Od końca 2015r Okręg PZW Koszalin utracił rzeki Wieprzę i Parsętę. To trochę tak, jakby nasz okręg [krakowski] utracił Wisłę i Rabę. Kiepski scenariusz, nie? Jakim cudem? – ktoś zapyta. Otóż Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Szczecinie [tamtejszy RZGW], wypowiedział „dziadom” gospodarowanie na tych rzekach jeszcze przed wygaśnięciem operatu. Oficjalne powody wypowiedzenia to:
– zarybienia znacznie poniżej zapowiadanego poziomu
– negatywna ocena marszałka województwa, co do tzw. racjonalnej gospodarki rybackiej
O ile się nie mylę, to pierwszy taki wypadek i śmiem twierdzić, że nie będzie ostatnim. Ponad to – myślę iż poza oficjalnymi powodami były jeszcze inne. Po prostu jest teraz świetna koniunktura polityczna [o czym niżej], by powoli pozbawiać/doprowadzić do likwidacji te okręgi, które funkcjonują beznadziejnie źle. Czy wędkarze płaczą z tego powodu? Na tysiąc procent nie, bo niezależnie czy zabijają ryby czy nie, to powszechnie mają dość PZW. Martwią się tylko jakie będą koszty wynikające z pojawienia się nowego gospodarza. Jak zmieniły się koszty w temacie Wieprzy i Parsęty? Ano bardzo i sami oceńcie, czy byście tego chcieli. Otóż po pierwsze RZGW wydaje wędkarzom pozwolenia na te rzeki ZA DARMO. I to wędkarzom z całej Polski. Pojawiły się za to zmiany regulaminowe, jakich tzw. działacze nie byli, a raczej nie chcieli wprowadzić przez wszystkie lata swojego urzędowania. Mianowicie wprowadzono całkowity zakaz zabierania łososi, podniesiono wymiar ochronny lipienia i pstrąga na 35cm i troci bodajże na 50cm. Zwiększono wymiar ochronny sandaczy i szczupaków oraz wprowadzono okres ochronny leszcza i okonia. Z dnia na dzień. Da się?
Na usta ciśnie mi się: a nie mówiłem? Proszę czytać dalej. Będzie ciekawiej.
Oj, ciężki czas dla tzw. działaczy [myślę o tych, co już u steru] na naszych terenach. Pstrągów nie ma, a jak się trafi, to małe, więc ludzie zamiast łazić w poszukiwaniu pstrąga i grypy, to pomstują na forach, zadają niewygodnie pytania [inna sprawa, że nikt na nie odpowiada], ale też – o zgrozo – robią dywersję! Tak, organizują się, a w najgorszym wypadku rozmawiają o tym. Co więcej – jak się problem nagłośni, to pojawia się spora grupa wszelkiej maści, że tak powiem – lobbystów.
By nie popadać w megalomanię, nie powiem, że 20 lutego 2016r to jakiś przełomowy moment, ale wydaje mi się, iż ten dzień był niezłą pożywką dla chcących radykalnych zmian. Tego dnia, wieczorem mój dom posłużył za miejsce zebrania dla 23 osób zainteresowanych zmianami na różnych płaszczyznach, dotyczących wędkowania na terenie powiatów: miechowskiego, proszowickiego, wielickiego, myślenickiego, krakowskiego i samego Krakowa. Czyli w przybliżeniu terenu okręgu krakowskiego PZW. Nie, nie byli to sami wędkarze.
Skąd się w ogóle wziął taki pomysł, nie licząc braku dialogu ze strony ludzi z zarządu okręgu? Otóż byłem kiedyś na tzw. konferencji szkoleniowej, czyli wydawaniu bez sensu pieniędzy podatników. Nie mniej było tam wielu samorządowców różnego szczebla. I tak jakoś w przerwie zagadał do mnie jeden człowiek i od słowa, do słowa okazało się, że łowi ryby, a poziom jego frustracji, jest zbliżony do mojej. W drugiej przerwie wraz z nim podeszło do mnie już kilku panów i tak zaczęli mnie o to i owo wypytywać. Okazało się, iż poza tym jednym gościem, żaden z nich nie wędkuje i w ogóle nie ma pojęcia o rybach, nie mniej bardzo mnie wypytywali m. in. o to, na jakich zasadach działa PZW. No to im mówię, że jest to stowarzyszenie, którego działalność reguluje jakaś tam ustawa o stowarzyszeniach, nakreśliłem strukturę, także tę administracyjno – geograficzną i doszliśmy do pieniędzy. Na przykładzie naszego okręgu wyliczyłem, oczywiście ze sporym przybliżeniem, iż zakładając, że mamy jakieś plus/minus dziesięć tysięcy wędkujących, to roczne wpływy wynoszą około 3mln zł. Już widziałem że dwóch z tych ludzi lekko zdębiało i pytają co/kto z tą kasą robi. Więc tłumaczę, że kasa ta albo jest zagospodarowana przez okręg albo wysyłana [może jej część] do zarządu głównego w Warszawie, który zarządza tym wszystkim. To akurat mało facetów interesowało, natomiast szczególnie jeden mocno się dopytywał, co to jest ten zarząd okręgu, ile to osób itd.
Tak tłumaczyłem, na ile wiedziałem, wyraziłem swoją nieskromną opinię, co ja o tym sądzę. Panowie chwilkę spoglądali na siebie i po dłuższym milczeniu jeden powiedział mniej więcej coś takiego: „Trzy bańki? To gdyby ta kasa została tutaj [w regionie – mój przypis], to wychodzi po dodatkowe pół miliona na powiat. Albo – zastanowił się – okrągła bańka jakby przyznawać kasę co drugi rok…”
Od siebie dodam, iż bańka w skali powiatu to zarazem mało i dużo, choć przykładowo, gdyby nagle takie pieniądze pojawiły się „z powietrza” to jest to jakieś 80% rocznego, całkowitego budżetu szkoły średniej w jakiej pracuję i których to pieniędzy non stop brakuje. Wykazałby się urzędnik jeden z drugim, gdyby pozyskał takie kwoty? Odpowiedź zbędna.
Wtedy, a było to już ponad rok temu – skończyło się na jeszcze paru pytaniach i takich tam niewiele, jak mi się zdawało istotnych deklaracjach.
Teraz dwóch z tych panów odezwało się do mnie, oraz naprawdę duża grupa wędkarzy [choć z tego akurat niewiele wynika], ponad to kilku – nazwę to prywaciarzy, oraz kilkunastu ludzi z różnych stowarzyszeń [najczęściej o charakterze turystycznym]. Mnie szczególnie zainteresowała otwartość na problem osób z powstającego, sporego stowarzyszenia, którego celem jest popularyzacja Dolinek Krakowskich.
Choć samo sobotnie spotkanie pozostawiło we mnie raczej duży niedosyt, to poniższe i powyższe piszę z niejaką satysfakcją, gdyż następstwa takich inicjatyw, szybsze lub wolniejsze, ale będą, szczególnie w świetle tego, co stało się w Koszalinie.
Zdziwieni Panowie z Zarządu? Lekki szokerek, że nic nie wiecie? Że to nie nasiadówka zbuntowanych dzieciaków? Jasne, że nie wiecie, bo internet jest POZA WASZĄ KONTROLĄ. Na szczęście. Nie chcieliście odcinka no kill na Krzeszówce, to macie znacznie większego strupa na głowie.
By nie wpuszczono nam „kreta” do ścisłej grupy zainteresowanych liczącej prawie trzydzieści osób, oraz ze względu na to iż poprzez wymianę myśli w mailach uwydatniły się spore różnice między nami, ustaliliśmy dwie kwestie:
- Na zebraniu może pojawić tylko osoba mająca coś konkretnego do powiedzenia i wprowadzona przez człowieka już zaufanego.
- Póki nic nie zostanie sformalizowane, by nie ułatwiać konkurencji – proszono mnie o dyskrecję.
To dlatego nie wynajęliśmy dużej sali, bo zainteresowanych choćby posłuchaniem o pomysłach była niezła grupa [badając temat – zainteresowanych takim spotkaniem było 196 chętnych z naszego okręgu i co lepsze – prawie trzydzieści osób z okręgów sąsiednich – głównie katowickiego].
Już podczas dyskusji pojawiły się różne idee zmian, które na swój użytek nazwałem:
– samorządowa nr 1
– komercyjna
– samorządowa nr 2
– non profit
– „kosmiczna”
Nie będę tu szerzej opisywał poszczególnych pomysłów, m. in. na prośbę samych zainteresowanych. W dużym więc skrócie, zacznę od opcji ostatniej, czyli „kosmicznej”. Cóż mogę powiedzieć – ludzie starszego pokolenia, nawet jeśli są wędkarzami i to wędkarzami totalnie zniechęconymi polityką PZW, to są tak odrealnieni i opowiadają takie pierdoły, a przy tym ich brak argumentów w połączeniu z nieustępliwością spowodował, że „za porozumieniem stron” podziękowaliśmy sobie i zostało nas dziewiętnaście osób. W tym gronie już ważąc różne argumenty, wypracowane zostały cztery pozostałe koncepcje.
Moim zdaniem, niestety, największe wzięcie ma pomysł „samorządowy nr 1”, który jak dla mnie jest tworzeniem lustrzanego odbicia PZW. Szczerze powiem, że mnie nie przekonuje podejście, z którego jasno wynika iż takie kwestie jak np. limity, wymiary i okresy ochronne, czyli zapisy regulujące zasady wędkowania są drugorzędne, a liczy się, że tak powiem skok na potencjalną kasę. By być sprawiedliwym napiszę, iż dwie kwestie są tu na plus: potencjalne pieniądze zostają na miejscu, do wykorzystania dla ogółu mieszkańców danego obszaru, a nie dla enigmatycznej bardzo wąskiej grupki, która od z górą 60 lat wmawia wszystkim, że robi dobrze i za darmo. Drugą kwestią, przynajmniej na papierze jest realne zaangażowanie w ochronę wód lokalnych komisariatów policji i straży miejskiej.
Mimo wszystko nie identyfikuje się z powyższą koncepcją, nie mniej jednak o ile nic się nie zmieni, to okręgowi przybędzie kolejny konkurent do wód, a trzeba przyznać, że lokalni politycy mają teraz świetny czas na takie inicjatywy gdyż:
– wkrótce będzie rok sprawozdawczo-wyborczy i panowie w zarządach będą sobie skakać do gardeł o stołki i jestem pewien – nie jeden jeszcze syf wypłynie na wierzch
– ostoja „jajogłowców” w PZW, jaką było SLD wyleciała z sejmu i nie będzie już miała żadnego głosu w tzw. parlamentarnym zespole ds. wędkarstwa [o ile taka aktywność posłów będzie mieć miejsce]; podobnie jest z dogorywającym w końcu 🙂 PSL –em
Cóż, pomysł, który nazwałem komercyjnym też nie jest dla mnie super – hiper, choć tu już jest duże otwarcie na łowiska o różnym charakterze [w tym no kill] i w ogóle duża świadomość, jak i realna wiedza ichtiologiczna, podparta kilkoma dyplomami uczelni. Byłoby jednak bardzo drogo dla przeciętnego człowieka i szczerze powiem – dla mnie raczej też. Czy tu coś się urodzi? Moim zdaniem tak, a to ze względu na dużą determinację i kompetencje osób jakie stoją za pomysłem, ich realizmem, koneksjami, których nie sprawdzałem, a które deklarują; wreszcie ludzie ci reprezentują w skali ogółu także nie marginalną grupę wędkarzy. To, co istotne – opcja ta ma przede wszystkim jak dla mnie potężny własny wkład finansowy… Ludzie ci byli trochę rozczarowani moją postawą, ale – Panowie – z całym szacunkiem – parę rzeczy mnie przestraszyło w waszych planach.
Przy okazji dowiedziałem się, iż na terenie Krakowa od ponad dwóch lat działają już dwie, niezależne od siebie grupy. Nie są sformalizowane, tzn. nie mają [chyba] rejestru sądowego, jakiegoś zarządu itp. Tworzą je sami wędkarze. Jedna grupa liczy już ponad trzydzieści osób, druga kilkanaście. Dogadują się z lokalnymi urzędami [gminy, wójtowie, burmistrz] i dzierżawią lokalne zbiorniki. Ci ludzie są w większości członkami PZW, aczkolwiek swoimi łowiskami zarządzają zupełnie niezależnie [nie są to wody tzw. wspólnoty, czy łowiska specjalne, jak ujmuje to statut PZW] – to ich prywatna inicjatywa. W ich posiadaniu są co najmniej cztery zbiorniki. Ludziom tym nie zależy na żadnym rozgłosie. Słyszałem o tym już dość dawno temu, ale myślałem, że to takie pogłoski.
Koncepcja non profit jest w mojej ocenie nierealna do wprowadzenia w życie, choć dla mnie do przyjęcia. Niestety wiąże się z tak restrykcyjnym podejściem do wędkarstwa, iż nie tylko moim zdaniem byłoby to nie do przyjęcia dla wszystkich wędkarzy. Taki projekt pewnie by się udał w Holandii, ale nie tu. Będąc mocno przekonany, co do konieczności zmian w lokalnym wędkarstwie, trochę mnie dziwi jednak sztywna postawa zwolenników tej opcji.
Szerzej, ale jednak wciąż skrótowo opiszę mój pomysł, który nazwano „samorządowym 2”. Na razie budzi on sporo wątpliwości – w sumie nie wiem czemu – mam wrażenie, że ludzie nie do końca wierzą w jego powodzenie. Jego głównym założeniem jest całkowita zmiana funkcjonowania okręgów PZW [co nie jest takie niemożliwe, ale o tym niżej] lub…brak takowej organizacji. Koncepcja zupełnie nie uwzględnia wód stojących, jako tych, które wcześniej czy później, może poza malutkimi kałużami i tak będą mieć prywatnego właściciela, lub nadzór lokalnego stowarzyszenia. Czy nam się to podoba czy nie – tak proszę Państwa się stanie, bo intensywność takich działań wyraźnie wzrosła w ostatnich pięciu latach. Najlepszym przykładem dla mnie jest temat Kryspinowa, który od 2017 tylko cudem pozostanie w spisie łowisk PZW, oraz kompleksu zbiorników Przylasek Rusiecki, który z dużym prawdopodobieństwem także może odpaść z listy. Mnie w takiej sytuacji naprawdę zadziwia zatwardziała postawa zarządu okręgu, który robi wszystko, by zniechęcić do swej polityki dokumentnie wszystkich, za to nadal inwestuje [mniejsza z tym, czy duże, czy małe] pieniądze właśnie w wody, które z dużym prawdopodobieństwem zostaną utracone. Przecież pozyskanie kruszywa wartego ponoć kilkadziesiąt tysięcy złotych od urzędników do utwardzania dojazdu do Przylasku Rusieckiego, czymś takim wg mnie jest nawet jeśli kruszywo otrzymano nieodpłatnie. Nie mniej Panowie – nie nosiliście przecież tego w rękach… Wielu wędkarzy stoi na stanowisku, iż wobec braku pewności, że dana woda pozostanie przy PZW, nie należy wsadzać w nią ani złotówki. Do tego uparte trwanie na stanowisku nic nie zmieniania w temacie wód płynących, które są na krawędzi totalnego zarżnięcia [chyba że uznamy tabuny płoteczek i leszczyków za dobry omen], a które są jedyną sensowną przyszłością powszechnego wędkowania…
Tak więc koncepcja obejmuje tylko wody płynące oraz okręg, który pracuje dla regionu Krakowa albo brak takowego okręgu. Pozostają koła jako wolne towarzystwa wędkarskie bawiące się na lokalnych bajorkach, bawiące się w zawody, albo mające pod opieką dane odcinki rzek, jeśli owa opieka ma realny kształt na papierze i jej odbicie w rzeczywistości. Ponieważ pieniądze uzupełniają budżet regionu Krakowa, mocno w ochronę wdrożone są wszelkie służby na tym terenie.
Do wędkowania przywraca się wszystkie cieki będące obecnie niedostępne dla wędkujących. Co do wód pstrągowych: na rzeczkach na których dopuszcza się przynęty roślinne – albo rezygnujemy z nich jako z pstrągowych, albo nie ma już tej furtki dla wielbicieli pstrągów na „serek” itp. specjały. Na, bez wyjątku każdej rzeczce pstrągowej byłby odcinek no kill [2-4km]. W Polsce już są rzeczki, gdzie na zmianę są 2-3 odcinki „normalne” przeplatane fragmentami no kill i pstrągów jest bardzo dużo, i dużych na wszystkich fragmentach. Byłem, widziałem, łowiłem. I nie są to wody za jakąś dodatkową opłatą. Po prostu jedne okręgi są mniej, a inne bardziej „betonowe”.
Wody typu Brodło – na całej długości byłyby dopuszczone do wędkowania tylko w formule C&R.
Pewnie wielu się zastanawia, czy bardzo ograniczyłbym w takim projekcie możliwość zabierania ryb? Otóż nie – pozostałbym, przynajmniej przez dwa sezony przy tym, co jest. Przy realnej ochronie [patrole, nawet okazjonalne wszelkich możliwych służb] plus powołanie co najmniej dwóch – czterech etatowych strażników, którzy nie siedzieliby w kółko nad zalewem w Dobczycach, tylko codziennie sprawdzali jakiś ciek, szybko pokazałoby, czy ryb ubywa, czy jednak się da. Jeśli okazałoby się iż wędkarze, co nie jest nierealne – są w stanie przyczynić się do spustoszenia danej wody, to na tej konkretnej wodzie byłyby wprowadzone zmiany. Tak powinno być już dawno temu, ale cudów nie ma – nie wierzę, aby ktokolwiek sprawdzał nasze rejestry po zakończeniu sezonu.
