nalałem. Stanie na drzewie śliskim jak diabli było dyskomfortowe i dla ryb oczywistym sygnałem, ale celowałem raczej w ryby pod brzegiem, pod nawisami roślin. W każdym razie obłowienie, nawet po łebka tej miejscówki z brzegów – fizycznie niemożliwe. Przez cały czas łowienia miałem w zasięgu rzutu, a często i wzroku klenia w okolicach 50cm, kilka sztuk około 40cm i kilkadziesiąt egzemplarzy 30+. Małych nie liczę. Świnki jeszcze liczniejsze: kilkadziesiąt ryb z przedziału 30 – 40 cm. Spod gałęzi tu i ówdzie widać było głowy okoni, na tyle duże, że w zasadzie byłem prawie pewien, iż te 25cm mają. Momentami kręciło się stadko kilku jazi do 40cm, dwa leszcze. Z 50m w górę nurtu stało jak na pastwisku stado około 15 boleni. Największy miał grubo nad 70cm, ale dominowały 50-ki.  Problemem była masa zaczepów.

(fot. A.K.)

Generalnie ryby miały mnie w …ogonie.

Pierwsze 2 – 3 godziny to bicie głową, a raczej mikrojigami, ciężkimi nimfami w świnkowy mur. Nic nie dało dowiązanie 1,5m przyponu z żyłki 0,12mm [łowiłem plecionką, bo w tych gałęziach cienka żyłka nie dawała żadnych szans. Po tym czasie odpuściłem. Jedynym emocjonującym momentem było branie małego ale na bank dającego punkty jazia, który w pół toni wziął nimfę, ale spadł zaraz po zacięciu.

Przestawiłem się już do końca dnia na okonie, tym bardziej, że klenie kopiowały zachowania świnek [miałem tylko jeden atak na wobler  ryby niewątpliwie punktującej, ale się spięła – tyle, że rozbiła gładką jak lustro powierzchnię wody i  mimo dość dużej odległości jako tako ją widziałem – najpewniej kleń, ale mógł być jaź lub jakaś świnka – desperatka].

Pierwszy okoń jakiego złowiłem dał punkty i na nim się skończyło. Nieznacznie ale wyraźnie przekroczył 25cm.

(fot. A.K.)

Mogę mówić o pechu, gdyż na 24 szt. [tyle ich złapałem do końca tury], miałem jeszcze trzy, którym brakło dosłownie 2-3mm.

(fot. A.K.)

Momentami, to chciałem je porozciągać:).

(fot. A.K.)

Nawet porobiłem im zdjęcia, gdyż dwa były na tyle grube, że na fotce lepiej się prezentują niż ten pierwszy .

(fot. A.K.)

Czwarty garbusek, który mógł mieć 25+ wypadł mi z ręki przy pomiarze w od razu głęboką toń i nawet nie próbowałem go łapać.  Potem z niejakim trudem odnalazłem te płytsze fragmenty dna i łowiłem około dwóch godzin w innym rejonie, m. in. z Michałem. Źle zrobiłem, gdyż trzeba było znaleźć podobną miejscówkę [zatopione drzewsko], albo wracać szybciej niż to zrobiłem na to pierwsze stanowisko. Pod koniec namierzyłem dwa naprawdę niezłe pasiaki [jeden miał pod 35cm], ale te ryby zachowywały stoicki spokój wobec moich poczynań. Nic w moim wypadku się już nie zmieniło.

Dodam tylko że okonie brały wyłącznie na jeden wabik – „makaron”. Trudność polegała na tym, że nie reagowały na spokojne prowadzenie/zawieszenie w toni. Zero. Chaotyczne ataki przypuszczały tylko w relatywnie szybkim opadzie, lub tuż po gwałtownym poderwaniu. Przy czym jak tak z nudów liczyłem, trafiały raz na pięć prób. Tyle przynajmniej zacinałem skutecznie. Tak, że kontaktów miałem pod setkę. Poza dwoma mikrusami to wszystkie miały te 20cm i choć to śmiesznie zabrzmi – idzie chyba na plus po ostatnich dwóch beznadziejnych sezonach w tym temacie.

Paweł wygrał zdecydowanie. Dwie ryby przynajmniej wystawały z ręki. Jako jedyny skusił świnkę. Miała 35cm.

(fot. P.K.)

Zanotował kolejne 2-3 pewne brania tego gatunku, czyli w porównaniu z nami jakoś te ryby przekonał.

Dorzucił do tego klenia na równe 40cm.

(fot. P.K.)

 Na tym jednak nie koniec. Zaliczył dwa potężne brania. Możliwości są takie: albo boleń, albo duży pstrąg. Niestety żadna z ryb się nie zacięła. Sam zresztą miałem, tyle, że tylko wyjście do przynęty rapy w granicach 60cm.

Paweł łowił tylko na dwa wabiki: fioletową larwę jętki [Stone Fly firmy FishUp] i „wiciowca” Fox Rage`a. Stosował plecionkę z cieniutkim fluorokarbonem. Przynęty na główkach bardzo lekkich do max 0,5g. Świnki brały w miejscach nurtowych, ale bez ekstremy, dość płytkich. Kleń uderzył na początku zastoiska. Kolega dołowił jeszcze 15 okoni, ale żaden nie dał punktów.

Podsumowując:

Paweł – I miejsce  – 1 pkt [227 małych punktów]

Ja – II miejsce – 2 pkt [26 małych punktów – to najmniej ile można mieć w turze:) ]

Maciek, Michał, Brandy, Bartek, Wojtek, Kuba – bez punktów. Chłopaki którzy zerowali wraz z nieobecnymi dostali po 10 pkt.

Wyniki tej tury w klasyfikacji generalnej, spowodowały tylko zamienienie się miejscami Wojtka, który spadł na pozycję trzecią z Pawłem, który awansował na miejsce drugie.

P.S. 1 Przypominam – wesprzyjcie nas w akcji odnośnie wód pstrągowych. Wciąż spływają głosy poparcia aczkolwiek liczyłem na szerszy odzew. Nie mniej zostały jeszcze dwa tygodnie i gdyby proporcje napływających głosów były jak przez te pierwsze 14 dni, to liczba byłaby na pewno nieobciachowa, a nie liczę jeszcze znajomych, kórych poparcie dorzucę na sam koniec. W poprzednim tygodniu były odłowy na górnej Szreniawie i dopływach – ich wynik jest smutny: bardzo nieliczne w skali całej wody małe pstrążki, zerowa ilość miarowych i zero innych gatunków. Decydujmy więc…

P.S. 2 Przez najbliższe dwa tygodnie nie odpisuję na mail i jestem nieosiągalny – jestem poza krajem.

 

5 odpowiedzi

  1. Na Sole jest tak, tam gdzie są świnki tam są także inne ryby. Obok świnek stoją pstrągi i klenie. Widząc świnki zawsze rzucałem woblerem( krakusek 5cm FL-malowanie na strzeble,głowacza, ciernika lub kiełbia) obok świnek i ściągałem woblera z prądem. Stałem za świnkami. Zawsze uderzał kleń albo pstrąg w woblera. Na woblera prowadzonego pod prąd obok świnek nie było pobić. Ryby uderzały w woblera prowadzonego z prądem. Świnki są wskaźnikiem obecności innych ryb kleni, pstrągów i okoni. Jak już pisałem wcześniej okonie na Sole stoją w bardzo głębokich miejscach oraz pomiędzy bardzo dużymi głazami w nurcie lub tam gdzie jest stojąca woda. Na Sole zobaczyć klenia a złowić, to są całkiem dwie inne sprawy. Niestety , nie byłem na Sole 4 lata, i nie wiem czy moja wiedza jest dalej aktualna. Kiedy byłem ostatni raz Sole, zaliczyłem tylko niewymiarowego pstrążka , który wziął na woblera pod brzegiem. Nie posiadając samochodu ograniczony czasem, jadąc na Sołę muszę zdecydować czy brać tylko woblery i malutkie blaszki, czy brać tylko i wyłącznie gumy. Z reguły wybieram to pierwsze. Mam znajomego , który łowi na Sole tylko i wyłącznie na gumy, łowi tylko i wyłącznie pstrągi i okonie innych ryb nie uznaje. W rejonie zapory w Czańcu miejscowi opowiadają o nim legendy gdyż strasznie dużo łowi okoni. Na Sole żyłka w kolorze clear to podstawa. Ryby na Sole są strasznie płochliwe, jedynie w miejscach gdzie miejscowi się kąpią latem przyzwyczajone są do obecności człowieka.

    1. Nie wiem czy łowiłeś na tym odcinku co my. W każdym razie wg mojej oceny ilość okonia obecnie, a cztery lata temu, to nie da się porównać. Jest go z 10 razy mniej. Do 2015r moje jesienne wyniki z Soły to lekko 100szt/dzień w tym co 10-y miał 25cm, a kilka ryb zawsze miało około 30cm. Teraz raczej można pomarzyć.

  2. W 2017 zrobiłem sobie wycieczkę rowerową po Sole. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ta rzeka pod względem miejsc: rynny, drzewa w wodzie i dołki. Niestety pod względem ryb, które zaobserwowałem to było bardzo kiepsko- widziałem jedynie dwa klenie ok. 30 cm. Może nie byłem w odpowiednich miejscach albo czasie?.Jedna wycieczka to trochę mało, a Sole nie łowię już od dawna, także nie mam rozeznania.
    Cieszą mnie Twoje obserwacje, bo dają one nadzieje na poprawę rybostanu Soły. Zwłaszcza odradzanie się świnki. Ciekawi mnie jak jest z brzaną?
    Okręg Bielsko-Biała powinien wprowadzić zasadę „C&R” dla świnki, brzany i klenia na tej wodzie. To byłoby absolutne mimimum. Obowiązujący wymiar ochronny świnki 30 cm i limit 50 sztuk na rok jest niewystarczający.
    Martwi natomiast brak zgłoszeń świnek i brzan w prasie wędkarskiej z Soły i Skawy. Myślę, że obecny rybostan to max 5% tego co było w latach świetności.

    1. Ja znam nieźle tylko odcinek Kęty – Bielany. Tam z brzaną było niezmiernie cienko, twierdzę, że ich nie było. Z końcem zeszłego roku znajomi muszkarze zaczęli łowić około 40cm sztuki. Mnie trafiła się 60-ka w grudniu. Oczywiście że limit 50szt. dla świnki to absurd sam w sobie. I tak spotykałem ludzi, którzy może chwaląc się twierdzili, że zabrali około 200szt. Ograniczenia same w sobie niewiele wnoszą, jak na danym odcinku nie ma strażników. Masz pewnie rację, że to co jest, to znikomy procent tego sprzed lat. Ja to znam na przykładzie Raby i Dunajca – tam są szczątki tego co było w latach 80-ych, a to co widziałem w latach 70-ych jest dziś nie do uwierzenia…

      1. Na Sole łowiłem w Rajsku i koło obozu w Oświęcimiu. Czasem złowiłem świnkę 30-37 cm albo klenia ponad 30 cm. Raz miałem na kiju brzanę ok 50 cm. Wszystkie ryby wypuszczałem.
        Generalnie z rybą na Sole było bardzo słabo. Kiedy okręgi Katowice i Bielsko-Biała przestały zawierać porozumienie przestałem jeździć na Sołę. Nie było po co.
        Za każdym razem zadawałem sobie pytanie dlaczego jest tak kiepsko.
        Zawsze można coś poprawić, wybrać inny odcinek, ale smutna prawda jest taka, że po prostu to wędkarze wytrzebili rybę. Presja i zabieranie przez lata doprowadzły do katastrofy. To sytuacja ogólnokrajowa. Mamy najgorsze wody w Europie.
        Sołę i Skawę znam z opowieści ojca i wujka. Oni łowili w złotych latach tych rzek. Sam za dziecka widziałem jaki rybny był San. Dziś to jakieś 20% tego co było, jak nie mniej.
        Soła ma potencjał by być rybną rzeką. Wystarczyłoby nie zabierać i pilnować. Ryba by się odrodziła.
        Złowienie 60-ki na Sole to wielki sukces. Gratuluję!
        Nie wiedziałem, że jest boleń na Sole.
        Co do okoni to są to zapewne ryby schodzące ze zbiorników. Kiedyś zaskoczyły mnie karasie srebrzyste na Sole, brały w miejscu gdzie spodziewałem się świnek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *