Często w opisach rzeczek już dodanych, używałem sformułowania „nie wiem”, „jakim cudem” itd. odnośnie pstrągowej posuchy. Poniższy szkic dotyczy moich odczuć z nad Głogoczówki i powiem szczerze, że rzeka ta jest dla mnie największą zagadką spośród wszystkich cieków pstrągowych okolic Krakowa. Dodam, że zagadką in minus. To, że woda ta znalazła się prawie w połowie rankingu wynika tylko z jednego faktu: otóż zdarza mi się łowić tu ryby miarowe, choć w tym sezonie ta sztuka mi się nie udała, mimo aż sześciu tutaj wizyt! Jakie by nie były moje umiejętności, to na Rudawie, czy Dłubni schodzę zawiedziony jeśli nie wyjmę choć jednego miarowego pstrąga na każdej wyprawie, a w tym sezonie to marudziłem, jeśli nie zaliczyłem czegoś 35+.
Głogoczówkę mocno penetruję od trzech lat. To, co mnie tu przyciąga to duża głębokość wody. Jest to chyba najgłębsza w stosunku do przeciętnej szerokości rzeka pstrągowa naszego okręgu. Dobrze znany mi fragment zaczyna się jakieś 2km powyżej Głogoczowa, a kończy na połączeniu z Harbutówką.
Wg moich spostrzeżeń ta rzeka wyróżnia się trzema cechami – jak już pisałem – dużą głębokością, poza tym brudzi się chyba najszybciej i bardzo, bardzo wolno czyści, oraz nawet przy niżówce jej woda jest zdecydowanie mniej przejrzysta niż nawet niekrystaliczna Szreniawa.
To lekkie zmętnienie wody przy nawet normalnych stanach wynika z podłoża po jakim płynie. Jest ono zdecydowanie ilaste z dużą domieszką piasku, ale chodząc po tym ma się wrażenie, że ni to muł, ni to piasek. Dno bardzo pracuje nawet na wolniakach. Do tego kolor dna [jasno – brązowo – żółty] potęguje nieprzeniknioność wody. Miejscami jest zachęcający, drobny żwirek. Nie mniej tak, jak na poniższej fotografii, typ dna można pooglądać wyłącznie na super płytkich miejscach i w bardzo słoneczne dni.
Powyżej Głogoczowa woda ma przeciętnie 2,5 – 3m szerokości, choć często są zwężenia dwumetrowe. Jakieś cztery – pięć kilometrów niżej opisywany ciek nierzadko ma 1-3m więcej, czyli już dorównuje np. Rudawie w środkowym biegu.
Wyższy fragment jest okropnie niewygodny ze względu na bardzo strome brzegi i co podkreślam – niestabilne. Tzn. nawet kawałki gruntu porośnięte trawą, nadzwyczaj łatwo jakby się zdzierają. Zjazd do wody kończy się najczęściej kąpielą po pas, gdyż rzadko tu mamy płyciznę, harmonijnie schodzącą ku środkowi koryta, tylko po obu stronach jest podobnie głęboko. Brzegi do tego są relatywnie bardzo wysokie i miejscami porośnięte gęstymi wiklinami. Szczególnie przy grubszej wodzie, po większych opadach można się czuć trochę zagubionym.
Gdy rzeka uwalnia się z nadmiaru podeszczowej wody, można ocenić na nielicznych, bardziej płaskich odcinkach, jak wysokie są tu przybory i podkreślam – są tu normą.
Łowienia z brzegu nie polecam na tym fragmencie, natomiast bliżej końca biegu jest to dużo łatwiejsze, gdyż koryto często sporo szersze, a dno ma przekrój zazwyczaj niecki, a nie prostokąta.