Skąd na to kasa? Ano zamiast blisko 30 osób jak dziś, tym wszystkim może zarządzać na poziomie okręgu nie więcej niż pięć osób plus ichtiolog. I to dobrze zarządzać. Do tego powszechna możliwość wykupu zezwolenia w każdej siedzibie gminy, połączona z systemem numerkowym, jak np. jest to w krajach skandynawskich [w ogóle nie ma urzędnika, ani nawet internet nie jest potrzebny].
Rzecz kolejna: zarybienia nie dotyczyłyby odcinków no kill – lepiej te ryby wpuścić dla tych, którzy chcą je zabierać. Praktycznie zrezygnowałbym z zarybień innych niż pstrągiem. Oczywiście, na wszystkie ryby, wszystkie bez wyjątku byłyby górne wymiary ochronne. A jak wyglądałyby koszty zezwoleń? [oczywiście taki idiotyzm, jak karta wędkarska byłby zniesiony] Biorąc pod uwagę, potężną przy takiej polityce redukcję kosztów [mam tu bardzo szczegółowe wyliczenia samych urzędników] zezwolenie roczne na obecny okręg krakowski kosztowałoby nie więcej niż 200zł…ale tylko dla tych, którzy chcą zabierać ryby. Zwolennicy C&R łowiliby za może nie symboliczne, ale jedyne 50-60zł/rok. Tak, tak – już słyszę –pojawi się cała masa cwaniaków. Na początku pewnie tak, ale do momentu jak 10 – 20 dostanie piękną karę finansową, od razu kierowaną do budżetu danego powiatu. Ostygliby szybciutko, podobnie jak typowi kłusownicy.
To tak naprawdę w dużym skrócie. Ale na razie coś mi się wydaje, że nie tylko wędkarze do tego nie dojrzeli, choć zainteresowanie, jak widzę jest duże.
Pokuszę się jeszcze o proroctwo. Czekają nas, nie dalej niż w najbliższych dwóch latach dwa scenariusze. Pierwszy, to taki, że obecna władza totalnie dobierze się do PZW. Myślę, że cudów by nie było [zmieniliby tylko ludzi na swoich], aczkolwiek zwykły wędkarz miałby większy wgląd w to, co „nowi” wyczynialiby w zarządach.
Scenariusz drugi, moim zdaniem bardziej prawdopodobny, dotyczy zmiany samego PZW od wewnątrz. Wobec utraty coraz większej ilości wód stojących i kurczenia się areału łowisk, [a wędkarzy trzeba przecież doić dalej, na tym samym co najmniej poziomie], pojawi się hasło łączenia okręgów. Tylko tu – jestem pewien – część okręgów mających dobre warunki [dużo łowisk] wypnie się na taki pomysł i albo za wszelką cenę będzie chciała być niezależna, albo, co bardziej prawdopodobne, położy uszy po sobie i dogada się z najbliższymi powiatami, by utrzymać się na stołkach.
Jak na razie w naszym okręgu idą w zaparte, choć pierwszy symptom nacisków z internetu jest. Otóż zamieścili uchwały na swojej stronie. Pomijam fakt, bo nie chce mi się tego drążyć – dwie są dość zastanawiające – mam za to krótkie pytanie: czy to wszystkie uchwały? Czy czasem jakieś nie „umknęły”?
Dla mnie, proszę Czytelników wymiarem jakości pracy zarządu [wg mnie może nie na wszystkich polach, ale w większości marnej] jest to, jak traktuje się wędkarzy. Nie wyobrażam sobie przyjechać do koła na zebranie i nawet nie zająknąć się odnośnie 14 wniosków, jakie koło złożyło rok wcześniej. Pięćdziesiąt osób przegłosowało w większości JEDNOGŁOŚNIE 14 wniosków. I cisza. Oczywiście żaden nie został uwzględniony. Ja się zastanawiam, czy czasem poprzedni zarząd nadal nie ciągnie za sznurki, a wszystie zmiany personalne, to taki teatrzyk dla nas będących „poza”.
Tak więc, biorąc pod uwagę obfitość płotek i leszczyków, a także wyspowo pstrążków do 30cm, obecny zarząd będzie mieć, poza MZW, nie wiem czy poważnego, ale co najmniej jeszcze jednego formalnego konkurenta, a całkiem realne, że dwóch [opcja komercyjna].
P.S.
1. Na ewentualne pytania dotyczące opisywanego spotkania oraz wszelkich pomysłów zmian, bardzo chętnie odpowiem, ale tylko w rozmowie twarzą w twarz, dlatego proszę nie pytać mnie o szczegóły w mailach.
2. Nadal proszę, jeśli macie, o zestawienia, takie względnie dokładne odnośnie zeszłego sezonu pstrągowego. A w następnym tekście o niemałych rybach.
23 odpowiedzi
Zaczyna wyglądać to całkiem przyzwoicie i powiem szczerze, że w miarę czytania z początku political fiction zaczęło zmieniać się w jakiś konkret. Jak w Koszalinie kręgosłupem okręgu były Wieprza i Parsęta tak płuco-sercem okręgu krakowskiego PZW jest Przylasek. W przypadku jego utraty przy mizernym pozostałym stanie posiadania wód, nawet licząc Wisłę z dopływami, okręg zacznie najpierw solidnie kaszleć a potem dostanie zawału po czym wszystko umrze w wielkich męczarniach. Gro wędkarzy, a śmiem twierdzić iż grubo ponad 75% płaci składki ze względu na Przylasek. Brak tego łowiska w „ofercie” okręgu spowoduje brak lub znaczny spadek zasilenia budżetu składkami wędkujacych. Jaki wówczas możemy mieć scenariusz? Wydaje mi się, że jedynie możliwe są dwa i obydwa będą przyczynkiem do zejścia latalnego. Pierwszy to bazowanie na tym co zostanie nawet mając na uwadze możliwość utraty Kryspinowa. Pozostanie wówczas przy aktualnych opłatach będzie odrealnione i nie da się utrzymać a co za tym idzie nastąpi spadek wpływów prowadzący do braku płynności lub co najmniej totalnej degrengolady. Drugi to dołączenie przez okręg wszystkich aktualnych łowisk specjalnych będących we władaniach kół do opłaty okręgowej w ramach „rekompensaty” areału po utracie Przylasku. To z kolei spowoduje bunt oddolny kół i działania secesyjne z ich strony prowadzące do wewnętrznego rozbicia struktur okręgu. Wniosek nasuwa się sam. Jak najskuteczniej walczyć z Pewnym Zbitkiem Wyłudzaczy? Otóż nie zmianami zarządów, statutow i innymi podobnymi pierdołami, tylko pozbawiając go zbiorników na których i tak nie umie gospodarować, czego przykładem jest skuteczne działanie RzGW Szczecin 🙂
Sorry,że się wtrącę,ale czytałem i trochę mnie to przeraziło,a najbardziej przeraziła mnie pańska (i chyba reszty uczestników tego spotkania)niewiedza w zakresie gospodarowania na wodach należących do RZGW… dla RZGW najważniejsze są operaty…to że PZW wpuszcza (przynajmniej na papierze) jakieś tam ilości narybku pstrąga i lipienia na daną rzekę nie bierze się z nieba,nie są to ilości wyssane z palca przez jakiegoś Wacka czy Staszka z PZW,są to ilości jakimi PZW wygrało przetarg na dany obwód rybacki,PZW może wpuścić ryb więcej,ale nie może wpuścić mniej.
By odebrać jakiś obwód dzierżawiony przez PZW to należy stanąć do przetargu i przedstawić ofertę lepszą niż okręg…
Dla przykładu biorąc pod uwagę samą niewielką Rudawę wyliczyłem,że okręg wpuszcza co roku ryby za ok 45 000zł(przynajmniej na papierze)
łatwo to wyliczyć 🙂 http://www.krakow.rzgw.gov.pl/download/cennik_materialu_zarybieniowego.pdf
Sorry,za szczerość,ale wszystkie te wasze idee/propozycje zmian są za przeproszeniem gówno warte do puki się nie zmieni ustawa o rybactwie 🙂
Puki co dla RZGW liczą się pieniążki wydane na zarybienia,a nie dobro rzeki…
Nie skomentuję Pana wpisu, gdyż chyba Pan nie zrozumiał przekazu całego tekstu, tego co miało miejsce w Koszalinie i tego, co się dzieje w Polsce…
P.S. „póki” piszemy przez „ó”.
PZW w Koszalinie nie wywiązał się z operatu i stracił wodę,czego tu można nie rozumieć 🙂 Chyba na takiej samej podstawie KTSW straciło kiedyś Rudawę. Przeczytałem uważnie pana wpis i owszem wszystkie przemyślenia/opcje rozwiązań są sensowne i dość racjonalne,ale wszystko i tak musi przejść przez Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej,nawet jak PZW Kraków przestał by istnieć to i tak na poszczególne obwody zostanie rozpisany przetarg…Czy wy myślicie,że ktoś wam da jakąś wodę tak po prostu,bo znalazła się grupa zapaleńców która chce coś tam zmienić? Pomarzyć można,ale nie bądźcie naiwni.
Do pÓki ustawa o rybactwie się nie zmieni i nie będzie można dzierżawić części obwodów to takie inicjatywy jak pańska nie mają szansy na powodzenie.
Nawet jakbyście przystąpili do przetargu i wygrali,to z czego zamierzacie finansować te wasze działania/zarybienia?Chyba nie zdajecie sobie sprawy jakie to są koszty.
Rudawa nr 1
Lipień nar. jes szt 8700 x 1,30 zł = 11310 zł
Pstrąg pot. n. jes szt 10000 x 0,70 zł = 7000zł
Pstrąg pot. n. wio szt 20000 x1,05 zł = 21000zł
Pstrąg 2+ kg 300 x22,00 zł = 6600zł
45910zł
Szreniawa nr 1
Lipień nar. jes szt 6500 x 1,30 zł =8450 zł
Pstrąg pot. n. wio szt 24000 x 1,05 zł = 25200 zł
Pstrąg pot. 2+ kg 250 x 22,00 zł =5500 zł
Pstrąg pot. n. jes szt 10000 x 0,70 zł =7000zł
46150zł
Raba nr 4
Lipień nar. jes szt 35000 x 1,30 zł = 45500 zł
Pstrąg pot. n. wio szt 20000 x1,05 zł = 21000 zł
Pstrąg pot. 2+ kg 360 x22,00 zł = 7900zł
Pstrąg pot. n. jes szt 10000 x 0,70 zł = 7000zł
81400zł
Skawinka nr 1
Lipień nar. jes szt 2500 x 1,30 zł = 3250zł
Pstrąg pot. n. wio szt 9000 x1,05 zł = 9450zł
Pstrąg pot. n. jeś szt 1000 x 0,70 zł = 7000zł
19700zł
Dłubnia nr 1
Pstrąg pot. n. wio szt 11000 x 1,05 zł= 11550zł
Na zarybienie tych pięciu rzek (podliczyłem tylko zarybienie pstrągiem i lipieniem) PZW wydaje ponad
200 000zł…
Dodam tylko tyle,nie chciałbym członkiem okręgu krakowskiego,macie pozamiatane,okręg albo wypisuje bzdury co do zarybień(biorąc pod uwagę zarybienia każda „wasza” rzeka powinna być wędkarskim eldorado:) )albo macie najbardziej żarłocznych wędkarzy w Polsce 🙂 Dla przykładu podam,że w okręgu katowickim na całą zlewnię Białej Przemszy PZW wpuszcza co roku tyle co Kraków na Dłubnie (kilkanaście tyś szt narybku wiosennego pstrąga),ale panowie z czym do czego…to wy jeździcie do nas na ryby,a nie my do was. Pozdrawiam 😉
Dobra poświęcę te dwie minuty dla Pana. To nie było zebranie zapaleńców. Czy Pan uważa że jeśli kilku radnych powiatowych przekona resztę, to powiat/powiaty nie mają pieniędzy? Do tego dochodzą zależności – nazwę to – polityczne, które w obecnych czasach mocno się pozmieniały. Będzie im łatwiej czy trudniej w takim przetargu?
Czy Pan myśli, że 5-6 ludzi, których wprawdzie prawie nie znam, ale którzy prowadzą kilka naprawdę dużych, prywatnych przedsiębiorstw nie ma kasy, by startować do przetargów?
Natomiast Pana założenie, iż mamy najbardziej żarłocznych wędkarzy [w tym przyjezdnych – połowa mniej więcej aut nad Krzeszówką, to były rejestracje śląskie] może być prawdą. Nie wiem, czy pozostałe rzeki okręgu są zarybiane jak na papierze, ale byłem w 2015r przy zarybianiu Rudawy [dwukrotnym] – ilość ryb imponująca. Tyle, że presja jest kosmiczna [za dwa teksty zamieszczę takie zestawienie, które jak na razie podesłało mi już nieco ponad sto osób]. Mnie już nie dziwią w ogóle rejestracje aut wędkarzy nad Rudawą nawet z Częstochowy [ostatnio dwóch muszkarzy].
Co do Koszalina. Takich powodów do zerwania umowy z okręgiem/innymi okręgami przez RZGW było zapewne wiele. Symptomem obecnych zmian jest to, że ktoś wykazała wole, by to tym razem wyegzekwować. Jak Pan myśli dlaczego właśnie teraz? …
A jaki interes mają powiaty w tym by finansować wędkarstwo?Czy to nie byłby taki jednorazowy zryw?Czy ktoś postronny (nie wędkujący)nie potraktował by tego jako niegospodarność,nie ma innych ważniejszych spraw do finansowania z publicznych pieniędzy?
A co do tych prywatnych przedsiębiorców,to nie wygłupiajmy się,kto wyłoży duże pieniądze,dla dobra ogółu bez możliwości ich odzyskania…
Niektóre okręgi od lat prowadzą rejestry połowów z których jasno wynika gdzie,ile,ilu itp…na pewno jest to o wiele bardziej wiarygodne zestawienie.
Nie można się zniechęcać i zniechęcać innych. Łatwo nie jest ale każda taka inicjatywa drąży skałę (a raczej beton, który dla mnie w tym przypadku jest synonimem PZW). Dobrym przykładem (choć w dużo mniejszej skali) jest pierwszy odcinek „no kill” we Wrocławiu – temat zorganizowany i pilnowany przez jedną osobę, która przyszła, nie wiedziała, że się nie da i zrobiła. Coś co kiedyś było nie do pomyślenia stało się faktem.
Życzę Panu Adamowi, żeby był to początek rewolucji – początek, który będzie odnotowany w pamięci tych co nie wierzyli.
Akurat Rudawa, mimo że niewielka, jest mocno zarybiana. Dla przykładu inna krakowska rzeka – Białucha. Co roku jej zarybienia pochłaniają całe 1500 – 2000 zł 😉 A na takie pieniądze to już sam bym sobie mógł pozwolić, a co dopiero grupa ludzi.
I co z tego, że PZW wpuszcza. Kolega był świadkiem zarybienia węgorzem na zbiorniku brzegi. Z informacji jakie uzyskałem tak na oko około 60% narybku było śnięte po przyjeździe w miejsce docelowo. Dodatkowy z lenistwa lub niewiedzy wpuszczono do wody w jednym miejscu cały materiał zarybieniowy. Nie wiem czy z życiem cokolwiek uszło, ponieważ resztę skonsumowało stadko wygłodniałych kaczek. Takie to mamy zarybienia specjalistów z PZW troszczących się o nasze wspólne wody. Podobna sytuacja ma się w przypadku zarybiania łososiowatymi wszystko w jedno miejsce byle tylko d…pą do wody nie zjechać. Dlatego te zarybienia są tak „efektywne”.
Panie Negative. Skoro masz pan takie świetne rozeznanie co do kosztów ponoszonych na zarybianie przez PZW to powinieneś mieć pojęcie skąd na to są fundusze. Otóż od wędkarzy opłacających „składki”, które jak zwał tak zwał są niezgodnym z prawem pobieraniem opłat za wędkowanie. Gdyby te pieniądze szły do innego podmiotu to również by poszły na te nieszczęsne zarybiania. Dlaczego nieszczęsne? Ano dlatego, że powodują paradoksalnie więcej szkód niż korzyści. Parę lat temu zniszczono Rudawę wprowadzeniem do niej palii. Hordy żądnych mięcha sukinsynów nie wędkarzy rzuciły się na rzekę dotąd raczej niespecjalnie kojarzoną z suto zastawionym stołem. Na magiczne hasło „zarybiajo!” nawet dziady przykute do wózka inwalidzkiego doznają cudownego ozdrowienia i hyżo mkną nad wodę. Przy okazji wyczyszczono wodę z rodzimej populacji potokowca. Wiem co mówię bo w tym okresie jeszcze miałem idee fixe ochrony tej rzeki, a ilość złapanych w tym okresie na niecnym procederze była porażająca. Po tym wszystkim o Rudawie zrobiło się głośno i zaczęły sie zjeżdżać bandy z całego kraju a nawet złapałem jednego anglika bez zezwolenia w Kochanowie! Dzieła dokończyło miejscowe dziadostwo. Pomimo tego wciąż na rzekę jest odciskana olbrzymia presja wędkarska i kłusownicza bo przecież regularnie „zarybiajo”. Zaczynam powątpiewać czy zarybienia mają na celu uzupełnianie ichtiofauny czy portfela producenta ryb? Zamiast masowego zarybiania należy wprowadzić mądre przepisy i regularną silną ochronę.
I jeszcze jedno. Wypełnienie operatu nie polega na masowym zarybianiu za nie wiadomo jakie kwoty, tylko na utrzymaniu populacji ryb na właściwym dla danego ekosystemu poziomie dla wszystkich bytujących naturalnie w obwodzie gatunków. Ponieważ okręg krakowski nie prowadzi gospodarki rybackiej na dzierżawionych obwodach rybackich to musi uzupełniać stan gatunków na podstawie danych z zezwoleń wędkarskich. Jakież to kolosalne masy ryb muszą być wpisane w zdawane corocznie zezwolenia… Nawet biorąc pod uwagę straty naturalne jak wszechobecne na rzece czaple, kormorany i wydry to ilości zarybień dają do myślenia. Tym samym tokiem myślenia znajdziemy odpowiedź na pytanie o kwotę wydaną na zarybianie Prądnika (Białuchy). Po prostu tam presja jest mniejsza i mniej zabranej ryby. Przynajmniej przez wędkarzy.
Do Pana Negative. Niech Pan oszczędzi sobie czasu, bo w ostatnim wpisie utwierdził mnie Pan, że naprawdę nie zrozumiał Pan tego tekstu. Nic, a nic. Naprawdę z szacunkiem, ale z brakiem chęci do dalszego dialogu.
Właśnie kupiłem najnowszy nr WŚ. Do przetargu o Parsętę i Wieprzę startuje poza okręgiem szczecińskim PZW także…Związek Miast i Gmin Dorzecza Parsęty. Są nastawieni totalnie tylko pro wędkarsko, bez innej „gospodarki” typu rybactwo.
Interesujące – może samorządy czy inne związki gmin i miast zorientują się, że zadbane i rybne rzeki wspomogą turystykę przez przyciąganie wędkarzy.
http://miastozwizja.pl/jest-decyzja-samorzadowcy-ida-po-rzeki
Panie Pawle,nie rozumiemy się,ja tylko przytoczyłem zestawienia zarybień z okręgu PZW Kraków które są dostępne na stronie związku,okręg przez wiele lat zarybiał za wielkie pieniądze te wasze rzeki i nie ma możliwości by je stracił,nie bądźcie śmieszni,tam jest wszystko czytelne,ilości,ceny,wszystko jest przeliczalne na złotówki.Dla RZGW ważne są właśnie te złotówki,a nie to ile ryb faktycznie zostaje w wodzie.Jak będziecie chcieli wygrać taki przetarg,to będziecie musieli przebić ofertę PZW,co się wiąże z jeszcze większymi jak to pan Paweł nazwał „nieszczęsnymi”zarybieniami 😉
Panie Adamie szczerze „wam” kibicuje,na tym etapie na którym jesteście teraz byliśmy ze znajomymi dobrych kilka lat temu,było dużo gadania i na tym się skończyło,chociaż były dużo niższe progi do przeskoczenia…napisał pan,że jest was duża grupa (ok 200osób)moim zdaniem najsensowniejszym rozwiązaniem byłoby utworzenie nowego koła PZW zrzeszającego wszystkich rządnych zmian wędkarzy,wystawienie delegata do okręgu i działanie. Póki co macie piękne postulaty,chcielibyście dużo zmienić,tyle,że dalej nie przyjmujecie do siebie tego,że jesteście w opozycji,bo statystyczny wędkarz to mięsiarz,a PZW robi wszystko by dogodzić większości…z mojej strony to tyle.Powodzenia.
Niestety Adam ma rację. Kompletnie pan nie odnajduje się w temacie…
Kropla drąży skałę. W demokratycznym społeczeństwie opinia jednego obywatela nie znaczy nic,ale wystarczy zsumować dużą ilość podobnych opinii oraz postaw by mogła powstać ta pierwsza najważniejsza kropla.. Wierzę w istotę i sens oddolnych ruchów społecznych, inicjatyw obywatelskich mających na celu polepszenie wspólnej sprawy jaką powinna być dla wędkarskiej braci walka o lepsze łowiska i rozbijanie zużytego, starego betonu. Trzeba wciągać w te działania lokalnych polityków,przedsiębiorców, społeczników, podobnie myślących przedstawicieli służb mundurowych, lub inne osoby cieszące się poważaniem w lokalnych społecznościach ( wędkujących strażaków z osp, radnych dzielnicy,racjonalnie myślącą część przyrodników, ekologów, pedagogów szkolnych, itp..). Bogata w wędkarsko atrakcyjne gatunki ryb woda powinna być przez lokalne władze traktowana jako powód do dumy i piękna wizytówka danego regionu. Trzeba skończyć z powszechnym w moich okolicach wizerunkiem pstrągowej rzeczki-służącej miejscowej „meliniarni” za miejsce spożywania napojów wyskokowych ew. konsumpcji skłusowanego 15cm pstrążka. Pozdrawiam starą gwardię pstrągarzy ideowców-pasjonatów górskich rzek.
przeczytałem z zainteresowaniem ten artykuł, ale dalej jestem zdania, że jest to tylko piękna utopia. stety niestety podzielam zdanie @Negative:
1. „moim zdaniem najsensowniejszym rozwiązaniem byłoby utworzenie nowego koła PZW zrzeszającego wszystkich rządnych zmian wędkarzy,wystawienie delegata do okręgu i działanie” – wystarczyłoby żeby w istniejących kołach pojawiały się grupy ludzi chcących coś zmieniać. owszem, Paweł może teraz odpisać, jak kilka artykułów wcześniej, że działał i wie jak jest 😉 tak się składa, że też działam i mogę stwierdzić, że miał pecha i trafił na wyjątkową patologię w kole, chyba, że u Was w okręgu na takiej właśnie zasadzie działają zarządy kół to… szczerze współczuję 😉 jedna osoba może zdziałać dużo jeśli tylko chce, a kilka to już może wiele. nie przekonacie się jeśli nie spróbujecie.
2. tak jest z tymi operatami. jeżeli dany okręg wywiązuje się z operatu, w pełni realizuje zadeklarowane kwoty zarybień to nie ma mocnych żeby utracił rzekę. co innego tyczy się dołków – tam nie ma operatów 😉 nowe operaty sporządzane są co 10 lat. na tym etapie może być zmieniany skład gatunków wpuszczanych do danej wody. w operacie podana jest minimalna ilość jaka musi być wpuszczona i maksymalna jaka może być wpuszczona – czyli widełki – nie można wpuścić więcej niż jest to opisane.
jeszcze odnośnie: „oczywiście taki idiotyzm, jak karta wędkarska byłby zniesiony”. to jest nie do zniesienia ponieważ wynika z Ustawy o rybactwie śródlądowym. nie każdy wie ale chcąc łowić nawet na łowisku komercyjnym osoba musi posiadać kartę białą – takie prawo.
życzę powodzenia w „Wielkim Przewrocie”, chciałbym żeby Adam za jakiś czas napisał: a nie mówiłem?! myliłeś się 😛
Myślałem, że to może jasno wyartykułowałem, ale widać – trzeba na wprost. Chodzi o to iż obecna władza ma głęboko, cokolwiek wynika z jakiejś tam ustawy o rybactwie itp bzdetach. Tylko od ich ewentualnego zainteresowania zależy, czy będą chcieli coś zmienić i jeśli będą chcieli, to żaden zapis, szczególnie stworzony za komuny nic tu nie poradzi. Wody oddadzą temu, komu zechcą. I to z dnia na dzień. Taki czas.Niech Pan zapyta, jeśli ma wśród znajomych zawodowych wojskowych, co się teraz dzieje. To co w TV to pikuś. I za PZW też się mam nadzieje wezmą…
Prawda jest taka,że jesteście w opozycji,tych „nieetycznych”wędkarzy którym nie zależy na zmianach jest zdecydowana większość…ludziom przy władzy zwisa to kto będzie gospodarował na jakiejś tam rzece czy stawie,ważne by słupki poparcia nie spadały.Żyjemy w kraju,gdzie większość zawsze ma racje…widać to na każdym szczeblu,to o czym pan piszesz,jakieś przewroty z dnia na dzień,chyba pan w to nie wierzysz?To o czym pan piszesz nie miało by racji bytu nawet w jakieś niewielkiej zapyziałej gminie,wójt bojąc się stracenia potencjalnych wyborców nawet by nie kiwnął palcem 😉 pozdrawiam
Władzy wszystko zwisa – tu jest racja, ale do czasu gdy brakuje kasy. I wtedy szuka się jej wszędzie. Jestem pewien, że tego boi się w tej chwili każda popłuczyna po poprzednim systemie i Pan chyba też. Mam dwie prośby:
1. proszę czytać uważniej moje teksty, bo w jednym z poprzednich tekstów jest tak jasno wyartykułowany ten problem i że gdyby Pan to czytał, albo czytał ze zrozumieniem [nie wiem, co jest problemem], to nie dokonałby Pan powyższego wpisu gdyż nie miałby on sensu
2. proszę spróbować pisać z jednego IP jak pozostali Czytelnicy, gdyż nabieram podejrzeń iż pisze Pan przez proxy – po to by Pana nie namierzyć, co z kolei wskazuje iż mimo pozorów życzenia opozycji „powodzenia”, jest Pan zwolennikiem ekipy z Bulwarowej i próbuje Pan siać zwątpienie. Jeżeli kolejny mail od Pana [o ile taki się pojawi] będzie znów z innego IP- nie zostanie dodany.
Mnie osobiście niepokoi kilka kwestii, nazwijmy to, ludzkich.
– opcje samorządowe. Politycy pokrzyczą, zrobią dobrze na chwilę, wykażą się… A za rok bedzie skok na kasę i rzeki zostana bez opieki.
– opcja komercyjna. Lokalni biznesmeni posmarują gdzie trzeba , przejmą rzekę, i powtórzy się historia KTSW tylko w przyśpieszonym tempie. Niestety, nie wierzę że polski biznes potrafi mieć jakąś długofalową wizję. Przeciętny realny biznesplan to „ukraśc i uciekać”. A wędkarze zostaną w punkcie wyjścia, albo gorzej.
Wiem Adamie że chcesz dobrze, miejmy nadzieję że nikt nie wykorzysta twojego zapału i chęci do zrobienia sobie dobrze kosztem wędkarzy. Chociaż najbardziej wierzę w opcję samorządowo-turystyczną. Kiedy rzeka przynosi po prostu dochód lokalnej gminie z dniówek i turystyki. Już dawno zwracałem uwagę że woda pstrągowa jest atrakcyjna nie tylko dla wędkarzy, ale też fotografów, entomologów, i wszelkiej maści ” krzakowych łazików”. Z ktorymi możemy się dogadać.
Mając dokładnie takie obawy jak Ty, przyjąłem pozycję wyczekującą, choć szczerze powiem, że z ludźmi od wersji komercyjnej mam wciąż kontakt. Wg mnie tylko od ich ostatecznej decyzji o staranie się o wody zależy czy wygrają, bo czy ktoś wierzy lub nie – potężne kwoty nie są dla nich zaporowymi. W zasadzie każda ze stron była mną zainteresowana, jako lokalnym „gotowcem” medialnym. Z drugiej strony jestem na takim poziomie zniechęcenia, że podpowiem chyba każdemu kto potencjalnie dobierze się bezpośrednio lub pośrednio do „dziadków”, bo chyba wszystko lepsze niż PZW. Przy okazji jak się zobaczymy, to Ci sprzedam mega info. Myślę, że Bulwarową i tak czeka kolejne „trzęsienie ziemi”, niezależnie od potencjalnej konkurencji.