Bocheny Team

Dziś chciałem zaprosić na spotkanie ze szczególnym rodzajem wędkarzy – pasjonatów. Przedstawiam  Marków: Maro z nad Raby i drugi Marek z nad Dunajca, stanowiących duet „Bocheny Team”. Chłopaki  tworzą  „Bocheny” – woblerki kleniowe, o których coraz głośniej w południowych i południowo – wschodnich rejonach kraju. Jak więc widać, to duet wędkarsko – konstruktorski  ludzi, którzy, że tak górnolotnie napiszę – oddali duszę swoim rzekom i ulubionemu gatunkowi ryb. Są przykładem, że takie wyspecjalizowane podejście musi przynieść sukces, pod postacią licznych okazów, nawet gdy nie ma się za sobą szczególnie długiego wędkarskiego stażu.

Wędkarskie Wakacje: O kleniach powiedziano bardzo dużo. Kleń wiślany, z rzek podgórskich, małe rzeczki. Ja bym dołożył klenie z wód stojących. Czym różni się kleń z Dunajca od innych?

Maro: Kleń z Dunajca ? Specjalistą od tych wyżej wspomnianych jest Marek. Ja niestety mało spędziłem czasu na tej wodzie. Moją rzeką jest Raba, to na niej się skupiam i tutaj właśnie spędzam cały mój wolny czas w poszukiwaniu dorodnego kluska. Klenie z Dunajca czy Raby nie różnią się niczym szczególnym od innych, wystarczy poznać ich upodobania, miejsca, poszukać ich i próbować przechytrzyć. Są trudnym przeciwnikiem i trzeba się napracować żeby osiągnąć dobre wyniki.

Marek: Generalnie różnią się jedynie miejscem, porą i czasem łowienia kleni. Dunajec jest specyficzną rzeką, nie wystarczy raz czy dwa razy pojawić się nad jej brzegami aby móc spokojnie powiedzieć “umiem tu złowić klenia”. Są okresy w ciągu roku, gdzie złowienie tej ryby graniczy z cudem. Najlepszy okres na dunajcowego klenia przypada według mnie  z początkiem kwietnia, aż do połowy czerwca czasem zahaczając o lipiec. Natomiast jeśli mamy ładną, wczesną wiosnę i wszystkie roztopy ustąpią, jest szansa na bardzo ładną, grubą rybę.

Wędkarskie Wakacje: Czyli jednak różnice mogą być duże; choćby czas dobrych połów u Was kończy się, kiedy u mnie właśnie zaczyna. A jaka jest Wasza opinia odnośnie wielkości przynęt, które preferują klenie? W przypadku rzek podgórskich [w tych wyższych partiach] nigdy nie musiałem „uciekać” w kierunku bardzo małych przynęt. W Wiśle zamiana woblera 4cm na takiego o połowę mniejszego, często daje dużo lepsze efekty…

Marek: Generalnie wszystko jest uwarunkowane czasowo. Wiosenne i jesienne klenie wolą większe woblery, nawet do 6cm. W okresach letnich trzeba zakładać mniejsze przynęty 2-3cm.
Smużak to już inna kwestia łowienia i sprawdza się gdy widzimy “coś”- owady nad wodą.
Ale tutaj znów jest inna zależność; ciekawostka na Rabie, ale o tym może powiedzieć więcej Maro.

Maro: Na Rabie klenie do tej pory żerują na smużakach, a z tego co słyszałem od Marka u niego na Dunajcu dawno zaprzestały. Ja do tej pory [czyli w październiku – mój przypis ] idąc na ryby mam ze sobą smużaki. To taka ciekawostka.

Wędkarskie Wakacje: Czyli pojawia się nam kolejna różnica w zachowaniu ryb tego samego gatunku i to na w sumie małym obszarze. Mam wrażenie, że nie tyle kleń, co gruby kleń, to Wasz ulubiony cel. Dlaczego właśnie ten gatunek?

Marek: Wymaga on cierpliwości, zaangażowania w poznanie jego upodobań jak i miejsc gdzie potencjalnie może przebywać. A gdy się da poznać, to i pozwoli się złowić.

