Znów po dłuższej przerwie. Tym razem temat związany ze SSR. Sprawa nie z mojego terenu, ale… Być może ktoś z Was miał okazję słyszeć o okolicznościach odwołania komendanta SSR z Głogowa [Okręg Legnica]. Sprawa była dość głośna na przełomie kwietnia i maja tego roku. Udało mi się dotrzeć do jednego ze strażników – Karola Krause, którego namówiłem na dłuższą rozmowę. Powiem szczerze, obraz jaki naszkicował mój Rozmówca jest, delikatnie mówiąc – przygnębiający. Najbardziej irytującym dla mnie elementem całej historii już nie jest to, że kwestia dotyczy wędkarstwa, tylko ciąg zdarzeń potwierdzających fakt, jak jesteśmy nieprawdopodobnie „upolitycznionym” państwem. Sarkastycznie stwierdzę, iż niedługo funkcja babci klozetowej może zależeć o sympatii, czy antypatii politycznych, klucza partyjnego czy lokalnych interesików itd…
Cóż, początkowo, to miałem nawet pewne obiekcje, czy cała sytuacja nie jest jakąś prowokacją, ale skądinąd dorosły facet, relacjonujący temat dosłownie z pierwszej ręki, podpisał się pod wszystkim z imienia i nazwiska.
Trochę żałuję, że nie zamieściłem tego tekstu dużo wcześniej, kiedy byłoby to w miarę aktualne. Nie mniej możliwie szerokie grono wędkarzy powinno mieć prawo wglądu we wszystko, co dzieje się w szeregach PZW.
Adam Kozłowski: Ostatnio dość głośno było w wędkarskim światku o decyzji władz Legnickiego Okręgu PZW, odnośnie działań SSR z Głogowa. Wiele osób nie chce się pogodzić z faktem, że karze się komendanta straży, za zbytnią aktywność jej członków. Jakieś kuriozum…
Karol Krause: Zazwyczaj GŁOŚNO mówi się i wypowiada w sprawach, gdy odwołuje się kogoś ze stanowiska na skutek popełnienia przez niego wykroczenia, przestępstwa, lub złego zarządzania. Tutaj spotykamy się wręcz z odwrotną sytuacją. Odwołano osobę w postaci komendanta tylko ze względu na wzorowe wykonywanie przez „jego” jednostkę SSR- (tak to ujmę), zadań, które nakłada na w/w Ustawa o Rybactwie Śródlądowym, nad którą to jednostką SSR nadzór specjalistyczny sprawuje Państwowa Straż Rybacka na polecenie Wojewody Dolnośląskiego. Odwołuje się, i najlepiej jak wokół tego jest jak najmniej zamieszania i cisza. Władze Okręgu PZW z Legnicy posiadają tak skonstruowany regulamin tworzenia Społecznych Straży Rybackich w powiatach Okręgu PZW Legnica, podpisany i zaakceptowany przez Rady Powiatów, który pozwala powoływać i odwoływać komendantów Społecznych Straży Rybackich, kiedy chcą, jak chcą i kogo chcą, bez podania przyczyn, czyli jesteś dziś, a jutro jak jesteś niewygodny to „zrezygnuj albo cię odwołamy” i cię nie ma.
Tutaj, (mówię o regulaminie), jest łamane prawo. Nie jest on ramowy i nie chroni komendantów powiatowych. Chroni za to interesy Okręgu Legnica, któremu to okręgowi tylko w jednym przypadku nie udało się w 2004 roku, wprowadzić tegoż regulaminu w życie – mianowicie w Powiecie Złotoryjskim. Tam pan Starosta zapoznał się z nim i nie podpisał. Po prostu nie chciał złamać prawa. W Powiecie Złotoryjskim komendant nie musi słuchać co mu każe robić jakiś „specjalista” d/s zarybień z Okręgu Legnica czy też przewodniczący komisji ochrony wód. Tam komendant wykonuje zadania, które na niego nakłada Ustawa o Rybactwie Śródlądowym i mechanizmy ustawowe. Niestety, ale to waśnie było powodem odwołania komendanta z Głogowa – działanie straży zgodnie z prawem.
Mówiąc krótko, kuriozum. Po latach społecznej pracy na rzecz ochrony mienia [wód] w momencie, gdzie od trzech lat działa zgrana ekipa, i tu trzeba powiedzieć – nie odpuszczająca najdrobniejszym śladom łamania przepisów i regulaminów, ekipa, która doprowadza do zapanowania porządku nad wodami w Powiecie Głogowskim. I w takiej sytuacji karze się komendanta straży usunięciem ze stanowiska.
Biorąc pod uwagę wyniki i sprawozdania z działalności poszczególnych grup SSR w Okręgu PZW Legnica: działania z PSR, Policją, Strażą Leśną, Wydziałem Ochrony Środowiska – kontrole przeprowadzane co roku przez Wojewodę w tychże strażach, odpowiadają na pytanie, że karze się komendanta SSR, za zbytnią aktywność jej członków… Takie stwierdzenie jest tu najbardziej stosowne.
A.K.: Zmiana ludzi w poszczególnych okręgach, bez względu na funkcje, zazwyczaj robiona jest po cichu, chyba, że nie da się inaczej. To generalnie dość częsta praktyka w PZW. Co spowodowało wg Waszej [strażników] opinii powód odwołania: to, że dzięki intensywnej pracy i jak mniemam wyłapywaniu różnych cwaniaków, zaczęło się robić o tym głośniej i ktoś mógłby zacząć pytać, co to jest to PZW, czy zwyczajnie – dorwaliście kogoś mającego koneksje w wyższych kręgach ?
K.K.: Wszelkie machloje i lewe sprawy, które wypływają na jaw w sferach PZW, są po cichu zamiatane pod dywan, no może nie całkiem, bo zawsze zajmuje się tym tzw. sąd koleżeński czy dyscyplinarny. Tam, gdzie się sprzeniewierza i marnotrawi pieniądze składkowe, to można zawsze gdzieś je [te utracone, lub źle zainwestowane przez władze] wpisać, ukryć, wydać. Niestety, ciężko jest po czasie coś z pod tego dywanu wyjąć, ale zawsze pozostaje as w kieszeni i światło na te sprawy, zwłaszcza jeśli chodzi o to, że komendant naszej SSR bardzo mocno się przykładał do uposażenia i usprawniania naszej działalności. Krótko mówiąc – łaził za kasą. Był wszędzie. Od potencjalnych sponsorów, po Marszałka Województwa Dolnośląskiego, od powiatu po Bóg wie gdzie; ubrał nas, załatwił siedzibę SSR. Starał się o środki na paliwo itp. ale niestety od PZW nie dostał nic poza haniebnymi pismami, które to do Okręgu na niego pisała Rada Rejonu w Głogowie – samozwańczy prezes Skowroński – w jednej osobie prezes koła Miasto i Huta. Radę ową tworzą prezesi kół wędkarskich m. in: koło Głogów Miasto i Huta, koło Żukowice, koło Famaba i koło Polkowice-Sieroszowice.
Komendant poszedł na początku pełnienia swojej funkcji po pieniądze na działalność – wyśmiali go, pomimo, iż przedstawił im zgodnie z regulaminami wszystkie punkty, które zmuszają ich do tego, aby zapewniali SSR środki na działalność.
Pierwsze obawy prezesów przed gościem: zabierze nam szmal, który mamy. Pieniądze rok w rok były rozpisywane w kwotach do 2000zł na SSR w danym kole. W rzeczywistości odkąd powstała straż w Głogowie, a więc od 2000r nikt kasy nie widział. Jedynie koła Kleń i Famabe swoim strażnikom rekompensowały wyjazdy na kontrole paliwem.
Prezes Rady Rejonu myślał, że komendant SSR, skoro pochodził z jego koła, to będzie jadł mu z ręki. Pomimo, że byli wielkimi kumplami, tak się nie stało. W sprawach związanych ze SSR, komendant od powstania straży nie dał się kupić. Niewygodny facet, zwłaszcza, że rządzi się daleko od Legnicy prawie wszystkimi kołami w Głogowie. Tylko koło Kleń nigdy paktu z prezesem Rady Rejonu nie podpisało. Efekty widać: Kleń jest największym kołem PZW w Głogowie, a Głogów Miasto i Huta pod rządami pana prezesa ma obecnie niespełna 400 członków [spadek z prawi 1900]. Poza tym Skowroński na łamach prasy i w Okręgu Legnica oczerniał SSR w Głogowie do tego stopnia, że komendant Państwowej Straży Rybackiej w tej sprawie reagował nie raz w Okręgu i u samego pana Starosty Głogowskiego. Komendant SSR w Głogowie nie miał litości dla nikogo, zwłaszcza cwaniaczków, którzy przy zwykłej kontroli chcieli wykorzystać swoją pozycję w strukturach PZW. Niektórzy z nich [sam przewodniczący kontroli dyscyplinarnej w Okręgu Legnica – Bronisław Madera] w obecności kilku osób, w siedzibie koła Kleń, w sklepie wędkarskim – publicznie wyzywa strażniczkę SSR od „suki” i nie ponosi za to żadnych konsekwencji, pomimo sądu w Okręgu Legnica. To o czymś świadczy. Powód i przejaw wściekłości owego pana, który to wyładował swą złość na strażniczce był jak każdy inny: spisano i ukarano kolesia – wielce utytułowanego działacza w PZW. Od momentu jak komendantem SSR został kol. Jacek, oni już nie byli nietykalni.
A.K: Tak bez ściemy – jak Waszą działalność odbierało środowisko wędkarzy?
K.K: Tak bez ściemy, to nasza działalność nie podobała się legnickim działaczom w okręgu PZW. Miały miejsce wszelkie donosy na nas. Jeśli chodzi o stanowisko głogowskich wędkarzy, co do naszej działalności, to z radością się wypowiadali o naszej pracy. Najczęściej padały sygnały: „jest wreszcie ktoś, ktoś się nie czai i nie patyczkuje z tą rzeczywistością”.
A.K: Jakie były najczęściej wykrywane naruszenia regulaminu i czy można było zauważyć jakąś prawidłowość?
K.K: Nad wodą były łamane wszystkie reguły i zasady. Prezes koła Głogów Miasto i Huta, który tak „jechał” na głogowską SSR, w 2014r przekonał się [nie on sam zresztą, bo jego kumple w Okręgu Legnica także], że na 100 zawiadomień o wykroczeniach popełnionych przez wędkarzy, sporządzonych przez SSR z Głogowa, 25 popełnili wędkarze koła Głogów Miasto i Huta.
Skala jest bardzo wysoka wśród samych wędkarzy. Powiem tylko tyle, że na terenie wód w powiacie głogowskim wędkują wędkarze z okręgów Leszno, Zielona i Jelenia Góra, Wrocław… Drugą podstawową sprawą jest nieznajomość regulaminu, powszechna wśród wędkujących.
Pani naczelnik wydziału Ochrony Środowiska w Starostwie Powiatowym w Głogowie, kiedyś w rozmowie ze Starostą Głogowskim, w obecności komendanta PSR z Legnicy, kierownika rewiru dzielnicowych KPP z Głogowa, komendanta Straży Leśnej i komendanta SSR z Głogowa, zwróciła szczególną uwagę na fakt, iż po wyrobienie karty wędkarskiej przychodzą petenci i najczęściej nawet nie wiedza po co przyszli.
„Kazali tu jeszcze przyjść w kole” – pada takie zdanie i dopiero wtedy delikwent dowiaduje się po co przyszedł. Więc wszystko jasne, jak to się odbywa – członek w kole najważniejszy… [w sensie ilości ludzi – przypis A.K.]
Stwierdzane przez nas wykroczenie, niejednokrotnie dziwiło sprawcę. Były wypadki łamania i topienia sprzętu na miejscu przez osobę łamiącą prawo, przy okazji tona „mięsa” w naszym kierunku, niejednokrotnie w obecności policji, więc można sobie wyobrazić wściekłość klienta z powodu, że „byle ch..j go tu złapał”. Wreszcie złapał. Trzy lata zrobiły tu nie lada popłoch, nie było zmiłuj się, jeśli chodzi o karanie. Wszystkie ujawnione wykroczenia były przekazywane z notatką służbową. Są przypadki, w których to ukarani mandatami, po rachunku sumienia telefonicznie zwracali nam honor za naszą pracę, przepraszali za to, co zrobili, mało tego – potrafili zadzwonić też do PSR w Legnicy, informując o tym fakcie komendanta, mając wielki szacunek dla naszej pracy.
A.K: Czyli wynika z tego, że w zasadzie do PZW przyjmą każdego, byle płacił. Znajomość przepisów jakby na dalszym planie, nie mówiąc o stosowaniu ich w realu…
K.K: W przepisach jest wyraźnie powiedziane i napisane: egzamin na kartę wędkarską można przeprowadzić w kole, które liczy powyżej 200 członków. Ponad to muszą być spełnione kryteria wskazane przez starostę – egzamin ma przeprowadzić osoba do tego upoważniona i kompetentna. Niestety nie zawsze tak jest. Idziesz do skarbnika koła w Głogowie i sprawa załatwiona. Potem nad wodą płacz, bo ja nie wiedziałem, że to jest szczupak albo jaź, a o wymiarach ochronnych to już zapomnij…
A.K: Trochę irytującym jest fakt, że to głównie sami wędkarze grabią swoje wody – jakiś komentarz?
K.K: Było wiele różnych sytuacji. Oczywiście jeśli mówię o konkretnych wydarzeniach z naszej działalności, to na wszystkie sytuacje do tej pory tu opisane przez mnie, są dokumenty o tym mówiące. Niektórzy wędkarze, nazwijmy to czyn zakazany popełniali dwa, a nawet trzy razy. Za takim postępowaniem przemawiała pazerność, chęć jakiegoś odrobienia strat związanych z zapłaceniem mandatu. Takich klientów nam nie brakowało.
A.K: A jak wyglądała skala typowo rozumianego kłusownictwa?
K.K: Przez okres trzech lat ściągniętych zostało tyle sieci, że głowa boli, nawet ujęto jednego z największych kłusowników w okolicy na gorącym uczynku – sprawa w sądzie. Wszystkie te akcje skrzętnie i ze szczegółami opisywane były na łamach lokalnej prasy, aby dotarło to do jak największej publiki i było wymownym przekazem dla pozostałej grupy nieetycznych wędkarzy – kłusoli. Ludzie znali kontakt do komendanta SSR i dzwonili. Czy to o siatkach, czy o tym, że ktoś tam na końcu powiatu urwał łeb 30cm szczupaczkowi – rekcja straży była natychmiastowa, zaskoczenie kłusownika dopiero nie lada. Dziś niestety jest inaczej. Okręg PZW Legnica okazał się – nie boję się użyć tego słowa – złodziejem. Olali informatorów którzy mieli dostać nagrody za wskazanie sieci. No, ale cóż – znaczek w legitymacji na którym pisze „składka na zagospodarowanie i OCHRONĘ wód” – dotyczy tylko działaczy z okręgu.
A.K: Nasuwa mi się po tym, co powiedziałeś wniosek, że kwestia zrobienia „dobrze” kilku nabuzowanym osobom, złapanym na różnych wykroczeniach jest na drugim planie. Nie masz wrażenia, że poprzez Waszą działalność [komunikaty w mediach itp.] władze związku w Twoich stronach generalnie uznały, że wolą aby szum wokół PZW był mniejszy?
K.K: Społeczeństwo i sami wędkarze mają prawo i chcą wiedzieć co dzieje się w okolicy. Różne historie, opowieści o naszej działalności, o wynikach przeprowadzanych akcji nieraz były bardzo przejaskrawione, co z jednej strony miało pozytywny skutek, z drugiej rzucało złe światło na cały obraz. Wszelkie działania policji w regionie są szeroko opisywane na łamach prasy i w internecie – społeczeństwo w ten sposób dowiaduje się i ufa stróżom prawa. Myśmy też postanowili wychodzić naprzeciw wędkarzom, zwłaszcza, że co niektórzy prezesi kół przyjmowali przeciwną postawę. Taki np. staw „Pawie Oczka” w Głogowie – Agencja Rynku Rolnego zabroniła wędkowania na tych akwenach. Okręg PZW wysłał oficjalne pismo do wszystkich kół PZW w Głogowie w czerwcu [2014r – przypis A.K.]. Komendant SSR w Głogowie zarządził aby na tych akwenach przez okres wakacji dać wędkarzom czas na zapoznanie się z nowymi zasadami, do czego zresztą okręg Legnica zobowiązał głogowskich prezesów kół. Około 14 września postanowiliśmy przeprowadzić kontrolę. Wszyscy kontrolowani oprócz kilku przypadków z niemiarowymi szczupakami i linami, popełniło to samo wykroczenie: brak zezwolenia na wędkowanie od właściciela wody. Wielka afera, straż jest zła bo ja kartę mam, szum w kołach. Okazuje się, że jedynie koło Kleń ową informację od początku wywiesiło na drzwiach. Mówiąc dalej – do wędkarzy najlepiej dotrzeć na zawodach, więc prezes koła Głogów Miasto i Huta w październiku na zawodach o puchar prezydenta miasta, na pytanie wędkarzy, czy można tam łowić, odpowiada, że można, a jak was spiszą, to zgłoście się do mnie. Szkoda, że nie zapłacił mandatów za tych, których wprowadził w błąd swoimi informacjami. Nasuwa się pytanie kto komu dobrze robi?
Jeśli w strukturach PZW siedzą ludzie którzy robią coś źle lub sieją ferment, gryzą się miedzy sobą [tak wygląda praca między prezesami kół, a okręgiem], podkładają sobie świnię, to ci ludzie pewno szumu nie potrzebują, ma być cicho, pięknie, a sami wędkarze mają mieć obraz jaką to wspaniałą organizacją jest ich związek i koło. Im ciszej nad trumną tym lepiej.
A.K: A jak przebiegały kontrole? Liczne były sytuacje gdy Was ignorowano? – wszak SSR ma uprawnienia niewielkie. Zdarzały się jakieś podbramkowe sytuacje – napaść fizyczna itp.?
K.K: Kontrole były ściśle zaplanowane. Każda kontrola była zgłaszana przed rozpoczęciem akcji do powiatowej policji. Oficer dyżurny dostawał informację o ilości strażników biorących udział w akcji, terenie działania. Informowaliśmy także jakimi autami się poruszamy [dane aut]. Policja wiedziała kto dowodzi składem. Zdarzało się, że nie informowaliśmy policji o ile w składzie patrolu był policjant. W razie problemu typu brak dokumentów [częsta sytuacja], natychmiast przy współpracy z oficerem dyżurnym policji problem rozwiązywano – policja ustalała dane osoby kontrolowanej na miejscu, lub przewozili kontrolowanego do miejsca zamieszkania w celu sprawdzenia dokumentów. Kilka razy zdarzyło się, że osoby kontrolowane używały wulgaryzmów pod naszym adresem. Tu delikwent zazwyczaj był zaskoczony, gdyż wkrótce pojawiał się komendant SSR w asyście policji i taki człowiek był uświadamiany co do naszych zadań i roli nad wodą. Zawsze dochodziło do przeprosin w obecności innych wędkujących jeśli byli w pobliżu. Nie chodziło tu aby takiego człowieka karać – edukacja i jeszcze raz edukacja. Nigdy nie zdarzyło się aby użyto siły fizycznej. Mieliśmy kilka razy do czynienia z ludźmi, którzy leczyli się psychicznie. Staraliśmy się być grzeczni i uśmiechnięci i zawsze nawiązać właściwy dialog.
Kontrole niezorganizowane, tzw. na telefon, kiedy ktoś dzwonił, że gdzieś dzieje się coś niedobrego zdarzały się. Były zawsze ogromnym zaskoczeniem dla osoby łamiącej prawo. Strażnicy zazwyczaj mieli w takiej sytuacji pełną wizję danego wykroczenia. Jeśli strażnik powiedział osobie kontrolowanej, że ma w bagażniku siedem niemiarowych szczupaków, to taka osoba bez dyskusji przyznawała się do popełnionego czynu.
Renoma straży w Głogowie była tak mocna, że nikt w takich sytuacjach nie starał się owijać w bawełnę – wiedział z góry, że nie warto, bo ktoś go zakapował, lub strażnicy mają nagranie. Nie bagatelizowaliśmy żadnych zgłoszeń, niejednokrotnie jadąc na drugi koniec powiatu [40km].
A.K: Wiesz, jak to mówisz, to dokładnie sam sobie tak wyobrażam taką działalność SSR. Powiedz jak Wam się udało zmobilizować bodajże 40 osób do straży, jakie niosło to koszty?
K.K: Nie 40 tylko 31 strażników. W tej ekipie działały dwie kobiety, teraz jedna, ponieważ pierwszą wyrzucił nowy komendant. Jego koledzy co kiedyś podpadli, kazali mu tak zrobić, po świńsku. Komendant, którego usunęli panowie z okręgu od początku działał w SSR Głogów, przyjmował do straży każdego chętnego. Wszyscy się znali, mieli do siebie zaufanie, swoje telefony, zaprzyjaźnieni byli ze sobą poprzez udział w różnych zawodach spinningowych na szczeblu klubowym, nie PZW. Jakiekolwiek koszty związane z taką pracą nie miały dla nas większego znaczenia. Ponosiliśmy je sami, komendant ile mógł, to załatwił. Atmosfera była wspaniała i sympatyczna. Dziś niestety jest już trochę inaczej… Brak osoby, która pozytywnie mobilizowała nas do pracy; nad wodami zaś panuje brud, smród i…niestety nowy komendant – nie ma zielonego pojęcia o pracy w terenie, przepisach – zresztą po to został powołany przez okręg, aby nic nie robić. Im ciszej tym łatwiej kręcić „lody”.
A.K: „Kręcenie lodów” na gruncie wędkarstwa dla przeciętnego człowieka – nie wędkarza jest niekoniecznie zrozumiałe. Jak duża aktywność SSR i szum jej towarzyszący może wpłynąć na jakieś tam „krzywe” działania działaczy, o ile takowe mają w ogóle miejsce?
K.K: Jak będziesz „łowił” tych, co mają do klaty przypięte odznaki, to „se” wrogów narobisz w okręgu od razu, potem już przeradza się to w wojnę. Nikt nie lubi, jak mu ktoś w gnieździe miesza. Ty robisz dobrze, a oni mają twardy orzech do zgryzienia, a najgorsze to, to, że żadnemu ze swoich tyłka nie uratują, bo ty powiadamiasz o tym nie tylko sąd koleżeński, ale również PSR. I tu właśnie jesteś niewygodny, bo to poza ich zasięgiem. Patologia drąży Okręg Legnica od bardzo dawnego czasu. Były sprawy gdzie przerobiono związkową kasę wydatkowaną na dany cel [kopanie stawów, oczyszczanie itp.] Sprawa oparła się o prezydium ZG ale jak wiadomo koledzy zamietli problemy pod dywan, a wszyscy „umoczeni” grają do jednej bramki.
Tworzy się Straż Okręgową, gdzie zatrudnia się na etatach pracowników biura okręgu. Na dwa etaty i utrzymanie łodzi plus samochód to kwota ponad 200 tys. złotych rocznie. W tym samym czasie nie wydatkuje się na działalność SSR ani złotówki!!! Więc pytam – po co Straż Okręgowa jak nie ma ona żadnych uprawnień kontrolnych, wynikających wprost z aktów prawnych? A no po to żeby wyprowadzić Nasze pieniądze.
AK: I z tym intrygującym wnioskiem pozostawiam Szanownych Czytelników, dziękując jednocześnie rozmówcy, za czas, jaki mi poświęcił.
Z ostatniej chwili. W Okręgu Krakowskim idą chyba jednak lepsze czasy. Złożyłem wniosek o utworzenie odcinka no kill na Krzeszówce, od połączenia z Filipówką do mostu w Pisarach. Zarząd mojego koła przyjął go jednogłośnie. Wszystko teraz zależy od głosów samych wędkarzy na walnym, które będzie mieć miejsce 27 października o 17.45 [I termin] lub o 18.00 [II termin]. Ciężko mi powiedzieć ile przyjdzie osób, gdyż w moim kole spinningistów przychodzących na jakiekolwiek zebrania jest niezmiernie mało, a łowiących na tym może 4km fragmencie rzeczki może dwunastu. Kwestia więc dotyczy małej grupy ludzi, przynajmniej u mnie w kole. Napisałem wyżej, że wszystko zależy od wędkarzy, gdyż pomysł bardzo spodobał się dyr. biura Zarządu Okręgu – Robertowi Kociołowi, a już dużo wcześniej obiecał mi poparcie Robert Więcław. Uczciwie powiem, że jeśli przez dwa sezony na tym fragmencie nie będzie się dało, że tak powiem z marszu złowić 40-ki [tak jak teraz 30-ki], to sam zaproponuję likwidację takiej formuły łowienia na tym odcinku, gdyż będzie to oznaczać, że nawet tak małego kawałka wody nie jesteśmy w stanie upilnować. Ale jestem optymistą.
Druga fajna informacja: dotychczasowy rzecznik dyscyplinarny przy Okręgu PZW Kraków, pan Kowalski – „podał się” do dymisji. Tym samym zwalnia mnie to od mocnego postanowienia, jakim było złożenie w styczniu 2016r wniosku o odwołanie tego człowieka z funkcji.
Następnym razem będzie już tylko o rybach:)
7 odpowiedzi
Szacun za szczery wpis
i dzięki za działanie (KIEDYŚ i mnie nakryli za błędą datę wpisu w rejestrze – w nocy pracowali – brawo)
jakoś mnie to nie dziwi w instytucji w której od dekad prezesem jest emerytowany generał milicji obywtaelskiej
Bardzo przepraszam, że komentarze dodaje tak późno, ale wciąż jestem na walizkach…
Cóż znam podejście działaczy do do człowieka i to że oni lepiej wiedzą co dla nich dobre.
Największą tragedią w SSR to przyjmowanie do szeregów wszystkich chętnych , o czym autor wspomniał .Zbierze się potem grupa ludzi bardzo różnych i niestety są wśród nich tacy ,którzy psują opinie całości. Wystarczy poczytać posty strażników na portalu „Wędkuje” i sprawa jest jasna .Artykułu nie oceniam ponieważ znam tylko wypowiedź jednej strony .
Na pewno zgadzam się z autorem co do oceny PZW towarzystwo wzajemnego uwielbienia i adoracji .