IV tura Ligi Spinningowo-Muchowej 2024. Wisła W3-tura nocna

Na turę pojechałem bez treningu. Nastawiłem się na wysoką wodę i bardzo trudne warunki terenowe. Miałem sprzęt pod grubego klenia/bolenia. W odwodzie uzbrojony kij do 100g z linką 40kg i 18cm przynętą. Na wszelki wypadek, na suma. Schodzimy z Kenese ze skarpy, a tu…woda wysoka, ale wytypowana miejscówka nadal łatwa do poruszania się i tylko częściowo zalana. Do tego woda wyraźnie trącona, ale już nie budyń. Z takiego nijakiego, nastrój zmienia mi się w entuzjastyczny. Nakręcam się mocno. Rezygnuję z kija na sumy, pozostając tylko przy lżejszym zestawie.

Pierwsze 15 minut. Na drugim stanowisku leży lekko w skos, w dół wody spory pień. Przy samym brzegu. Za nim jest z 40cm wody. Tuż poniżej pnia, gdy energicznym szarpnięciem mam zamiar wyskoczyć wabikiem z wody i przelecieć nad drewnem, następuję widowiskowy atak. Boleń jest niewielki – taki z 55cm ale na bank punktowany. Nie zaciął się. Odczekuję ze dwie minuty i zamiast szczura, posyłam w to miejsce typowego niewielkiego chrząszcza. Wabik drga na powierzchni może ze trzy sekundy i znów widowiskowa bomba. I znów pudło. W tym czasie Kenese [kolega jest pół Węgrem i stąd takie nietypowe dla nas imię] ma sześć ataków na smużaka. Rybki malutkie i poza jednym spadają, ale wśród nich zawierusza się wyraźnie punktujący. Też spada w holu… Mamy chwilę na rozmowę – ekscytacja jednym słowem. Twierdzę, że wynik może nie być spektakularny, ale punkty to dziś będą na bank. W duchu liczę, że połowię nieźle. I co? Ano Wisła wycięła nie tylko mnie niezły kawał…

Tura miała charakter nocny. Zaczęliśmy o 20.00, a koniec nastąpił dopiero o 3.00, choć nie wszyscy dotrwali do końca z wielu powodów. Jedni usatysfakcjonowali się skromnym ale jak się okazało, dobrym tej nocy wynikiem, inni, stwierdzili, że po grubej burzy i jeszcze większej ulewie, odpuszczą dalsze łowienie, a jeszcze inni po prostu byli zmęczeni. Choć niektórzy dokonali heroicznego czynu biorąc pod uwagę okoliczności 🙂

(fot. forum LSM].)

Treningi,  w wykonaniu niektórych dość intensywne, pokazały, że postawienie na suma wcale nie będzie jakąś tam desperacką opcją. Kilka sumików na punkty pojawiło się, coś kogoś potargało.

1
(fot. M.O.)
2
(fot. P.Z.)

Trafił się wąsacz 170cm ale na innym niż wylosowany na Ligę odcinku Wisły.

Inne gatunki z naciskiem na niewielkie bolenie też raczej dostarczały emocji. Czasem jakiś większy rozginał kotwiczki kleniowych przynęt.

3
(fot. M.P.)
4
(fot. M.T.)

Generalnie obawy budził bardzo wysoki stan Wisły o kolorze żółto-brązowym. Biorąc pod uwagę noc trzeba było raczej zapomnieć o dalszym przemieszczaniu się bez dobrej znajomości danych odcinków. Niepewna była aura. Na przestrzeni tygodnia przed rywalizacją, średnio co drugi dzień  mieliśmy jedną – dwie potężne ulewy z burzami. I tu niestety pogoda nie była łaskawa. W noc naszych zawodów, około 90 minut w okolicach północy zostało „wycięte”, gdy ogromna burza zmusiła bez wyjątku wszystkich  nas do często gwałtownych ucieczek, do aut, pod pobliskie mosty itp.

Zastanawiały mnie pisane po turze na ligowym forum komentarze, gdyż spora część z nas trafiła na wysoką aktywność licznych ryb w łowisku, tyle, że z jakichś powodów nie chciały atakować żadnych przynęt. Ja miałem wrażenie, iż poza kilkoma niedużymi boleniami, nic innego nie mam w zasięgu rzutu na przestrzeni ok. 1km, który wybrałem.  Po zmroku woda u nas umarła. Mój kompan nie miał już brań do końca tury. Ja zaliczyłem dwa gwałtowne ataki na szczura i biorąc pod uwagę porę, jak i ich nerwowy i skrajnie dynamiczny charakter, obstawiałbym bolenie. Żadnego nie zaciąłem. Miałem też świetne branie na Widła 5cm, tyle, że jakaś ryba [też chyba boleń], uderzyła  w momencie upadku wabika, przy wpół otwartym kabłąku. Szarpnęło, ale ryba zaraz spadła.

Od około 23.15 od stronu pd-zach przemieszczała się potężna burza. Łudziłem się i chyba faktycznie była na to szansa, że przejdzie bokiem, co najwyżej trochę poleje. Wysoka skarpa, którą mieliśmy za plecami skutecznie uniemożliwiała nam obserwację nieba na płn-zach. A, że grzmiało i błyskało się grubo, to zamaskowało to, co czaiło się za plecami.

Raz w życiu, dawno temu, gdy z wujkiem wracałem jako dzieciak z nad Dunajca, podczas dość silnego deszczu i burzy, piorun walnął w jeden ze snopków stojących jakieś 150-200m od drogi [było tuż po żniwach]. Widok spektakularny i budzący strach. No to na turze sytuacja przebiła tamtą odległą historię.

Zza pleców i już właściwie nad głowy wyszła gwałtownie druga burza. Nie mając ze sobą sztormiaka, nigdy nie szedłem na takiej ulewie, tak długo [około kilometra]. Gdy pośpiesznie szliśmy jeszcze brzegiem u podnóża wysokiego brzegu, nastąpił błysk, jakby mi ktoś jakimś gigantycznym fleszem walnął w ciemnościach po oczach, po czym chyba w tym samym ułamku sekundy jak nie walnęło. Zdążyłem tylko się schylić i zasłonić lewe ucho. Trzask był potworny i kilka minut zupełnie nic nie słyszałem. Piorun walną bardzo blisko nas w taflę Wisły. Szczerze powiem – odwaga to mnie na chwilę opuściła. Mokrzy – szczególnie ja, wskoczyliśmy do auta. Na drugi dzień wyjąłem z niego dosłownie wszystko, co mogłem, zostawiłem pootwierane na oścież na prawie siedem godzin. Wcześniej, po turze jadąc rano z córką na trening, siedziałem na grubym ręczniku i za plecami miałem kolejny.  Wniosłem do auta masę wody w zalanych na amen ciuchach.

Wytrwaliśmy mimo wyraźnego już chłodu [temperatura spadła z 22 stopni przed burzą do 14 po] w bardzo mokrych, choć częściowo zmienionych ciuchach do końca. Niestety żaden z nas nic nie złowił…

Przebieg nocy i zmęczenie były takie, że jakoś nie miałem już sił na frustrację. Marzyłem by dojechać do domu choć na 5.00, wziąć prysznic i przespać się choć dwie godziny. Po tym, co relacjonowali na gorąco koledzy, nie ma co mędrkować. Wstępnie myślałem, że duże znaczenie w tym roku ma brak rozpoznania tuż przed rywalizacją. Na Rabie, jak i teraz, na Wiśle pojechałem zupełnie w ciemno, po roku nieobecności na tych fragmentach. Ale po tym, co koledzy relacjonowali na żywo, to był chyba skrajnie słaby dzień. Chyba tylko raz wyniki na ligowej turze były tak skromne na W3 latem, a biorąc pod uwagę dobrą frekwencję na tej turze – ta była najsłabsza. Zapunktowało zaledwie sześciu uczestników, złowiono tylko 7 punktujących ryb, trzech gatunków. W ogóle złowiono bardzo, bardzo mało ryb niezależnie jak niedużych. Choć trzy grube sumy zeszły z kijów, trzeci –  prawdziwy olbrzym uwolnił się w dość nieoczekiwanych okolicznościach.

