2013 – podsumowanie

W sierpniu, przy okazji któregoś tekstu napisałem, że zanosi się na najgorszy sezon od 2004r. Patrząc z perspektywy całego roku, niestety u mnie nic się nie zmieniło. To był dla mnie najsłabszy wynik od prawie 10 lat. I nawet rewelacyjne, jaziowe 25 dni na przełomie września i października, nie zmieniło statystyki, jeśli chodzi o ryby średnie i duże w skali danych gatunków. Moim zdaniem głównym powodem jest nieprawdopodobnie wysoka presja na dobre miejscówki, jeszcze rok temu niespecjalnie popularne i  potężny „wysyp” pontoniarzy, co samo w sobie nie jest niczym złym, ale podobnie jak wśród wszystkich wędkarzy, w tej grupie tylko mała część wypuszcza złowione ryby. Większość, mam wrażenie stosuje się do regulaminu, tyle, że jest on skandalicznie opracowany, kompletnie nie przystając do realiów wód Okręgu Kraków, bo na nich łowię na jakichś 70% wypraw.

Przez ten tekst, chciałem dokonać oceny wód okręgu i przy okazji wód sąsiednich na ile je znam. Kolejny rok byłem na rybach prawie sto razy. Dokładnie to 98. Prosty rachunek prawdopodobieństwa pozwala już przy takiej ilości godzin spędzonych nad wodami, odnieść się do ich zasobności , tym bardziej, że mam porównanie z tym jak było 5 lat temu, dziesięć i piętnaście. A łowiłem wtedy dużo mniej skutecznie i często bez żadnej świadomości…

Dodam jeszcze myśl, która do pewnego stopnia jest z jednej strony promykiem nadziei, tłumaczącym słabe, nie tylko moje jak rozmawiam z wieloma osobami –  tegoroczne wyniki, a z drugiej demoluje moje wcześniejsze założenie o szczególnie dużej presji, na co bardziej rybne miejsca, jako przyczynie słabszego sezonu. A pisząc to, myślę o pogodzie. Był to niewątpliwie rok szczególny, by nie rzec dziwny, a i nadal nic się nie zmienia – mamy pierwszą dekadę stycznia za nami, a u mnie w nocy plus siedem [choć nie narzekam z tego powodu]. Nie mniej, ten sezon na nizinach zaczął się dla mnie tak naprawdę dopiero w połowie maja. Nie wiem, jak temat ciśnienia wyglądał w innych latach, bo dopiero od tego roku mam precyzyjną i wiarygodną stację pomiaru, lecz na przestrzeni ostatnich miesięcy nie pamiętam dnia bez wyraźnej huśtawki ciśnienia między rankiem, a wieczorem. Co więcej, na co już zwracałem uwagę – regułą w moich stronach była jazda w dół z ciśnieniem i na oko poprawianie się aury, lub wzrost ciśnienia połączony z opadami… Sam nie wiem co o tym myśleć. Większość kolegów uważa, że to pogoda miała decydujący wpływ na to jak potoczył się sezon.

Moje wnioski nie są zbyt optymistyczne. Po pierwsze Wisła, bez której okręg krakowski jest w zasadzie bez sensownej wody płynącej, pozwalającej praktycznie każdemu wędkarzowi znaleźć coś dla siebie, jest chyba najbardziej pozostawiona samej sobie. Być może zwycięża tu założenie, że to duża woda, która obroni się sama. Tyle, że jak wszystko, ma to swoje granice. Poziom kłusownictwa, w tym sieciowego jak na jakichś Mazurach jest coraz większy. Odcinki od Łączan w górę i poniżej ujścia Dłubni proszą się o jakiegoś „strażnika Texasu”, bo  konwencjonalnymi metodami, tamtejsi ludzie są chyba nie do opanowania.

Co do samych wędkarzy, to odnoszę wrażenie, iż dla części łowiących, wyjazd nad Wisłę równa się z brakiem wszelkich reguł, czy zasad.  Niestety, po raz pierwszy zauważam faktyczny, duży ubytek niektórych gatunków, dość licznych jeszcze w ostatnich latach.