Z brodzeniem też nie jest łatwo. Wodery nie wystarczą nawet przy niżówce, bo jak pisałem standardem jest około 60-80cm, a co za tym idzie metr wody nie jest rzadkie na całych dziesiątkach metrów. Pozostają tylko spodniobuty, lecz przy wezbraniach nawet one nie zapewnią nam komfortu. Byłem zdziwiony, gdy w połowie sierpnia, trzy dni po sporej ulewie, co i raz zawracałem, by jakoś wyjść na brzeg, gdyż woda sięgała wyraźnie po pachy…
Brodzić tu warto wyłącznie pod prąd, gdyż podrywamy z dna ogromne tumany podłoża, które jeśli nie straszą, to sygnalizują rybom, iż coś się dzieje. W zasadzie, ze względu na sporą głębokość ryb spodziewałbym się w każdym miejscu, aczkolwiek co kawałek mamy do czynienia z niezwykle obiecującymi miejscówkami.
Z racji kiepskiej na ogół przejrzystości, łowię tu zazwyczaj przynętami, które sporo hałasują: woblerami, wirówkami, albo wahadłówkami, ale tak wyprofilowanymi, by poszaleć w wodzie. Mnie w wielu miejscach sprawdzały się około 4-5cm długości woblerki, wyraźnie buszujące w wodzie. Ten ze zdjęcia jest dość zasłużony i już z popękanym lakierem. Ale właśnie takie, subtelnie malowane przynęty dawały radę, szczególnie w pełni dnia.
W dni bardzo słoneczne łowię na srebrne Wrty nr 0. Z jednej strony sam nastawiony jestem tu na łowienie przy możliwie niskich stanach rzeki; za to uczciwie powiem, że najwięcej kontaktów mam przy dość brudnej wodzie. I nie mam pojęcia dlaczego tak akurat jest. Może dlatego, że łowię wtedy z nurtem i tak trzeba także przy typowym stanie, lekko mętnawej Głogoczówki?
I teraz dochodzimy do sedna sprawy. Napisałem, że zdarza mi się tu łowić ryby miarowe [najczęściej równo 30cm], ale „zdarza mi się” to dobre określenie. Mimo świetnych miejsc, dużej głębokości nie tylko w dołkach ale na całych fragmentach i w porównaniu z tymi najbardziej uczęszczanymi rzekami pstrągowymi – nie tak dużej presji wędkarskiej i moim zdaniem niewielkiej typowo kłusowniczej, ryb większych jest nieprawdopodobnie mało. Podobnie, jak podrostków. Najczęściej niełatwe tu wędkowanie skutkuje rybkami jak poniżej. Niestety.
Biorę poprawkę na jeden fakt: otóż odkąd troszkę wgryzłem się w tematykę pstrągową, zauważyłem, iż w wodach , gdzie oprócz pstrągów żyją masowo inne ryby, większe kropkowańce trudniej skłonić do ataku, niż na wodach, gdzie żerują tylko na bezkręgowcach względnie na żabach, czy mniejszych pobratymcach. Głogoczówa ma liczną populację kleni – przeważają egzemplarze 20cm, mnóstwo jest takich maluchów wielkości woblerowej. Na pewno są strzeble potokowe. Jestem także pewien trzeciego gatunku, ale już jego identyfikacja na 100% mi się nie udała [korzystałem wyłącznie z rąk do łapania maleństw i się nie udało]. Obstawiam iż są to albo jelczyki, albo piekielnice.
Pstrążków – palczaków nie jest bardzo dużo, ani nawet dużo. Ich ilość określiłbym jako dostateczną, choć brania są dość regularne.
Trzeba przyznać, że Głogoczówka, mimo, iż nie szczególnie ładna, to nie jest jakoś bardzo zaśmiecona.
Wrażenie bałaganu robią za to duże ilości różnego rodzaju drewna. Trafiają się nawet kawałki płotów, ale przeważają naturalne kije, gałęzie i całe drzewa, czasami bardzo duże.
Bywają odcinki z wielkimi kamieniami przy brzegach, choć trudno mi powiedzieć, czy pochodzą z celowo, dawno temu budowanych opasek, czy są naturalnie wypłukiwane. Zawsze kilkanaście głazów na takich fragmentach leży w korycie i nonszalanckie stawianie kroków może skończyć się niebezpiecznym upadkiem, jeśli ilasto-piaszczyste dno uśpi naszą czujność.
