Poniższe zdjęcie otrzymałem 10 minut temu. Rybę złowił Mateusz – gratuluje bo jest czego.
Jestem tym podjarany, bo to prawie na naszym odcinku Wisły, gdzie będziemy rywalizować.
Finał naszej ligi zbliża się wielkimi krokami. Pozostały jeszcze dwie tury: najbliższa, listopadowa na Wiśle właśnie i jeśli nie przyjdzie za szybko zima – grudniowa, ponownie na starorzeczu. W turach pierwszego półrocza tylko Maciek radził sobie nieźle, bo pozostali, w tym i ja, łowiliśmy jakbyśmy pierwszy raz dostali kije do rąk. Później było już trochę lepiej. Obecnie sytuacja jest taka, że o ile Maciek wciąż jest bezdyskusyjnym liderem, to jednak ja także mam szanse na miejsce pierwsze. Z kolei pozostali, którzy zapunktowali, mają jak najbardziej realne szanse na miejsce drugie [Maćka raczej nie dogonią], a rywalizacja o miejsce trzecie będzie ostra i rozegra się między kilkoma osobami. Tak, że Ci, którzy się liczą w grze, przeżywają dość mocno. Obmyślamy taktykę, szukamy miejscówek, wymieniamy się informacjami…Całkowicie się chyba nie odsłaniamy, ale w końcu każdy chce wygrać 🙂
Jestem dość optymistycznie nastawiony, choć w przypadku większości z nas, częsta jazda w tamten rejon na ogół przekracza możliwości czasowe. Wyniki Maćka nas z jednej strony straszą, bo ma zawsze coś na punkty, a z drugiej dają wiarę, że to kwestia znalezienia miejscówki, szczególnie o tej porze roku.
Nad Wisłą w ogóle sporo się teraz dzieje i trochę żałuję, że tak dość zdecydowanie rozstałem się z tą wodą. Przez to sporo tracę, a i czuję się tu dość nieswojo. Jakbym od nowa uczył się tego typu łowisk. I pewnie tak jest.
Dokładnie dwa dni temu miałem możliwość oglądania dwóch sandaczy na zdjęciach. Ryby co najmniej pod 90cm, śmiem twierdzić, że może więcej. Złowione w naszym okręgu. Z wrażenia nie zapytałem jaką metodą…
Dziś rano dotarła do mnie informacja, także od Tomka, o złowionych wczoraj kolejnych dwóch sztukach, tym razem 74 i 81cm. Na spinning. Zresztą kolega, który w tym roku diametralnie zmienił rejon spinningowania nad Wisłą i jakby dopiero rozpoznaje temat, też ma się czym pochwalić. Pomijam suma blisko 180cm, bo to wakacyjny, odległy już temat, ale z ostatnich dwóch tygodni ma na rozkładzie przyzwoitego sandacza i bardzo dużego już, jak na rzekę szczupaka. Łowi też ryby na granicy miary.
W ogóle żałuję, że Tomek ma jeszcze inne hobby, które akurat w niedzielę, gdy bawimy się w ligę, kłóci się z wędkami, bo bym go bardzo namawiał do rywalizacji, a podniósłby nam poprzeczkę wysoko. Jak może, podpowiada mi jednak w temacie miejscówek, bo na to ostatnio straciłem trzy godziny, łowiąc zaledwie cztery. Choć fakt, faktem – chyba w końcu znalazłem.
W zeszły weekend miałem info o wędkarzu, który trafił na kulminacyjny moment, opadania wody i miał taki wynik ilościowy i wielkościowy w temacie sandaczy, że mając wiadomość z innego źródła, uznałbym całość za totalne s-f.
No ale w sandacze raczej nie będziemy celować, gdyż najbliższa nasza tura będzie w dzień, choć zahaczy o świt. Nie wiem czy ktokolwiek z nas nastawi się na ten gatunek. Ja będę liczyć raczej na szczęśliwy przyłów, choć większy wobler i 3-4 gumy na główkach 14-30g też w pudełku się znajdą.
Przy okazji sprzętu, to jednak jest kłopot, bo nie znając wody i miejsc, a celując w dzikie, nieuczęszczane odcinki z chodzeniem jest, delikatnie mówiąc – trudno. W zeszłą niedzielę, jeszcze przy opadającej wodzie, odpuściłem sobie drugi kij, bo uznałem to za zbędne utrudnianie sobie życia w tych okolicznościach. Nie mniej faktycznie pasowałoby mieć, wg oczywiście mojego łowienia danych gatunków – jeden kij, taki raczej miękki do 15-20g z żyłką 0,20mm na klenie, przede wszystkim pod woblery i to niekoniecznie małe, letnie bączki i drugi, mocniejszy – w moim wypadku 3m do 35g z plecionką 0,12mm do gum i większych woblerów.
Na co się w ogóle zanosi? Do mniej więcej połowy października wszystko wskazywało na to, iż punkty będą dawać głównie klenie. Maciek łowił je seryjnie, co mnie już przyprawiło o lekkie kompleksy, głównie za sprawą ich wielkości. Otóż naprawdę, chyba za każdym razem kumpel ma kontakty z rybami 45+, a rzadko łowi coś mniejszego niż 40cm.
Kolega był zresztą świadkiem złowienia klenia …65cm! Ryba wciąż pływa, a jest to o 2 „centy” więcej niż oficjalny rekord WŚ.
Potem, gdy przyszły duże deszcze, woda podniosła się bardzo i zbrudziła, klenie jakby znikły, a bardzo zaktywizowały się bolenie. Przy czym jeszcze w trzecim tygodniu października mocno atakowały drobnicę, o tyle w listopadzie już, woda na ogół wygląda na pustą, choć ryby wciąż były w swoich ostojach i brały.
Kolejne wizyty nad nowymi odcinkami, cokolwiek otwierały, nawet tym z nas, dla których ta woda jest zwyczajnie nowa.
Jacek, który po turze na starorzeczu radykalnie odchudził swój zestaw, na dzień dobry trafił niemałego szczupaka. Hol na żyłce 0,14mm skończył się szczęśliwie.
Oczywiście w przypadku tego gatunku, pewnie jeszcze mniej będziemy na niego liczyć, niż na sandacza.
W kolejnych wypadach Jacek miał już kontakty z boleniami. Ryby były nieduże, ale już dające punkty w naszej zabawie. Na ogół udawało się je skusić na gumy Keitech lub małe woblery typu „uklejka” w wielkości 5-6cm.
W ogóle mam wrażenie, że niezależnie, czy danego dnia będą aktywne klenie, czy bolenie lub oba gatunki [oby!], to będzie to też pojedynek woblerów Dorado, Siek i Widła.
Ja dopiero za ostatnim razem trafiłem na ryby i mam nadzieję, że nie zmienią za bardzo swoich stanowisk [będzie niemała różnica poziomu wody, bo wszystko wskazuje na to, iż na oficjalnej turze Wisła będzie niska].
Nieśmiało, bo czuję się tu jak debiutant – zauważę, że nie miałem szczęścia do ryb w miejscówkach na oko świetnych: sztucznych główkach i ich klatkach, względnie młodych umocnieniach. Natomiast ostatnio postawiłem na dzikie brzegi i mimo mało atrakcyjnych warunków pogodowych [silny wschodni wiatr, brudna woda] zaliczyłem kilka kontaktów.
Naturalne miejscówki tego rodzaju nie są chyba aż tak częste u nas, bo Wisła na ogół wszędzie wygląda jak niżej.
Ponieważ trafiłem na brudną wodę, jeszcze sporo wyższą, to odpuściłem sobie drugą wędkę. Łowiłem tylko cięższym zestawem. Cuda się nie działy ale miałem dwa domniemane kontakty z których jeden to zdecydowane wskazanie na rybę. Gdyby woda była jak normalnie w listopadzie, to bym widział sprawcę.
Łowiłem na zmianę 8cm ukleją ze sterem. Typowy wobler na późnego bolenia [dla mnie w listopadzie to mega późny]. Robiony na zamówienie. Minus był tylko taki, że nie rzuciłem nim dalej niż z 25 – 30m. Częściej korzystałem z perłowych gum knight 6cm. Ze wcześniejszych doświadczeń wiem, iż ta wielkość tej przynęty jest też doskonała na większe klenie, więc postawiłem na nie, tym bardziej, że około 5cm woblerów uklejopodobnych nie miałem za wiele. Gramatura gum to 8 i 5g.
Doczekałem się dwóch pewnych brań. Oba we wstecznych, łagodnych prądach, tuż przy brzegu. Pierwszego złowiłem na samym początku. Boleń wziął jak pstrąg, spod samych krzaków, gdy zacząłem zwijać na pełnym gazie, obawiając się, iż plecionka zaczepi o łodygi nadbrzeżnych traw. Błysną tak gwałtownie, że z odległości jakichś 12m, intuicja plus okoliczności, nakazały typować szczupaka. Odzwyczajony od takich ryb dałem mu 5cm więcej niż miał rzeczywiście, ale 60cm przekroczył.
Drugi pewny kontakt był o jakiejś 15.30. W analogicznym miejscu tylko wyraźnie głębszym. Miałem wrażenie, że ryba stała z głową pod prąd i napływający na nią wabik, zaskoczył ją i tylko krótkim ruchem głowy w bok, kłapnęła sam ogon, a hak kilka sekund ślizgał się na zewnątrz pyska W każdym razie czuło się te minimum 2-3kg. Na powierzchni powstało nawet spore beło, tyle, że w cieniu wysokiego brzegu i przy brudnej wodzie, ryby nie dostrzegłem.
To co mnie trochę zmartwiło, to trzy rzeczy. Pierwsza – widziałem tylko jeden atak, także bolenia. Sen z powiek spędza mi świadomość, iż po pierwsze, po opadnięciu wody, typowane miejscówki będą jednak za płytkie i co za tym idzie – puste; po drugie – w ani jednym brzegowym wcięciu/zatoczce, nie dostrzegłem dorosłych uklei. Tylko w dwóch bardzo nieliczny drobiazg po 4-5cm.
No, ale już pojutrze rzeczywistość wszystko zweryfikuje. W każdym razie w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich tur, jeśli pojawią się jakieś ryby, to nie będą to małe sztuki.
Jedna odpowiedź
Dzięki Adamie za opublikowanie zdjęć przynajmniej można się jakimikolwiek sukcesami z Wami podzielić.
Szacunek dla Jacka za wyholowanie takiego spasionego szczupaka na żyłkę 14. Powiem szczerze że lekkie łowienie na Wiśle ma sens. Zawsze coś udaje się złowić.
Ja operując non stop grubą plecionka i sporymi woblerami bardzo często wracam bez brania.
Z okoniem praktycznie nie mam styczności. Zlowilem dosłownie jednego na gumę 8 cm i główkę 12g poszukując szczupaka i małych sandaczy w ciągu dnia pomiędzy ostrogami podczas zeszlotygodniowego przyboru.
Nie mniej jednak walnął bardzo mocno co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu że warto jeszcze pojeździć nad rzekę.