Podzielę się w poniższym tekście swoimi spostrzeżeniami, co do zaadoptowania wędki muchowej do spinningu. Jak wiecie, jedna z moich ulubionych wędek poległa. Kijów mam sporo, nie mniej wśród delikatnych wędek tylko trzy mogłem brać pod uwagę. Pierwsza to Diaflex pstrągowy, który od biedy by się nadał, gdyby nie mała długość. W warunkach, w których łowię komfortu by nie dał. Drugi kij – Tango Chempion Kongera do 10g, 2,7m byłby do zaakceptowania, nie mniej ma poważną wadę, która szczególnie jesienią daje się we znaki: w mgliste, lub deszczowe dni żyłka okropnie klei się do blanku, tak, że czasem wyrzucenie dwu gramowego parocha na żyłce szesnastce bywa ciężkie, a co dopiero wobka – mikrusa na dziesiątce. Wzdręgowej wędeczki nawet nie przetestowałem – łowiłem podobną wędką kumpla. Z sukcesem, ale miałem po godzinie wrażenie, że noszę wielki plecak. To był skutek bólu ramion od ciągłego unoszenia kija. Po całym dniu czułem, jakby mi się coś stało w barki.
Już wiosną pożyczyłem sobie z myślą o wzdręgach muchówkę. Uznałem, że tak subtelny kij pozwoli jeszcze skuteczniej łowić te delikatne rybki. Ponieważ w zeszłorocznym łowisku krasnopiórki nie pokazały się, więc nie miałem okazji wędki przetestować. Okazja i konieczność nadarzyły się teraz. Pomysł nie jest jakiś odkrywczy, bo pamiętam jak kilka lat temu w Wędkarskim Świecie proponowano zastosowanie kija muchowego do łowienia szczupaków w momentach, gdy brania są bardzo niepewne, a ryby spadają.
Moje obecne łowisko jazi niewątpliwie promuje spinningistę, który ma możliwie długi, delikatny i bardzo wolny kij. Zastanawialiśmy się z kolegą, co by było ideałem i doszliśmy do wniosku, że długość 3 – 3,2m, wyrzut do 6-7g, szybka szczytówka, przechodząca błyskawicznie w paraboliczną pracę całości. Coś takiego pozwoliłoby komfortowa panować nad wabikiem w środowisku mocno bagiennym [bardzo płytko], skutecznie zacinać i utrzymać na kiju dużego leniucha jakim jest jaź i nie zerwać cieniutkiej żyłki 0,10mm. Tu mała dygresja. Zastosowałem taką delikatną żyłkę, nie dla dodatkowych emocji, tylko zauważyłem, jeszcze w ciepłej porze, że na tych płyciznach jazie najzwyczajniej płoszyła czternastka, zwłaszcza, gdy jej ślad pojawiał się rybie od tyłu nad głową, szczególnie w bezwietrzne dni [nie było negatywnych reakcji, gdy linka z przynętą pojawiała się w sferze widzenia jazia od przodu lub z boku]. Z 10-ką tego kłopotu nie było, a dodatkowo zauważyłem, że klonki często podskubywały miejsce styku żyłki z wodą, czego nie robiły przy linkach grubszych, więc chyba naturalnie im się kojarzy taka pajęczynka, może nawet rzeczywiście z nitkami babiego lata. Drugi powód to długość rzutu na lince cieniutkiej, o czym chyba nikogo nie muszę przekonywać.
Kłopot polega na tym, że w naszym kraju, a nawet chyba w Europie wędek posiadających powyższe parametry najzwyczajniej brak. Był kiedyś kijek Zebco Microbite – legenda, ale już ich nie ma. Po prostu mało kto by chciał chyba czymś takim łowić. Mamy jednak inne przyzwyczajenia. Kij marzeń znalazłem w USA [gdzież by indziej]. Krajowy przedstawiciel oczywiście może nam kilka takich kijów sprowadzić [chętnych jest więcej niż ja z kumplem], ale cena u nas, na miejscu taka, że, czekam aż ktoś ze znajomych znów pojedzie do Stanów. Będę cierpliwy po tym jak wyrzuciłem 1500zł na darmo, kupując tutaj echo za ponad 3 tyś, w momencie gdy znajomy dwa dni potem pojechał z pracy na tydzień do USA i mógł kupić to samo echo za 500 dolców.