Rzeki typu Raba [pomijam oes] czy Skawinka są tak zharatane wędkarsko, że poza kleniem, czy dla znawców miejsc – pstrągiem, to spinningista nie ma nad nimi co robić.

Rzeki pstrągowe naszych wód, to spora ilość rybek, lecz zaledwie po 20cm. Dla mnie totalny „kanał”. Są fragmenty, zazwyczaj ekstremalnie niedostępne, lub  tak naszpikowane „cywilizacją”, że na ogół omijane i tam coś więcej można powalczyć, ale wymaga to sporego nakładu czasu. Nizinne fragmenty tych cieków, to często poligon dla kłusownictwa wszelkiej maści, a prym wiedzie tu Szreniawa poniżej Proszowic. Z kolei wpisywanie rzeczek takich jak Brodło, Sanka czy Regulka w wykazie wód górskich jest żartem z nas wędkarzy.

O wodach stojących się nie wypowiadam, bo znam dobrze tylko Kryspinów. O ile jeszcze w 2011r dałby tej wodzie w skali od 1 do 5 „czwórkę”, o tyle po sezonie 2012 i właśnie zakończonym dam „pałę” wielką jak czołg. To, czym tu może się cieszyć spinningista, to wzdręga i na tym koniec. Na tym konkretnie zbiorniku, jest to wynikiem nieodpuszczania czemukolwiek, co ma wymiar przez samych wędkarzy, plus w porywach naprawdę bezczelne kłusownictwo [goście w ceratowych łódkach, na materacach, z rowerków wodnych łowią jak popadnie w upalne, letnie dni, gdy jest tłum nad tą wodą i niczego kompletnie się nie boją – patrząc na ich teleskopy za 20 zł zastanawiam się, czy oni mają kartę wędkarską]. Kilkunastoletnie gówniarstwo [wiek gimnazjum] robi sobie grill z nielicznych już 30cm szczupaczków. Wszystko w  tłumie im podobnym. Nie mam zaś pojęcia, kiedy stawia się tam wielkie jak boja spławiki, na żyłkach grubych jak szprycha z karasiami na wielkich kotwicach. Będąc w tym sezonie zaledwie kilka razy, zdjąłem takich cudów 6 czy 7. Nawet jeden „zestaw” mam w domu. Generalnie mamy tu odbicie tego, co nad większością wód, tylko skumulowane na mniejszej powierzchni. Jak ma się to do ochrony wód, napiszę następnym razem.

Ilościowo złowiłem nieco ponad 1200ryb. To oczywiście wszystkie: małe, malutkie i te większe.  Aż 85% przypada na trzy gatunki: pstrąg, okoń i kleń.

Jeżeli chodzi o pstrągi, to od lat, niezmiennie jest to samo: trzebienie wszystkiego co ma wymiar i będę powtarzał, jak zdarta płyta, że to jest korzystne dla polityki jaką serwuje PZW, bo wciąż ktoś zarobi na zarybieniach. I tak bez końca. No, chyba, że coś się zmieni wraz z nowymi władzami. Ja w tym roku na wodach krakowskich nie miałem kropkowańca większego niż 35cm, a [chyba] tylko raz styczność z czterdziestakiem. Niestety, w ościennych okręgach raczej lepiej nie jest.

Kleń. Tu jest ilościowo dobrze. Natomiast wielkościowo już co najwyżej dopuszczająco. Szczególnie widać  to nad Wisłą jak zmniejszyła się ilość tych średnich ryb, Wisłą, która na luzie obdarzała egzemplarzami około 40cm. Nie najgorzej jest nad Rabą pod tym względem. Pozostałe wody to albo drobnica, albo częściej pojedyncze, nieliczne stadka po kilka osobników. Jeśli ktoś jest fanem tej ryby, to zdecydowanie polecam okręg tarnowski, lub sądecki, ewentualnie rzeszowski, ale to już daleko.

Okoń. Nie wiem, może jestem tendencyjny, może mam skrzywioną ocenę, ale nie znam wody, gdzie mógłbym sobie seryjnie połowić w naszym okręgu pasiaków powyżej 20cm. To jest chyba niemożliwe. Namierzone rok temu, fajne miejsca z dużymi rybami w paski, zostały zidentyfikowane i zarżnięte w dwa tygodnie tego sezonu. Przy tej okazji powiem, że ilość pływadeł na wodzie wzrosła w tych miejscach cztero – pięciokrotnie, a o ile miejsce było w zasięgu rzutu, to na takim fragmencie presja z brzegu była z dziesięć razy większa niż w poprzednich latach. Owszem, połowiłem na początku lipca trochę okoni z przedziału 30-37cm, ale skończyło się około połowy lipca. W tym przypadku znów polecę jako lepsze okręgi tarnowski i sądecki.

O tym, że rok był kiepski niech świadczy średnia z 10-ki największych ryb – zaledwie 54cm. Rok temu 71,3cm. O tym, że zawiodły absolutnie sandacze, że na szczupaka nie ma co się nastawiać i nawet z bolkiem było bardzo licho, niech świadczy to, iż w tej dziesiątce mam aż trzy jazie, co jest ewenementem w mojej statystyce, bo zawsze tylko, boleń, boleń, czasem sumek.

Jakiś desperat napisał na forum okręgu, że nastawiając się tylko na szczupaki od dwóch sezonów nie wyjął ryby ponad 60cm… Możecie się śmiać ze mnie i takiego gościa, ale mogę tylko potwierdzić. Dosłownie, pojedyncze wyjątki miałem i ja, tylko, co z tego? Tak do 2006 roku, mimo, że łowiłem bardzo „naiwnie”, tych ryb było na tyle dużo w Wiśle, że miałem kilka takich sztuk z samego przypadku. W tym roku jedna jedyna obcinka. Ilość szczupaka jest tragicznie mała. Z tym, że się do tego już przyzwyczaiłem. Nie umiem ocenić jak ma się pod tym względem sytuacja w innych, sąsiednich okręgach.

Natomiast zmasakrowała mnie mikroskopijna ilość sandaczy. Rok temu miałem 97 tych ryb z czego większość około wymiaru. W tym roku słownie złowiłem jednego miarowego, a  liczba wszystkich to…12 sztuk. Ktoś znów napisał do styczniowego WŚ z podobnymi jak to spostrzeżeniami, że coś się niedobrego dzieje z tą rybą na wodach krakowskich. Powiem jedno: jest to na pierwszym miejscu skutek idiotycznego regulaminu, plus braku zapisu o górnych wymiarach, a dopiero w drugiej kolejności wynik chciwości samych wędkarzy, którzy, gdyby zapisy były bardziej restrykcyjne, to by ich jednak przestrzegali. Choć niektórzy. Osobna sprawa to zorganizowane kłusownictwo, nastawione w dużym stopniu na ten gatunek. Można zwalać na pogodę, kormorany i  UFO, ale wiem, że sandacza w Wiśle zniszczyli głównie ludzie  z wędkami. Na ten gatunek polecam zdecydowanie okręg sądecki. Pisze to na podstawie relacji moim kolegów i zdjęć jakie prezentowali.

Do boleni to się nie przyłożyłem, głównie dlatego, ponieważ miałem dość oglądania wędkarzy łowiących i zabijających bolki w strefach ochronnych, poniżej progów. Z tym, to są jakieś kpiny. Jeśliby te ryby wracały do wody, to bym nawet o tym nie wspomniał, ale widzę, że szczególnie starym dziadkom zachciało się poszaleć ze spinningiem, a odkryli, iż nieosiągalny dla nich kiedyś gatunek, jest w zasięgu. I to pakowanie ryb w bagażnik, albo pod podwozie i walenie głupa, jak się zwróci uwagę. Na razie jest dostatecznie, ale kolejne dwa takie sezony „rób ta, co chce ta” i będzie jak ze szczupakiem i sandaczem. Najlepiej widać to po stadzie ryb z przedziału 60-70cm, których było naprawdę bardzo, bardzo dużo do 2009r włącznie. Potem boleń stał się „popularny” na naszych wodach i teraz jest na ocenę dostateczną ryb po 50-60cm, bardzo mało mniejszych i zupełnie nieliczne 70+. Naprawdę, szczególnie  w tej materii wiem co piszę. Nie mniej nasze wody boleniowe, czyli w zasadzie krakowska Wisła, jeszcze nie ustępuje tarnowskiej, czy wodom pozostałych okręgów, co świadczy o tym, iż tam też jest tak sobie.

Jaź. Sytuacja tego gatunku jest podobna jak z boleniem. Od około 2006r nastąpiła jakby kolejna fala wyrośniętych ryb. Było świetnie do 2009r. Ale ryba nie grzyb. W tydzień nie urośnie. Komunikaty o zarybianiu jaziem Raby są śmieszne. Tych ryb w okręgu krakowskim nie ma już ani dużo, ani dużych.  Z tego, co piszą do mnie, lepiej jest na Wiśle tarnowskiej, ale też bez szału. W tej materii polecam wody śląskie. Tyle, że trzeba się nałazić, albo napływać, by dotrzeć tam gdzie inni nie byli.

O sumie powiem tylko tyle, że póki kretyński regulamin pozwoli ukatrupić dzień po dniu kolejne, półtorametrowe ryby, to sezon będzie trwał kilka dni i zacznie się w…maju. Tyle wystarcza oszołomom, by wyczyścić dany fragment Wisły. A ryby te są największe, a co za tym idzie – jest ich najmniej.

Trzeci rok z rzędu nie złowiłem brzany. W Wiśle, co podkreślam. Nie wiem, co o tym sądzić.

Totalną porażką był ponton. W zasadzie byłem zaledwie kilka razy, ale po trzeciej, czwartej wyprawie, które pokazywały na sonarze tylko pustkę pod łódką, poddałem się. Tym bardziej, że naderwałem bark i wodowanie się solo było niełatwe.

Nie mniej miałem swoje, prywatne sukcesy. Najpierw takie, które sam traktuję z dużym dystansem. Mianowicie ustanowiłem, że tak szumnie napiszę swój rekord krąpia na spinning. Całe 35cm. „Padł” też mój najstarszy rekord.  Tęczaka. Tyle, że tą rybą w ogóle nie jestem zainteresowany. Nie mniej zawsze coś. Super było za to z jaziem. Dwukrotnie udało mi się przeskoczyć prywatny rekord i jak  mam nadzieję – nie zatrzymam się na 55cm. Jeszcze bardziej niż to, cieszę się, iż na przestrzeni  25 dni, na 12 wyprawach złowiłem 20 medalowych ryb tego gatunku. Tu napisałbym rok temu, że będzie „ogień” w tym sezonie, ale po tym jak wystawiły mnie wiślane wzdręgi, będę ostrożny.

To, co mnie zaś najbardziej cieszy, to fakt, iż poznałem się lepiej z paroma ludźmi i są to naprawdę spoko goście.

Zanosi się także na parę dobrych wędkarskich klimatów, choć póki co tylko wirtualnych.

W następnym tekście napiszę o tym, co słychać w przepisach. Tych ogólnopolskich i okręgowych. Tu i tu nowe twarze, nowe zarządy. Są promyczki nadziei, ale częściej jeży się włos. Szczególnie, jeśli się wejdzie w temat zmian różnych ustaw, które mają strategiczny wpływ na kształt wszystkiego, związanego z wodami.