Wędkarskie Wakacje: Z jednej strony zgadzam się z tym, z drugiej, to, co powiedziałeś można przypisać chyba każdemu gatunkowi. Dla mnie każda ryba ma indywidualny charakter, cechy, które jednych fascynują, a innych mniej.  A, np. kwestia , że kleni jest więcej niż innych ryb ma znaczenie?

Marek: Nie bardzo rozumiem…

Wędkarskie Wakacje: Mam na myśli to, że łatwiej jest się nastawić psychicznie na gatunki, których jest więcej w danej wodzie niż mniej.

Marek: Sugerujesz, że wybraliśmy klenia ze względu na jego ilość w wodach płynących?

Maro: Hmm… dobre pytanie z tym wyborem gatunku.  Moja przygoda ze spinningiem jest świeża tak, jak robienie woblerów. Na początku uganiałem się za wszystkim i za niczym. Wtedy przyszedł czas, kiedy poznałem Marka. To on mnie pokierował, pokazał, podpowiedział… W taki sposób zacząłem łapać klenie. Od tej pory kocham spędzać każdą wolną chwilę nad wodą, szukając tej zagadkowej dla mnie ryby. Duży kleń nie jest dla wszystkich, nie jest go łatwo złapać. Trzeba szukać, obserwować, wyciągać wnioski i kombinować. To właśnie mi się podoba. Nie jestem typem wędkarza łowiącego stacjonarnie.

Wędkarskie Wakacje: Marek, łowisz w końcowym odcinku Dunajca. To już „nizinne” łowienie kleni, czy jeszcze „podgórskie”? Jak wygląda Twoja ulubiona, kleniowa miejscówka?

Marek: Tutaj, gdzie ja spinninguję,  czyli na odcinku Dunajca teoretycznie nizinnym,  można spotkać jeszcze odcinki z wodą górską, nazywam to “3 in 1” – woda górska, woda nizinna, woda praktycznie stojąca.  Jak wygląda moja ulubiona miejscówka? Mam wiele takich miejsc pod klenia; w zasadzie nie mam ulubionej. Każde z miejsc ma to coś, co przyciąga mnie jak i klenia. Po za tym każde miejsce jest skuteczne ale w odpowiedniej chwili np. wcięcie brzegu wysłane ostrymi kamieniami dobre jest w okresie letnim gdzie klenie wygrzewają się tuż pod powierzchnią, a w razie niebezpieczeństwa mogą się schronić pomiędzy kamieniami, to miejsce jest także skuteczne przy podniesionym stanie wody.
Jednak chyba najbardziej lubię odcinek dosłownie 500m, gdzie jest płytka, kamienna opaska, zaraz za nią kamienie wystające ponad taflę; zazwyczaj kleń czai się tuż za nimi. Kilkanaście metrów dalej jest wypłycenie z górską wodą.

(fot. Bocheny Team)

Maro: Moje ulubione miejsca to te, które sam wytypowałem i się sprawdziły. Wiadoma sprawa -obławiam warkocze cofki itp. ale staram się też szukać; klenia 50+ nie znajdziemy w typowych miejscach; są samotnikami, niestety jeszcze nie poznałem sprawdzonego sposobu na te właśnie „duże”, ale myślę że z czasem i na nie znajdę metodę.

Wędkarskie Wakacje: Co powinno charakteryzować skuteczny wobler na klenie z łowisk typu dolny Dunajec?

Marek: Niezbyt szeroka akcja wabika, oraz w miarę możliwości naturalne malowanie: ukleja, kiełb, okoń oraz ciemne kolory.

(fot. Bocheny Team)

Wędkarskie Wakacje: Ale widzę też także dość ostrą kolorystykę pojedynczych „bochenów”. Czy to malowanie dla fantazji, czy bywają odpowiednie momenty do zastosowania tak wyrazistych barw?

Marek: No cóż, zdarzają się dni, gdy klenia trzeba poddenerwować, a wtedy dobrze jest mieć w zanadrzu właśnie tego typu woblery. Jednak agresywne, jaskrawe malowanie sprawdza się także przy mętnej wodzie, po burzy gdy woda w Dunajcu zmienia kolor lub po zimowych roztopach.