Tak, więc przypomniałem sobie o muchówce. Nigdy na muchę nie łowiłem i nie znam się na tego rodzaju wędkach. Mój kij to Abu Garcia Renegade 2,85m, klasa, [bo chyba tak się to nazywa] 6-7.
Co mogę o takim eksperymencie powiedzieć? Zacznę od minusów. Są w zasadzie trzy. Największy to celność, a raczej jej brak. Początkowo to byłem pewien, że wobek poleci w wodę tylko wtedy, gdy rzucałem prostopadle do biegu rzeki. Zero kontroli.
Drugi problem, ścisłe związany z pierwszym, to relatywnie krótkie rzuty. Wynikało to ze zbyt siłowego podejścia [ta wędka jest bardzo lekka i nieprawdopodobnie miękka w porównaniu ze spinningami]. Musiałem się mocno kontrolować by rzucać bardzo, bardzo powoli, tzn. cały ruch musi być silny, płynny, a zarazem powolny.
Trzeci minus wynika z drugiego. Brak przyzwyczajenia do innego wyważenia kija, wywołał po pierwszych 4 godzinach tępe drętwienie ścięgien, mięśni palców dłoni [środkowego i serdecznego]. Ale nie jakieś tam ciarki, tylko dłoń z lekka omdlewała. Początkowo winiłem za to brak dolnika, ale gdy bardzo spowolniłem wyrzut okazało się, że drugiego dnia nie było już przykrych doznań.
Jak widać powyższe defekty z obecnej perspektywy oceniam jako przejściowe, choć początkowo naprawdę bardzo uciążliwe. Jedynie co do celności można mieć zastrzeżenia, ale i tak jest nieźle, a na te warunki, to całkiem dobrze. W zasadzie, gdyby celność w tym łowieniu była szczególnie ważna, to bym spasował. Na szczęście to nie pstrągi… Jeśli ktoś będzie próbował, polecam rzucać na odlew, czyli z backhandu. Kij się świetnie ładuje, ruch jest łatwo kontrolować.
Teraz plusy. Przede wszystkim bezpieczeństwo. Śmiem twierdzić, że w tych warunkach [płycizny] nawet spory jaź nie ma jak się rozpędzić i chyba żaden nie jest w stanie zerwać żyłki 0,10mm w momencie ataku, na tak miękkim kiju. Chociaż? Ale o tym pod koniec.
Dwa: muchówka jest tak ślimacza, że największy nerwus przedwcześnie nie sprzątnie rybie przynęty sprzed nosa w chwili, gdy poczuje branie. Otóż zanim mamy świadomość, że ryba wzięła, to kij jest już pół parabolą. Po sekundzie pełną parabolą. Dla mnie to świetne.
Kolejnym atutem jest szansa wyholowania sporej ryby za dosłownie naskórek.
Przy tej długości świetnie się prowadzi i kontroluje wobki, doskonale podbiera rybę, gdyż mimo długości , wędka bardzo się przygina, bez ryzyka, że pęknie żyłka. Po przyzwyczajeniu się do wędki, rzuty są bardzo efektywne, jeśli mamy na myśli długość. Najmniejszy wobler przy bezwietrznej aurze posyłam bez kłopotu na 12-15m, największy z kompletu, około dwu gramowy, leci jak nic na jakieś 25m. I jeszcze jedno: lądowanie wolerka na tafli wody można uczynić tym kijem wręcz wzorcowe. Packa o wodę jak duża mucha. Żadne podejrzane „chlup”.
