
Skończyło się. Nasza zabawa w zawody zakończona. Ten ostatni etap, jedyny na wodzie stojącej - na Bagrach, nie miał już chyba tych emocji, co poprzednie z kilku powodów. Jak to Paweł powiedział: „zepsułem rywalizację wygrywając nizinną Rudawę, bo po tej ostatniej turze pierwsze miejsce mogłem utracić tylko teoretycznie” [musieliby wystartować wszyscy, wszyscy bez wyjątku musieliby punktować, a ja musiałbym być ostatni]. Trochę niezręcznie wygrać zabawę, którą się wymyśliło, ale nie będę się krygował - cieszę się. Tyle, że to taka radość na dystans. Dlaczego? Napiszę raz jeszcze, że emocje, rywalizacja w grupie [im większej, tym większe te emocje] jest super, ale cała ta nasza zabawa to totalna loteria i hazard. Wygrałem tę naszą ligę przy – nie mam wątpliwości – nieprawdopodobnym szczęściu. Jak tłumaczyć, fakt, że na pierwszej i ostatniej turze byłem jedynym, który punktował? Dla mnie to przypadek, fuks...
Emocje też
Czytaj więcej [...]