Chwała internetowi, chwała youtube i wreszcie sam się cieszę, że kiedyś niechętnie i z mizernym skutkiem, ale jednak, jako niedoszły weterynarz, a potem na studiach historii, uczyłem się łaciny. A potem j. francuskiego [jeszcze mniej chętnie]. Społeczeństwo rumuńskie jest wyraźnie biedniejsze niż polskie, a internet jest tam zdecydowanie albo mniej dostępny, albo mniej popularny. W każdym razie, w sieci, siedzą głównie osoby młode i raczej lepiej wykształcone, co w przypadku wyrobienia sobie jakiejś opinii, może być mylące.
Dwa lata temu w tym kraju byli moi znajomi. Nie wędkarze ale też nie grzali tyłka nad morzem, tylko zjeździli Rumunię wzdłuż i wszerz. To i owo również mi podpowiedzieli.
Jedno trzeba przyznać: rumuńskie przepisy odnośnie wędkarstwa to oni mają w dość rozbudowanym, lecz jednym, konkretnym kawałku. Łatwo je znaleźć z tym, że szukanie czegoś z tej materii po angielsku lub w innym języku, jest daremnym trudem. Obecnie, przynależąc do UE, Rumunia nowelizuje wszystkie swoje przepisy w duchu Brukseli i robią to bardzo gorliwie. Ich przepisy w sensie układu następujących po sobie ustaw oraz wrzucenie do jednego worka rybołówstwa morskiego, śródlądowego oraz wędkarstwa, jest bliźniaczym odwzorowaniem porządku francuskiego. Przynajmniej na papierze. Podobnie organy nadzorujące, organizujące i ustawodawcze w temacie nas interesującym, są jak we Francji, choć inaczej się nazywają. Ich wzajemne relacje są raczej mgliste, a sądząc z opinii wędkarzy rumuńskich, muszą tam być straszne „jaja”.
Struktury
Istnieje tam Związek Myślistwa i Wędkarstwa Sportowego Rumunii. Ma pewne zadania doradcze, opiniujące różne pomysły, a poza tym guzik ma do powiedzenia. Po drugie nastawiony jest na reklamę zawodów sportowych i komercyjnych polowań dla obcokrajowców, efektem czego jest rzeczywistość, w której ów związek ma centralnie „w tyle” przeciętnego rumuńskiego wędkarza, co doskonale widać, studiując ich statut i pozostałe treści na stronie internetowej związku, a takie odczucia potwierdzają powszechnie, wędkujący Rumuni… Całość tego biznesu trzyma tam w rękach Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi [jakże by mogło być inaczej w postkomunistycznym kraju] – to urząd nadrzędny, bez którego akceptacji żaden przepis czy pomysł nie przejdzie. Ministerstwo bardzo ściśle współpracuje z Narodową Agencją ds. Rybołówstwa i Akwakultury. W zasadzie wszelkie pomysły wypływają z Agencji. Pieniądze też krążą między tymi instytucjami, ale jakoś dziwnie, bo sami Rumuni mają tu sporo wątpliwości… W zasadzie oba organy powielają się w działaniach z tym, że ministerstwo ma więcej do powiedzenia. Karty wędkarskie wydaje akurat właśnie Agencja.
Kraj w 2012 roku został podzielony na 5 regionów [Ardeal, Dobrogea czyli Dobrudża, Moldova czyli rumuńska część Mołdawii, oraz Multenia i Oltenia – znane każdemu, kto czytał Sienkiewicza, bo na multańską stronę wypady robił Nowowiejski, by dopaść Tatarów]. To jakby nasze okręgi, ale powierzchniowo dużo większe. Każdy z tych regionów ma na swoim terenie kilka do kilkunastu przedstawicielstw, wyżej wspomnianej Agencji – łącznie 53 w całym kraju i podobno tylko one mają prawo do dystrybucji kart wędkarskich, które w zeszłym roku przybrały kształt plastikowych kart w stylu europejskiego prawa jazdy. Mają z tym masakryczny problem, ale o kłopotach piszę później. Czyli nie kupimy karty w lokalnym zrzeszeniu, klubie, czyli po naszemu – kole wędkarskim.
Osobna historia, to wody górskie. Są nadzorowane przez NFA [Agencja Lasów Państwowych]. Ustalają osobne zasady, szczególnie co do …cen na poszczególne odcinki rzek, czy jeziora górskie. Trzeba jednak przyznać, że są znacznie bardziej skuteczni, niż Agencja zarządzająca wodami nizinnymi.
