
Dokładnie – było. I się zbyło.
Jakieś dwa tygodnie temu miało mieć miejsce zarybienie pstrągiem potokowym. Takim odrośniętym, mięsem armatnim przeciętnego Kowalskiego z wędką. Nawet pośrednio zapytano nas czy chcemy pomóc i gdzie wpuścić ryby. Umyłem ręce, nie chcąc mieć z tym już nic wspólnego. Przecież było pewne jak słońce, bo tak jest od trzech lat, że ile by nie wpuścili – wszystko trafia szlag. Przyczyny jak zwykle - nieznane. Po mojemu – nikomu nie chce się nawet ich dojść . Grunt, że jest operat. Rybą się sypie.
Koledzy się skusili. Po doświadczeniach z ostatnich trzech lat, z odcinkiem no kill, uznali, że wpuszczą ryby poniżej. Stwierdziłem, że to nonsens, bo jak tylko tłuszcza się zorientuje, to tych ryb w tydzień nie będzie. Ale miała być konspira, ja się nie wcinałem.
No i zarybili. Plan był taki, że choć przez miesiąc będzie zabawa. No i łowili. Nawet 40-ki się trafiały. Niestety plan szlag trafił, bo
Czytaj więcej [...]