Jak będzie…

Dziś zabawię się w przepowiadacza przyszłości. Mam na myśli naszą następną turę zabawy w zawody spinningowo – muchowe. Parę osób zwróciło uwagę, że po danym etapie łatwiej formułować wnioski, niż przed. Więc podchwyciłem wyzwanie. Zrobiłem, nazwijmy to szumnie – trzy treningi i jeden wypad nieplanowany. Zanim jednak przejdę do konkretów, kilka słów o samej Skawie, bo nie mam wątpliwości, że nie każdy z Czytelników był nad tą wodą, a co dopiero w niej łowił.

(fot. A.K.)

W tym roku nad Skawą byłem pierwszy raz od co najmniej dwóch, jak nie trzech lat. Generalnie oceniam iż jest nieznacznie lepiej niż pamiętam to z ostatnich moich kontaktów z tą rzeką. Nie mniej, gdyby porównywać, to interesujący nas fragment rzeki od mostu w Tomicach poniżej Wadowic, do jazu w Grodzisku i od jazu w Grodzisku do mostu kolejowego w Zatorze, jest pustawy w zderzeniu z podobnym kawałkiem Soły [myślę o odcinku poniżej zapory Czaniec, do przedmieść Oświęcimia]. W obecnej chwili Skawa na odcinku, gdzie będziemy rywalizować, jest niezwykle monotonna gatunkowo. Dominują klenie i okonie. Z ryb będących w orbicie zainteresowań na trzecim miejscu są niezbyt liczne świnki poniżej jazu i umiarkowanie liczne powyżej, [a takie miałem raczej doświadczenia w latach poprzednich, gdyż ostatnie wypady temu zaprzeczyły]. Marginalnie występuje szczupak i pstrąg. W zasadzie nie ma, jak  na porównywalnym odcinku Soły – dość licznych jazi, czy dużych jelców.

(fot. A.K.)

Akurat na Skawie był mój powrót do wędkarstwa po przerwie i gdy sobie przypominam moje wyniki z tego okresu, to biły one na głowę obecną rzeczywistość. Dość powiedzieć, że zawsze łowiłem tam kilka okoni pod 30cm, klenie około 35cm czy często brzanę, szczupaka, a jazie czy świnki przynajmniej widywałem. A łowiłem dość sztywnym i ciężkim kijem, żyłką 0,20mm i gumkami nie mniejszymi niż 6cm [nie znałem, a może jeszcze nie było u nas mniejszych]. Wszystko na gramaturze 4-5g. A jak wobler to niezły bąk na klenie, czy imitacja rybki jak palec…Ale średnia wielkość okoni wynosiła z pewnością około 20cm. Obecnie przeciętny okonek to maleństwo.

(fot. A.K.)

A trzeba przyznać, że często łowi się nawet o połowę mniejsze.

Wracając do tematu. Jak będzie? Ano wszystko zależy od stanu wody. Nawet nie tyle od pogody, co właśnie stanu wody. Skawa na omawianym odcinku przy wodzie podniesionej, a jeszcze lepiej lekko zbrudzonej, to kompletnie inna rzeka, niż Skawa z niżówki, czysta jak kryształ.

(fot. A.K.)

Jak powiedziałem, byłem cztery razy. Za pierwszym razem warunki dość mocno odstawały od kolejnych wypraw.  Mianowicie dzień był dość chłodny, jak na 12 sierpnia, bo nieznacznie nad 20 stopni [w nocy tylko 10!]. Były wyraźne wahania wody – takie do 20cm, ale bardzo szybkie. Sama Skawa była już zdecydowanie chłodna i wyraźnie zmącona. Przy głębokości około 40cm nie widziałem typowej wielkości otoczaków. Łowiło mi się bardzo niekomfortowo, gdyż byłem z Julką, która pierwszy raz w życiu hasała swobodnie po tej wielkości rzece. W efekcie nie ruszyłem się na krok z jednego miejsca [tuż poniżej mostu w Grodzisku, niżej jazu. W zasadzie przez te trzy i pół godziny miałem oczy dookoła głowy, a i tak złowiłem 47 okonków [jeden by na bank punktował, bo wyraźnie nad zaznaczone na kiju 25cm] i 16 klonków, z których 2-3 też minęły nieznacznie te śmieszne 30cm. W mętnawej wodzie ryby najlepiej reagowały na wirówkę nr 00. Niestety nie mam zdjęć, bo córa mnie za bardzo absorbowała.

Mając świadomość iż warunki są nie najgorsze, pojawiłem się już z myślą o rzetelnym łowieniu 25 sierpnia, po kolejnych deszczach. Było całkiem inaczej: upał, wiaterek płn.- wschodni – teoretycznie źle działający na ryby, woda była już tylko minimalnie trącona, za to podniesiona około 0,25m i nie opadała. Ryby, a szczególnie klenie  żerowały wyśmienicie do około 15.00, gdy zniknęły liczne wielkie białe chmury. W totalnej lampie już tylko pasiaki nie dawały się prosić.  I tak udało mi się złowić 106 ryb. 72 to były okonie i tylko dwa by punktowały [27 i 25cm]. Taka zresztą wychodzi mi średnia – trzeba przerzucić około 70 – 80 pasiaczków, by zaliczyć jednego ciut większego.