Maro: Mogę dodać coś na temat woblera na moją rzeczkę [Rabę]. Najlepszy to mały, taki 2,5 – 3,5cm w kolorach zbliżonych do narybku ( srebrny bok, ciemny grzbiet ).Sprawdza się przez większość sezonu. Wyjątkiem jest wczesna wiosna, gdy kleń szuka większych kąsków  – wobler 4 -6 cm jest dobrym wyborem.

Wędkarskie Wakacje: Czy macie jakieś szczególne patenty w podawaniu przynęt?

Marek: Raczej nie, woda i warunki o tym decydują.

Wędkarskie Wakacje: To znaczy?

Marek: Będąc na kamiennych opaskach dobrze jest wypuszczać woblera na odległości 15-20m.
Podczas zwijania dobrze, gdy zatrzyma się przynętę; zaraz po zatrzymaniu i obrocie korbką, kleń często atakuje. W okresach, gdy klenie żerują na owadach, chyba każdy wie, że najlepsze miejsca to te, gdzie nad brzegiem rosną drzewa, których konary wchodzą nad taflę wody. Wtedy trzeba się wykazać umiejętnym podaniem smużaka, tak aby imitować spadającego z drzewa owada.

Maro: Jednego sprawdzonego patentu nie mam. Przynętę prowadzę różnie. To zależy od wody, na której w danym momencie jestem. Oczywiście początek sezonu należy do wolniejszych ruchów, a  w miarę upływu cieplejszych dni, staram się przyśpieszać tępo i obserwować jak klenie reagują. To woda pokazuje, jak mam się zachować w danym dniu, dlatego trzeba pilnie obserwować co się wokół nas dzieję.

(fot. Bocheny Team)

Wędkarskie Wakacje: Sądząc ze zdjęć Wasze woblery są bardzo skuteczne. Robicie je dla zabawy, czy myślicie o czymś więcej?

Marek: Zgadza się, woblery zaczynają robić furorę w naszym najbliższym gronie [śmiech]. Ciężko powiedzieć czy to zabawa. Robienie woblerów własnymi rękoma zawsze jest przyjemne i człowieka cieszy, lecz jest to dość trudne. Obaj pracujemy, więc czas na struganie mamy ograniczony. Najwięcej woblerów spod naszych rąk wychodzi w okresie jesienno-zimowym. Oczywiście każdy by chciał utrzymywać siebie, rodzinę z pracy, która jest przyjemna i się ją lubi. Być może kiedyś nam się to uda.

(fot. Bocheny Team)

Maro:  Powiem tak… gdyby nie woblery Bocheny Team, nie uwierzyłbym w magię spinningu. Dalej traciłbym czas na leszcze i inny białoryb . Czy są skuteczne ? Według mnie tak, są bardzo dopasowane pod moje łowisko. Ich zaletą jest lotność oraz praca, która skutecznie wabi drapieżniki. To jednak nie wystarczy. Większość wędkarzy popełnia jeden bardzo ważny błąd! W wobler trzeba uwierzyć !!! Czy myślimy o czymś więcej?  Nie wiem. Chcielibyśmy ale czy się uda ?

Wędkarskie Wakacje: Czyli jeśli ktoś chciałby zamówić dla siebie jakąś partię i kupić, to jest to możliwe?

Marek: Jest taka możliwość.

Wędkarskie Wakacje: A jak w ogóle doszło do powstania „Bochenów” i  Waszego duetu?