Kwestia samego holu może być postrzegana jako wada lub zaleta – zależy o co komu chodzi, bo ryby jak pokazuje rzeczywistość, poza szczególnie bojowymi egzemplarzami, najzwyczajniej głupieją. Muszę przyznać, iż hol półtorakilowca przy tej samej lince i kijku 2m do 5g, to doznanie mocno podnoszące adrenalinę w porównaniu z flegmatycznymi „szachami” na muchówce. Tak przy okazji – zaczynam się zastanawiać, czy jazie szczególnie odczuwają wbicie kotwiczki w pyszczek, bo w przypadku, gdy się nie pokazałem rybie i nie forsowałem holu, to miałem wrażenie, że problemem jest tylko „coś” ciągnące jazia lekko za głowę…
Muchówkę zdążyłem już ochrzcić. Zaprezentuję dwa okazy. Pierwszego jazia, długości 49 cm złowiłem 11 października, pod sam wieczór, gdy będąc bez kontaktu z tymi rybami, zauważyłem z wysokiego brzegu, rozchodzące się spokojne kręgi ze 150m niżej. Powiem, że ze względu na okoliczności, jest to drugi jaź, po największym, który zapadnie mi w pamięć. Otóż ¾ dystansu praktycznie przebiegłem, bo mocno już szarzało. Ze skarpy na zalane trawy schodziłem z pięć minut, a to zaledwie było kilkanaście metrów. Dystans pokonałem praktycznie na czworaka, kierując się na rzadką kępę trzcin, która była jedynym wyższym elementem osłaniającym mnie. Ta „kępa”, żeby było jasne, miała z metr szerokości i podobną wysokość. Okazało się, że chodzą dwie sztuki. Rzucałem kilka razy, ale jazie nie zauważały moich starań, po czym kolejny rzut spowodował, że znieruchomiały. Po kilku, bardzo długich dla mnie minutach, znów zaczęły leniwie ryć w dnie. Tym razem już w pierwszym przepuszczeniu, ten który był z 8m ode mnie, śmiało ruszył do przynęty, którą porwał mu 20cm klonek. Ponieważ jakoś zachowałem zimną krew, małego bandziora wyjąłem prawie w tempie zacięcia. Jaziol zamarł, ale o dziwo nie uciekł. To jak na razie mój jedyny, który nie zwiał w podobnej sytuacji. Znów kilka minut czajenia się i gdy ponownie jaź się ujawnił, to okazało się, iż mam go pod samymi trawami, na długość wędki. Odwinąłem słownie z metr żyłki i powoli wysunąłem muchówkę z boku trzcin, opuszczając wobka w toń, może z 20cm z boku jaziowej głowy. Porwał natychmiast. Lekko ustawiony hamulec niewiele oddał żyłki, bo z wędki zrobiło się praktycznie kółko.
Nie muszę dodawać, że czułem się jak jakiś ninja. Jeszcze nigdy nie udało mi się w takich okolicznościach oszukać w sumie całkiem sporą rybę.
Drugi przykład to zupełnie inna bajka. 19 października pierwszy raz po wakacjach naprawdę zgrabiały mi ręce. Mimo słońca, pod wieczór było lodowato. Również zaliczyłem jeden jaziowy kontakt. Równo półmetrowa ryba wzięła jak większość tutaj: nagle pojawił się wielki garb na wodzie, goniący wobka. Zobaczyłem jak wygina się wędka i dopiero sekundę później poczułem branie. Ten jaziol trochę szalał.
Również na brzegu, w trawach wytarzał się w błotnistej wodzie, zachlapując obiektyw, na co nie zwróciłem uwagi.
By dopełnić kronikarskiej powinności, powiem, że jazie na 99% opuściły miejscówkę i zeszły na głębszą wodę. W kolejnych dniach miałem kontakty, ale albo ryby zawracały, albo pechowo, coś nawaliło. 20 października miałem dwa: jednego spłoszył klonek, drugi zaprzestał pościgu po kilku metrach. Cztery dni później trafiam na świetne brania. W niecałe trzy godziny mam 13 pewnych kontaktów, w tym dwa jazie. Najprawdopodobniej na pierwszym – ewidentnie wielka sztuka – pęka kotwiczka. Nawet nie zacinałem. Ryba miała jak nic 50 dych z dużym okładem. Wychynęła mi tuż pod szczytówką, stąd widziałem go doskonale. Ponieważ uznałem, że jakimś cudem się spiął, dopiero przy drugim, standardowej tutaj wielkości jaziu, który także się nie zaciął, stwierdziłem, że brak jednego ramienia kotwiczki. Łowiłem średnim woblerkiem z serii, nie tym najmniejszym.
26 października panuje upał, jak na koniec tego miesiąca. Zgadza się wszystko: wiatr, ciśnienie, słońce. Jest jak latem. Najpierw namierzam jednego. Niestety nie dość, że nie bierze, to w końcu ucieka i pociąga za sobą dwa kolejne, których wcześniej nie widziałem. Przed samym zmierzchem, na klęczkach spędzam z 20 minut wobec stada liczącego jakieś 10-12 sztuk. Nawet nie uciekają, ale kompletnie nie reaguję. Zniknęły wraz z mrokiem. Myślałem, że z frustracji zrobię konkurencję bobrom i pogryzę okoliczne drzewa.