(fot. A.K.)

Wspaniale przez pierwsze dwie godzi współpracowały małe, ale miarowe klenie. Złowiłem 30szt. w tym 5-7 miało miarę. Tak się rozochociłem, że czekałem na większego i …brania tego gatunku zanikły. No i nie mam fotek.

Miałem też chwile emocji po tym jak jakaś zdecydowanie większa ryba ruszyła spod przeciwnego brzegu do wabika [widziałem cień], ale zrezygnowała. Ponieważ było to cokolwiek większego, postanowiłem starannie obrzucać zacieniony pas mini zastoiska. I doczekałem się. Maleńką wiróweczkę, na żyłeczce 0,12mm capnął półmetrowy szczupak. Co ja się nakombinowałem, by szedł tylko pod prąd – agrafka z żyłką wystawała wtedy poza paszczą. Hol był prawie bez hamulca i ryba zupełnie zgłupiała. Udało się go wyjąć.

(fot. A.K.)

Potem złowiłem jeszcze dwa mniejsze.

Widziałem świnki, ale były to nieliczne, kilku osobnikowe gromadki. Ich rozmiar też daleki był od zachwytów. Ot, przedział 30-35cm. Nawet nie próbowałem ich łowić.

Trochę większy kleń odpłynął z błystką. Kolejny już raz przekonałem się, że mój wzrok jest kiepski i nie zawsze dobrze zawiążę szczególnie cienką linkę. Zwyczajnie rozwiązał się supeł.

Czas łowienia  to 13.00 – 20.00.

Trzeci i czwarty wyjazd to wrześniowe upały. Z tym, że woda kryształowa i maleńka. Było dużo, dużo gorzej. Szczególnie z kleniem. Złowiłem odpowiednio 71 i 107 okoni. Za każdym razem po jednym punktującym.

(fot. A.K.)

Kleniki jeśli już, to śmiesznie małe. Większe nawet jeśli podszedłem, to najczęściej nie reagowały, choć uczciwie powiem – mało ich widziałem w miejscach gdzie dało się rzucić. Najczęściej stały na mega płytkich odcinkach, tuż pod brzegami, między zalegającymi wzdłuż brzegu gałęziami wikliny. Dopiero mocne trzepanie krzakiem zmuszało je do wypłynięcia, ale wtedy można było zobaczyć, że jednak są.  Trafiła się około 20cm płotka na cykadę. Podczas trzeciego wypadu przyłożyłem się nie co bardziej do świnek, ale cierpliwości starczyło mi na jedną miejscówkę i tamtejsze  6-7 sztuk. Nawet doczekałem się brania, które czułem i widziałem. Ryba jednak się nie zapięła, za to potem wszystkie gdzieś się wyniosły.

(fot. A.K.)

Dodatkowym zaskoczeniem był ostatni wypad, na fragment powyżej jazu. Dwie kwestie ostudziły mnie niezmiernie. Pierwsza – w niedzielę minęło mnie z 40 kajaków między południem a godziną 17.00.

(fot. A.K.)
(fot. A.K.)
(fot. A.K.)

Kilka razy płynęło po 5 – 7 naraz. Nie muszę chyba mówić, co się dzieje z rybami, gdy jedyną ciut głębsza rynną, śmiga co chwilę duży cień z głośno śmiejącymi się ludźmi.  Dwa – nie widziałem, a byłem pewien, że będą – świnek. Tzn. nie widziałem miarowej. Towarzyszyły mi stadka małych lipieni, ale takich do 20cm.

Jaki wniosek? Tego typu rzeka, poddana jednak ogromnej presji wędkarskiej i szeroko rozumianej turystycznej, by obdarzyła, musi być po większych deszczach. Tak jest przynajmniej o tej porze roku. Nie ciśnienie, nie wiatr, a stan wody jest bardzo ważny. Wprawdzie zapowiadają od piątku wyraźne ochłodzenie, większe zachmurzenie, a nawet opady, jednak nastawiam się na bardzo niewdzięczne warunki i co za tym idzie, słabe wyniki. Wszystko wskazuje na to, że znowu wygrają pojedyncze i bardzo przypadkowe ryby. Choć chciałbym się mylić.

Na koniec parę słów o przynętach. Przy fajnym żerowaniu wszystkie ryby świetnie reagowały na wirówkę streamepps, maleńki ripperek Mikrofish [najlepiej fioletowy, a nie „dymny” jak na zdjęciu], jiga imitującego sporą muchę i robala. Główki od 0,3 do 1,5g. Tu ciężar wabika miał znaczenie w sensie wygody obłowienia miejscówki. Dla ryb, głównie okoni, nie miało to dużego znaczenia. Przy słabych braniach i z konieczności „cedzenia” pasiaczków, najlepsza była gumka [robal, albo ripperek], choć wieczorem dorównywała wirówka.

(fot. A.K.)

Ktoś powie: trzeba było użyć przynęt bardziej selektywnych. Myślicie, że nie próbowałem? Ale ileż można rzucać 4,5 czy 7cm woblerem czy 7cm gumą na 5g bez kontaktu…

(fot. A.K.)

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *