Zacznę od komunikatu. W imieniu klubu spinningowego Zębaty z Bochni zapraszam wszystkich na Kleniowy Puchar Raby, który odbędzie się 5 lipca. Wszelkie bliższe informacje znajdziecie na stronie zebaty.com
Jeśli pogoda będzie optymalna, to nie ma wątpliwości iż ryby nie zawiodą – kleń w Rabie, szczególnie na odcinku tarnowskim jest bez wątpienia dominującą i liczną rybą spinningową. Poza tym chyba każdy wędkarz, bez względu na doświadczenie ma tam szansę złowić ryby zahaczające o te 40cm. Oczywiście są większe. Poza tym będzie okazja poznać twórców woblerów „Bocheny”. Wprawdzie niedziela wcześnie rano jest dla mnie ciężkim terminem, ale obiecuję się zameldować nad Rabą o ile nie będę mieć dalszego wyjazdu dzień wcześniej. Zapraszam w imieniu Organizatorów.
A teraz tytułowe dochodzenie. Zaczęło się tak: 11 czerwca jestem na dopływie Rudawy – Krzeszówce. Tuż poniżej Krzeszowic. Wszystko jest fajnie, pstrążki szarpią mojego jiga. Tylko szarpią, bo też jak 15cm rybka ma się zaciąć – dlatego też łowię takim wabikiem, by nie kaleczyć maluchów. Z czymkolwiek większym, czyli choć troszkę miarowym słabo, ale nie to w tej chwili istotne. No więc spaceruję sobie po rzece. Pogoda bardzo słoneczna z tendencją do totalnej lampy. Nagle, po półtorej godzinie człapania po wodzie, zauważam, iż zaczyna płynąć rzeką coraz więcej skoszonej, podeschniętej trawy. Po mniej więcej kwadransie nie daje się łowić: ilość siana, ale głównie plastikowych i szklanych butelek oraz jakby bardzo starych, suchych liści jest tak ogromna, jak zdarza się to przy nagłym, naprawdę potężnym przyborze. Tymczasem stwierdzam, że woda – owszem – podniosła się ale nie więcej niż z 5cm. Za to brudzi się w oczach. Najpierw zrobiła się szara, a po około godzinie prawie tak brązowa, jak po wielkim deszczu. Liczne skoki maluchów do przynęty ucięło jakby gdzieś tam w rzece pojawił się rekin. Wychodzę na wysoki brzeg, ponieważ podejrzewam nadchodzącą burzę. Nic z tych rzeczy. Jak napisałem – im bliżej zmierzchu, tym mniej i tak nielicznych tego dnia chmurek. Zresztą żadna „pogodziarnia” nie zapowiadała nawet słabych opadów. Na wszelki wypadek dzwonię do kumpla mieszkającego 15 km na zachód przy początkowym biegu Dulówki, która jest składową Krzeszówki. Może jednak tam coś polało? Gdzie tam. Kolega potwierdza, że jest sucho jak pieprz i nie ma szans, by w jego rejonie tego dnia spadł choćby deszczyk.
Druga myśl, jaka mi się nasuwa, to, że może coś się zepsuło w oczyszczalni. Podjeżdżam autem w ciągu 10 minut. Idę, już bez wędki. Ale jest standardowo, czyli z jednego wypływu idzie oczyszczona woda w ilości i przejrzystości jak zwykle. Kolejny odpływ jest nieczynny – też jak zazwyczaj. Ponieważ woda zaczyna ostro wonieć może nie tyle szambem, co jakby stęchlizną, czy kiszonką, fatyguję się jeszcze powyżej oczyszczalni, gdzie jest taki spory rów odprowadzający, zdarza się jeszcze i dziś – nadmiar wody przy ulewach – leci tam wtedy straszny syf do rzeki, bo to wszystko nieoczyszczone. Ale i tu nie ma nic szczególnego. Mocno zmartwiony wypatruję pierwszych, jak się spodziewam martwych pstrągów. Na szczęście nic takiego nie obserwuję. Ciekawość i zarazem obawa o ryby nie daje mi spokoju. Montuję wędkę. W około pół godziny mam dwa pewne brania. Czyli żerują w tym żurze, tylko chyba słabo widzą. Następnego dnia jestem ponownie nad wodą. Płynie już taka jak zwykle o tej porze – płyciutka i czyściutka. Schodzę około kilometra rzeczki, ale nie widzę ryb martwych, za to dość liczne spławy malców. Czyli standard.