5 odpowiedzi

  1. podejrzewam, że w każdym okręgu jest tak samo tragicznie. ostrożny bym był z oceną tarnowskiego. drapieżnika jest wyjątkowo jak na lekarstwo – głównie mówię tu o szczupaku, sandaczu i okoniu. oprócz wspomnianych w artykule czynnikach ograniczających pogłowie ryb dodałbym jeszcze plagę kormoranów która jest faktycznie zagrożeniem /przynajmniej u nas/. nie rozumiem tego, jak taka gadzina pożerająca w biały dzień tony ryby może być jeszcze pod ochroną?! gorsza sprawa, że te ptaszyska spustoszyły Dunajec i przeniosły się teraz nad Rabę i Wisłę w nasze okolice trzebiąc rybę na zimowisku. ten sezon był kiepski, aż strach pomyśleć jaki będzie kolejny ;P

  2. a moim zdaniem nie jest tak tragicznie, zawsze mogło być gorzej (powodzie stulecia, katastrofy ekologiczne ..) co do PSR i 1 etatowej straży okręgu to szkoda debatować. Przyszłość rzek jest w rękach klubów i stowarzyszeń które mają dobrą ekipę SSR. Choć taka Rudawa została rozjechana mimo działania KPR-u. Wędkarze potrafią zajechać dobre miejsca w kilka tygodni, widze co dzieje się na Dunajcu z kleniami, dalej biorą wyśmienicie na zimowiskach, już nawet z krakowa widziałem wycieczkę po mięsko, tak szybko roznoszą się wiadomości. Niemniej klenia na Dunajcu jest masa, i temu gatunkowi nie zaszkodzą te odłowy. Szkoda jedynie że zabierane są sztuki ponad 50cm, a słyszałem o złowieniu 60cm. Dla mnie ten sezon był dobry. Kilka szczupaków koło 70 się trafiło, pstrąg 43 cm (ilościowo nieźle), kleń 53 (ponad 40cm było kilka), okonie do 35 ale całkiem sporo, trafił się boleń, jazie, świnka 45, kilka ładnych ryb się zerwało. Oby nowy sezon był lepszy …

  3. Jakoś mnie nie dziwi podsumowanie. Żale wędkarzy wylewają się z licznych internetowych forów. Przypadek z Rudawą w Zabierzowie skandaliczny (przestałem jeździć wzdłuż jej brzegów trasą na krakowski Ruczaj, bo nie mogę teraz patrzeć na ten ściek). Ryb mało, pustynie lub ryby o wielkości max wymiar minus 1 cm, rozmieszczone wyspowo. No chyba, że odcinki graniczą z Oesami, z których ryby migrują – tam jest trochę lepiej. Podobno lepiej jest w okręgu Nowy Sącz. Na rzekach górskich poza Oesami generalnie nie łowiłem w 2013 roku, trochę z obawy o własną skórę i stan psychiczny. Ja kłusowników po krzakach gonić nie będę, skoro włodarze mają to w dupie. Nad zwykłymi górskimi wodami pzw podczas kilkunastoletniej kariery wędkarskiej nigdy nie byłem kontrolowany.

    Mój komentarz dotyczyć będzie górskich odcinków specjalnych, bo na nich najwięcej łowiłem. Nic odkrywczego, zwykłe fakty na podstawie własnych obserwacji. Jest dobrze i bardzo dobrze. Różnice w stosunku do zwykłych wód po rostu miażdżą. Najważniejsze – kontrola. Na Dunajcu i Sanie sprawdzany byłem KAŻDEGO dnia (troche gorzej na Rabie). Na tych wodach spotkałem się również kilkakrotnie z patologią, ale – albo sprawcy uciekali na mój widok, albo wezwana kontrola skutecznie kończyła sprawę (na Sanie strażnicy odbierali telefon o każdej porze i zjawiali się nad wodą). Spotkałem masę ludzi chętnych rozmowy, podzielających moje (nasze) zdanie na temat przyszłości pzw, wędkarstwa w Polce itd. Jestem w szoku, ile osób ma podobne zdanie jak ja, czy Pan. W czym zatem problem, że poza Oseami jest tak beznadziejnie? Pytanie oczywiście retoryczne.
    Po drugie – OESy są dobrze zarybione, kto był nad Sanem ten z pewnością widział stada lipieni po 50 cm każdy, kto miał więcej szczęścia ten zobaczył metrową głowacice, lub zbiórkę pstrąga 60+. Co więcej na całym Sanie wprowadzono zakaz zabierania lipienia, ludzie płoszą kormorany, pilnują wody. Jakoś dyr. Koniecznemu się chce i potrafi wtaczać kamień pod górę. Kolegom, Przyjaciołom Raby też się chce. Na OS Raba ktoś niedawno złowił pstrąga chyba 75 cm. Poniżej zapory w Dobczycach w czasie wieczornej rójki woda się gotuje od pstrągów od 30 do 50cm. Jeżeli ludzie widzą efekty pracy, pakują w to środki i swój czas.
    Dla mnie sezon muchowy rewelacyjny, kilka pstrągów i lipieni w granicach pół metra. Ryb 30-40 cm nie liczyłem ale było tego dużo. Niezależnie od pogody i ciśnienia ryby zawsze brały bo były. Był też ryby które rwały zestawy. Oczywiście – na odcinkach specjalnych.
    W każdym razie przyszłość flyfishingu w naszym kraju to kosztowne odcinki specjalne i puste koryta dla głodnego ludu. Nie jest to oczywiście rozwiązanie dobre, ale wszystko na to wskazuje, że tak to będzie wyglądać.
    Co do krakowskiej Wisły, byłem kilka razy w tym roku, po dłuuugiej przerwie. Jest ogromna przepaść odnośnie rybostanu w stosunku do podobnej Odry w dolnośląskim. Na szczęście bolenie jeszcze są, ale faktycznie – to coraz bardziej łatwiejsza zdobycz dla pospolitego wędkarza i trzeba się liczyć z sytuacją jak z sandaczem i szczupakiem, że i ich zabraknie. Bolenie, nieduże, łowiłem podczas każdego wypadu, za to sandacza czy szczupaka ani jednego.
    Mimo tej całej nędzy chce w tym roku opłacić składkę w krakowskim, głównie ze względu na bolenie. Wybiorę koło pewnie na chybił trafił i będę biernym członkiem na odległość. Chyba, że ktoś poleci takie koło, gdzie tworzy się silna grupa i która potrzebuje głosów dla zmiany regulaminu, nie boi się pytać władz o naszą kasę i ma siłę by walczyć los naszych rzek.

    Na koniec – może niech Pan wyśle swój, dobrze napisany, tekst jako sprawozdanie wiarygodnego członka pzw do swojego macierzystego koła, okręgu, do centrali, do WŚ. pzw pewnie ciśnie to do kosza ale red. Kolendowicz powinien zamieścić conajmniej w rubryce listów od czytelników. Niech Polska się dowie jak to krakowskie gospodaruje wodami.

    1. Bardzo dziękuję za obszerny komentarz. W temacie kontroli dodam, że pierwszy i ostatni raz jak dotąd byłem kontrolowany na wodach górskich w roku 1979 lub 1980. Już nie pamiętam [miałem 10 lat, byłem z ojcem]. Na odcinkach nizinnych zdarzały mi się kontrole [od bardzo sporadycznych, po dość intensywne] ale tylko poniżej progów na Wiśle. Na jej dzikich fragmentach lub innych rzekach nie byłem nigdy kontrolowany od 15 lat…
      Co do dotarcia z tymi spostrzeżeniami do włodarzy. Przynajmniej niektórzy z szefów okręgu przeczytają ten tekst na bank, bo wiem, że tu zaglądają. Nie łudzę się, że wpłynie to na nich szczególnie, aczkolwiek miałem swój udział w wymianie „starej trójki”. Czy nowi coś zmienią? Zobaczymy.

  4. Mimo wszystko uważam, że nie jeden z czytających artykuły chciałby zmierzyć się z taką ilością ryb jakie Pan miał okazję przez ubiegły rok. Dla mnie ubiegły rok był średni, wypróbowałem kilka nowych łowisk na pomorzu, więc z tego jestem najbardziej zadowolony i teraz bogatszy w doświadczenia myślę że ten sezon okaże się bardziej łaskawy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *