Podsumowanie sezonu 2015

No i nie dane mi było zamknąć sezonu tak jak lubię w przedostatni ,lub w ostatni dzień roku. Powiem po raz kolejny: niewiele jest czynników będących w stanie zniechęcić mnie do wypadu na ryby ale jak zobaczyłem o piątej rano minus 8 na termometrze, nieźle przyginane wschodnim, ostrym wiatrem czubki kilku moich sporych modrzewi i kilkunastu dużych świerków, oraz ciśnienie 1005 hPa [najwyższe jakie zanotowałem o tej porze roku odkąd mam barometr i w ogóle drugie co do wielkości w ogóle], to pokiwałem z rezygnacja głową wylazłem na piętro i zagrzebałem się w kołdrę. Wybór był dobry, bo nie przyzwyczajony jeszcze, nie wziąłem pod uwagę przy nocnym wstawaniu stanu przydomowego bajorka. A rano było pokryte 2cm lodem… Szkoda.

Koledzy byli 29-go na małej nizinnej rzeczce. Szału ponoć nie było. Jeden miał klenika, drugi trzy ryby tego gatunku w granicach 30cm. Łowili już w bardzo ciężkich warunkach.

Nie pozostało mi nic innego, jak zrobić coroczne podsumowanie sezonu. Był dla mnie pod wieloma względami zupełnie inny niż poprzednie.

Jakoś tak się poskładało, że ani razu nie byłem na pontonie. Ani na silniku ani na wiosełkach. Odkładałem, odkładałem, łudząc się, iż we wrześniu, październiku… Tymczasem kupiliśmy z Agnieszką dom do wykończenia i trwało to cztery miesiące. Jedyny plus, że mam silnik po przeglądzie i na przyszły rok nie muszę nic przy nim robić, tylko zapiąć do pływadła i jazda.

Ze względu na roboty remontowo- wykończeniowe sezon zakończyłem w pierwszej dekadzie sierpnia. Był to najkrótszy mój wędkarski rok w historii. Zaliczyłem tylko 69 wypadów czyli o około 30 mniej niż zazwyczaj. Czas abstynencji pokazał mi, że ewidentnie jestem od tego uzależniony. Niby mogę tym na chwilę rzucić, zacisnąć zęby, ale poziom rozdrażnienia sięga zenitu. Szczególnie jak ludzie dzwonią, że byli tu i tu, i brały; tamten odkrył nową rzeczkę i są pstrągi i to wystające z ręki… Po prostu nic mnie tak nie relaksuje jak spinning. Dziś mało kto ma „lajtową”  robotę i wszelkie trudy odreagowuje chyba każdy. Jedni chcą się prawie zabić na rowerze przy zjazdach prędkościowych, inni stukają do upadłego laski, jeszcze inni chleją na umór cały piątek i sobotę, a ja łażę po krzakach. Mam z tego taką samą frajdę jak inni z wcześniej wymienionych „rekreacji”, które mi nie bardzo leżą. Powiem Wam, że tegoroczny mój wypad na ryby 6 grudnia – wyjazd ze świadomością, że 99% spraw z domem jest zamkniętych, był jednym z najfajniejszych w moim życiu. I kompletnie nie miało znaczenia czy cokolwiek złowię, a ryby świetnie brały.

Nie ukrywam, że jestem fanem ultra lekkiego spinningu, ale w tym roku, pewnie ze względu na krótki czas łowienia, tego typu wędkowanie zdominowało cały 2015r. Ja coraz bardziej skłaniam się ku takiemu typowi łowienia z kilku powodów:

– mam w porównaniu z konwencjonalnym łowieniem multum brań na większości łowisk

– łowię coraz więcej niemałych ryb tego rodzaju techniką

– sezon mi się kończy dopiero jak zamarznie, albo zrobi się bardzo zimno

Zresztą zabawa z leciutką wędką zaowocowała moim jedynym tegorocznym rekordem. Myślę o tęczaku na 48cm. Wcześniej największy jakiego złowiłem, podobnie jak tego z przypadku, miał zaledwie 33cm i było to bodajże w 1988r. W sumie to mniej mnie kręci ten gatunek, natomiast cały sęk był w sprzęcie jakim udało mi się skubańca wyjąć. Co to były za emocje! Zakładając, że ważył 1,5kg, to przynęta stanowiła jakieś 0,002% masy ryby. Prawie jak na muchę.

(fot. A.K.)

Coraz bardziej się przekonuję po tym sezonie do już nie mikro ale wciąż niedużych [3 – 5cm]jigów na pstrągi, podawanych na plecionce. Celność i długość rzutu wydłużyła mi się bardzo. Przy bardzo płytkich i uregulowanych potoczkach w jakich często łowię, są to atuty nie do przecenienia.

Parę rzeczy mnie rozczarowało. Po pierwsze jazie. Wiosną miałem sporo styczności z takimi po około 50cm i nie udało mi się wyjąć żadnego z nich! Coś, co po sezonie 2014 nie mieści mi się w głowie. Miałem pecha?  Nie wiem. Tak brały, że nie byłe w stanie ich zaciąć, a najczęściej właściwie nie brały. Nie dane mi było odegrać się we wrześniu, bo zamiast wędki miałem w ręce szlifierki, miotły, łopatki itp.

Drugim ogromnym minusem było szczupakowe bajoro. Super tajna woda. Świetne wyniki z wiosny i początku lata kompletnie nie przełożyły się jesienią. Wg relacji kolegów, ryby jakby zapadły się pod ziemię.

Zasmucił mnie bardzo rzeźnicki wręcz początek sezonu na najbliższej mi pstrągowej rzeczce. Większość ryb miarowych w tym wiele pod 40cm została ukatrupiona w pierwsze dwa tygodnie. Pewnie wszystko w majestacie prawa ale to jakiś absurd. Jak dodać do tego późniejsze zatrucie tego odcinka to można siąść i płakać. Choć drugi rok z rzędu wyjąłem tu dziką czterdziestkę…

(fot. A.K.)

 

Ale były też jasne punkty. Po pierwsze w maju i czerwcu nałowiłem się tych bagiennych szczupaków jak nigdy w życiu. Fakt, że ryby z przedziału 50 – 60cm ale naprawdę dużo. Gdyby było więcej szczęścia, to zaliczyłbym ze dwa – trzy wyraźnie większe w tym jedną co najmniej 80-kę, która w ostatniej chwili zrezygnowała z ataku.

Zaskoczyły mnie świnki, które w zasadzie powinienem zaliczać do swojej statystyki jako osobny gatunek, jak klenie, czy okonie,  a nie do grupy „inne” wraz z jazgarzami, jelcami, płotkami… Tymczasem złowiłem ich wyraźnie więcej niż np. jazi.

(fot. A.K.)

Wspaniałe było jeszcze grudniowe, całkiem intensywne żerowanie wzdręg w nowo odkrytym łowisku.

(fot. A.K.)

A co do odkryć. Wynalazłem sobie rzeczkę. Ot, taka ciut mniejsza wersja krakowskiej Rudawy  w dolnym biegu. Podobnie łąkowa i podobnie uregulowana. Sam nic szczególnego tam nie połowiłem. No, sygnałem był jeden jedyny maleńki pstrążek. Kumpel pojechał jakiś czas po mnie, ale dosłownie z 5 km wyżej. Jak na polskie warunki to świetna woda pstrągowa. Miał nawet kontakt z rybą co najmniej średnią [40+]. Zaliczył tam kilka wypadów i zawsze miał pstrągi wyraźnie miarowe. Do tego całkiem niezłe okonie i rzadziej klenie. Miejscowi widząc go w spodniobutach i ze spinningiem patrzyli jak na UFO. Strasznie mu zazdrościłem tych wypadów w sierpniu, ale cieszę się, bo będzie gdzie jechać w tym sezonie, choć pewnie nie zaraz na początku lutego ani nawet w marcu. Taki charakter wody.

Inny kumpel wystawił mi doskonałe łowisko sandaczy. Nie takich jak łowię zazwyczaj tylko dużych. Minus, bo to daleko, ale nie odmówię sobie kilku wypadów w czerwcu – październiku. Koniecznie będę chciał dać szansę tym dużym woblerom Izumi, których nie zdążyłem przetestować.

Odnośnie przynęt powiem, że nie mam już, [a miałem] żadnych wątpliwości odnośnie tych wszystkich gumowych rybek, które w zasadzie nie pracują w wodzie. W przytłaczającej większości te tzw. jaskółki, czy rybki jakby bez ogonów to fenomenalne wabiki. Polecam wszystkim, szczególnie na mocno przełowione łowiska, albo gdy jest bardzo zimno. Po dwóch sezonach intensywnych połowów tego typu ripperkami, powiem, że na bardzo zmrożonego klenia czy okonia nie ma większego pokuszenia niż taka gumka.

(fot. A.K.)

 I to w każdym łowisku. Tylko w takich malutkich rzeczkach, relatywnie głębokich mniej mi się sprawdziły. Poza tym niezawodne na wszystkich innych łowiskach. Nie można tylko przeginać ze zbyt dużym obciążeniem.

Na koniec zwrócę uwagę na wyraźną zmianę gazety, której nie cenię, ale do której zagląda wielu innych wędkarzy. Mam na myśli Wiadomości Wędkarskie. Pewnie niektórzy z Was już zauważyli, ale ja oniemiałem, jak podczas jakichś zakupów parę miesięcy temu  rzuciłem okiem i…nie przyjmują już zdjęć z zabitymi okazami. Wprawdzie zrobili to o kilka lat później niż Wędkarski Świat i nie wiem, czy szczerze, czy to tylko taki zabieg PR. Świadczy jednak o tym, że spojrzenie coraz większej rzeszy wędkarzy zaczyna się mocno rozjeżdżać z lansowaną do tej pory postawą, tej jednak bardzo propagandowej gazety.

Powyższe oraz to, jak coraz trudniej okręgom utrzymać dotychczasowy areał wód, utwierdza mnie tylko, że zachęcanie nawet do tak skrajnych postaw jak moja [wypuszczanie bezwzględnie wszystkich ryb], jest jedyną obecnie szansą dla naszych wód, ale też i dla nas, by idąc nad rzekę czy staw mieć szansę złowić już nawet niekoniecznie coś dużego, a po prostu cokolwiek. Jeszcze raz napiszę: gdyby ryb było u nas mnóstwo, to w ogóle bym nie zawracał sobie głowy tym całym C&R. Wprawdzie sam bym nie zabierał dzikich ryb, ale machnąłbym ręką na tych wszystkich innych. Tyle, że do stanu wód pełnych ryb bardzo nam daleko.

A jaka jest moja statystyka minionego sezonu? No, cóż. Podobnie jak dwa lata temu łowiłem głównie małe i bardzo małe ryby. Nie złowiłem ich też jakoś szczególnie dużo.

Najwięcej oczywiście okoni, potem pstrągów. W 2015r klenie po raz pierwszy spadły z podium na rzecz wzdręg i to były jedyne ryby, gdzie dominowały średniej wielkości okazy jak na ten gatunek.

Śmieszne wydało mi się to, że przez cały sezon złowiłem tylko jednego sandacza. I nawet fakt, że od września praktycznie nie dałem wodom szans, to i tak się zdziwiłem.

Średnia wielkość z dziesiątki moich największych ryb sezonu 2015 to 54,1cm. Czyli bardzo skromnie. Co do przynęt to najwięcej ryb złowiłem na różnego rodzaju gumy [69%], następnie na jigi i mikrojigi [25%], a reszta to wahadłówki. Na wirówkę złowiłem słownie trzy sztuki, a na wobler…jedną [ta statystyka obejmuje tylko ryby miarowe, czyli dokładnie 10% z tych, które w ogóle udało mi się wyjąć].

Z niecierpliwością czekam na wzrost temperatury i pierwszy wypad. Teraz mam na „liczniku” minus 13…

Życzę Wam po trzykroć zdrowia, bez którego cała reszta jest niczym i możliwie dużo wolnego czasu nad wodą. Oby taką jaką lubicie najbardziej.

 

2 odpowiedzi

  1. szkoda że tak mało pstrągów łowi pan na woblery fajnie byłoby poczytać jakieś relacje i trafne spostrzeżenia jest to moja ulubiona przynęta ostatnimi czasy a to z tego tytułu że sam sobie robię te wabiki i w takie dni jak ostatnio daje mi to sporo sadysfakcji może przełamie się pan w przyszłym sezonie:))

    1. Kiedyś łowiłem tylko na woblery i jakoś mniej mi to się podoba. Ale wynika to pewnie z typu rzeczek w jakich łowię i z tego, że zbyt dużych pstrągów tam na ogół nie ma albo jest bardzo mało. Aczkolwiek jest to na pewno jedna z najlepszych jeśli nie najlepsza przynęta na ten gatunek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *