Ostatnia tura ligi przeszła po niektórych jak tsunami, a nielicznych wyniosła na top wędkarskiej chwały. Ciężko było. Trafił się okres bardzo słabych brań – trudno się dziwić, jeśli od kilku dni jest wschodnia cyrkulacja z nietypowo, lekko spadającym ciśnieniem, lity błękit i codziennie realnie 30-32 stopnie; do tego zafundowaliśmy sobie porę mało roztropną [15.30 – 20.30], ale chodziło o to by jak najwięcej z nas mogło wystartować. Bardzo niska woda, czysta, ale niosąca bardzo liczne glonowe gluty. Na dodatek wylosował się fragment Raby obejmujący tylko spinningowe odcinki no kill. Było więc ciasno, przy dużej frekwencji łowiących spoza naszej grupy. Momentami sytuacje surrealistyczne: tabuny kąpiących się, dmuchane zabawki, kąpane zwierzęta, śmiechy, krzyki…i skradający się wędkarze 🙂
Rzeczywistość już kolejny raz pokazała, a potwierdziły to na drugi dzień zawody „Pstrąg Raby”: wpuszczone miesiąc wcześniej pstrągi spłynęły w ekspresowym tempie w dół rzeki, zauważalnie „wyparowując” gdzieś w niejasnych okolicznościach, w znaczącym procencie. Tak to widzę.
Część z nas mocno trzymała rękę na pulsie i regularnie odwiedzała Rabę od czasu tury majowej. Wielu z nas w tym i ja –podeszło do sprawy na zasadzie rozpoznania bojem. Skończyło się to na ogół zerowym wynikiem.
Podobnie, jeśli ktoś założył sobie łowienie, jak miesiąc wcześniej. Było to niemożliwe z dwóch powodów:
– fajne miejscówki w maju, przy dość wysokim żwawym nurcie, teraz wyglądały jak dołki ze stojącą wodą pełną burych glonów
– w tych głębszych miejscach często pływały całe flotylle materacy i innych zabawek
Dodatkowo doszedł czynnik strategiczny: im wyżej, tym mniej ryb, a więcej łowiących i kąpiących się. Doniesienia z wyjazdów tych, którzy trenowali, nic nie wnosiły. Żadnych reguł, powtarzalności. Raczej przypadkowe złowienia. Klenie na ogół nie brały. No chyba, że ktoś buszował o świcie, albo wieczorem – bywało lepiej, ale mogło niesamowicie zmylić, gdyż lwia cześć tej tury była w pełni dnia. Generalnie, nawet jeśli były wyniki, to powściągliwe. Ani dużo, ani duże.
Na tej turze dwóch z nas miało mega pecha, choć w takich sytuacjach zawsze sami sobie trochę „pomagamy” niemądrymi pomysłami, lub zwyczajną niefrasobliwością. Rezultaty poszczególnych zawodników, którym udało się w ogóle punktować, były na ogół skromne, nie mniej dwie osoby „wykręciły” wynik, który w tych warunkach nazwę „niebotycznym”. Wygrała ponownie mucha, ale do końca miejsc okraszonych punktami – już tylko sam spinning. Ciężko mówić o jakimś sposobie na ten dzień. Na ogół nieaktywne ryby, jeśli już się kusiły, to na jakby przekrojowy wachlarz przynęt, które wędkarze stosują: od gum, przez błystki, wszelkie nimfy, aż po woblery czy mikrojigi. Złowiono 17 ryb na punkty czterech gatunków.
Jedziemy!
Sam, poza błędem strategicznym [wybór wyższego odcinka, gdzie łowiłem w zeszłym roku i w maju 2021], zafundowałem sobie błąd taktyczny, który kosztował mnie jedyne pewne punkty. Mianowice, na podstawie relacji trenujących, po raz drugi w życiu [i już na pewno po raz ostatni], wymyśliłem, iż będę łowić na dwie wędki – tzn. spinning pod 7cm wobler i kijaszek UL. Jeden zawsze za plecami w spodniobutach. Znam takich, którzy, choć nie wiem jak to robią – uskuteczniają to z sukcesem. Ja nie umiem. Ale o tym potem.
Na miejscówkę nie dojechałem, tym razem nie z powodu obaw, że zagrzebię się w błocie, a z powodu braku miejsca. Znów zostawiam auto z 400m od rzeki i w tropikalnych warunkach drałuję w spodniobutach. Wychodzę nad brzeg i…poniżej już ktoś łowi, w górę rzeki, gdzie planowałem iść, też. Zostałem gdzie stałem… Obrzucałem jak mogłem ślimaczą płań. Na jej końcu coś podganiało rybki. Złowiłem tam szybko dwa okonie. Malutkie. A potem jeszcze dwa klonki. Bez punktów.
Wędkarz stojący z 300m wyżej zwolnił miejsce [okazało się iż to kolega z ligi], więc poszedłem na jego stanowisko, ale uznałem, że nic tam nie wskóram. Pofatygowałem się więc jeszcze kilkaset metrów wyżej. Świetna dziura teraz straszyła jakby stagnującą wodą, pośrodku której ktoś pływał na materacu. Postanawiam obrzucać około 300 – metrowy odcinek „dolotowy” do tego miejsca. Tylko na jego pierwszych metrach trochę szybsza woda. Mam tu dwukrotnie wyjście pstrąga. Ładny bo ciemno-złoto-brązowy, a nie matowo-srebrny wpuszczak. Ale nawet nie wiem czy miał te 30cm. Maluch.
W tym czasie niektórzy szczęściarze, albo po prostu lepsi wędkarze, pakowali na swoje konto pierwsze punkty, czasem w pokaźnych ilościach, choć pierwsza godzina to zerowe konto wszystkich, a było nas 18 osób [nieobecni byli Tommy i Kuba, a z ligi m. in ze względu na zajęcia na uczelni w weekendy, musiał wycofać się Kris].
Pierwszy odpalił Piotrek i biorąc pod uwagę to, na co się zanosiło, chyba wielu już pomyślało, że pierwsze miejsce jest już zajęte [wrzucił fotkę na grupę i sam przy okazji sprawdzania godziny rzuciłem okiem]. Kleń kolegi miał 56cm. Pozamiatane.
Tuż po nim pstrąga na 32cm złowił Maciek.
Jak widać prowadzący od poprzedniej tury już zapunktowali, po czym kolejne 40 minut, to kompletne zero u wszystkich. Jakieś sporadyczne kontakty owszem, ale nikt nic nie wyjął na punkty.
Kilka minut po 17.00 pstrąga na punkty wyjął Krzysiek. Ryba miała 38cm.
Okazało się iż w międzyczasie Krzysiek zaliczył sporo brań brzan z czego wyjął 6 szt. Tyle, że te ryby nie były punktowane – okres ochronny. Aczkolwiek, gdyby był to lipiec i powtórzył wynik – nie wierzę, by ktoś go pokonał. Ryby już bardzo ładne.
I znów nic się nie wydarzyło przez pół godziny, aż Marcin miał pstrąga na 31cm. Punkty bezcenne w tych okolicznościach.
Do grona szczęściarzy tego dnia, dołącza też Karol, który okazuje się być sporą niespodzianką tury. Kolega od początku deklarował, iż będzie w tym roku tylko na turach na Rabie i ewentualnie Wiśle W3, która się nie wylosowała. Szczerze, to chyba nikt z nas o Karolu nie pamiętał, poza mną, bo wysyłałem mu kod tury do aplikacji tuż przed startem. Jego pierwszy pstrążek miał podobnie, jak Marcina 31cm.
Mniej więcej w tym czasie doczekałem jedynej „setki”. Zdecydowałem się iść jeszcze wyżej, licząc, że w końcu będzie odcinek bardziej bezludny. No i był. Flakowaty fragment – około 500m ślimaczej wody. Tylko pięć osób w kąpieli, za to w połowie fragmentu i wyżej trzech łowiących. Pomyślałem, że skoro już tu jestem, to idąc pod prąd w wodzie do kolan, obrzucam te wolne 150-200m. No i dość szybko po rzucie pod zwisające trawska, doczekałem się pewnego pobicia. Blady i cienki jak sznurek wpuszczak majtnął kilka razy i po prostu przestał się ruszać. Miał co najmniej 35cm. I zaczął się mały dramat. Sięgnąłem lewą ręką po podbierak za siebie, no i chyba mankiet guzika koszuli zaczepił o cieniutką plecionkę kijka UL. Po chwili nie bardzo mogłem ruszać ręką, a szczytówka kija niebezpiecznie się wygięła. Jak to się splatało – nie mam pojęcia. Wsadziłem wędkę z pstrągiem na końcu zestawu w tą unieruchomioną dłoń i chciałem zdjąć podbierak prawą ręką. Na sekundę spuściłem wzrok, leniwy nurt inaczej ustawił rybę i spadła bez własnego udziału. A był dobrze zapięty. W tamtym momencie, jakoś mnie to jeszcze nie zabolało, bo sporo czasu do końca, a nauczony spadami z poprzedniej tury, postanowiłem się nie zamartwiać.
Tymczasem Karol nie odpuścił już do końca, łowiąc ryby punktujące, choć małe, ale w większej liczbie. Kolejny kropek miał tuż nad 30cm, a niedługo po nim drugą rybę do punktacji dorzucił Krzysiek.
Potem znów dał znać o sobie Karol – pstrąg 32cm.
I w tym momencie Michał wszedł do gry, od razu wysoko zawieszając poprzeczkę. Łowiąc w miejscu, które kilka osób odpuściło, o czym sami mi potem mówili, zmusił do kapitulacji klenia 51cm. Odskoczył od wszystkich i to mocno, a będąc blisko za Piotrkiem.
Faktycznie ryba nieznacznie, ale zaktywizowała się pod wieczór.
Znów punktował Karol pstrągiem na styk.
Następnie także Maciek zasilił swoje konto o klenia 35cm.
Ponownie Karol łowi pstrąga na punkty.
Ja w tym czasie mam dwa kontakty z pstrągami ewidentnie dającymi niezły wynik, tyle, że bez skutecznego zacięcia. Najpierw do woblera dobrał się korpulentny, także zasiedziały potok, który mega ostrożnie kłapnął przynętę z boku [wszystko świetnie widziałem]. Następnie, z 10m niżej wzdłuż zagrzebanego w dnie krzaka, gdzie wymyło niewielką rynnę, mikro gumkę zaatakował kropek pod 40cm. Mocno, zdecydowanie, urwał nawet pół 20mm przynęty, ale złapał przed haczykiem… Łowi się do końca, bo nie ma co odpuszczać, ale jakoś wiary już nie miałem.
Na 50 minut przed końcem wszystko wydaje się przesądzone: Piotrek dołowił klenia 49cm…
…choć mocno do akcji wkroczył Jędrek, który zalicza zapiętego za pysk niemałego leszcza.
Ostatnie pół godziny to jednak nieprawdopodobny popis Michała. Najpierw po długiej i ekscytującej walce, zmusza do kapitulacji potokowca 55cm.
Ponoć miał sporo kibiców z naszego grona , jak i postronnych obserwatorów. Gdyby mi się trafiła taka ryba, pewnie bym stronę tekstu poświęcił, a tak to potem oddam głos Michałowi.
Kolega już jest pierwszy, minimalnie wyprzedzając Piotrka, ale nie kończy. Na pięć minut przed gwizdkiem doławia jeszcze klenia 35cm…
…i dosłownie na 2 minuty przed końcem, świnką 41cm rzuca wszystkich na deski, że tak po boksersku skomentuję.
Nie licząc końcówki, to senna była to tura, aczkolwiek, kto „przytulił” cokolwiek na punkty, mógł być zadowolony. W moim przypadku cud się nie powtórzył, a cudem nazywam trzy razy z rzędu czwartą pozycję [czerwiec i sierpień zeszłoroczna liga i tura majowa 2021]. Nie sprostałem.
Zauważę jeszcze, jedno wydarzenie, choć nie do wiary, że są dwie identyczne akcje tura po turze. Marcin wykonał rzut woblerem. Jak się okazało – ostatni, bo załączył mu się kończący turę alarm w telefonie. Kolega przestał kręcić, wyciszył telefon i miał zamiar szybko ściągnąć przynętę. Tymczasem na końcu zestawu był 37cm kleń.
Wziął po dzwonku na luźno spływający wobler. Niewyczuwalnie. Marcin go nie zalicza – chylę czoła.
A teraz relacje startujących tego dnia:
Rafał: Jestem raczej zimnolubny więc rekordy gorąca i fakt, że tura zaczęła się w największy skwar mocno mi dokuczyły. Do tego stopnia, że jeżeli trafią się znowu podobne warunki to nie wiem czy zdecyduję się na występ. Zdecydowanie najwięcej łowiłem na gumy typu jaskółki, pintail`e. Brań miałem nawet dużo. Część ataków nawet widziałem. Zaciąłem 4 ryby. Dwie z nich oceniłem na punktowane pstrągi. Jeden był całkiem spory ale niestety spadły w holu. Złowiłem klenia na 28 cm. Strasznie duża presja innych wędkarzy, nie tylko z naszej ligi. Czterech wędkarzy w zasięgu wzroku na górskiej rzece to jak korek na autostradzie. No i jeszcze Ci plażowicze…. W tych warunkach bardzo imponują mi wyniki kolegów z rybami 50 +. Gratuluję. Jest od kogo się uczyć.
Maciek: Do punktacji dwie ryby: pstrąg 32cm i kleń 35 cm. Łowiłem na spinning, głównie na gumy. Plan taktyczny na początek był prosty : złowić cokolwiek punktującego. Stąd zacząłem od niewielkich przynęt, żeby z w miarę dobrą skutecznością zacinać niewielkie ryby. Brań jednak prawie nie było , raczej rzadkie trącenia niewielkich sztuk . Udało się jednak po godzinie znaleźć pstrążka skłonnego do brania, szczęśliwie zaciętego i który nie spadł w holu. Po zapunktowaniu przestawiłem się na szukanie większych ryb, bo jak pokazała poprzednia tura , nawet na znalezienie się w środku stawki trzeba złowić coś 40+. Z większych ryb była tylko jedna widoczna szansa. Spory pstrąg pokazał się dwa razy a jak podszedłem do jego rewiru uderzył mocno w gumę ale się nie zaciął. Po tym już zrozumiał co się dzieje, zniknął. Pod wieczór udało się skusić jeszcze klenia po pewnym, mocnym braniu.
Marcin: Jestem zadowolony i nieco zawiedziony zarazem. Zadowolony, ponieważ znów udało się zapunktować, natomiast tym razem przytrafiła mi się historia Tommy`ego z poprzedniej rundy.
Na miejscówce pojawiłem się koło 15.00. Poprzedniego dnia widziałem tam stado kleni, wśród których znajdowały się również większe sztuki dające szansę na punkty. O 15:30 zacząłem rzucać smużakami, ale klenie wydawały się nie reagować na przynętę. Po ok. 1.5h stwierdziłem że skoro klenie nie reagują, to spróbuję obłowić dołek w którym dnia poprzedniego miałem branie pstrąga. Zmieniłem wobler na tonący i zacząłem rzucać w okolice zatopionych korzeni. O 17:30 branie i pstrąg 31 cm ląduje w podbieraku. Następnie wróciłem w miejsce gdzie widziałem klenie. Długo nic się nie działo, ale potem uderzenie w woblera na powierzchni. Niestety ryba nie zapina się. Tuż przed końcem rundy wykonałem parę rzutów w spokojniejszą wodę. O 20:30 dzwoni alarm. Przestaję prowadzić woblera, wyłączam alarm, a następnie ponownie zaczynam ściągać przynętę. I tutaj zaskoczenie, ponieważ czuję rybę na kiju. Kleń 37 cm, fotka o 20:31, ale niestety branie już po zakończeniu. Szkoda, bo wynik byłby lepszy.
Karol: Dzisiejsze wędkowanie to mój debiut w lidze i zarazem pierwszy wyjazd na ryby w tym roku. Pojechałem na tarnowski odcinek no kill. Łowienie rozpocząłem kilka minut po 17. Na pierwszej miejscówce gdzie chciałem zacząć łowienie, było tłoczno jak w ulu. Tam nawet się nie rozkładałem ze sprzętem, tylko od razu pojechałem w inny obszar rzeki. Nastawiłem się przede wszystkim na dobrą zabawę i miłe spędzenie czasu. Choć Raba to w teorii „moja domowa” woda, to tak naprawdę się jej dopiero uczę i każda ryba z tej wody to dla mnie kolejna lekcja i nowe doświadczenie. Łowienie zakończyłem o 20. Przez ten czas w podbieraku wylądowało 8 pstrągów, w tym 5 na punkty. Do tego kilka spadów i nie zaciętych brań. Brania można było podzielić na bardzo delikatne, ledwo wyczuwalne trącenia albo potężne uderzenia. Z tego wyjazdu na Rabę jestem bardzo zadowolony.
Tomek: W związku z pogodą i tłumami plażowiczów odpuściłem wczoraj standardowe (i chyba najlepsze) miejscówki i zjechałem bardziej w dół rzeki. Rzadko tam bywam, ale tydzień temu na krótkim rozpoznaniu złowiłem tam kilka wymiarowych ryb. Niestety wczoraj nie udało się tego powtórzyć. Złowiłem co prawda kilka pstrągów, klenia i okonia, ale zbyt krótkie na punkty. Dwie ewidentnie punktowane ryby mi spadły. Łowiłem na streamera, długą nimfę i (bardzo krótko) na suchą muchę. Trochę frustruje mnie ta moja niemoc ligowa, zwłaszcza na Rabie, bo poza ligą i w pełni sezonu jakoś nie mam tam problemów z punktowanymi rybami. Ale co się odwlecze … Brawa dla punktujących !
Mikołaj: W skrócie – zerowałem. Planowałem łowić w okolicach Gdowa, ale gdzie tylko podjeżdżałem autem tam była masa plażowiczów. Zdecydowałem jechać na odcinek tarnowski zaraz poniżej Stradomki, przez całą turę w podbieraku miałem 7 lub 8 pstrągów, największy 29 z groszami. Ogólnie cały czas coś się działo, myślę że miałem 20+ kontaktów z rybami.
Brandy: Tura popołudniowa to było wg mnie nieporozumienie. Zawsze, prócz Weroniki miałem w zasięgu co najmniej jednego wędkarza. Weronice spadło w holu coś potencjalnie na punkty. W mojej najlepszej, ostatecznej miejscówce…kąpanie i kajak. A to było mocno w „dziczy”.
Krzysiek: Efekt punktowany z ostatniej tury mizerny ale i tak było genialnie.
Robert: Kolejny raz krakowska Raba nie była dla mnie gościnna. Nie zaglądałem tam od poprzedniej tury, liczyłem jednak że pstrągi nadal są w tamtym rejonie. Niestety klenie nie współpracowały, a pstrągi jakby wyparowały z okolicy w której łowiłem z Jędrzejem. Po przybyciu na łowisko widzieliśmy liczne ławice leszczy i bolenie leniwie się wygrzewające w słońcu. Kilka rzutów za boleniem i już wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Ryby nie reagowały, przepływały tylko leniwie w pobliżu, nie robiąc sobie nic z mojej obecności i ignorując to co im posyłałem na wędce. Poszedłem więc niżej, na kamienisty przelew i tam udało mi się szybko złowić klenia 31 centymetrów. Niestety przez własną głupotę nie mogę zaliczyć tej ryby na swoje konto. Zamiast wyjść na brzeg podniosłem ją nad podbierak trzymając w jednej ręce, w drugiej telefon. Stało się to co musiało się stać, ryba dała dyla. Była niewielka, jednak jak się później okazało większej na punkty tego dnia już nie wyholowałem. Później były jeszcze małe klenie, okonie i pstrąg. Pod koniec ratowałem się próbą łowienia leszczy, na małą tantę i obrotówkę w rozmiarze 0. Doczekałem się kilku skubnięć i jednego zaciętego brania, ładna łopata z gumką w pysku spadła po chwili. Wyciągnąłem też jednego półmetrowego leszcza, jednak zaczepionego poza głową. Zastanawiające jest zniknięcie lub nieaktywność pstrągów z zarybienia, na poprzedniej turze było ich tu dużo. Dzień później byłem w tym samym rejonie na X edycji Pstrąga Doliny Raby, ponownie bez aktywności ze strony tych ryb. Jeden krótki i jedno odprowadzenie. W tym samym czasie na odcinku tarnowskim zawodnicy przerzucali wiele około 30 centymetrowych pstrągów. Czołówka naszej ligi mocno się ode mnie oddaliła, w tej edycji raczej ciężko będzie ich dogonić. Pozostałe tury będę już raczej robił na luzie, bez treningów. Gratulacje dla punktujących, szczególnie dla Michała i Piotrka, którzy w trudnych warunkach połowili piękne ryby.
Piotrek: Pomysł na tą ligę miałem nieco podobny, tylko zamieniłem wodery na sandały. Spacer w górę rzeki, pintail na małej główce, i brania pstrągów. Po złowieniu dwóch i zmierzeniu, gdzie do wymiaru brakowało po kilka milimetrów, stwierdziłem, że więcej ich nie mierzę. Po dojściu na miejscówkę, okazało się, że.. pływa na niej 4m różowy dmuchany łabędź z szóstką dzieci.. szans wielkich nie było, ale jednak rzucam. Bum, siedzi ładne klenisko, a wszyscy lecą mi pomóc go wyjąć. Na szczęście udało mi się to zrobić samemu- 56cm grubego kleniska. Jest dobrze. Potem znów spacer w górę rzeki, ale namierzony nieśmiały boleń tylko trąca przynętę ale nie bierze. Zmiana miejscówki, i znów spacer, tylko w dół rzeki. Jedno ładne branie ale nie do zacięcia. Kolejna zmiana miejscówki, podchodzę, patrzę- facet biega z koniem dokładnie po miejscówce. Zanim tam doszedłem, minęło pół godziny, i kolejny klenik zameldował się na haku. Potem jeszcze branie ładnego już pstrąga, ale nie wcięte, i koniec. Mogło być lepiej, dziwi nieaktywność mniejszych kleni, ale i tak wynik zadowalający. Zobaczymy za miesiąc, powinno być lepiej.
Jędrzej: Czwarta tura Ligi była jednocześnie moją pierwszą wizytą w życiu na krakowskim odcinku no kill Raby. Turę zakończyłem z punktami, ale nie takimi, jakie sobie wyobrażałem. Łowiłem dość starannie, przez 5 godzin obławiając tylko dwie miejscówki, jedną obiecującą i drugą, w której widziałem ryby. Pod koniec tury miałem wyjście bolenia do niewielkiego woblera. Zmieniłem przynętę na obrotówkę i po kilkunastu rzutach doczekałem się bardzo mocnego uderzenia. Radość trwała krótko, bo oczekiwany boleń okazał się leszczem, prawidłowo zahaczonym za pyszczek. Punkty zdobyłem zupełnym przypadkiem, można nawet powiedzieć, że podwójnym. O tym, że leszcz liczy się do klasyfikacji, dowiedziałem się od Roberta podczas rozmowy w trakcie łowienia. Gdyby nie to, wypuściłbym złowioną rybę bez zdjęcia.
Jacek: Odcinek Raby poniżej Gdowa znam tylko punktowo. Byłem na góra trzech miejscówkach. Woda tam dla mnie mało muchowa. Zrobiłem sobie mały trening przed rundą na początku tego odcinka i nawet napawał on lekkim optymizmem, bo ryba była dość aktywna choć rozmiarowo nie powalała. Miałem 5 rybek około punktowych miedzy 30-35 cm i 3 razy tyle pobić i spadów .
Niestety w dniu Ligi niżówka, upał i pora rundy pokrzyżowały moje plany. Wytypowane miejscówki były w większości oblegane przez plażowiczów. W rezultacie łapałem w ciemno, co zaowocowało jedynie pstrągiem, któremu brakło 1 cm do punktowanego wymiaru. Miałem też trochę wyjść do streamera, ale rybki się nie zapinały. Oprócz tego kilka palczaków pstrąga i klenik. 5 minut przed końcem łowiąc niedaleko od Michała miałem fajne branie i już myślałem, że uda mi się zapunktować, bo zahaczona ryba była dość silna, niestety po mierzeniu brakowało jej 2 cm do wymiaru. Skończyłem zatem z zerowym dorobkiem punktowym.
Michał: Na upatrzone miejsce nie dotarłem, info od Adama o ilości wędkarzy i turystów spowodowały zmianę planów. W pierwszym miejscu z wysokiego brzegu zobaczyłem duże cienie ryb na rafie z szybką wodą i kancie przy zastoisku. Podekscytowany zacząłem spinningować. Po kilku zmianach przynęt, postanowiłem podejść bliżej ryb. Co się okazało moje „pstrągi” były uprawiającymi w prądzie fitness leszczami… Jedyny widziany 50 cm pstrąg stał i dogorywał w zastoisku. Na drugim odcinku spotkałem Marcina, był na zero ja bez dotknięcia i tak pozostało i w tym miejscu. Zrezygnowany postanowiłem wrócić do pierwotnego planu. Niestety okolice były okupowane przez muszkarza, tam spotkałem Jacka z takim samym stanem psychicznym choć przynajmniej miał kontakt z rybami. Miałem iść razem z nim w górę z czego zrezygnowałem, licząc na naszych piłkarzy (może łowiący koło upatrzonego miejsca jest kibicem).Wreszcie, zostało ponad 2 godziny najlepszej części dnia. Choć wczasowicze jeszcze grali w piłkę na płytkiej wodzie mnie to nie zniechęciło, uważam że ryby są do tego przyzwyczajone. Łowiłem na krótką, prowadząca brązka na srebrnej główce z niebieskim akcentem, skoczek mała brązka na miedzianej główce, tak skusiłem tu w zeszłym roku kilka ładnych ryb. Po chwili mam branie, cieszę się, coś się dzieje. I za moment zacinam klenia który spada. Już się mniej cieszę… Przytrzymanie i siedzi czuję na kiju grubą rybę, pewnie spitolę hol. Jeden, drugi, trzeci odjazd piękny złoty klusek po chwili ląduje w podbieraku (widownia wiwatuje)- 51 cm. Czuję spokój, będzie dobre miejsce. Idę obłowić wlew „dziury” i tam boom! Ryba idzie pod prąd i zawraca, myślałem że brzana, ale widzę w końcu wielkiego potoka. Nie mogłem go zmęczyć, pływał tam i z powrotem. Po którymś odjeździe wyskoczył cały nad wodę. Jest światełko w tunelu, z pyska wystaje główka, może nie przetrze żyłki piętnastki. Za trzecią próbą podebrania wyjechał na pełnym gazie z podbieraka. Za plecami słyszę głośne (uuuuuu…) Powyżej daleko widzę kogoś z wielkim podbierakiem na plecach, co bym za niego dał… Jak się okazuje jest to Maciek. Oczywiście mój duży został w samochodzie. Stwierdziłem, że g. złowię i wziąłem mniejszy. Chwila grozy, ryba się oplątała i na gazie płynie w dół bystrzem między głazami, ja rura za nią, 30 m niżej zatrzymuje się w dołku. Pstrąg znowu idzie pod prąd, na szczęście jest płycej i woda szybciej płynie wreszcie udaje się go podebrać! 55 cm. Widownia gratuluję i cyka mi fotki;) na coś się przydała. Ręka boli, umysł całkowicie zresetowany jest pięknie!. Doławiam klenia na 35. Nadchodzi Jacek i na koniec na skoczka melduje się deser w postaci świnki. W tym miejscu i powyżej podczas tych 2 godzin miałem jeszcze 5 brań. Gratuluję Piotrkowi – kleń na 56 grubo! Brzany Krzyśka i będzie ostro w lipcu!
Do dziś nie ogarniam jak z nędzy zrobił się dzień konia!
Wyniki tury:
Nieobecni – Tommy, Kris, Kuba , oraz zerujący: Rafał, Mikołaj, Jacek, Tomek, Brandy, Weronika, Robert, Bartek, Zygmunt, Jurek i ja– po 14,5 pkt
I miejsce – 1 pkt – Michał – klenie 51 i 35cm, pstrąg 55cm i świnka 41cm [806 małych pkt]
II miejsce – 2 pkt – Piotrek – klenie 56 i 49cm [557 małych pkt]
III miejsce – 3 pkt – Jędrzej – leszcz 52cm [273 małe punkty]
IV miejsce – 4 pkt – Karol – pstrągi 2x 30, 2x 31cm i 32cm [199 małych pkt]
V miejsce – 5 pkt – Krzysiek – kleń 32cm, pstrąg 38cm [172 małe pkt]
VI miejsce – 6 pkt – Maciek – pstrąg 32cm i kleń 35cm [139 małych pkt]
VII miejsce – 7 pkt – Marcin – pstrąg 31cm [ 42 pkt małe punkty]
Robi się coraz bardziej pasjonująco. Klasyfikacja generalna nie pozostawia złudzeń: jest dwóch liderów, do których zdecydowanie doszlusował Michał. Oczywiście tu się jeszcze wiele może zdarzyć i pewnie zdarzy, ale poprzednie lata pokazały, że ktoś, kto od początku prowadził zdecydowanie, raczej nie oddał pierwszej pozycji. W tym przypadku pytanie tylko kto z prowadzącej trójki najlepiej sobie poradzi w turach następnych. Cała stawka rozciągnęła się jeszcze bardziej niż po poprzedniej turze, gdyż nowe osoby zdobyły punkty, a wielu z nas spadło, tym razem zerując.
Punktacja ogólna:
17 miejsce – ex aequo – Weronika, Tommy, Mikołaj, Tomek i Kuba – mają po 59 pkt [na razie nie złowili nic na punkty]
16 miejsce – Rafał – 51,5 pkt [26 małych punktów]
15 miejsce – Jurek – 50 pkt [161 małych punktów]
14 miejsce – Kris – 49 pkt [172 małe punkty]
13 miejsce – Karol – 48,5 pkt [199 małych punktów]
12 miejsce – Jędrzej – 47,5 punktu [273 małe punkty]
11 miejsce – Marcin – 46,5 pkt [73 małe punkty]
10 miejsce – Adam – 46 pkt [291 małych punktów]
9 miejsce – Robert – 41,5 pkt [220 małych punktów]
8 miejsce – Zygmunt – 40,5 pkt [244 małe punkty]
7 miejsce – Krzysiek – 38,5 pkt [346 małych punktów]
6 miejsce – Brandy – 36,5 pkt [ 372 małe punkty]
5 miejsce – Bartek – 35,5 pkt [667 małych punktów]
4 miejsce – Jacek – 34 pkt [568 małych punktów]
3 miejsce – Michał – 23 pkt [1094 małe punkty]
2 miejsce – Piotrek – 20,5 pkt [1148 małych punktów]
1 miejsce – Maciek – 20 pkt [576 małych punktów]