Liga spinningowo – muchowa, mimo że jest zabawą, to niesie ze sobą niemały ładunek rywalizacji. Gdybyście czasem mogli posłuchać, co mówimy po poszczególnych etapach, albo jeszcze lepiej, gdybyście mogli usłyszeć nasze myśli… Ile tam jest goryczy, rozczarowania, pewnie nierzadko zazdrości, a na pewno złości i pytań „jakim cudem on/oni, a ja nie”?
Pewnie niektórzy zauważyli, iż w pierwszych turach wystartował nas komplet. Zapewne, każdy z uczestników myślał sobie, że powalczy, zaliczy dobry wynik itd. Nie ściemniajmy – wewnętrznie mamy o sobie przeświadczenie, jakimi to nie jesteśmy świetnymi wędkarzami. He, he – sam tak myślałem. Tymczasem na pierwszych turach, jak pokazała rzeczywistość – było ekstremalnie do kitu. W tym dostrzegam przyczynę, że parę osób złożyło broń. I jeśli to było przyczyną, to im się trochę dziwię, bo ryby to przede wszystkim jednak cierpliwość.
Część ludzi uległa na pewno błędnemu myśleniu, typu: znam łowisko, mam wyniki itd. Niestety proszę Państwa – liga, jak każdy rodzaj rywalizacji ma swój, wskazany dzień i wylosowane łowisko. Często jest tak, iż aura, warunki wodne, bardzo utrudniają łowienie, Co więcej – nierzadko bywa iż okoliczności są takie, że w życiu danego dnia nie odwiedziłbym danej wody. Ale to właśnie TEN dzień. Podobnie z małymi rzeczkami: ktoś żyje praktyką niezłych wyników, gdy bywa tam sam i „robi” 2-3km wody. Ale co w sytuacji, gdy łowi tam dziesięciu ludzi i ma się do dyspozycji nie kilka kilometrów, tylko 500m? Trudność gwałtownie wzrasta. Dlatego parę osób, które nie bawiły się w ligę, dość zaczepnie mędrkowało, chyba nie biorąc takich czynników pod uwagę…
Ale kolejne niepowodzenia do parteru sprowadziły prawie połowę z nas. Tak naprawdę, to wszystkich, tyle, że nie wszyscy się poddali. W tym miejscu najbardziej chciałem podziękować Jackowi i Kubie, którzy nie zapunktowali do końca ligi, ale byli na zdecydowanej większości tur. Także dziękuję Szymonowi, który miał najdalej ze wszystkich do większości łowisk [inny okręg] i ścigał się razem z nami. Chwała Wam za to, bo jeśli idzie o rywalizacje, to jednak ilość ludzi robi klimat. Nie da się tego oszukać. Podobnie jak w prawdziwym sporcie: niby można pograć w dwóch, czterech, ale fajnie to jest , jak biega po boisku więcej osób.
Gdy łowi się w większej grupie, to już nie tylko idzie o rywalizację, natomiast jest też wspaniałe pole do porównań. Im więcej osób, tym lepsza skala. Naprawdę trudno o lepszą możliwość nauki. Czasem gorzkiej nauki, bo jak rozmawiam z chłopaki, już po całej serii zmagań, to wielu nie kryje, jak się czuło zerując, a sam przynajmniej dwa razy zadałem sobie pytanie, myśląc o Maćku – „jakim cudem znów wygrał?”. Żaden normalny facet nie lubi przegrywać, nie ważne czy w piłkę na podwórku, czy tym bardziej w jakiejś bardziej sformalizowanej rywalizacji…
Przejdźmy do wyników. Pozwolę sobie na małe i bardzo subiektywne komentarze.
Ligę 2017 wygrał zdecydowanie Maciek. Niby zamienił się ze mną miejscami, ale ja rok temu wyprzedziłem wszystkich w nie aż tak zdecydowany sposób. Facet nas normalnie zmiażdżył. Zaliczył tylko 31 pkt [im więcej punktów, tym więcej razy zaliczało się odległą pozycje lub zerowało], a małych punktów [suma punktów za wszystkie ryby poszczególnych tur] natrzaskał aż 1822! Wynik jak na nasze towarzystwo imponujący. Wg mnie pobił nas na głowę jedną rzeczą: potrafił znakomicie typować miejscówki lub tam, gdzie ciężko mówić o miejscówkach – odcinki wody [jak na Kanale Łączańskim albo na Rabie]. Potrafił znaleźć ryby. A to jednak ważniejsze niż dobór przynęty i cała reszta. Bez ryb kolejne kroki nie mają sensu… Na bardzo niewdzięcznym dla spinningistów łowisku jakim jest właśnie Kanał, dodatkowo, jako jedyny podjął ryzykowną decyzję o taktyce opartej na początek, na mikrojigach. Mnie to tam do głowy nie przyszło. Czy miał szczęście? Trochę na pewno tak, bo na starorzeczu w październiku i grudniu złowił tylko po jednej rybie, ale to uchroniło go od podwójnego zera, które zupełnie zmieniłoby obraz rywalizacji. Tyle, że jak to mówią – szczęście sprzyja lepszym i tak pewnie jest. Jeszcze raz gratuluję w swoim i chłopaków imieniu. Punktował w siedmiu na dziesięć tur, z czego aż cztery razy był pierwszy.
O sobie napiszę ciut więcej [siłą rzeczy]. Zaliczyłem 41,5 pkt [1183 małe punkty]. Do zwycięzcy brakło mi wygrania jakby półtorej tury, przy czym Maciek musiałby na nich…zerować. To pokazuje skalę jego przewagi.
Ja przed całą zabawą usiadłem nad wylosowanymi łowiskami i zrobiłem małe podsumowanie: co o nich wiem, jak często na danej wodzie łowię i kiedy po raz ostatni, w jakiej porze roku itp. Doszedłem do wniosków, które prawie w 100% potwierdziły się. Otóż łowiska podzieliłem na trzy grupy:
– takie, o których, jeśli chodzi o wynik – nie mam zdania, bo może być naprawdę nieprzewidywalnie [tura nr 1 w marcu – Rudawa, Głogoczówka, Prądnik, Dłubnia itd. do wyboru, oraz tura nr 6 w sierpniu na dolnej Skawie]
– łowiska, gdzie będzie mi bardzo trudno, bo albo ich nie znam, albo nie lubię tam łowić i w związku z czym…nie znam ich [Raba w turze nr 3, oraz Wisła poniżej Niepołomic w turze wrześniowej i listopadowej]
– wody, na których z dużym prawdopodobieństwem zaliczę dobry wynik, jeśli nie zwycięstwo [starorzecze w turach październikowej i grudniowej, Bagry w turze nr 2, rzeczka pstrągową w turze licowej, oraz Kanał Łączański w turze nr 4]
Typowanie było całkiem trafne, nie mniej zawsze są jakieś „ale”. Po pierwsze nie odpaliły Bagry. I to dosłownie dla wszystkich. Nie mniej nawet na względnie pewnej wodzie trafi dzień, że się po prostu nie da, bo ryby z jakichś powodów absolutnie nie żerują. Z własnej już winy przepadłem na Kanale Łączańskim. Winą tą była zbytnia pewność, co do rozpoznanego odcinka i brak elastyczności, by albo zmienić odcinek, nawet na taki w ciemno, albo zaryzykować i łowić inaczej [mikrojigi, albo ciężko]. Jak widać, przesadnie usztywniona taktyka, usprawiedliwiana byciem konsekwentnym, też bywa zawodna.
Świetnie za to typowałem pozostałe tury: te rzeczki tury nr 1 [Rudawa, Cedron itd. do wyboru] nie wypaliły i jeśli ktoś łowił w jakiejś z nich od początku lutego, niczego innego raczej się nie spodziewał. Skawa w sierpniu też była kulawa, bo tylko szczęściu zawdzięczam tam wygraną – mizernym klenikiem o minimalnym wymiarze, choć spadł mi taki pod 40cm i miałem jeszcze jednego, któremu brakło ze 3mm do punktowanej 30-ki. Ale Skawa jest tragiczna na tym odcinku, chyba, że trafi się na wodę dosyć mętną ale niską. Nie mniej z perspektywy ostatnich 20 lat, to rybna pustynia.
Na Rabie miałem zero wielkie, jak moje oczy, gdy dowiedziałem się iż Maciek tam zapunktował i to raczej nie przypadkowo, bo nie jedną rybą. Ale to było niejako wliczone w ryzyko. Spośród wód płynących naszego okręgu, najbardziej nie lubię właśnie Raby na fragmencie Gdów – Książnice. Na Wiśle, od której się mocno odzwyczaiłem, gdyż moje aksamitne zestawy po prostu nie mają tam racji bytu, też nie było lekko. Brak praktyki swoje zrobił, choć coś tam pozostało z dawnych lat, gdyż trochę szczęśliwie zapunktowałem we wrześniu, a trochę nieszczęśliwie zerowałem w listopadzie [miałem dwa bolenie, ale krótkie, a jedyny większy mi spadł].
W innych łowiskach nie było niespodzianek. Pstrągi umiem łowić jak są [byłem trzeci], a starorzecze znam lepiej niż własny dom. Poza tym podobnie, jak rok temu, rzeczywistość pokazała, że najlepiej łowię z końcówką roku, gdy robi się coraz zimniej. Tak jakoś mam.
Gdyby ktoś mnie zapytał o jakąś konkluzję na koniec nie tylko ligi, ale całego, tego sezonu, odpowiem tak: wydawało mi się, iż cokolwiek o rybach wiem, ale po tym roku, dochodzę do wniosku, że absolutnie ich nie rozumiem. Punktowałem w pięciu turach na dziesięć w tym trzy razy byłem pierwszy.
Trzeci był Wojtek. Tylko wypracowaną wcześniej przewagą utrzymał III miejsce. Wygrał z Pawłem o jeden, słownie jeden punkt: miał ich 55 [367 pkt. małych]. Warto zwrócić uwagę, że rok temu do końca całej zabawy nie zapunktował nawet raz. Jak widać m. in. udział w lidze, wymiana informacji i podglądanie swoje robi. Choć nie mam cienia wątpliwości – miał kupę szczęścia, podpartą jednak nie poddawaniem się, wytrwałością. Zdobył punkty w trzech turach z czego w dwóch był drugi, stąd sukces.
Czwarty był Paweł. Zakończył ligę z wynikiem 56 pkt. Ale punktów małych zdobył więcej niż Wojtek, bo 559. Finisz miał doskonały i postawiłbym w ciemno, że gdyby była jeszcze jedna tura, to raczej by wygrał z Wojtkiem. Dlaczego poszło mu tak słabo? [punktował zaledwie w trzech ostatnich turach]. Odpowiedzi nie znam, tak samo jak nie wiem, dlaczego ja zerowałem przez pierwsze cztery etapy… Gdybym miał wskazać kogoś, do kogo łowię w najbardziej podobny sposób i z podobnymi wynikami, to wymieniłbym Pawła. Kumpel punktował trzy razy będąc dwukrotnie drugim, ale raz był na dalszym już piątym miejscu i to wpłynęło na uzyskane miejsce.
Szymon zajął piąte miejsce i uzyskał 57 pkt – widać że w temacie miejsc 3 do 5 walka trwała do końca – różnica jednego punktu. Małych punktów uzbierał 337 – nieznacznie tylko mniej od Wojtka. Dość pechowo zakończył, a w zasadzie nie skończył ostatniej tury. Stąd może taki wynik. Punktował trzykrotnie w tym raz był pierwszy i dwukrotnie czwarty.
Szósty był Darek. Tylko raz punktował – był pierwszy. Wtedy zajmował drugie miejsce po Maćku. Ale potem opuścił większość tur. Nie mam pojęcia, dlaczego zrezygnował. Zaliczył 64 pkt [małych także 64 – wygrał rzeczkę pstrągową]. Zamyka listę osób punktujących w tym roku.
I na sam koniec jedna uwaga – o ile przed, czy tym bardziej w trakcie danego etapu niekoniecznie ujawniamy swoje tajemnice, to po danej turze dzielimy się informacjami. Te istotne zawsze zamieszczam w relacji. Natomiast nasza zabawa nie sprowadza się do ogniska i zapicia pały po łowieniu, albo już w trakcie. No, nie ten klimat…
Tu przepraszam wszystkich, spotkanych i zagadujących mnie w tym roku nad wodą wędkarzy – przepraszam za moją małomówność, czy wręcz mrukliwość. Ja jestem gadułą i o rybach uwielbiam rozmawiać, ale nie nad wodą. Nad wodą łowię.
Mam jeszcze taką refleksję. Smutną i dającą do myślenia: na dziesięć pięcio – siedmiogodzinnych tur w dziesięciu miesiącach, na ośmiu różnych łowiskach, gdzie udział brało od 6 do 11 ludzi [raz było czterech], złowiono…jednego punktowanego okonia [25+]. Nie wiem, co o tym myśleć…
W przyszłorocznej lidze udział już zadeklarowali: Kuba, Jacek, Maciek, Wojtek, Łukasz oraz ja. Dwóch osób na razie nie wymieniam, póki się ostatecznie nie zdeklarują, choć już latem mówiły, że podniosą rękawicę 🙂 w 2018r. Paweł jest zainteresowany o ile uzbiera się co, najmniej ośmiu ludzi, co do których z dużym prawdopodobieństwem można rzec, że będą na większości tur.
Zapraszamy wszystkich chętnych: zaawansowanych i początkujących, młodych i starych, spinningistów i muszkarzy, facetów i kobiety [jeszcze ze dwa lata i udział będzie brać moja córka – to dopiero będzie heca, bo w przeciwieństwie do, jak mówię – prawdziwych dyscyplin sportowych, to akurat w wędkarstwie kobiety mogą wg mnie rywalizować jak równy z równym, z mężczyznami, a przynajmniej te dorosłe – mam w odwodzie jeszcze żonę 🙂 ].
Jedna uwaga, podobna jak rok temu: wiem, że trochę ludzi ma problem z naszymi zasadami, a konkretnie z surowymi wymiarami od jakich punktujemy ryby. Także i w tym roku jeśli dobrze pamiętam, sześć osób pisało, że owszem, chcieliby wziąć udział, ale przy wymiarach regulaminu PZW. Tego jednak nie zmienimy, bo uważam i biorący do tej pory udział w zabawie są podobnego zdanie, iż punktowanie okoni po 15-18cm, czy klonków 25+ jest słabe. Dlatego niezmiennie punktować będziemy: klenie, jazie, świnki i leszcze od 30cm, inne drobne gatunki od 25cm. Jeśli chętnych do zabawy będzie za mało – trudno, liga się nie odbędzie i tyle.
Wprowadzamy za to dwie zmiany:
– pierwsza dotyczy szczupaków, sandaczy, brzan i boleni – otóż na razie nikt nie został pokrzywdzony, gdyż ani rok temu, ani teraz nikt nie złowił punktowanych ryb tego gatunku [Jacek rok temu miał pecha bo jego brzana miała jeszcze okres ochronny], ale doszliśmy do wniosku iż te gatunki wymagają jednak większych umiejętności, a ich punktowanie wg naszych zasad byłoby dla potencjalnego łowcy krzywdzące; stąd za złowienie szczupaka, sandacza, brzany czy bolenia będzie się otrzymywać dodatkową premię w postaci podwójnej wartości wymiaru ochronnego danego gatunku. Przykład: boleń 60cm – 1 pkt za szt., 60 pkt. za długość ryby i 10 pkt. za każdy centymetr powyżej wymiaru ochronnego, oraz kolejne 100 pkt. za podwójną wartość wymiaru ochronnego. Razem – 261 pkt. To wcale nie jest dużo, bo za klenia 45cm jest 196 pkt., a jak pokazuje przykład tegorocznego zwycięzcy – takich kleni w Wiśle można złowić kilka w turze, niezależnie od miesiąca. Być może zachęci to kogoś.
– druga zmiana dotyczy łowisk: otóż chcemy zminimalizować prawdopodobieństwo wylosowania łowiska, które prawie na bank da większości zero, a co więcej z dużym prawdopodobieństwem nikt tam nie zapunktuje; dlatego też zrobiliśmy grafik łowisk, które z dużą pewnością są dobre w danym miesiącu i to spośród nich będziemy losować łowiska
Wygląda to następująco:
Wisła poniżej Krakowa – miesiące IV, V, VI, VII, VIII, IX, X i XI
Starorzecze – miesiące X, XI, XII
Bagry – III, IV
Kanał Łączański – IV, V, IX i X
rzeka pstrągowa – V, VI, VII i VIII
Moszczanica [łowisko komercyjne] – III, IX, X i XI
Podgórki Tynieckie [no kill] – V, X i XI
Soła – VIII, IX i X
Do tego dochodzi jedno tajne łowisko w miesiącach X, XI i XII
Dopuszczamy, że jeśli ktoś się zgłosi i dobrze uargumentuje jakąś swoją propozycję, to dorzucimy ją do puli losowanych łowisk.
Nie ograniczamy ilości chętnych jak w tym i w zeszłym roku, bo jak pokazuje praktyka, cześć ludzi odpuści w trakcie, a często jeszcze przed startem.
Zainteresowani niech piszą na wedkarskiewakacje@gmail.com – liga to tylko jeden dzień w miesiącu. Termin zgłoszeń upływa z dniem 31 stycznia.
P.S. Życzę wszystkim Czytelnikom zdrowia, by jak najczęściej pozwalało Wam bywać nad wodą i choć o 10% bardziej rybnych łowisk w przyszłym roku 🙂
8 odpowiedzi
A ilu ludzi już się zdecydowało do udziału w następnym roku? Zazdroszczę takiej zabawy kilku kumpli… mozna się poczuć tak pierwotnie;) u mnie organizacyjnie to się nie uda. Pracuje w weekendy. Tak czy inaczej będę wasze zmagania śledził.
P.s. zmiany na plus
Wczoraj zgłosił się jeden uczestnik, a dziś nad wodą 🙂 dwóch kolejnych wędkarzy- znamy się z widzenia. Jest nas więc na tę chwilę dziesięciu.
Też śledzę zawody, ale mam za daleko do Was!
Witam
A jak sie przedstawia analiza spiningisci vs muszkarze, kto wiecej zapunktowal?
Pozdrawiam Zbyszek
Oj, muszkarze wypadli bardzo słabo. Wprawdzie najbardziej zdeklarowani wielbiciele muchy – Patryk i Łukasz zaliczyli tylko po 3-4 tury każdy, ale łowił też na muchę Wojtek, Kuba i Jacek [ci trzej na zmianę ze spinningiem]. O ile dobrze pamiętam, to nie złowiono jednej punktowanej ryby tą metodą. Najbliżej był Kuba bo jego klonkowi brakło milimetrów. Stąd propozycja Moszczanicy jako typowego łowiska pod muszkarzy. Choć wg mnie średnio zaawansowany muszkarz spokojnie nawiązałby rywalizację ze spinningistami na chyba wszystkich proponowanych przez nas łowiskach.
Dziękuje za odpowiedz. Właśnie się zastanawiałem bo sam łowię cały rok na muchę z kolegą który łowi przy mnie na spinning i to nizinne łowienie mam wrażenie że działa tylko wtedy kiedy jest naprawde ten dzień, tylko kleń, okoń, mały sandacz. Spinning na Wiśle jest chyba efektywniejszy, ryba reaguje na większe przynęty głębiej prowadzone.
Zb
Niby jestem tego samego zdania, ale znam dwóch muszkarzy, którzy regularnie, od lat łowią w Wiśle. Prawdą jest, że ich zdobycz to głównie kleń, jaź, mniejszy boleń i brzana ale z drugiej strony w ciepłej porze roku nie licząc dużego przyboru, to łowią tych ryb i dużo i prawie zawsze. Ciężko mi ocenić kolegów ponieważ, jak pisałem ci dwaj zdeklarowani muszkarze zaliczyli tylko kilka tur. Natomiast Wojtek, Kuba i Jacek łowili relatywnie bardzo mało na muchę. Ja myślę, że przy konsekwentnym podejściu i nie wygórowanym, ale solidnym warsztacie, doświadczeniu, to niejeden muszkarz przetrzepałby nam wszystkim skórę:) Tak na szybko:
Tura nr 1 – padło na puste wody i tylko przypadek mógł coś zmienić niezależnie od techniki łowienia
Tura nr 2 – szczególny dzień na Bagrach, gdzie ryby totalnie zastrajkowały; właśnie mucha mogła otworzyć być może wodę, ale nikt nie próbował.
Tura 3 – Raba – wg mnie trzeba było tu znaleźć bardzo nieliczne ryby; była to jedyna tura obok rzeczki pstrągowej, gdzie chłopaki konsekwentnie łowili na muchę, tyle, że na wodnej pustyni…
Tura nr 4 – kanał – tu spokojnie mógł powalczyć muszkarz
Tura nr 5 – rzeczka pstrągowa – taki charakter cieku, że ja stawiałbym na spinning [Wojtek łowił na muchę i znając wodę jak dom – zerował]
Tura nr 6 – Skawa – w warunkach jakie były, muszkarz by nas znokautował, a ryzyko podjął tylko Kuba, ale on ma małe doświadczenie
Tura nr 7 – nocka na Wiśle, więc chyba spinn…
Tury nr 8 i 10 – gdybym umiał łowić na muchę to dla frajdy na starorzeczu tak bym łowił – po prostu nie wierzę by powolutku tonącą mokrą tam nie mieć dobrego wyniku
Tura nr 9 – znów Wisła, ale w listopadzie – tak się odzwyczaiłem od łowienia w takiej wodzie i tak późno, że się nie wypowiem; ale tam gdzie byliśmy w końcówce tury, to jak na starorzeczu: UL albo mucha rządzi
Zapraszam do zabawy w ligę.
Dziękuję za szczegółową analizę. Racja, racja tylko znajomość wody choć tak jak mówię mam wrażenie że rybom muchę trudniej zobaczyć w mętnej wodzie.
Dziękuje za zaproszenie, niestety dużo wyjeżdżam i nie byłbym w stanie dotrzymać obecności.
Pozdrawiam Zb