Dzień następny okazał się pierwszym, w którym, odkąd tu się pojawiam, nie miałem kontaktu z jaziem, ani żadnego nie widziałem. Było realnie 22 stopnie, wiał jednak bardzo silny zachodni wiatr, a w wodzie płynęło mnóstwo śmieci oraz wszelkich trawek i liści. Nie mniej ma miejsce zdarzenie, które bardzo rozpamiętuję. Po rzucie z silnym wietrzyskiem, wobler poszybował daleko w kierunku środka nurtu. Zakręciłem może z pięć razy, gdy pojawił się garb na wodzie. Ale jaki! Branie było bardzo silne. Zaciąłem je w tempo. Zupełnie niepotrzebnie. Trachnęła żyłka. To właśnie ten jeden przypadek. Niestety nie widziałem nawet cienia ryby. Żyłka była opitolona jak brzytwą i ciężko coś powiedzieć. Łudzę się, że to jednak szczupak i rozsądek także podpowiada ten gatunek.
Kolejne dni przyniosły jak zawsze kontakty z małymi kleniami…
Trafił się też boleniowy rodzynek. Nawet nie przedszkole, a rapowy żłobek.
Nastawiam się duchowo, na próbę podejścia do tych jazi na głębszej wodzie, ale jakoś nie mogę się przekonać. Na „moim” brzegu nie sposób brodzić w szlamie, bo jest za głęboki. Natomiast na drugim brzegu od razu jest dość stromo i gdy próbowałem tam raz we wrześniu, to niestety stałem po pas w wodzie. Tylko wtedy była ciepła.
P.S. Trochę zwlekałem z tym tekstem, ponieważ czekam na wywiad, który podejrzewam, powinien wzbudzić spore zainteresowanie – rzecz będzie dotyczyć szczupaków.
23 odpowiedzi
Do takiego łowienia ze spinningów dobrą opinie ma starsza wersja kijka :
http://www.sklep.brc.com.pl/pl/p/Batson-RX6-Jazio-Klen-290cm-DSS1141-2/160
Myślałem o tym kijku do mikrojigów, ale na krzaki jest za długi…
Ten kijek Batsona brałem pod uwagę. Faktycznie świetna wędka pod warunkiem, że nie schodzi się z numeracji żyłki poniżej 0,14mm. Przy cieńszej lince, to zanim zrobi się parabola, żyłka raczej pęknie, więc trzeba czuwać. Z drugiej strony biorę ten kij pod uwagę bo cena jest normalna. Nie mniej mam upatrzonego St Croix 3,15m do 7g i zaczekam.
Panie Adamie,
Mam takiego Batsona (moduł RX7) wiec jeśli chciałby Pan „namacalnie’ sprawdzić jego właściwości to zapraszam na Bronowice;)
Pozdrawiam
Jeśli czegoś nie zdziałam do wiosny to się przypomnę. Na razie dzień krótki, to lepiej jechać nad wodę niż bawić się eksperymenty. W sumie to ważniejsze by ryby były. Cała reszta jest wtedy tylko dodatkiem. Nie mniej bardzo dziękuję.
Panie Adamie, skoro ma Pan już kij muchowy…. to może nadszedł ten czas aby dokupić kołowrotek i linkę muchową? Błyskawicznie opanuje Pan technikę rzutów i z powodzeniem będzie łowił ukochane bolenie, klenie, jazie i szczupaki, a zapewniam, że możliwości metody muchowej są częstokroć duże większe od spinningu. Po prostu mucha może imitować rybki, nimfy oraz owady w dowolnej fazie rozwoju, a linka muchowa umożliwia ich podanie na odpowiednią odległość.
Oczywiśćie w wielu przypadkach spinning jest niezastąpiony (np. tam gdzie potrzebne są dalekie rzuty). Ale jestem pewien, kiedy po celnym co do centymetra podaniu linki 60cm jaź zbierze Panu suchą muche z powierzchni wody na pańskich oczach, spinning pójdzie w odstawkę.
A co do spinningu na muchówkę tak na szybko.
Są ludzie którzy spinningują wędkami na blankach muchówek, po ich przezbrojeniu na małych rzeczkach pstrągowych. Ale… Klasa 6-7 dla muchówek to mniej więcej odpowiednik +35g dla spinningu czyli ciężko. Kijem klasy 6-7 łowi się streamerem (dużą przynętą imitującą rybkę) szczupaki, trocie, głowacice na ciężką, tonącą linką i przyponem 0.25-0.30mm. Dla porównania pstrągi i lipienie (takie do 50 cm) łowi się wędką w klasie 3-4 czyli dwuktornie „lżejszą”, mniej sztywną, z lekką linką zakończoną przyponem np. 0.14mm.
Poza klasą wędki ważna jest jej akcja – od „lejącej się” wolnej po super szybką „fast” – to całkiem inne wędki, kompletnie nie do porównania. Do kija dobiera się linkę muchową, to dzięki jej wadze, udaje się rzucać muchą, która nic nie waży na duże odegłości.
Dwa – źle wyważona muchówka kołowrotkiem o szpuli ruchomej też zawsze zmęczy rękę. Źle dobrana linka do wędki muchowej też zmęczy rękę, poza tym „zepsuje” akcję kija i będzie się tym zawsze źle rzucać, topornie zacinać i nie czuć ryby podczas holu. Co dopiero pisać o przypadkowej muchówce z kołowrotkiem do spinningu z żyłką…
Reasumując, Pana zestaw nie jest zbyt optymalny. Podejrzewam, że trzeba by chyba wziąc wędkę muchową 2,7m klasy 4 o akcji fast i wtedy spróbować…. Ale wydaje się dużo sensowniejszym spróbować te jazie połowić jednak na muchę ; Co do celności – sznurem muchowym rzuca się na odległość ok. 20- 25 m z dokładnością do 2, 3 cm. Przynęta może mieć dowolną wielkość np. 5mm.
Już z dwa lata temu bardzo poważnie zastanawiałem się nad łowieniem na muchę. Powodem były wzdręgi, które obok bolków są moimi ulubionymi rybami. Przez ten czas co najmniej kilkakrotnie namawiano mnie do muchy. Nie skusiłem się tylko z jednego powodu: niełatwo być dobrym w łowieniu jednego gatunku jedną metodą, trudniej w jednej metodzie mieć sukcesy z różnymi gatunkami ryb, a skuteczne łowienie kilkoma metodami jest chyba mało realne, gdy ma się ograniczony czas. Jeśli zdarzy mi się mieć więcej czasu w życiu i normą będą cztery wypady na tydzień, to na bank zgłoszę się po naukę. Wiem, że mój kij jest dość ciężki jak na muchówkę, ale mimo to spełnia zadanie [giętkość]. Mam za to prośbę: proszę zaproponować jakieś muchówki w klasie 4 o długości 2,7 – 3m [o ile można takie kupić, najlepiej bliżej 3m]. Szukałem, ale w tej klasie znajdowałem tylko bardzo krótkie wędki.Rozważałem zamówienie na takim blanku kija uzbrojonego pod spinning.
„Klasa 6-7 dla muchówek to mniej więcej odpowiednik +35g dla spininngu”
Gdzieś w internecie znalazłem że żeby obliczyć cw.wędki muchowej
dzielimy klasę na 16-dolne cw.
wyniki mnożymy przez 28
wyniki mnożymy przez 28-górne cw.
Bardzo mnie to zaintrygowało. Nie słyszałem o takim przeliczniku. Napisz tylko precyzyjnie, co rozumiesz przez ” …na 16- dolne cw i wynik mnożymy przez 28-górne cw”, bo nie bardzo kapuję.
np. mam kijek klasy 5 aftma
klasę dzielimy na 16— otrzymujemy dolne cw.
u mnie to 0.3g.
wynik (dolne cw.) mnożymy przez 28 i otrzymujemy górne cw u mnie to 8.7g
Czyli rozumiałem dobrze. Tylko w tej sytuacji wychodzi mi, że w najgorszym razie muchówka klasy jaką mam, ma max cw. około 10,5 – 12g, czyli daleko do 35g… Tak drążę temat teoretycznie, bo interesujący ten przelicznik i chyba mało znany. Czekam na zamówionego St Croix 3,2m do 7g – istna witka.
Nie odważe się zaproponować muchówki do spinningu. Ale jest tego dużo np.
Wędka Konger World Champion Fly 300/3 4/5. Nie miałem tego w ręku ale kij ma dość pochlebne opinie, mimo niskiej ceny.
Proponowałbym raczej pożyczyć kilka kijów-muchówek i sprawdzić nad wodą co i jak. Sam mógłbym pożyczyć wędkę 270cm Konger World Champion Fly w klasie 4/5 (akcja wolna). W tym roku już nie będę nią łowił. Tyle, że kij jest w Chrzanowie
Bardzo dziękuję. Wstępnie przymierzę się do tego trzymetrowego Kongera. Ale chętnie podpatrzyłbym łowienie muchówką przez kogoś z doświadczeniem. Tak z ciekawości. Ostatnio są takie dni na rzekach podgórskich [Soła, Raba, Dunajec], gdy roją się jakieś malutkie ćmy. Tak przynajmniej wyglądają – to na pewno nie żaden gatunek jętki, widelnicy czy chruścika. Wczoraj między 12.00 a 14.00 klenie dostały szału. Złowiłem prawie 40 szt. Choć rybki były małe [średnio 25 – 30cm, plus jeden 35cm], to była jednak super zabawa. Prób zjedzenia woblerów było ze trzy razy tyle, ale ryby ewidentnie atakowały je odruchowo, jakby z nastawieniem na połknięcie czegoś bardzo filigranowego. Myślę że w takim momencie jakakolwiek sucha mucha zrobiłyby furorę, tym bardziej, że do tych owadów wychodziły sztuki większe [40-45cm], ale poza jednym, który się spiął, to były cwańsze od maluchów i do woblerów tylko podpływały.
Adamie zapraszam zawsze do nas w każdą pierwszą środę miesiąca do Pizzerni na ul. Balickiej. Zbiera się tam zawsze grupa niezłych muszkarzy.
Potwierdzam powyższe. Na spotkaniach zbierają się ludzie o bardzo szerokim spojrzeniu na wędkarstwo, daleko odbiegającym od „betonowego” standardu. Choć nie we wszystkim się zgadzamy, to otwarcie o tym rozmawiamy. Przychodzą tam też spinningiści i zapewniam – nie ma tam żadnego podziału na jakąś grupę założycielską i nowych. Można miło spędzić czas i sporo się nauczyć, wymienić doświadczenia. Warto! Spotkania zaczynają się od około 19.30.
Serdecznie zapraszamy wszystkich chętnych i ciekawych muszkarzy oraz spinerów na rozmowy przy piwku. Spotykamy się więc w pierwszą środę miesiąca o 20 w Pizzerini Palermo- Kraków, UL. Balicka 2.
Przybywajcie. Wiadomość o spotkaniu zawsze znajdziecie tutaj:
http://www.forumkolazwierzyniec.fora.pl/klub-przyjaciol-rudawy,65/spotkanie-klubowiczow,867-45.html
Zapraszam na Facebooka Przyjaciół Rudawy
https://www.facebook.com/pages/Przyjaciele-Rudawy/220925594755619
Panie Adamie a jak zachowuje się kij z wobkiem w nurcie?nie wygina go za mocno?
Wprawdzie, jak mnie informowali muszkarze – moja muchówka jest raczej z tych cięższej kategorii, to w nurcie bym nie polecał. Ja łowiłem nią praktycznie w ledwo płynącej wodzie i stosowne wobki mają tak małe stery i delikatną pracę, że było ok. Przy większym woblerze czy wirówce – raczej źle to widzę. Obecnie temat nieaktualny u mnie, bo przyszły mi zamówione kije spinningowe St Croix – niesamowite kluski, 1-7g przy 3,15m. Powinny być doskonałe.
Czy mógłby Pan w kilku zdaniach opisać po pierwszych próbach jak spisują się te wędziska St. Croix, jakie modele poleca pan do finezyjnego łowienia jazi i kleni w większych rzekach, kiedyś widziałem 2 lub 3 kluski w katalogu St.Croix o długości około 3,20 i niewielkiej wadze jak na taką długość. Jestem bardzo zainteresowany Pana opinią.
W przyszłym tygodniu dodam szczegółową recenzję kija którego używam.
Hey there, You have done a great job. I’ll definitely digg it and personally recommend to eaddadeafeaddcde
Thanks. I try to infect C&R style angling many people in Poland. We have one of the most beautiful wilde rivers in the Europe, but unfortunately simple polish angler kills many fishes. I