Wody dzielą się wiec na:
– górskie
– nizinne
– prywatne [zarówno odcinki rzek górskich i nizinnych, ale głównie wody stojące]
– Delta Dunaju – tu prawie każda odnoga, kanał ma swój okres, kiedy nie wolno łowić, część tej wody jest sprywatyzowana i dla zwykłego Rumuna niedostępna ze względu na ceny
Morze nas nie interesuje, ale kartę trzeba mieć i opłacić region.
Ceny
Nie znalazłem nic o egzaminach na kartę wędkarską. Wędkarstwo rekreacyjne jest dla przeciętnego Rumuna drogie. Zarabiają średnio jeszcze mniej niż my [myśląc o płacy średniej nie mam na myśli danych podawanych przez nasze reżimowe media, tylko polską medianę płac, czyli jakieś 2000zł], a ceny mają porównywalne. Dla przykładu litr benzyny – to około 5,4 lei`a, [a 1 lei – oznakowany jako 1 RON, to wg kursu prawie 1 PLN].
Otóż są dwa warianty karty: żółta [ze zniżką – wyraźnie pisze, iż tylko dla studentów, inwalidów i weteranów wojennych] – 10 RON oraz niebieska – 30 RON. Karta jest ważna w całym kraju. Teraz trzeba wykupić jeszcze zezwolenie na co najmniej jeden z pięciu regionów. Cena średnio 100 RON. Kłopot w tym, że za to po pierwsze mamy w zasadzie tylko wody nizinne, a i tych, powszechnie dostępnych, jest w Rumuni może nie mało, lecz jednak coraz mniej. Dlaczego tak jest, przedstawię dalej. Czyli trzeba zapłacić te około 130 zł. Tu następuje totalna „jazda” bo nadal nie zniesiono zapisu, który mówi, iż wędkarz łowiący w nie swoim regionie, musi dostosować się do lokalnych wędkarskich przepisów, ale nie ma obowiązku płacenia za łowienie [opłacił wcześniej swój region]. Cześć Rumunów nawet nie ma świadomości, że taki zapis jest. Tymczasem, by łowić poza swoim regionem trzeba płacić i koszty robią się już bardzo poważne. Pamiętajmy, że płaci się ekstra za wody górskie, co w sumie daje kwotę porównywalną z naszą. Jak napisałem – dla Rumunów to sporo. O ile karta wędkarska [prawo do połowu] przewiduje zniżkę, to opłaty za wędkowanie w danym regionie już nie. Na Deltę Dunaju – obszar unikatowy pod każdym względem przyrodniczym, niezależnie czy interesują nas ryby, ptaki, czy rośliny, są ekstra opłaty: dodatkowe 100 RON za łowienie, kolejne 100 za łódkę i jeszcze 100 za możliwość poruszania się autem w tym obszarze. To wszystko za jeden sezon więc dal Rumuna kupa kasy.
Przepisy szczegółowe [ w oparciu o przepisy z 2012r]
Choć nigdzie nie znalazłem informacji na ten temat, to sezon trwa z dużym prawdopodobieństwem od stycznia do grudnia, choć gdyby się uczepić to na nizinach od końca marca do polowy kwietnia i potem od maja/czerwca do końca roku z przerwą w okresie październik/listopad…
Na wodach górskich sytuacja jest napawająca nadzieją. Wynika to z tego, że Rumunia mocno postawiła na turystykę – pamiętacie być może sprzed kilku lat reklamy tego kraju, które były emitowane również na kanałach amerykański, a nawet kanadyjskich i oczywiście we wszystkich krajach Unii. Ze względu na bardzo złą sytuację pstrąga potokowego i szczególnie lipienia, tworzy się liczne mateczniki, gdzie wędkarstwo jest całkowicie zakazane, podobnie jak i inne formy pozyskiwania ryb. Mają na pewno więcej odcinków C&R. Co więcej – tam, gdzie wolno łowić i zabierać ryby, istnieje alternatywa zakupu licencji właśnie w formule złów i wypuść – tańsza.
W przytłaczającej większości wód istnieje zakaz zabierania lipieni.