Marek: Nie będę tutaj pisał “długa historia”… Z Marem poznaliśmy się przez internet ok. rok temu, wymieniliśmy się numerami, kilka dni później zadzwonił, że mieszka w okolicy Bochni, a widział w internecie, że robię woblery i on też by chciał spróbować tej zabawy. Umówiliśmy się na spotkanie u mnie w moim małym warsztaciku. Oczywiście Maro przybył i uważnie chłonął wiedzę na temat woblerów. Pokazałem mu co i jak, z czym do czego. Kilka miesięcy później za namową Mara wstąpiłem do Klubu Spinngowego Zębaty Bochnia, do którego On już należał. Widywaliśmy się na zawodach, rozmawialiśmy telefonicznie, czasem i ponad godzinę trwały nasze rozmowy. Maro oczywiście w domu strugał, nabierał wprawy, a ja widząc jego zapał i naprawdę rękę do woblerów, zaproponowałem mu, abyśmy spróbowali połączyć siły. Szybka propozycja dla Mara, wymyślenie nazwy i tak zameldowaliśmy się jako Bocheny Team. Opracowaliśmy kilka modeli woblerów, część z nich nie nadawała się do użytku lub po prostu nam nie odpowiadała. Powstały modele o dziwnych, śmiesznych nazwach: Szpila, Klusek, Pieszczoch oraz Bączek. Łatwe do zapamiętania. Nadszedł sezon łowów i woblery coraz to bardziej nas zaskakiwały. Pamiętam jak dziś, dzień w którym Maro dzwoni ok. godziny 9:00, że złowił właśnie klenia na Rabie na Szpilę! Kilkanaście minut później ja dzwonię do niego:  „Ty, Maro! A ja złowiłem klenia w Dunajcu na Kluska”. Zaczęliśmy chrzcić modele na naszych rzekach. Do tej pory mamy świetny kontakt i razem działamy w temacie Bochenów. Co roku w okresie zimowym będziemy pracować nad kolejnymi wzorami woblerów. Tak, że cały czas do przodu.

(fot. Bocheny Team)

Wedkarskie Wakacje: Jak oceniacie skuteczność innych wabików przy łowieniu tych ryb?  Szczególnie interesuje mnie Wasza ocena przynęt gumowych.

Marek: Osobiście nie łowię na przynęty gumowe, ani na blaszane. Kleń = wobler. Produkty firmowe są dobre, ale trzeba wiedzieć, które są coś warte. Nie ma też sensu przepłacać za masową produkcję.
W wykonaniu hand made jest ta różnica, że ciężko jest uzyskać kilka woblerów o identycznej pracy, tak więc często okazuje się że wobler zrobiony własnoręcznie, jest skuteczniejszy od masowego, który idzie jak po sznurku.

Maro: Odkąd robimy wobasy nie używam innych wabików. Próbowałem kiedyś wszystkiego i według mnie najskuteczniejsze są woblery. Przynęty gumowe u mnie raczej słabo wypadły. Może dlatego że nie wierzyłem w ich skuteczność. Mam kilku znajomych, którzy w większości łowią właśnie na nie z niezłymi wynikami. Ale czy kleń? Raczej nie. Szczupak, sandacz, okoń – to są ryby które łowi się na gumy.

Wędkarskie Wakacje: A czy widzicie jakąś sezonowość przynęt?

Marek: Z pewnością jest takie pojęcie i wielu wędkarzy się trzyma tego, czyli np. wiosna obrotówka/guma, lato smużak, jesień wobler.  Wyżej wspomniałem, że nie łowię kleni na inne przynęty niż woblery. Dobieram jedynie wielkość przynęty do danej pory roku.

Wędkarskie Wakacje: To uchyl rąbka tajemnicy, jakimi regułami się tu kierujesz?

Marek: Wiosna – wobler od 3-5cm. Przełom wiosny i lata – smużak i woblery płytko pracujące. Lato – woblery od 1 do 3cm+smużaki. Jesień – wracam do przynęt od 3-5cm.

Maro: Jak dla mnie wobler cały rok ! Są okresy, w których jest ciężko o klenia. Wtedy cierpliwie czekam i staram się robić wszystko żeby go zmobilizować do ataku. Najgorszym takim okresem jest „czereśnia ” – kiedy się pojawia, robi się tłok nad wodą. Staram się wtedy chodzić jak najmniej nad rzekę. Obrazki, które widzę przerażają mnie ! Kleń to ryba sportowa i powinno się zakazać zabierania ich do domu, a zwłaszcza tych większych, które jest wtedy łatwo złapać mięsiarzom !

Wędkarskie Wakacje: Czasopisma wędkarskie dość często piszą, że klenie, to ryby całego roku. O ile zgodzę się z tym, co do Wisły, to już niekoniecznie w innych typach wód. Jak jest z aktywnością kleni na Waszych fragmentach rzek? Który miesiąc jest takim „okazodajnym”, a który oceniacie jako najlepszy ilościowo?

Marek: Owszem jest to prawdą nie tylko na Wiśle. W Dunajcu można łowić przez cały rok, ale trzeba być przygotowanym na te słabsze okresy, gdzie ciężko jest go zlokalizować oraz nakłonić do ataku na naszą przynętę. Najlepszym czasem na grubego klenia wg mnie jest wczesna wiosna. Ryba ta w tym okresie nie pyta się, czy może skubnąć przynętę, ona po prostu ją zjada. Nie raz trzeba używać szczypiec wędkarskich, aby uwolnić okaz i przynętę.

(fot. Bocheny Team)

Kolejnym dobrym okresem jest “smużakowanie” . Wtedy można połowić i grubych kleni, i pobawić się w rekordy ilościowe.

Maro: Ciężko mi powiedzieć czy faktycznie kleń jest rybą, którą możemy złapać cały rok. W zimie raczej robię sobie przerwę i poświęcam się mojej drugiej pasji czyli robieniu woblerów. Najlepsze miesiące w których łapie najwięcej kleni to maj, czerwiec. Wtedy też trafiają się te okazalsze lecz większość z nich to średniaki takie do 45 cm.

Wędkarskie Wakacje: Co Waszym zdaniem trzeba robić, by zwiększyć szanse na spotkanie z okazem klenia?

Marek: Być nad wodą jak najczęściej, poznawać miejsca mało uczęszczane przez innych.

Maro: Według mnie musi się zmienić podejście wędkarzy do tej ryby. Nie możemy brać wszystkich, które złapiemy w danym dniu. Staramy się ich nie męczyć , w miarę szybko je wypuszczać,  dbać o ich jak najlepsza kondycję. Ja wypuszczam każdą rybkę, nie tylko klenie.  Mam nadzieję, że to kiedyś zaprocentuje i zacznę łapać okazy życia.

(fot. Bocheny Team)

                                                                                                                                                                                                                                                      Wędkarskie Wakacje: Z moich obserwacji wynika, że w ostatnich 10-15 latach kleni przybywa kosztem ich wielkości. Jakby gatunek miał tendencję do miniaturyzacji.  Oczywiście , to moja subiektywna opinia. Jakie są Wasze spostrzeżenia w tym zakresie.

Marek: Spinningiem zajmuje się stosunkowo od niedawna. Osobiście nie jestem w stanie potwierdzić tego wniosku. Nie wiem jak było 10-15lat temu. Po sezonie 2013 wiem jedno: okazałe klenie są nadal. A czy jest klenia coraz więcej czy mniej, dowiem się za 10 lat.

Maro: No, nie wiem. 10 -15 lat to odległa przeszłość. Ja jestem „świeżakiem” i nie wiem jak było te 10 -15 lat temu. Wiem jednak na pewno, że te okazałe sztuki pływają w mojej rzece. Nie raz miałem przyjemność oglądać takiego giganta przepływającego obok mnie, myślę że ryby poszły z postępem i ciężko je zadowolić sztuczną przynętą. Ryba ma za duży wybór pokarmu i te większe nie ryzykują ataku w coś nowego, czego nie znają. Szukają sprawdzonego pożywienia.

Wędkarskie Wakacje:  Jak oceniacie populacje innych gatunków w Dolnym Dunajcu?

Marek: Niestety nie jest zbyt dobrze, jeśli chodzi o rybę. Jest jej coraz mniej z powodu kłusowników jak i wędkarzy, którzy zabierają każdą miarową i nie miarową rybę. Natomiast jeśli chodzi o klenia, populacja wydaje się być w normie. W tym roku małego klenia (5-10cm) było bardzo dużo, co rokuje na przyszłość.

Maro: Na Rabie nie jest najgorzej. Co prawda brakuje sandacza, mało jest jazia, ale z resztą jest ok. Prowadzone są systematyczne zarybienia, którymi zajmuje się nasz dobry kolega – komendant Społecznej Straży Rybackiej. Dba on też o jak największą ilość kontroli, które są przeprowadzane przez zgraną paczkę ludzi nie obojętnych na los naszej rzeki i ryb, które w niej pływają.

Wędkarskie Wakacje: Czy zgadzacie się z opiniami, które mówią, że te największe klenie trudno „ustrzelić” na spinning, że lepsze są tu metody gruntowe?

Marek: Spinning jest techniczną metodą, w której nie tylko ważne jest szczęście, drogie przynęty czy znajomość rzeki; trzeba również dużo myśleć, taktyczne myślenie to podstawa. Mamy również przewagę nad wędkarzami stacjonarnymi, że my możemy dojść w każde miejsce. Najgorszy okres na klenia, to wtedy gdy niski stan wody + upalne lato = zakwit glonów. Do tego dochodzi moment, gdy gruntowcy i spławikowcy zaczynają łowić na owoce, wiśnie, czereśnie itp. W tym czasie ciężko już przechytrzyć klenia. Jak ja to mówię – kleń jest spaskudzony tą ilością pokarmu. Owoce, glony ,narybek ,owady.

Maro: Z tym się nie zgodzę [że metody gruntowe są lepsze – mój przypis ]. Kiedyś, gdy dużo czasu spędzałem przy federze, łapałem mało kleni; raczej brzana, świnka, certa, leszcz. Odkąd spinninguję –  w większości jest to kleń. Co prawda najczęściej średniaki ale wszystko przyjdzie z czasem. Szukam tego grubego klenia i prędzej czy później znajdę na niego receptę.

Wędkarskie Wakacje: A czy sami mieliście styczność z jakimiś szczególnymi okazami tego gatunku, których nie udało się wyjąć?

Marek: Nie wiem czy można nazwać go okazem, ale mój największy kleń mierzył 53cm i ważył ok. 2kg. Kolega z którym wędkowałem wyjął klenia na 56cm. Jego rekord z dolnego Dunajca to 61cm.

(fot. Bocheny Team)

Wędkarskie Wakacje: Oj, 61cm to już kolos – bez dwóch zdań. On też został złowiony na spinning?

Marek: Tak, na spinning.

Maro: Już kilka razy otarłem się o okaz ! Tak już bywa – raz się wygrywa, by potem przegrać.  Co prawda w tym sezonie ustanowiłem swoją życiówkę na 50,5 cm ale myślę, że przynajmniej 2 razy miałem przez chwilę dużo większego klenia, który po kilku uderzeniach łbem, wypiął się.

Marek: Kilka dni temu Maro zadzwonił do mnie z informacją, że zerwał mu się rekordowy kleń, który mógł mieć nawet 60cm, a może i więcej. Po braniu kleń wyskoczył nad powierzchnię wody, by w niej zanurkować i sprintem odpłynąć w zatopione gałęzie. Maro był bez szans.

Wędkarskie Wakacje: Jaki Waszym zdaniem jest najczęstszy błąd, który popełniają wędkarze, którzy świadomie jako cel obierają klenia?

Marek:  Nie potrafią zachować spokoju nad brzegiem, czasem naprawdę trzeba się czołgać, a dokładnie przesuwać na kolanach pod daną miejscówkę. No i nie obserwują wody.

Wędkarskie Wakacje: Co rozumiesz przez „obserwację wody”? Dla kogoś kto zaczyna, oznacza to patrzenie, czy gdzieś coś się nie chlapnie…

Marek:  Między innymi i to właśnie, czy coś się nie chlapie, ale tak jak powyżej, trzeba patrzeć nad taflą wody, na brzeg rzeki itp. Idąc wzdłuż brzegu i widząc coraz to odskakujące żaby do wody, można zorientować się że kleń jak i inne drapieżniki mogą żerować właśnie na nich, a to już jest sygnał do znalezienia odpowiedniej przynęty:  wobler imitujący żabkę lub twister  z dwoma ogonkami albo gumowa żabka. Sytuacja z owadami już została opisana.

Maro: Jak powiem, że pożądany jest kamuflaż i bezszelestne przemieszczanie się po brzegu, to raczej Ameryki nie odkryję. Ja staram się być niewidoczny.  Kleń jest płochliwy i każda nadepnięta gałązka płoszy je na długie godziny. Na ryby chodzę sam. To daje mi szansę na złapanie większego klenia i najważniejsza sprawa: telefon, który każdy z nas nosi w kieszeni.  Po prostu go wyciszam żeby nie spalić  miejscówki.

Wędkarskie Wakacje: Z pytań ogólnowędkarskich: co uważacie za największą bolączkę polskiego wędkarstwa?

Maro: Jest ich kilka. Najważniejszą jednak jest wypuszczanie ryb, już nie wspomnę o tych niemiarowych, które wędkarze zabierają ” bo nikt nie widzi „. Wiadoma sprawa –  ludzie opłacają kartę i mają prawo brać ryby, ale powinno się to odbywać w granicach rozsądku. Znam takich, którzy rozdają sąsiadom, bo nie są w stanie ich przejeść!!! Zgroza!!! Drugą sprawą jest porządek, który powinniśmy zostawić po sobie na stanowisku, które opuszczamy. Chodzę dużo w miejsca, które są często nęcone przez wędkarzy i nie wygląda to najlepiej. Pudełka po robakach, puszki, butelki aż się robi nieprzyjemnie, jak zaglądam w te miejsca.

(fot. Bocheny Team)

Marek: Zgadzam się ze słowami Mara w 100% .

Wędkarskie Wakacje: Jeszcze raz bardzo dziękuję za czas poświęcony na wywiad.

Zainteresowani woblerami mogą pisać na adres e-mail:  bocheny.team@gmail.com

(fot. Bocheny Team)

4 odpowiedzi

  1. Nie było takich pytań 🙂
    Ale odpowiem chętnie.
    Używam kijka Konger WCh IRI Lucky w długości 275cm.
    Do tego kołowrotek 2000 .
    Żyłka 0,16 lub 0,14 .

  2. Fajnie że chłopaki mają taką pasję i że coś robią. Ciekawe jak ich wędkarskie losy potoczyły się dalej. Zajrzałem na stronkę klubu spinningowego i widzę, że panowie z Bochni działają prężnie i organizują ciekawe inicjatywy, jest tam też sporo ciekawych zdjęć. Co do klenia – to bardzo ciekawa ryba spinningowa, i taka, którą w Wiśle można jeszcze z powodzeniem łowić (wg. moich obserwacji najliczniejszy z drapieżników jest boleń, kleń zajmuje miejsce nr. 2). Dla mnie osobiście najlepszy okres do połowu grubych kleni zaczyna się w drugiej połowie sierpnia i trwa do końca listopada. Wtedy klenie są żarłoczne i atakują typowe przynęty spinningowe. We wcześniejszych miesiącach sprawdza mi się właściwie tylko smużak. Wtedy klenie mają pod dostatkiem naturalnego pokarmu i żerują na wszelkiego rodzaju owadach, larwach i robalach, i jakby mniej interesują się drobnicą. Największego jak dotąd klenia złowiłem parę lat temu, końcem listopada, kiedy padał śnieg. Było to jednak nie na Wiśle, a na Wisłoku. Siedział w głębokim dołku przy dnie na zakręcie rzeki. Wziął na spore kopyto z ciężką główką (+stalka!) kiedy obstukiwałem dno, pamiętam do dziś że przez kilkanaście pierwszych sekund myślałem że to zaczep. To że klenie biorą jedynie na małe przynęty, i że trzeba używać ultracienkich żyłek to mit, i nie jest to sposób na grubego klenia. Mała przynęta = mały kleń, cieniutka żyłka sprawi że stracimy grubego klenia i biedna ryba odpłynie z kotwiczką w mordce. A duży kleń potrafi być silny i waleczny. Co do żarłoczności kleni, zwłaszcza tych jesiennych – tylko w tym roku (na Wiśle) wyciągnąłem 45 cm klenia na pękaty sumowy wobler (październik),a najciekawszym przypadkiem był 32cm kleń który wziął na 8cm rippera (savage gear kanibal) przymocowanego do wolframowego przyponu (październik). Oczywiście nie polowałem z takim zestawem na klenia. Z kolei na Wiśle poniżej Krakowa straciłem klenia swojego życia (końcówka sierpnia), wziął na 9 cm bardzo płytko schodzący, podłużny wobler, który z powodzeniem można by używać na sandacze. Ten też siedział w głębokim dołku (duże klenie uwielbiają takie miejsca, nieraz w takich miejscach siedzi po kilka grubaśnych klusek naraz). Na koniec dodam, że nawet smużaki imitujące głownie chrabąszcze których używam, też nie są filigranowe – 3-4cm/4-5g i nawet niewielkie klenie połykają je bez problemów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *