Zacznę od pstrągów, choć za wiele do powiedzenia nie mam w tej materii, ale dotrwajcie do końca przemyśleń o kropkowańcach, bo potem będzie co najmniej dobrze.
Cóż – mieszkam nad Krzeszówką 40 lat i takiej kaszany nie pamiętam, nie licząc jakiegoś przytrucia wody, chyba w 87r. W desperacji koledzy poszli sprawdzić Racławkę, nie tylko pod kątem, czy tam ktoś łowi, [a nie wolno], lecz głównie, by podejrzeć, czy tam cokolwiek pływa.
I co się okazało? Pstrągów multum. Głównie małych, ale widać też takie wyraźnie 25+, czego na razie nie da się powiedzieć o chyba żadnej z rzek dopuszczonych, do łowienia. Tyle, że w Racławce pewnie 90% ryb jest dzikich.
Przepiękne podmycia z wodą po pas, czego na fotkach nie widać, bo woda tam tak czysta. Gdybym jakimś cudem miał kiedyś kupę kasy [na co się raczej nie zanosi 🙂 ], to przekupiłbym kogo się da, by mieć Racławkę na własność. Bezwzględnie – najpiękniejsza rzeczka pstrągowa w okolicach Krakowa.
Ale S-F na bok. Chciałbym się mylić, naprawdę bym chciał, ale coraz więcej skłania mnie do tezy, iż pstrągi – wpuszczaki, te małe zeszłoroczne, których było kosmicznie dużo, po prostu nie sprostały w przytłaczającej części relatywnie ostrej zimie, a ich pierwszej poza hodowlanym basenem. Co więcej, coraz więcej ludzi twierdzi, że być może mam rację. Ale wciąż mam nadzieję, że się pomyliłem. Nie mniej, gdyby nie, to padłby dla mnie ostatni bastion sensu zarybiania, co do którego byłem z mieszanymi uczuciami, ale jednak pozytywnie nastawiony. No, bo gdyby było tak, że pstrągi hodowlane nie dają rady, to jaki sens nimi zarybiać?
Obecnie w Rudawie i Krzeszówce znów można mieć sporo kontaktów, ale to rybki do 15cm, wpuszczone w zeszłym tygodniu.
A teraz ryby, o których niektórzy mówią, że nie ryby [nawet wśród moich bliskich kumpli są tacy heretycy]. Połowiłem w weekend naprawdę dobrze. Cieszę się, bo poniższa relacja potwierdza to, co napisałem dla WŚ w kwietniowym numerze. Tam oczywiście piszę bardziej podręcznikowo, niż we wpisach tutaj, dlatego zainteresowanych zapraszam do lektury miesięcznika.
Zaczęło się niewinnie w sobotę. W drodze powrotnej od ojca wpadłem nad wodę, a że byłem z córą, to założenie było tylko takie, aby złowić z 5-7 krasnopiór do stawku, bo po tej zimie nie mam wątpliwości, że będzie im tam też dobrze, a że rybki raczej powierzchniowe latem, to jakoś widoczne, a nie jak piątka upasionych karasi maskująca się jak tylko można.