Nalegałem, także na tych, co nic nie złowili, by podzielili się swoimi wrażeniami. Koledzy, poza tymi, co zdobyli punkty, jakoś niechętnie zabierali głos. Sam już nie wiem, czy to kwestia nastroju, czy niechęci do pisania.

Marcin: W celu poszukiwania miejscówki,  W3 odwiedziłem kilka razy w ciągu tygodni poprzedzających turę. Podczas niżówki wytypowane przeze mnie miejsce było dość płytkim żwirowiskiem. Wcześniejsze wizyty kończyły się kilkoma baniami (najprawdopodobniej bolenie), a także jednym kleniem o długości 47 cm. Nie wiedziałem jednak jak będzie wyglądać to miejsce podczas dużej wody jaką mieliśmy w ciągu dni poprzedzających turę. Odwiedziłem to miejsce dzień wcześniej. Żwirowisko było głęboko pod wodą, ale tuż na główkami tworzyły się zastoiska z krążącą wodą, w której było widać drobnicę. Postanowiłem przyjechać na to miejsce w dniu tury. Woda opadła o ok. 1m, odsłaniając główki jeszcze bardziej i pozwalając tym samym na w miarę bezpieczne chodzenie po nich. Po starcie zacząłem rzucać 5 cm woblerem z nadzieją na klenia. Już 7 minut po starcie mam branie w zastoisku. Mocne uderzenie, a na końcu zestawu zamiast klenia jest boleń, którego po chwili podbieram (przy okazji mocno taplając się w błocku). Miarka pokazuje 59 cm.

5
(fot. M.P.)

Przez ok. godzinę obrzucałem jeszcze dwie główki, jednak nadchodząca burza spowodowała, że postanowiłem przejść na miejsce bliżej auta (spacerem przez krzaki miałem jakieś pół godziny). Tam porzucałem chwilę, ale widząc że burza jest coraz bliżej poszedłem do samochodu z zamiarem zakończenia tury. Pijąc kawę na stacji, zdecydowałem, że jednak nie wracam i jadę nad wodę spróbować złowić coś jeszcze. Wróciłem na główki, tym razem biorąc ze sobą znacznie mocniejszy sprzęt (plecionka 0.35 mm, kij do 130g wyrzutu). Ok. północy zacząłem obrzucać zastoisko 15 cm Cannibalem. W jednym z rzutów czuję mocne łupnięcie na kiju, kij wygina się w pałąk, po czym ryba na końcu zestawu zaczyna mocno szarpać, co chwilę wyciągając nieco plecionki. Niestety – spada po jakichś 20-30 sekundach. Do końca tury nie wydarzyło się już nic więcej. Co jakiś czas można było zauważyć jakieś spławy, chlupnięcia, itp., generalnie jednak było ich mniej niż przed burzą.

Karol: Nie jest tajemnicą, że Wisły dobrze nie znam, przez co też nie za bardzo to łowisko lubię i trudno mi się na nim odnaleźć. Dodatkowo, poza liga nie łowię nocami. Nie nastawiałem się, że połowię ryb, bo też warunki w dniach poprzedzających turę nie były korzystne. Jedynym założeniem przed łowieniem było to, żeby spróbować złowić klenia. Po zbiórce udałem się na pierwszą miejscówkę i tam od startu spędziłem około godziny łowiąc małego klenika. Zaraz po tym w łowisko wpłynął….żółw i skutecznie przepłoszył kleniowe towarzystwo. Przez ten czas na wodzie widać było żerowanie małych ryb i od czasu do czasu ataki prawdopodobnie bolenia. Po przeniesieniu się na drugą miejscówkę, zaliczyłem dwa brania. Obie ryby wyciągnąłem.  Pierwszy kleń dał mi bardzo cenne punkty ligowe.

6
(fot. K.B.)

Drugi był krótszy i jemu troszkę brakło do minimum ligowego. Obydwa brania na wobler, były bardzo pewne. Ryby miały cały wobler głęboko w pysku a co ciekawe, przy odhaczaniu wylatywały im z pysków larwy i robaki, co świadczyło że są bardzo najedzone. Liczyłem, że może uda się dołowić jeszcze jednego ale tu pogoda pokrzyżowała szyki. Nadeszła konkretna burza, przed którą ledwo zdążyłem dobiec do auta. Bez namysłu, powrzucałem sprzęt byle jak do bagażnika i wróciłem do domu. Gratuluję wszystkich punktującym oraz wytrwałym, którzy zostali do końca.

Maciek Drugi: Przed turą nie miałem za dużo czasu na rozeznanie. Postanowiłem jechać w jedno miejsce, które na wysokiej wodzie dawało szansę na sukces. Kilkadziesiąt metrów brzegu z trzema zejściami do wody. Po dotarciu na miejsce przeżyłem lekki szok. W zasięgu wzroku miałem kilkadziesiąt kleni. Stały pod samą powierzchnią, co jakiś czas dało się zauważyć ataki na drobnicę, nie tylko kleni. Do czasu przyjścia burzy miałem 5 brań, jedna ryba mi spadła, jedną udało się wyholować.

7
(fot. M.O.)

Łowiłem na małe kleniowe woblery. Po przejściu ulewy woda umarła, pojedyncze spławy ryb. Jako że punkty już miałem postanowiłem łowić tylko na sumowy sprzęt. Do końca tury jestem już bez brania. Warunki były dosyć trudne, wysoka ale opadająca woda, dużo błota na brzegu.

Krzysiek: Zawsze z utęsknieniem czekam na tury wiślane, a gdy są to tury nocne to już w ogóle usiedzieć nie mogę…. Nie tym razem….Uwielbiam wysoką wodę, zawsze można wtedy liczyć na największe sztuki, ale opadająca woda po, to inna bajka. Łowi mi się wówczas niekomfortowo. Wszędzie błoto, rzeką płynie syf i w ogóle wszystko na nie! Na miejscówce wytypowanej przez Przyjaciela szybko upolowałem małego rozbójnika bolenia, 62 cm dało mi II miejsce co po zawodach rozbiło mi system.

8
(fot. A.K.)

Można słabe wyniki tłumaczyć burzą, która nam wyjęła prawie godzinę z łowienia i trudną opadającą wodą ale to raczej coraz gorszy rybostan Naszej Królowej 🙁 W nocy po zmianie miejscówki holowałem jeszcze 2 duże sumy, niestety bez sukcesu. Odnotowałem jeszcze dwa mocne brania nie wcięte i podhaczyłem karpia. Ogólnie po burzy woda umarła, przed było sporo ataków przy powierzchni.  Gratulacje Marek za „Wąsa” i Zygmunt za ciągłą formę 🙂

Piotrek Drugi: Nie będę się rozpisywał bo nie mam za bardzo o czym. Tura zaczęła się super, ryby chodziły jak oszalałe. W nocy nadeszła burza taka, że trzeba było się schować w aucie. Niestety po burzy woda umarła i przestało się cokolwiek dziać. Zakończyłem zmagania nic nie łowiąc ale jestem i tak zadowolony, że mogłem powalczyć w tak zacnym gronie. Pozdrawiam i doczekać się nie mogę tury lipcowej.

Zygmunt: Jechałem na tą turę bez specjalnych nadziei, świadom, że będzie szczególnie dla mnie, muszkarza, trudno zdobyć punkty. Dwa dni wcześniej spędziłem kilka godzin na Wiśle w Krakowie, machając muchówką i licząc na cud, który jednak nie nastąpił, pomimo tego, że był to drugi dzień
wysokiej wody, więc teoretycznie bardzo dobry. Woda opadająca, ale wciąż brudna nie nastrajała pozytywnie do łowienia na muszkę. Plan miałem następujący: łowię w okolicy dopływu licząc na jakieś branie na małą przynętę w okresie szarówki i może ewentualnie grubego zwierza w nocy. Wytypowane miejsce okazało się do kitu – dopływ z cieku żaden, starsznie śliski brzeg. Zostałem tam, bo zobaczyłem dosłownie dwa klenikichi chodzące przy powierzchni. Plan wykonałem połowicznie, tj. szczęśliwie wyholowałem te dwa kleniki na punkty, praktycznie jeden po drugim, które wcześniej skutecznie omijały moje przynęty (pojawiały się przy powierzchni, robiły „delfinki”, ale nie polowały ani na drobnicę, ani nie ścigały imitacji owadów i była to jedyna aktywność ryb jaką zaobserwowałem w tym miejscu).

9
(fot. Z.B.)
9
(fot. Z.B.)

Wzięły na pływającą imitację żuka. Wykonanie planu minimum, konieczność porannego wyjazdu, zbliżająca się burza oraz fakt, że łowiłem na skarpie (trzy razy zjechałem po wysychającym błocie) były argumentami za szybkim powrotem do domu po zmierzchu.

Maciek: Tura bez punktowanej ryby.  Łowiłem na dwóch odcinkach,   pierwszą połowę dość niewielkimi przynętami, licząc przed wszystkim na klenia,  ale na żyłce 0,23 , żeby w razie czego nie było problemu z wyjęciem bolenia czy niewielkiego sumka w okolicach metra.  Miałem też przy sobie drugą wędkę jakby jakiś sum się pokazał.  Pojawiały się na powierzchni pojedyncze ataki ryb,  ale raczej w większości niewielkich , a to co wydawało się większe było akurat poza zasięgiem rzutu. Drugą połowę tury przejechałem na miejsce, gdzie powinno być na tej wysokiej wodzie trochę klenia.   Klenie jeśli były,  to nie dały znaku życia, ale okazało się,  że w zatoczce krąży przynajmniej jeden sum w idealnym rozmiarze na nasze zawody,  czyli nie za duży do wyholowania ale  i nie taki mały.   Ale przez 2 godziny nie dał się skusić,  mimo,  że co paręnaście minut atakował przy powierzchni.   Jak na koniec zaświeciłem latarkę to się okazało,  że  schroniła się w tym miejscu  masa uklei i  szansa przebicia się przez nią była niewielka,  nie pomagały ani mocno chodzące woblery ani takie o delikatnej pracy. Możliwe,  że sum atakował te ukleje metodą na wieloryba,  nie celując w konkretną rybę,  tylko zagarniając pyskiem na chybił trafił. Generalnie z drapieżnikami a Wiśle u nas z roku na rok jest coraz gorzej.  Mieliśmy dużą wodę, przemieszczające się ryby, najedzone po dużej wodzie drapieżniki, noc i ciężki teren z warstwą świeżego błota, ale żeby przez 7 godzin większość łowiących nie złowiła choćby 30cm klenia to pokazuje, że nie jest dobrze.

Bronek: Nocne łowienie to nie mój klimat. Owszem przy stabilnej średnio-niskiej wodzie parę razy sam z siebie spinningowałem na kilku odcinkach w poszukiwaniu sandaczy i wieczornych boleni. Niestety w dniu naszej rywalizacji woda była wysoka, opadająca po jeszcze większej. Brzegi rozmoczone, trawy usmarowane mułem, a woda brudna i… śmierdząca fekaliami. Żadna przyjemność. Plan miałem taki, żeby zaraz po rozpoczęciu złowić jakiekolwiek kleniowe punkty „póki widno”, a potem po zmroku pojechać na sumowy bełt i przestać tam do końca. Z powodów rodzinnych nie byłem w stanie stanąć do rywalizacji punktualnie i nad wodę dotarłem dopiero o 23, czyli po burzy. Pozostała mi druga część planu (w której powodzenie w zasadzie nie wierzyłem). Zajechałem na Przewóz od północy, zszedłem nad wodę w miejscu, gdzie główne koryto łączy się z kanałem śluzy. Woda nawet żyła. Sporo uklejek. Chlapały chyba klenie, czasem drobnice coś pogoniło. Mógł być sum, mógł i sandacz. Niestety nie miałem ani jednego brania. Kilka razy wydaje mi się, że potrąciłem białoryb woblerem. Generalnie najwięcej aktywności słyszałem na początku. Potem równia pochyła.

Marek: Czerwcowa tura na mocno opadającej wodzie po dość sporym przyborze kilka dni wcześniej, zapowiadała się delikatnie mówiąc słabo. Wskaźnik w Sierosławicach wskazywał cyfrę trochę ponad 200. Postanowiłem jednak mimo wszystko uderzyć z grubej rury czyli atak metodą która kręci mnie najbardziej w ostatnich latach:  sum na spina z brzegu. Jedyną zagadką tego dnia było wytypowanie dobrego miejsca gdyż jak to powiada Tommy –  moc grubej wody była u kresu! Zaryzykowałem stawiając na miejsce które płaci przy magicznych 300/350. Okazało się że mój typ był strzałem w dziesiątkę. Pierwsze branie nastąpiło szybko, bo  około 20.30. Jednak tej ryby nie byłem w stanie zatrzymać. Rozpędzony pociąg na chwilę dał mi nadzieję, zatrzymując się, by ponownie ruszyć. Finałem była rozgięta agrafka do 120 kg. Masakra!

10
(fot. M.T.)

Mocno zdenerwowany dalej robiłem swoje. O dziwo doczekałem się kolejnego brania koło 21.30. W tym przypadku ryba sportowa, nie miała szans z moim sprzętem. Szybciutko wyjechała na brzeg i trafiła na miarkę, która pokazała,  jak się później okazało dla mnie – szczęśliwe 110 cm.

11
(fot. M.T.)

Sielanka kończy się pół godziny później jak przychodzi potężna burza.  Woda po niej staje się martwa. Pomimo prób zamiany miejsca na inne zostaję do końca tury bez  kontaktu. Wisła jest jednak nieobliczalna. Potrafi zaskoczyć, dając chwilę na którą czeka każdy wędkarz, by następnie pół godziny później dosłownie utrzeć nosa …..Kocham ją za to i dziękuję PIĘKNA ! Nie mogę się doczekać kolejnej tury na W5. Brawo dla Wszystkich za wytrwałość. Lekko nie było.

12
(fot. forum LSM)

WYNIKI:

I miejsce – Marek – 1 pkt  [sum 110cm, 511 małych punktów]

II miejsce – Krzysiek – 2 pkt  [boleń 62cm, 283 małe punkty]

III miejsce – Marcin – 3 pkt  [boleń 59cm, 250 małych punktów]

IV miejsce – Zygmunt – 4 pkt  [klenie 31 i 33cm, 106 małych punktów]

V miejsce – Maciek Drugi – 5 pkt  [kleń 34cm, 75 małych punktów]

VI miejsce – Karol – 6 pkt  [kleń 32cm, 53 małe punkty]

Pozostali otrzymują po 17,5 pkt każdy. Rafał, który ma opuszczone więcej niż trzy tury, dostał 18,5 pkt.

Z tej perspektywy, każdy z dotychczas zerujących, a komu teraz udało się zapunktować, spokojnie nawiązał rywalizację o czołowe pozycje z prowadzącymi. Wszystko za sprawą tego, iż wielu dotychczas punktujących złapało zero. Tyle, że tej sztuki dokonał tylko Karol i Krzysiek. Świetnie umocnił się Marcin i wyraźnie doszlusował do czołówki, tym bardziej, że miał już punkty. Ponownie przypomnę słowa Maćka sprzed lat, gdzie zwracał uwagę, iż zasady naszej zabawy, jak każda rywalizacja premiują doświadczenie, znajomość wody, ale stwarzają szanse na wygraną każdemu, szczególnie na wygranie tury, ale też i całej danej edycji. Póki co lidera mamy już tylko jednego.

Wciąż należę do coraz mniejszej gromadki uczestników, którzy na żadnej turze nic kompletnie nie złowili, co dałoby punkty. No jakiś dramat. Chyba tylko raz w 2017r tak miałem, że pierwsze cztery tury zszedłem o kiju. Zrobiłem teraz nawet taką symulację i odarłem się ze złudzeń: nawet gdybym jakimś cudem wygrał każdą turę, to Zygmuntowi wystarczy tylko punktować od dziesiątego miejsca w górę i nie mam szans kolegi dogonić. Znalezienie się w pierwszej piątce byłoby niesamowitym sukcesem, a i pierwszą dziesiątką w zaistniałych okolicznościach też bym nie pogardził…

KLASYFIKACJA GENERALNA

I miejsce  – Zygmunt – 15 pkt  [1165 małych punktów]

II miejsce – Paweł – 32,5 pkt  [625 małych punktów]

III miejsce – Bronek – 34 pkt  [542 małe punkty]

IV miejsce – Marcin – 46,5 pkt  [303 małe punkty]

V miejsce – Jacek – 47 pkt  [256 małych punktów]

VI miejsce – Maciek Drugi – 48 pkt  [412 małych punktów]

VII miejsce – Maciek – 49 pkt  [491 małych punktów]

VIII miejsce – Krzysiek – 50 pkt  [320 małych punktów]

IX miejsce – Piotrek Drugi – 53,5 pkt  [172 małe punkty]

X miejsce – Mateusz – 55,5 pkt  [892 małe punkty]

XI miejsce – Bartek – 56,5 pkt  [601 małych punktów]

XII miejsce ex aequo  – Mateo i Michał – po 57,5 pkt  [Mateo – 628 małych punktów, Michał – 419]

XIV miejsce  ex aequo – Jan i Marek – po 58,5 pkt  [Jan – 533 małe punkty, Marek – 511]

XVI miejsce  – Robert – 59,5 pkt  [350 małych punktów]

XVII miejsce – Jędrzej – 61,5 pkt  [216 małych punktów]

XVIII miejsce ex aequo – Brandy i Karol – po 63,5 pkt  [Brandy – 185 małych punktów, Karol – 53]

XX miejsce – Tomek – 65 pkt  [141 małych punktów]

XXI miejsce – Piotrek – 66,5 pkt  [26 małych punktów]

XXII miejsce ex aequo – Mateusz Drugi, Tommy, Miszel, Mikołaj Kenese i Adam – po 75 pkt [bez ryby na punkty]

XXIII miejsce – Rafał – 76 pkt [podobnie jak wyżej z tym, że ma więcej niż trzy nieobecności]

2 odpowiedzi

    1. Nasza Liga to trochę takie wędkarskie MMA. Trzeba być bardzo wszechstronnym zarówno, co do łowisk, które są losowane wśród propozycji na dany miesiąc, jak i łowionych gatunków. Punktowane są wszystkie gatunki zapięte za pysk wg poniższych kryteriów:
      – ryby „mniejsze” [płocie, wzdręgi, okonie, karasie itp, muszą mieć minimum 25cm do punktacji ]
      – klenie, jazie, świnki, liny, pstrągi – 30cm
      – pozostałe wg regulaminu danego okręgu [czasem losują się propozycje z ościennych dla krakowskiego okręgów]
      Oczywiście gatunki będące w damym czasie w okresie ochronnym nie są punktowane.
      Punkty: 1 pkt za każdą punktowaną sztukę + tyle punktów ile wynosi długość ryby+10 pkt za każdy centymetr powyżej punktowanego minimum. Przykład: kleń 35cm = 1 pkt za sztukę+35 pkt za długość ryby+50 pkt za5cm ponad wymagane minimum [10 pkt za każdy centymetr ponad 30cm].
      Dodatkowo za złowienie punktowanych ryb typu szczupak, sandacz, brzana, oraz boleń, co z jednej strony jest obarczone sporym przypadkiem, a z drugiej strony jednak samo wyjęcie na ogół na lżejszych, zawodniczych zestawach wymaga jednak pewnych umiejętności, czy opanowania, przyznajemy gratyfikację w postaci premii równej podwójnej wartości wymiaru ochronnego [przykładowo sandacz w naszym okręgu to 60cm, czyli premia = 120 pkt]. Wszystko trochę przez pryzmat rachunku prawdopodobieństwa na ile można wyliczyć zdarzenie złowienia np. czterech kleni około 40cm i właśnie jednego bolenia na punkty. Chodziło o to by nie było zbyt dużego kontrastu między powtarzalnaścią a przypadkiem no i by nie bawić się w łowienie narybku typu okonie po 18cm albo liczyć pstrągi czy klonki po 25cm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *