Tym razem będzie w większości o przynętach, które sprawdzałem mniej spektakularnie – tzn. – mniej na nie łowiłem lub ryby były na tyle nieduże, że niekoniecznie chciało mi się robić zdjęcia, licząc na coś większego. Prozaicznie także – brakło czasu.
Zacznę od ripperków. Jest ich, podobnie, jak innych gum produkcji Pawła chyba niezliczona ilość kolorystyczna, ale też – UWAGA – duże zróżnicowanie elastyczności. Oznacza to, iż dany model kolorystyczny może być w różnych „odcieniach” twardości gumy, przy zachowaniu tych samych gabarytów. Nie jest to przypadkowe, tylko świadome sterowanie proporcjami składników tworzywa. Niezależnie od barwy, po pewnym czasie prawie wszystkie lekko ciemnieją, co wg mnie jest raczej zaletą.
Relatywnie dużo korzystałem z tych najmniejszych. Są niezwykle miękkie. Mają wszystkie cechy uznanych gum Mikrofish, choć ogon mają zdecydowanie bardziej masywny. Przynęta znakomita pod jazia i klenia na wody bardzo leniwe, lub stojące; w dni, gdy ryby zwracają uwagę na wyraźna falę hydroakustyczną, ale atakują tylko malutkie wabiki. Można je podać na dużą głębokość i odległość, na sporych główkach wolframowych [na zdjęciu – najwyżej]. Lecą na tym diabelnie daleko. Chętnie atakowane przez wzdręgi, aczkolwiek, mając gumki do dyspozycji w pełni sezonu, nie miałem okazji sprawdzić ich na rybach dużych. Małe [takie do 25cm] atakują te ripperki ochoczo, ale spory ogon nie ułatwia im wciągnięcia w pyszczek całości. Osobiście na ten gatunek wolę mikrojigi lub gumowe robactwo od imitacji rybek. Natomiast warte zainteresowania odnośnie większych karpiowatych. Nie wątpię też w ich dużą skuteczność na okonie. Mają 27mm.
Na tym samym zdjęciu, tylko niżej jest model troszkę większy [35mm]. Na główkach 0,5 – 3g z pewnością znakomity na okonie z tym, że nawet nie próbowałem – ten rok z okoniem był w moich stronach tak lichy, że brak cenzuralnych słów. Natomiast pozytywnie w realu zaskoczył mnie taki ripperek, tylko różowego koloru na pstrągach – wpuszczakach. Otóż zacząłem je łowić po miesiącu od zarybienia. Ryby były już skłute niewiarygodnie i około końca kwietnia, przede wszystkim się je oglądało [potem jakby przestawiły się na malutkie bezkręgowce i znów brały tyle, że raczej na imitacje larw, owadów, ale też i na wirówki]. W każdym razie taki ripperek majtkowego koloru otworzył mi dwa razy wodę, gdy już myślałem, iż skończy się na samym łażeniu z wędką. Podkreślam, że dotyczyło to ryb bardzo krótko przebywających w wodzie.
Łowiłem na nie też liczne, aczkolwiek niewielkie klenie wodach stojących, oraz w rzekach. Trafiły się obcinki szczupaka, na tyle szybkie, iż nie ocenię wielkości sprawców. Osobiście pozostałem raczej przy naturalnych, ciemniejszych kolorach, koniecznie za to z tymi opalizującymi na zielono oczkami.
Odnośnie ripperków, to najbardziej przekonały mnie największe. Pewnie dlatego, bo próbowałem łowić na nie ryby, które były:) Gumki te są już większe – mają 45mm.
Różnią się zakończeniem: bardziej nitkowate [robakowate], jak wabiki do dropshota, albo mające wyraźną płetwę. Ciekawe proporcje plus kolorystyka, przywodzi mi na myśl, coś między strzeblą, a ślizem. Najwięcej czasu poświęciłem im w wodach pstrągowych i nieliczne ryby 30+, jakie udało mi się na to wyjąć, to były właśnie dzikusy.
Poniższe ripperki przedstawię dla porządku.
Jestem tak nieprzekonany do przynęt imitujących ryby w całości czerwone, że…. Z poniższych dałem szanse tylko tym większym późną jesienią, aczkolwiek w stojącej wodzie klenie nie były nimi zainteresowane, choć wg mnie znaczenie miał tu kolor. Powojowałby nimi z okoniami – takie mam wrażenie, tyle, że one musiały by być choć w ilości dostatecznej. Sama praca znakomita, pod warunkiem, że haczyk nie jest zbyt długi. Są to kształty znane z niektórych wielkoseryjnych produkcji. Rozmiar większych to 40mm, mniejszych 35mm.
Dobra – chwilka przerwy. Zareklamuję gadżet, który mnie zachwycił. Sztuczne oczy.
Niby nic szczególnego. Poniższe są w trzech kolorach, są trójwymiarowe. Mają własny klej – trzymają się całkiem mocno, nie mniej pod ryby większe [bolenie], raczej doklejam je na silniejszym kleju. Nijaka gumka zyskuje niesamowicie. Dla przykładu boleniówki knight.
Można z tym robić różne cuda: doklejać do wahadłówek [robi się ciekawa faktura powierzchni, bo „naklejki” są dość wypukłe], skrzydełek większych wirówek [w małych mogą zaburzać pracę]. Robiłem z tego kropki na dużych woblerach, jak i to, do czego głównie służą. Wodoodporne.
Wg mnie najbardziej efektowne są te żółte. Przynęty z nimi wyglądają bardzo realistycznie.
Wracając do przynęt. Trochę miejsca poświęcę wabikom twardym.
Zacznę od wobka, z którym mam jednak kłopot. Elf Plus.
Otóż znam kilka osób, które na identyczną przynętę pięknie połowiły jazie i klenie praktycznie przez cały sezon. W moim wypadku było słabo, choć być może znaczenie ma tu charakter odcinka – moim skromnym zdaniem nie jest to wabik na leniwy nurt. A ja głównie w takim próbuję łowić jazie. Obecne egzemplarze mają domalowane oczy. Przynęta waży 1 -1,5g i ma 18mm.
Następne dwa produkty. Pierwszy to super lekka wirówka w rozmiarze „0”, konstrukcyjnie bliźniacza jak znany już od dwóch sezonów Streamepps.
Paweł swoje robi głównie czarne, choć intensywnie użytkowane przecierają się i przebłyskuje taki mosiężny kolor. W odróżnieniu od oryginału, ten ma finezyjną kotwiczkę, a nie toporny i [tępy] haczyk. Ryby wiszą z automatu.
Dodatkowo na kotwiczkach są muchopodobne ozdoby. Dla mnie to plus i minus zarazem, w zależności od nurtu. Z jednej strony można je prowadzić jeszcze wolniej, ale z drugiej wymusza to na przynęcie konieczność obrotu wokół osi, niezależnie od obracającego się skrzydełka. Bywa, iż zaburza to jego prace. Nie mniej rewelacyjna wiróweczka i łeb pod topór daję, że jazie klenie, okonie, pstrągi, jelce – zjadają to bez szczególnych oporów. Przynęta też niebywale plastyczna bo na wody trochę głębsze i płytkie, stojące i bystrza. Warunek jeden: nie można tu przegiąć z „grubością” zestawu. Miękki kijek do 20g i żyłka 0,14mm to raczej granica optymalnych wartości. A, bo byłbym zapomniał – jakkolwiek oryginał nieźle dawał sobie rade po odkształceniu, to tu mamy naprawdę duży komfort, gdyż wirówka Fishchaser ma znakomicie zabezpieczony drut na którym jest skonstruowana. Złowiłem na to mnóstwo rybek. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam.
Co do „turbinatorów” – na zdjęciu poniżej wirówek. Sprawdzałem – pracują znakomicie, co ważne przy leniwym uciągu. Łowiłem nimi bardzo, bardzo mało. Powiem tylko, że na identyczne pod względem konstrukcji, ale dwukrotnie większe i okropnie topornie wykonane, radzieckie ustrojstwo, łowiłem z ojcem dużo boleni. Niewielkich, bo dominowały ryby do 50cm, ale naprawdę liczne. Z tym, że było to z 10 – 15 lat wstecz. Tak, by być uczciwym.
Teraz coś – i tu się mogę założyć – coś, na co połowię wspaniale boleni w tym sezonie, tym bardziej, że mimo, iż daleko, to mam piękne miejscówki. Woblery o nazwie Ławica. Trzy modele, różniące się dość istotnymi detalami i przeznaczeniem.
Pierwszy, to typowy, dla mnie głównie stosowany latem bezsterowiec. Uwielbiam takie przynęty. Bardzo powściągliwa praca i oszczędny wygląd, choć staranność wykonania godna dużej produkcji. Na wody ostre, jak i spokojniejsze. Mam tu lekkie zboczenie, ale ja bezsterowce ściągam głównie z nurtem.
Drugi ma ster. Dość łatwo postawić go w nurcie, także głębiej. Sam mam małe doświadczenie, ale wnioskuje, iż pewnie w dni już zimne – powinien dać sobie radę. Oczywiście ściągany żywym tempem na ciepły okres też na pewno będzie ok.
O ostatnim powiem tyle, że mam go na stałe w pudle, na…wody stojące. Rewelacyjnie stabilny w opadzie, może lecieć i lecieć do dna. Tak jakoś sobie ubzdurałem, że będzie super na szczupaki i duże okonie w zbiornikach co mają po kilkanaście metrów głębokości.
Na razie tylko sprawdzałem jak pracują. Mają oczywiście cechę, bez jakiej boleniowy wabik dla mnie się [prawie] nie liczy: dalekosiężność. Tu ich autorowi udało się zachować równowagę, między relatywnie dużą wagą, nie pozbawiającą jednak przynęty naturalnych drgnięć, odskoków itp. Wielkość – 7cm.
Dziś, zupełnie na koniec bardzo oryginalny jig o nazwie Voodo.
Przynęta moim zdaniem głównie na pstrągi, choć szczupak, okoń, kleń czy boleń też by nie pogardziły [ten ostatni może w troszkę innym malowaniu]. Z twardych przynęt, jest to jedno z moich większych pozytywnych odkryć. Tak uniwersalny wabik na kropasy mam pierwszy raz w rękach. Łączy w sobie wszystko, co najlepsze z jigów, wahadłówek i woblerów. Przy tym wszystkim nie ma chyba żadnej z ich wad! Od razu usprawiedliwię brak zdjęć z rybami, a mam przynętę chyba od kwietnia 2017. Powód jeden, jedyny: otrzymałem tylko jeden egzemplarz i bałem się go urwać w jakimś głupim miejscu. Owszem, testowałem go w dziurach i zwaliskach, ale na tyle kontrolowanych, że nawet duży zaczep i urwanie Voodo, nie groził utratą przynęty na zawsze. Natomiast nie byłem na gościnnych występach setki kilometrów od Krakowa i nie miałem okazji zmierzyć się z pstrągami naprawdę słusznych rozmiarów. Przy okazji napomknę, że znajomy, któremu dwa lata temu nie poszło, jak byliśmy razem, był w lipcu 2017 i zaliczył sztukę 49cm, a spiął rybę wyraźnie 50+. Z pstrągowej perspektywy naszego okręgu to całkiem inny świat. Trochę mu zazdrościłem, a namawiał…Tyle, że pilnowaliśmy wpuszczaków w rzeczce pod nosem.
Wracając do tego woblera – jiga. Voodo nadaje się nawet na najszybsze bystrza gdyż nie skręca linki. Nawet plecionek. Także grubość żyłki, czy pletki nie ma tu szczególnego znaczenia dla pracy. Może to być i linka 0,04mm, jak i żyła 0,3mm.Generalnie rzucać tym można ekstremalnie daleko. Także celność jest znakomita [korpus jest tak wyważony, że ustawia się w wodzie horyzontalnie]. Daje się świetnie prowadzić z nurtem, w poprzek, jak i pod prąd. Szybko i wolno ze wszelkimi skrajnościami w tej materii. Da się nim łowić w opadzie, można go turlać po dnie [uzbrojony w jeden pojedynczy hak, co powinno być normą na wodach pstrągowych, niezależnie od metody łowienia; prowokuje mało zaczepów]. Można go naprowadzać w dziurę i zaprzestając zwijania dotrzeć w kontrolowany sposób do największych zakamarków. Trochę jakby połączenie woblera pływającego z tonącym. Przynęta liczy w całości 45mm + 15mm samych piór poza hakiem, twardy korpus to 2cm.
Dla mnie znakomitość do łowienia z nurtem w ekspresowym tempie w upalne, letnie wieczory. Atutem także fakt, że ryby na pewno nie oglądają czegoś podobnego non stop.
Kontakt z producentem przez FB – Fishchaser.
4 odpowiedzi
Zastanawia mnie fakt używania przez Ciebie Streamepsów .
Chodzi mi o to czym różni się praca tego wynalazku w porównaniu z obrotówką bez korpusu ( waga ta sama) z kotwiczką lub haczykiem ( z muchą ) na końcu.
Zrobiłbym sobie kilka tych streamepsów , ale widzę tu problemy techniczne związane np ze startem skrzydełka na giętkiej lince .
Start skrzydełka na obrotówce jest łatwiej uzyskać bo mam do dyspozycji okrągły i gładki drut.
W streamepsie aby to osiągnać trzeba dać paletkę która stawia spory opór ( aglia, comet).
No właśnie o to się rozchodzi, aby na względnie wiotkiej lince tak dobrać i osadzić skrzydełko, żeby pięknie pracowało. Spotkałem wiele powierzchniowych, dużych obrotówek na szczupaki bez korpusu – pracowały bardzo dobrze, ale jak dotąd nie spotkałem wirówki w rozmiarach Streameppsów, przy zachowaniu ich wagi, aby podobnie świetnie pracowały. Jeśli taka błystka bez korpusu dobrze pracowała, to i tak była cięższa o 0,5 – 1g od tych na „linkach”. W minimalnym uciągu Streamepps się kręci dobrze i prawie nie trzeba go przesuwać, by wymusić pracę; błystka musi być ciągnięta jednak szybciej, albo gaśnie.
Czy z haczykiem w streamepsie masz więcej pustych zacięć niż z kotwiczką ?
Bo kombinuję odnośnie haczyka , użycie tego wynalazku w mocno zaczepowych miejscach .
Zależy od gatunku. Na wzdręgi jest ok. o ile wymienimy oryginalny haczyk. Jest faktycznie mocny ale tak toporny, że dziwi mnie, iż renomowana firma dopuściła taki „topór”. Ciężko na niego zaciąć pstrąga, a co dopiero krasnopiórkę. Pojedynczy, finezyjny haczyk sprawdził mi się na jelcach. Pstrągi też spoko, ale z mocnym i ostrym rasowym hakiem, a nie tym czymś fabrycznym. Natomiast jeden hak słabo wypadał na kleniach i jaziach. Innych ryb celowo na błystki typu streamepps nie łowiłem.