Julka jest na tyle mała, że nie do końca czai jeszcze niebezpieczeństwo wpadnięcia do głębokiej wody, więc wygodnie nie miałem, a koniecznie chciała łowić ze mną. Dałem sobie max godzinę. Realnie łowiłem jakieś 25 minut, bo sporo chodziliśmy w poszukiwaniu ryb. Ostatecznie ich nie znaleźliśmy ale…
Udało mi się wyjąć trzy wzdręgi, tyle, że trochę za małe. Liczyłem na ryby 20-25cm. Kilka spadło. Był trochę zwariowany wiatr, bo dmuchał raz ze wschodu, raz z zachodu, a z rzadka z północy, ale wtedy naprawdę mocno. No i w trakcie jednego z rzutów – dmuchnął. Wabik poleciał dobre kilka metrów dalej, za ścianę zielska i minął uskok dna z około 3 na 5m. Ledwo jig dotarł do gruntu, a tu łup! Nie jakieś tam pyknięcie tylko strzał, jak grubego okonia. Testuję od kilku dni nowy kijek – napiszę o nim parę zdań przy innej okazji. No i kijek jest wklejką, czego nie lubię, ale wklejką z tych najlżejszych. Zacinam więc i próbuję holu. Guzik z tego. Po pierwsze kij wygiął się w jakichś 4/5 długości i dopiero wtedy miałem silny, realny kontakt z rybą. Po drugie, hamulec, niezwykle zresztą precyzyjny, także nowego leciutkiego młynka, ustawiony, że wzdręga 25-ka nie ma prawa go ruszyć, oddaje plecionkę jak po przysłowiowym maśle. Dokręcam. Nadal nic. To dokręcam jeszcze trochę. Ryba odpływa w przeciwną stronę. Ale okoń! – tak sobie myślę. Dokręcam kolejny raz. Ryba zawraca. Zanim zwinąłem nadmiar linki, wpierniczyła się chyba u podstawy uskoku w zielsko. Parę sekund i mam wrażenie, iż na plecionce i rybie jest z kilo zieleniny. Tyle, że się uspokajam, bo coś mi to wygląda na około pół metrowego szczupaka. Zdobyczy nadal nie widzę, nawet błysku, ale jakoś tak to w tych roślinach wierzga…Po emocjach. Bez ceregieli, choć spokojnie napinam pletkę i albo przetnie rogatki, albo się urwie. Poszło. Ryba około 15m ode mnie, już bliżej powierzchni. Nadal choćby cienia, ale na wodzie pojawia się takie typowe bełko. Emocje wracają bo ani szczupły ani okoń tak nie robi. Musi być gruba wzdręga. Po chwili, mimo wyjściowych ciuchów, leżę na ziemi i próbuję z wysokiego brzegu podebrać rybę. Udaje się, bo jest nieźle wymęczona. Nalewam do wiadra wody [10l], a Julka mówi, że „rybce będzie ciasno, bo musi stać na główce”. No raczej jej nie wezmę do stawku, bo szkoda jej tam, a i z transportem byłby kabaret. Wyrównałem mój rekord płoci, ale wagowo, ta jest bez wątpienia numerem 1.
Po takich emocjach daliśmy spokój, a ja po powrocie zbroiłem się jak na akcję specjalną. Sporo kalkulowałem, dumałem i wymyśliłem. Celem miał być podobny uskok dna ze ścianą zielska, gdzie rok temu z ewidentnego przypadku złowiłem ładnego okonia. Powinny tam być. Stawiam na mikrojigi, ale jakby było dobrze, to mam kilkanaście rodzajów owadopodobnych przynęt z silikonu, jak i „muchowych”.
Nad wodą jestem o 11.30. Kumpel od 8.00. Zaliczył kilkanaście płotek i wzdręg, ale rybki raczej malutkie. Do tego nieduży szczupak. Jest na oko bardzo nieszczególna aura: wiatr jak dzień wcześniej – zmienny [wschodni i zachodni], dość silny, a przede wszystkim lodowaty. Tylko 5 stopni. Wczoraj było ładne słońce, a teraz totalne, jednolite zachmurzenie. I…centralny dzień pełni. No tak – tego też jestem świadom. Co chwilę rzucamy okiem na 4-5 spławikowców. Sporadycznie, naprawdę rzadko wyjmują rybki po 10, max 15cm. Kumpel odpuszcza w południe i jedzie na Prądnik. Ja kolejną godzinę błąkam się, mając tylko jedno branie. Owszem, jakaś ładna ryba wzięła mikrojig, ale spadła po kilku metrach. Branie było na jakichś 5m. Głęboko.
Wbijam się w kolejne wyrwy w trzcinach, próbując szczęścia. W końcu jednak ryby znajduję. Mikrojig opada. Tuż nad dnem jakby skubnięcie. Napinam plecionkę i flegmatycznie podnoszę pół grama. Niemrawo narastający opór. Zacięcie. Wzdręga. Niezła – lekko 25+. Za chwilę kolejna i następne. Zakładam na początek szarą jętkę. Prezent wraz ze sporą ilością przynęt autorskiego wyrobu i projektu. Opiszę je po sezonie, bo szczęka mi opadła już na sam ich widok, i do końca nie wierzyłem, że to domowej produkcji rękodzieło.
Mam akurat dość ciężką główkę, bo około 1,5g. Mimo to są bardzo wyczuwalne brania. Silne uszczypnięcia. Wyjmuję płotki po około 25 – 27cm.
Zmiana. Na tapetę idzie ciemna jętka firmy Fish Up.
Dla niej mam dużo lepszą główkę – 0,3g. Trochę się boję czy dorzucę. Cudów nie ma, ale gdy widzę jak wolny jest opad przy brzegu, to wiem, że będzie ogień.
Brań nie czuję, poza tymi największymi. Za to wzdręgi dostają spowolnionego, ale jednak żerowego szału. Początkowo kilka 25-ek.
Potem nie ma ryb poniżej 30cm! Mam kłopot w podbieraniu, bo na kiju, to się boję go uszkodzić – taka rybka już troszkę waży, a na samej plecionce, to znów boję się zerwania linki albo ryby jeśli się ta szarpnie. Finalnie, ręką trzymającą z 2m linki, prowadziłem ryby między trzcinami pod na tyle niski brzeg, że mogłem je wyjąć.
Doszedłem do jętek, ale tym razem tych Wojtka – muchowych.
Na przekór wziąłem najpierw większą, z trochę kłującymi łapkami. Rzut. Pierwsze „zdziwko”, bo leci lekko 20m. Opada wolno. Ślimaczo przesuwam centymetr za centymetrem po dnie. Łup! Jak wczoraj. Tym razem bez perturbacji mam przy brzegu płoć 34cm.
I się zaczęło. Wzdręgi jakby omijały tę przynętę, za to płocie… Poezja. Takie strzały, że okonie mogłyby się uczyć. Brania z 4-5m. Na sporej w każdym razie głębokości.
Pierwsze około 50 minut, to wędkarski raj. Nie mam przepuszczenia bez brania z tego około 90% zacięte i wyholowane. Tu od razu ostudzę wszystkich. Nie wyjąłem setki ryb. Zarówno waga wabików, głębokość ,na której były ryby, wiatr – to wszystko powodowało, iż przeciągnięcie przynęty trwało do nawet 1,5 – 2 minut! Chyba, że branie było zaraz po kontakcie z dnem. Tak, że cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość. Aha – i jeszcze coś. Pewnie dlatego, że łowiłem z wysokiego brzegu, dużo więcej brań miałem, gdy klęczałem. Inny kąt umożliwiał prowadzenie jętek bardziej równolegle do dna, co w przypadku wzdręg jest moim zdaniem kluczowe. Ten gatunek nie lubi zygzaków, tylko liniowy tor przynęty. Przynajmniej o tej porze roku.
Do około 14.30 płocie nieznacznie przegrywały z krasnopiórkami, raz wychodząc nawet na prowadzenie. Później już nie brały. Ze wzdręgami było inaczej: do 15.00 brania były niezłe, do 15.30 też, tyle, że sporo miałem pustych zacięć. Potem, a że zostałem do 16.00 – panowała cisza. W tą ostatnią godzinę rybiej aktywności, spośród blisko 30 paproszków prezentujących z 5-6 typów przynęt, ryby brały tylko na sporą pijawkę.
Być może dlatego część ryb spadała, bo Wojtek zrobił mi ją na płytkie wody pstrągowe [0,5g] – ma z 6cm, ale jak już zaciąłem, to ryba była fajna.
Wyjąłem 14 płoci do 34cm i 25 wzdręg do 35cm. Wszystkie ryby ważyły jakieś 8-10kg. Tylko trzy rybki miały poniżej 25 cm…
Zbliża się I tura naszej zabawy w ligę. Okropnie żałuję, że na ten pierwszy raz nie wylosowano jakiejś wody stojącej, ale chyba mnie rozumiecie?
12 odpowiedzi
Jak widzicie, mają miejsce techniczne zmiany jeśli chodzi o szablon mojej całej pisaniny. Generalnie jestem na etapie pierdo…nięcia wszystkim, bo jednak świat cyfrowy nie jest dla oldschool`owych humanistów, a po co robi się tzw. aktualizacje formatu w jakim piszę, to za grzyba nie wiem. Piszcie, proszę jak Wam się strona otwiera [albo nie otwiera], co jest nie tak i takie tam. Że fotki są jak z mikroskopu, to już zgłosiłem. Jak się z tym nic nie da zrobić, to sprzedam normalnie domenę jakiemuś komercyjnemu łowisku, bo – normalnie – krew mnie zaleje…
Sam sie musze wziac bardziej za bialoryb, bo inaczej nic nie polowie chyba… juz ktorys raz w tym roku probowalem z pstragami i jest gorzej niz zle. W zeszlym roku do polowy marca tylko z Pradnika mialem na koncie 100+ pstragow w tym kilkanascie miarowych. W tym… na 5 wyjsc mam na koncie 2 ryby i zadna nie przekroczyla 20cm… Z kolei w kwestii bialorybu – jak na zlosc jak tylko znajde czas zeby sie wybrac to zawsze cholernie wieje, co przy ultra lightcie strasznie daje w dupe. Ogolnie poczatek tego sezonu skutecznie sprowadzil mnie na ziemie i az mi sie odechciewa gdziekolwiek ruszac.
Ja, gdyby się nie ruszyły płocie i wzdręgi, to…nie wiem, co bym robił. Nad Krzeszówkę jak idę, to tylko z blaszką strażnika, bo mi się zwyczajnie odechciało mieszać pustą wodę, a tych wpuszczonych maluszków to mi szkoda. Ja się jeszcze łudzę do końca marca. Jak się nic większego nie pokaże,to uznam, że pstrągów starszych, choćby zeszłorocznych nie ma…
Strona jest okey, brakuje tyko możliwości powiększenia zdjęcia po najechaniu na zdjęcie myszką, poprzednio była taka funkcja.Zdziwiła mnie informacja,że zna pan wędkarza z okręgu bielskiego, który łowi pstrągi na wodach okręgu bielskiego na brązowego dżiga(łasica), imitującego głowacza, choć wg. mnie dżig ten imituje brązową pijawkę rybią, powszechną w naszych wodach. Informacja ta mnie tym bardziej zdziwiła i zaskoczyła, iż sam jestem wędkarzem z okręgu bielskiego, a nick quest jest to mój nick na forum Wędkarstwo Moje Hobby. Okręg bielski to głównie Soła i Koszarawa wraz z dopływami, bezprawnie i bezpodstawnie zniszczona i zdewastowana rzeka Biała, na której populacja pstrąga jeszcze się nie odrodziła, mimo zarybień Klubu Wędkarskiego Renegat, potok Wapienica z nieliczną populacją pstrąga, Wisła w Strumieniu, i odcinek specjalny na Wiśle , której właścicielem jest pan Wilk,Wisła koło Oświęcimia Jeśli chodzi o łowienie pstrągów w okręgu bielskim za dużo opcji nie ma.Ostatnio są ataki na strony wędkarskie, została shakowana i zawirusowana taka strona jak naklenie.pl, pracowniaroztocze.pl.
W moim przypadku ataku hakerskiego nie było. Po prostu ilość odwiedzin strony,co mnie cieszy oczywiście, jest tak duża, że firma będąca w posiadaniu serwera [poprzednio Polacy, a teraz Niemcy], uznali, że na niej zarabiam i zaproponowali mi taka opłatę za serwer, że zwątpiłem. No i trzeba było to wszystko przenieść na inny, a sporo z tym kłopotów.
Co do pstrągów w okręgu bielskim – zapewniam, że jest jeszcze kilka, jak najbardziej legalnych dla spinningisty łowisk [rzek], gdzie te ryby żyją. Kolega który tam łowi jest z okręgu Kraków.
Zdjęcia można już powiększać, choć wiele będę musiał wprowadzić od nowa, by się w ogóle wyświetlały. Powolutku będzie to uzupełniane.
Dzisiaj piękny, jak na nasze krakowskie warunki, 36cm kropek 🙂 znaczy się, że są starsze roczniki 🙂 oczywiście C&R
Dziko i szczerze zazdroszczę! Jeśli z którejkolwiek rzeki poza Rabą, to tym bardziej. Ja dłubię przy kompie i uzupełniam pogubione przez system zdjęcia:(
Gratuluje pięknej czerwonookiej! Wiem jak walcza 30 na delikatnym sprzęcie, to musialo być cos pięknego. Czy te jęteczki nie sa produkcji Pawła N? 😉
Ma również frnomenalne pstrągowe kopytka. Co to za nowy kijek? Ja sprzedałem Sheakespeare Sigma #4 i zaluje… Fajny blank, w tubie, 4 skład i tani… A nie miałem czulszego kijka. Co mnie podkusilo nie wiem. Muchówka, z dorobionym reargripem z muchowymi przelotkami, oskrobana z lakieru i korka, stanowiła wspaniale narzędzie do białorybu. A co do kropków, polecam popróbowac na wormy. Mało klasyczne ale przy rybach które widziały juz wszystko czasem to jedyna metoda by je skusić.. Jeszcze jedno, jaka pletka?
Dzięki – hol faktycznie był niezły. Czy gumki produkuje je Paweł N.? Musiałbym sprawdzić w mailu – uczciwie – nie pamiętam. Mam nadzieję, że autor tych świetnych przynęt się teraz nie obrazi. Łowię kijem Savage Gear 198cm do 5g. Fajny, choć ma i słabsze strony. Pstrągi próbuję łowić teraz prawie wyłącznie na robakopodobne gumy. To, że nie biorą, to chyba nie do końca tylko kwestia przynęty.
Ah, LRF. Macalem… Musze powiedziec ze ustepowal czuloscia Sigmie. Jesli będzie nadmiar gotówki polecam poszukac jej na ebayu, nie jest droga. Dodatkowo sporo dłuższa(240) co dla mnie jest sporym atutem. Przy żyłce 0.10 mialem około 10 m przewagi w długości rzutu. Na LRFie rybki byly bardziej nerwowe podczas holu niż na „muchówce”. Np jazie tak jakby nie do konca zdawaly sobie sprawę ze są na wędce… Smieszna sprawa byla. Pozdrawiam serdecznie, pański blog to jedyna literatura wędkarska jaką czytam. Przenikliwość i analizowanie warunķów i sytuacji nad wodą to coś co szanuję i czego zazdroszczę.
Dziękuję za docenienie. Co do łowienia – dużo zależy od preferencji własnych. Ja do najlżejszego łowienia wolę akurat możliwie krótkie kijki. Z czułością też bym nie przesadzał w temacie wzdręg i płoci, bo te pierwsze często biorą niewyczuwalnie i same się zacinają/zakłuwają zanim cokolwiek poczujemy, szczególnie na większych głębokościach; płocie z kolei przy tak lekkich zestawach tłuką relatywnie mocno. Niezależnie od wędki – trudno tego nie poczuć. Zawsze twierdzę, że wędka powinna być dopasowana do tego co chcemy nią łowić, ale przede wszystkim do temperamentu człowieka. A,bo zapomniałem poprzednio napisać – łowiłem plecionką 0,53mm marki Oshikage.