O sprawie zapomniałem do wczoraj. W międzyczasie byłem nawet tu raz na rybach. Żadnych sensacji. Tymczasem umawiając się z Wojtkiem na patrol, na sobotni ranek [w końcu jesteśmy w tej SSR], kumpel informuje mnie, że na rzeczce jest okoniowa plaga. Trochę się zdziwiłem, ale od razu przypomniałem sobie, że drugi kolega, który wpadł na łowisko w poprzedni weekend, informował mnie, że zaliczył dwa pasiaki, a łowi szybko, rzucając pod prąd.
Od razu powiem, co pewnie wszyscy wiedzą, iż okonie w niższym biegu Rudawy były chyba zawsze. Natomiast, jak sięgam pamięcią, czyli do końcówki lat 70-ych, to powyżej Zabierzowa ja i znani mi wędkujący już pasiaków nie łowiliśmy. W latach 80-ych, gdy miałem kartę i łowiłem sam, stosując jak na tamte czasy dość finezyjne i niewielkie wirówki, także kolczaków nie spotykałem, choć nie zapuszczałem się ze spinningiem niżej niż do miejscowości Rudawa. Owszem, obok potoków często łowiłem wtedy pstrągi tęczowe, widywałem przyzwoitej wielkości lipienie, trafiała się okresowo liczna drobnica [ślizy, cierniki] – oczywiście obserwowana, a nie łowiona, ale ja na nic więcej się nie natknąłem .
Sytuacja zmieniła się, gdy po powrocie do wędkarstwa zacząłem stosować gumki na pstrągi [pierwszy raz w 2004r]. Lipieni już nie widywałem, tęczaki też już się nie trafiały, za to pojawiły się przyłowy w postaci małych szczupaczków [takich do 35cm]. Gdy zacząłem penetrować odcinek na wysokości samych Krzeszowic, to od wielkiego dzwonu zacząłem łowić małe okonki. Było to zapewne wynikiem stosowania okoniowych twisterków, które przez dwa sezony [od 2008r] rządziły w moim pstrągowym pudełku. Co jednak istotne, rybki te łowiłem naprawdę okazjonalnie i zawsze bardzo małe. Trafiały mi się najwcześniej w kwietniu, ale zazwyczaj kontakty z nimi miałem dopiero w lipcu – sierpniu, a więc wtedy, gdy woda najcieplejsza.
Ile tych rybek było? Ano w moim przynajmniej wypadku bardzo, bardzo mało. Tak niewiele, że niektórym robiłem zdjęcia, bo było to taką dla mnie ciekawostką.
Nigdy nie złowiłem ich tu więcej niż sześć w sezonie, a dzienny rekord to trzy sztuki… Tymczasem kolega informuje mnie, że złowił ich kilkanaście! Dzwonię do drugiego strażnika, który często bywa tu nad wodą – Tomka. Szybko potwierdza, że jednego dnia jego kompan wyjął dziesięć okoni, a na drugi dzień we dwóch mieli ich sześć sztuk. I co najważniejsze – dominowały kolczaki trochę większe, bo takie 20+.
Początkowo nie wiedziałem, co sądzić, gdyż przez ostatnie dwa sezony, ja trafiłem jednego. Szybko jednak skojarzyłem dwie kwestie: moje wahadełka dla okoni są mało atrakcyjne, choć się trafiały, a poza tym jak łowię pod prąd i zapierniczam przynętą jak nie wiem co, to w tej chłodnej wodzie, żaden okoń nie zdąży nawet pomyśleć, żeby się zebrać do ataku, a co dopiero atakować.
Koledzy zaś łowią tradycyjnie i na małe gumki.
Nie mniej znajomi twierdzą, iż tak licznych kontaktów z okoniami wcześniej nie mieli. Wtedy przypomniałem sobie o tej dziwnie podniesionej wodzie. W tej okolicy są dwa, relatywnie większe zbiorniki: jeden to tzw. Czarny Staw – niegdyś mój tajny poligon kleniowy; oraz Staw Wroński, którym zawiaduje moje koło. Rzecz w tym, że w obu zbiornikach populacja okoni jest tak przetrzebiona, iż dominują tam tak niewielkie rybki, że trzeba się nieźle pogimnastykować, by jakiegoś skusić na spinning. Z obu stawków wypływają małe strumyki i to zapewne nimi, sporadycznie dostawały się do rzeczki niewielkie okonki, które – nie mam wątpliwości – raczej kończyły swój żywot w paszczy okazjonalnie większych pstrągów [trafiały się ryby pod 40cm]. Zresztą jakby poszła woda z któregoś, z tych zbiorników to przybór byłby większy. Oba są jednak non stop monitorowane [jeden przez nasze koło – jest delegowana jedna osoba, a drugi przez nadleśnictwo].
Tymczasem te okonie były dużo liczniejsze i jednak wyraźnie większe.
O co tyle szumu? Ano, martwimy się, bo tych w sumie sympatycznych ryb, nie chcemy w tej, póki co jednoznacznie pstrągowej wodzie. Gdyby nie było rzezi na początku tego sezonu, jaką tu odstawili wędkarze, to rzeczkę zamieszkiwałaby co najmniej setka kropasów, obecnie już przekraczających z pewnością 40cm [w sierpniu 2014 było dużo ryb 37 -39cm] i większość z tych pasiaków mogłaby powoli zacząć się obawiać. Tymczasem teraz nic nawet nie weźmie ich na ząb. Oczywiście rzeczka na tym fragmencie jest wybitnie nieokoniowa – dość zimna nawet latem, płytka i raczej szybka, z niezwykle skąpą roślinnością wodną, ale… Gdyby okonie spłynęły to nie ma o czym gadać, ale jak pozostaną, to z grupki powiedzmy pół setki ryb, może już być tarło w przyszłym roku… A okoni, jak napisałem nie chcielibyśmy z jeszcze jednego powodu: nigdy nie obserwowaliśmy tutaj tak udanego tarła naturalnego, jak w tym roku. Co pięć – siedem metrów można na niektórych fragmentach podglądać maleńkie, obecnie 5 – 6 cm pstrążki. Któregoś dnia poświęciłem chyba z 40 minut i w końcu w podbierak zaplątałem dwa maluchy – bez wątpienia małe pstrążki potokowe.
Zwracam się teraz z gorącym apelem do osób, którym zdarzyło się, albo zdarzy się wędkować w ostatnich/najbliższych dniach na Krzeszówce. Dajcie znać, jeśli na końcu wędki pojawią się Wam okonie [ilość i wielkość ryb]. Gdyby to było regułą, to mamy już pięciu ochotników do których sam się zaliczam i poświęcimy trochę czasu na wyłapanie skubańców i przetransportowanie ich do jednego ze stawów naszego koła.
Przy okazji przypominam, jeśli byście chcieli nam pomóc w rodzaju inwentaryzacji krakowskich wód pstrągowych – napiszcie pod koniec sezonu ile i jakiej wielkości pstrągów złowiliście w poszczególnych ciekach.
P.S. Bardzo proszę się nie złościć i podchodzić z wyrozumiałością do naszych kontroli na górnej Rudawie i Krzeszówce. Sprawdzamy każdego, nawet znajomych, żeby nie było, że ktoś ma fory. Nasi koledzy przyjmują to z uśmiechem i zrozumieniem. Zależy nam, by w tej wodzie pływało cokolwiek więcej, niż dziesiątki potoczków po 20cm… Zarazem, jeśli będziecie świadkami ewidentnego przeginania [łowienie na robala, zabieranie ryb niemiarowych, nadkompletów], proszę o mail. Ten odcinek rzeki jest relatywnie krótki i istnieje duża szansa, że wcześniej czy później trafimy cwaniaka, choć na razie ruch nad wodą mały [nie dziwię się, bo za czym chodzić?], wędkarze jak na razie są w porządku, a nawet jeden ewidentny kłusol, którego mamy namierzonego, zadekował się, jakby wiedział, że chodzimy…
7 odpowiedzi
Myślę, że miałeś do czynienia z samoistnym lub prędzej celowym usunięciem jakiegoś zatoru śmieciowego. Świadczy o tym lekki chwilowy przybór wody w połączeniu z płynącym dziadostwem. Natomiast co do okoni to były one tutaj zawsze, jednakże dzięki intensywnemu zarybianiu przez okręg małymi pstrągami rzadko trafiały na wędkę gdyż małe żarłoczne kropki były szybsze i agresywniejsze. Być może obecnie na tym odcinku znacząco zmalała polpulacja pstrąga i okoń ma większe pole do popisu.
Powiem tak – małych pstrągów na tym odcinku jest z roku na rok coraz więcej. W tej chwili przy ciepłej pogodzie nie szans nie mieć około setki pobić w 4 godziny. Ja już nawet wahadłówki nie używam tylko twistery i to nie najmniejsze. Bardziej zasadne wydaje nam się przypuszczenie, że ktoś opróżnił sobie większe wodne oczko. Namierzyliśmy na posesjach wzdłuż Dulówki 4 nowe stawki [nie takie małe], których jeszcze niedawno nie było. A po dziesięć okoni z każdego wolniaka na wysokości mostu w Pisarach, to moim zdaniem znacznie powyżej normy z lat poprzednich.
Myślę, że zgłoszenie tego problemu do okręgu mogłoby uruchomić odłów kontrolny na tym odcinku. Jeżeli było to niekontrolowane zarybienie to będą na tym odcinku inne gatunki także. Nie sądzę, aby ktoś miał tylko i wyłącznie okonie w stawie. Za KTSW na górnej Rudawie była masa okonia, klenia, szczupaka i innych ryb. Częściowo prądem a częściowo rękami wędkarzy przetrzebiono te gatunki jako nieporządane. Był nawet zakaz wypuszczania jakiejkolowiek ryby poza łososiowatymi. Być może mamy teraz oto przykład odrodzenia populacji?
Nad tym się właśnie zastanawiamy. Chcemy jeszcze sprawdzić czy okonie będą brać w tych samych miejscach, czy w kolejnych zastoiskach ale niżej. To by oznaczało, że wyraźnie schodzą. W weekend była brudna woda bo polewało i nijak nie dało się tego zweryfikować. Ale 4 wędkarzy napisało mi, że miało w zeszłym tygodniu nadmiar kontaktów z okoniami na wysokości mostu w Rudawie i poniżej mostu na Niegoszowice.Z kolei dwóch innych nie potwierdziło żadnych kontaktów z okoniami, ale przyznali, że nie łowią na gumki w ogóle.
Jak tam wyniki na kleniach Raby? Miałem się wybrać, niestety nie dałem rady, ale skwar był piekielny, co na to ryby? 😉
Też nie byłem, choć nie tylko upał miał na to wpływ. nie wiem jakie były wyniki.
Nie wiem czy to związek ze sprawą ale jakieś 3 tygodnie temu wybrałem się na kilka godzin na nizinny odcinek Rudawy (powyżej błoni) i miałem bardzo dużo brań okonia. Łowiłem głównie na woblery pstrągowe i jazio-kleniowe. Atakowały wszystko, co wpadło do wody. Same maluchy, jeden może miał w okolicach 20cm. Słyszałem też od znajomych, że łowili okonie na Rudawie w okolicach Kochanowa powyżej no-kill’a.
Może rzeczywiście ktoś sobie staw czyścił?