Osobnym tematem są próby wyjścia z wody. Na całych setkach metrów bywa to niezwykle trudne, bez uwalania się w tłustym ile. Brzegi są przeraźliwie śliskie, a trawa czy krzaczki bardzo słabo ukorzenione. Jedynie wikliny dają jako takie oparcie.
Jeśli jest ciepło, to odpoczynek w moim wydaniu wygląda tak.
Znajduję w miarę gęsto zarośnięty trawą obszar – coś na kształt półki i tam zostawiam graty, na czas gdy przysiadam, opierając się krzyżem o wystający brzeg. Po prostu nauczyłem się, że lepiej tak, niż marnować siły na często bezowocne próby wdrapania się na ląd, tym bardziej, że zaraz trzeba wchodzić znowu do wody, choćby po to, by się umyć po wyjściu…
Trudno mówić o regule, ale spokojniejsze, pełne przeszkód odcinki zamieszkują przede wszystkim klenie, a w każdym razie to one szybciej się meldują na naszych zestawach. Być może przy celowych zabiegach można złowić większe, aczkolwiek nigdy tutaj do tego nie dążyłem.
Nie mniej w tym właśnie roku, przy wodzie burej jak kretowisko miałem tak ostre branie, którego autorem mógł być właśnie duży kleń. Hamulec, którego pstrąg – czterdziestak nie miał prawa ruszyć, oddał w sekundę z pół metra żyłki. Ryba jednak się nie zapięła.
Im niżej tym bardziej Głogoczówka zaczyna przypominać podgórskie rzeki Podkarpacia. Dno jest bardziej kamieniste [małe nieregularne kamyki i żwir] i przynajmniej jeden brzeg płaski. Pojawiają się nawet małe wysepki rozbijające nurt na dwie strugi. Na tym fragmencie niestety woda bardzo często zalatuje fekaliami.
Ja tak naprawdę nie mam skrystalizowanej opinii o tej rzece. Nie ma co grzebać w starych czasach, które tu były ponoć fantastyczne, nie mniej jakoś trudno mi uwierzyć, że nie ma tu już choć troszkę większych pstrągów. Trochę więcej niż zdarza mi się łowić.
Ciekaw byłbym spostrzeżeń kogoś, kto bywał tu także w miarę regularnie na przestrzeni ostatnich dwóch – trzech sezonów…
Podsumowanie :
- Czy w danej wodzie w ogóle pływają pstrągi? Tak
- Czy ryby, jeśli występują – są równomiernie rozłożone w danym cieku. Tak
- Ilość ryb – ocena dostateczna.
- Możliwość złowienia ryby miarowej – trudne.
- Złowienie ryby 40+ – trudne.
- Złowienie okazu – ? [nie wykluczyłbym].
- Presja wędkarska: w górnym biegu mała, niżej widoczna.
- Kłusownictwo: małe [czasem, ale nieczęsto spłoszymy kogoś z robakami].
- Poziom trudności wody: rzeka trudna.
Ocena końcowa: dostateczny [z minusem za bardzo małą liczbę choćby ryb pod miarę].
4 odpowiedzi
Panie Adamie, a czy Harbutówkę i Skawinkę też Pan opisze pod kątem łowienia pstrągów ?
Skawinki już pod uwagę nie brałem, jako dopuszczoną do wędkowania na szerszą skalę [inne metody] – nie jest to typowo górska woda patrząc z perspektywy regulaminu. Harbutówkę ująłem, ale jest wyżej w rankingu.
Witam,ja na Głogoczówce spininguje od 10 lat na odcinku od mostu drogowego w Krzywaczce do połączenia z Harbutówką i zgadzam sie w 100 procentach z opisem tej rzeczki.A co do trzeciego gatunku to są piekielnice i zdarzają sie też kiełbie.Pozdrawiam.
Dzięki za potwierdzenie moich spostrzeżeń. Z tymi piekielnicami to ciekawa sprawa. Czyli jeśli są w Głogoczówce, to zapewne, te niezidentyfikowane przeze mnie w Wildze, to także ten gatunek. To by nieźle świadczyło o tych rzekach, bo powszechnie ichtiolodzy twierdzą, że gatunek ten jest naprawdę na granicy zaniknięcia w skali kraju.