Łowi się od świtu do zachodu słońca, na jedną wędkę. Odcinki C&R – jeden haczyk w spinningu, dwie przynęty [skoczek i prowadząca] w metodzie sztucznej muchy. Na górskich jeziorach, których mają sporo, co dobrze widać lecąc nad tym krajem samolotem – wolno łowić z łodzi. Sezon jest bardzo krótki – trwa od 1 maja do 14 września. Poza tym jest zakaz wędkowania. Wymiar ochronny pstrągów [wszystkie gatunki – tj. potokowy źródlany i tęczak] – 20cm, lipień 25cm, sieja – 22cm. Tu ciekawostka: ryby mierzą od czubka głowy do podstawy płetwy ogonowej, a więc do miejsca, gdzie kończą się łuski, więc realnie ich pstrąg 20cm, ma wg naszej miary jakieś 23 – 24cm.
Limit ilościowy ryb na wodach górskich to 10szt/dzień wg dowolnej konfiguracji gatunków. Zasady połowu innych ryb [np. płoć, okoń] na tych wodach są ustalane od nowa na kolejny rok, na podstawie monitoringów. Wędkujący musi zwrócić rejestr połowu za dany sezon. Ciekawe jest to, że za złamanie przepisów, pozwolenie może zostać cofnięte na okres 90 dni…
To, co istotne sferze finansowej wędkarstwa na wodach górskich, to fakt, że wpływy ze sprzedaży licencji są pożytkowane tylko na potrzeby „lasu” i tylko na obszarze gdzie wpłynęły pieniądze. Jest to diametralnie różna polityka od działań na wodach nizinnych.
Wody nizinne.
Tu okres wędkowania jest także krótki. Na większości wód są okresy zakazu wędkowania – to zwykle 45 lub 60 dni. Zazwyczaj czas ten wypada od połowy kwietnia do połowy czerwca. Kolejna przerwa [około 20 dni] ma miejsce na przełomie października i listopada Wolno łowić na cztery kije. Można, [dla większości Rumunów oznacza – trzeba] zabrać do 5kg ryb, niezależnie od gatunku, lub tylko jedną jeśli jej waga przekracza te 5kg. Odrębny okres ochronny ma tylko szczupak oraz kilka gatunków morskich ryb wędrujących do rzek, którymi się nie zajmowałem, bo u nas nie występują, Okres taki jest ruchomy i ustalany osobno na każdy rok. W 2012 wyglądał następująco:
– szczupak – od 1 stycznia do 25 marca i od 15 kwietnia do 13 czerwca [szczupaki można celowo łowić tylko na przynęty sztuczne i zgodnie z prawem tylko w ten sposób złowione, wolno zatrzymać]
– jesiotr – całoroczny zakaz połowu
Wymiary ochronne:
– boleń – 30cm
– szczupak – 40cm
– sandacz – 40cm
– sum – 50cm
– kleń – 25cm
– jaź – 30cm
– brzana – 27cm
– leszcz – 25cm
– karp – 35cm [to u nich gatunek rodzimy]
– świnka – 20cm
– certa – 25cm
– płoć – 15cm
– wzdręga – 15cm
– lin – 25cm
– amur – 40cm
– głowacica – 65cm [też ich rodzimy gatunek]
Jak widać wymiary są śmiesznie niskie. Co ciekawe, wśród ryb, które można u nich zabierać, nie ma gatunków bez wymiarów ochronnych i tak karaś ma wymiar 17cm, karaś srebrzysty – 15cm, krąp – 15cm a ukleja – 12cm.
Kary
Kłusownictwo wszelkiej maści jest potężne. Duża część osób kłusuje [młodzież] ze względu na niemożność wniesienia zbyt wysokich opłat. Kary w porównaniu z opłatami za zezwolenia na wędkowanie są bardzo wysokie z tym, że realna kontrola wód jest mitem na większości odcinków nizinnych. Sankcje kształtują się następująco:
– łowienie bez zezwolenia i inne typowe wykroczenia na wodach nizinnych – kara od 300 do 600 RON
– typowe wykroczenia na wodach górskich [stosowanie przynęt naturalnych, łowienie w okresie ochronnym] – kara 600 do 1000 RON i/ lub cofnięcie zezwolenia na 90 dni [tu już służby są bardziej konsekwentne, co nie znaczy, że kontrole są powszechne]
– łowienie siecią w wodach górskich lub opór wobec kontroli – kara 1000 – 1500RON
– wprowadzanie obcych gatunków – kara 1500 do 3000RON
– zniszczenie tarliska lub łowienie bliżej niż 500m od zapory [z tym, że nie wiem czy ten akurat przepis nie dotyczy tylko rybaków] – kara od 1800 do 4000RON [!]
– łowienie niedozwolonymi środkami [oścień, harpun], celowe łowienie jesiotra, samowolne zmniejszenie przepływu w strumieniu, odprowadzanie wody na potrzeby własne bez zgody stosownego urzędu [u nas powszechne – patrz podlewanie ogrodów, albo przypadek Białki Tatrzańskiej – woda do maszyn naśnieżających] – kara od 150 aż do 10000RON i ewentualne pozbawienie wolności do 3 lat
– kara więzienia od 1,5 roku do 3 lat za łowienie na terenie Delty Dunaju – obszary zabronione, stosowanie do połowu prądu, trucizn, broni palnej…oraz zabijanie ryb bez szczególnego celu [jak u nas zabijanie np. okoni lub jazgarzy, co ma nadal miejsce i jako takie nawet nie jest ujęte w restrykcjach]
Sprawca powinien zapłacić w ciągu 48 godzin, lecz jeśli zrobi to natychmiast, to w niektórych przypadkach, kara jest zmniejszana o połowę. Oczywiście funkcjonuje, ale w teorii zakaz obrotu danym gatunkiem w okresie ochronnym. Narodowa Agencja ds. Rybołówstwa i Akwakultury może wydać każdemu jeśli uzna za stosowne, pozwolenie uprawniające do połowu sieciami w każdym w zasadzie obszarze wody [poza wodami prywatnymi i górskimi], bez informowania o tym użytkownika [np. lokalny klub] i wydaje takowe na połowy „naukowe”, tak , że do końca nie wiadomo kto i po co łowi… Jak widać kary są bardzo surowe, lecz realna ochrona wód nizinnych w Rumunii to fikcja, choć jak ktoś już wpadnie to ma raczej poważny problem.
Wiodące problemy
Z punktu widzenia większości wędkarzy rumuńskich, problemów jest wiele. Wszystkich w zasadzie przeraża ogromna komercjalizacja wędkarstwa w tym kraju, która jednoznacznie idzie w kierunku tworzenia łowisk prywatnych, nastawionych na klientów z zagranicy, przy cenach odpychających miejscowych „z automatu”. Prywatni dzierżawcy w Rumunii w zasadzie nie liczą się zupełnie z przeciętnym wędkującym, mimo, że szczególnie w przypadku odcinków rzek, zobligowani byli do udostępniania miejscowym wody – nie robią tego. Inna sprawa, że Rumun zeżre każdą rybę. Tu w niczym się od nas nie różnią. Dopiero teraz, wraz z wyjazdami za pracą, tamtejsza młodzież dostrzega, że są kraje gdzie podejście do wędkarstwa jest całkiem inne. Gdyby polegać na internecie, to można odnieść złudne wrażenie, że tam powszechnie funkcjonują zwolennicy wypuszczania ryb. Realnie, tego rodzaju pomysły przyjmowane są z dużymi oporami. Co ciekawe, zarządzający organ nie bawi się w ceregiele na wodach górskich i wprowadza te zasady coraz szerzej, ale jak wiadomo – kto inny tam zarządza i widocznie ten „ktoś” jest trochę bardziej na czasie. Ponoć wg badań, ale nie wiem kto i na jakiej próbie je robił, 80% wędkujących w Rumunii jest przeciwna wypuszczaniu ryb. Ponoć aż 20% jest za, ale nie chce mi się w to wierzyć, bo to byłby jednak ewenement, chyba, że faktycznie naciski swoje robią i pojawia się jakaś pozytywna świadomość. A naciski są. Generalnie starają się przestawić gospodarkę rybacką, która działa na wodach słodkich z miażdżącymi dla nich efektami, na gospodarkę hodowlaną. Z tym jest kłopot, bo nigdy nie prowadzili szczególnych zarybień na nizinach, produkcja narybku innego niż karp jest trudniejsza i droższa, a karpie…rozmnażają się tam naturalnie… Wiec mało kto chce się przestawiać na hodowlę. Na tamtejszym ministrze rolnictwa i wsi, panu Tabarze wieszają psy wszyscy wędkujący, niezależnie czy chcą, czy nie wypuszczać ryby. Powszechnie uznają, że jego ruchy są pozorne, a i tak obliczone na umożliwienie rybakom eksploatowania wód bez opamiętania. Generalnie jest to człowiek powszechnie znienawidzony przez wędkujących. Kolejny kłopot, to fikcyjna kontrola wód nizinnych, choć są idioci, którzy się tam z tego cieszą. W internecie ubolewa się jednak nad tym mocno i powszechnie. Istnieje tam wolność zrzeszania się, ale bardzo zbiurokratyzowana. Lokalny klub, o ile wystąpi o własny odcinek wody, to co trzy miesiące musi składać raporty, między innymi potwierdzające zwalczanie kłusowników poświadczone przez lokalny oddział żandarmerii, służb granicznych, leśnych, gwardii narodowej itp. Grupa taka otrzymuje wodę na 5 lat [dotyczy to też rybaków], a na kolejne 5 lat otrzyma wodę, po pozytywnym przejściu weryfikacji po pierwszych pięciu. Rumuni narzekają że już nie wiadomo, czyja jest dana woda, tym bardziej, że rybacy łowią gdzie chcą. Omijają jedynie wody prywatnych dzierżawców. Kolejnym kłopotem jest ponoć bardzo słabe oznakowanie odcinków specjalnych. Poza decyzjami ministra, na którego wylewa się wiadra pomyj, największe oburzenie wzbudziło wprowadzenie nowych kart. Dotyczy to wszystkich nowych, oraz tych starszych wędkarzy, którzy chcą mieć dokument w nowej postaci. Podobno urzędnicy wydający je, są aroganccy i totalnie lekceważą wędkarzy, a rok temu doszło do kuriozalnej sytuacji. Po pierwsze nowe karty nie doszły na czas, pomimo, że wędkowanie na ogół można zacząć dopiero pod koniec marca [szczupak]. Po drugie, spóźniona analiza monitoringów, spowodowała bardzo późne podjęcie stosownych decyzji [przypominam, że niektóre okresy ochronne, ilościowe –wody górskie itp., są ruchome i mogą być modyfikowane co roku] i podano je do wiadomości już po rozpoczęciu sezonu, kradnąc wędkującym ileś tam dni, czy tygodni, bo legalnie nie można było wędkować. Oczywiście cena zezwolenia nie zmieniła się z tego powodu. Generalnie wędkarze są wściekli, a „wierchuszka”, czyli Agencja i Ministerstwo robi po swojemu. Ich związek w ogóle nie wchodzi w drogę tym organom i nie zabiera głosu.
Jak jest z rybami?
Jeśli chodzi o wody nizinne i ryby spokojnego żeru, to są w lepszej niż my sytuacji. Ryb jest więcej i relatywnie łatwiej o okaz. Mimo pazerności łowiących, jest tak z kilku powodów. Po pierwsze wędkarze rumuńscy są zacznie mniej mobilni, niż nasi. Efektem są wody poddane relatywnie niewielkiej presji, gdzie ryby spokojnie się rozmnażają, by potem się rozpływać, gdy konkurencja je do tego zmusza, niejako zarybiając inne odcinki. Kolejna sprawa – bardzo krótki sezon w porównaniu z naszym, choć trudno uznać to za plus z punktu widzenia wędkarza. Duże znaczenie ma fakt, że przytłaczająca część ich wód to zlewnia Dunaju – potężnej rzeki, która jeszcze opiera się presji. Poza tym Rumunia będąc mniejsza od Polski o około 20%, ma jednak aż o około 40% mniej ludzi. Mniej jest wędkarzy w stosunku do dużego areału wód, szczególnie płynących.
W temacie drapieżników jest też niby lepiej, bo poszczególne gatunki są w miarę licznie reprezentowane, ale o większe sztuki ciężko podobnie jak u nas.
Trochę trudno porównać ich wody górskie z naszymi, bo te w Rumunii leżą rzeczywiście w górach, a u nas cieki płynące naprawdę w takim terenie, to niewielki procent. Generalnie wody te w Rumunii są także rybniejsze z tym, że dominuje w nich chyba jeszcze mniejsza drobnica niż u nas. Duży pstrąg to rarytas. Należy zwrócić jednak uwagę, na zdecydowaną politykę, mimo niechęci ogółu łowiących. Polityka ta, uwzględniając areał i jakość ich górskich wód dobrze rokuje i za dwa – trzy lata będą mieć chyba łowiska porównywalne z tymi na Słowenii czy w Bośni… Pytanie ile za nie trzeba będzie płacić.
Podsumowując…
– wysokość opłat – niby jest taniej, ale ujmując tylko wody nizinne; gdyby policzyć górskie i nizinne to w porównaniu z ich zarobkami, wędkowanie jest wyraźnie droższe – pod tym względem mamy lepiej [zwracam jednak uwagę na coś czego u nas nie ma: licencje C&R na wodach pstrągowych, tańsze niż licencje pozwalające zabierać ryby – to zachęta dla jednych i ulga finansowa dla innych]
– struktury, podział wód – u nas bardziej przejrzyście ale podobnie nieskutecznie – remis z nieznacznym wskazaniem na nasze realia, bo u nas nie ma wątpliwości kto zawalił…
– kwestie formalne [pozwolenia, zasady wędkowania] – cokolwiek by nie mówić, poziom dystrybucji zezwoleń u nas, jest znacznie wygodniejszy dla łowiących, mimo, iż kiksy się zdarzają; mamy znacznie dłuższy sezon, bo w zasadzie cały rok coś można łowić – u nas lepiej
– zasobność łowisk – tu akurat są lepsi, choć to nie zasługa ani ich struktur, ani wędkarzy – punkt dla Rumunii
– kłusownictwo – wskażę ostrożnie na remis [mają drakońskie kary, lecz podobnie jak u nas brak kontroli wód; pazerność i cwaniactwo nad wodą porównywalne]
Jak na razie to pierwszy kraj gdzie wypadamy lepiej. Ogólny klimat u nas jest ciut przyjaźniejszy. Wygrywamy może nie w sposób miażdżący, ale dość wyraźnie, choć na ryby w tamte strony chętnie bym pojechał.
P.S. Przygotowuję tekst o kontrowersyjnych zasadach w naszych regulaminach. Bardzo proszę o nadsyłanie przykładów dyskusyjnych zapisów, dotyczących wędkowania w Waszych okręgach, bądź zapisów bzdurnych – sam kilka takich znalazłem. Niektóre naprawdę nie wiadomo czemu służą, inne są formą dyskryminacji, jeszcze inne wskazują na…nieznajomość wędkarskiego rzemiosła, albo nonszalancki stosunek do zasad jakie są tworzone, a co za tym idzie nonszalanckie, czy wręcz lekceważące traktowanie wędkarzy, czyli także mnie…
A poza tym? Jeszcze trzy dni i jadę na pstrągi, tzn. pewnie pstrążki ale po długiej przerwie nie wybrzydzam…
7 odpowiedzi
Dzieku Bogu Panie Adamie, że Pan to opisał! jeszcze nie zacząłem czytać ale wybieram sie jakoś chyba w kwietniu na miesiąc także dobrze wiedzieć.
To bardzo proszę o krótki opis wrażeń i opinię jak jest realnie. Odniosłem wrażenie, że w Rumunii przepisy sobie, a życie sobie. Np. w internecie jest sporo szczupaków złowionych w lutym…Chyba, że to z łowisk prywatnych. Chętnie bym poczytał. Poza tym wiem, że uznają nasza kartę – tak przynajmniej piszą.
BARDZO DOBRY OPIS, BEZ WĄTPIENIA KOSZTOWAŁ AUTORA SPORO PRACY – DZIĘKUJĘ ZA WIADOMOŚCI, ALE SKUTEK JEST TAKI, ŻE REZYGNUJĘ Z PRÓBY WĘDKOWANIA W SYMPATYCZNEJ RUMUNII !
No, raczej ciężko zdobyłem te informacje – język dla mnie mglisty. Na szczęście pomógł mi jeden gość. Trzeba wziąć pod uwagę, że Rumunia bardzo się zmienia na plus i może jakieś istotne zmiany miały miejsce w ciągu minionych dwóch lat. Nie sprawdzałem, ale nie miałem cierpliwości do zmagań z tym językiem…
Witam
Super informacje, bardzo przydatne i wyczerpujące tylko jednej informacji nie mogę nigdzie znaleźć gdzie nabyć te wszystkie zezwolenia. Może tak jak w Polsce można je nabyć na polach kempingowych.
Pozdrawiam
Nie mam pojęcia. Proszę zwrócić uwagę, że wpis jest sprzed 11 lat. Mogło się tam sporo zmienić…
Ok, już jakoś doszedłem. Dla innych informacja – zezwolenia można nabyć w budynku rezerwatu w Tulczy – Administraţia Rezervaţiei Biosferei Delta Dunării. Mapa google wskaże.
Pozdrawiam