
Miniony weekend był dla mnie chyba najgorszym w tym roku pod względem żerowania ryb. Ja nawet – co robię nieczęsto – obdzwoniłem lub „omejlowałem” bliższych i dalszych znajomych z pytaniem jak im poszło. Duża część osób nie wychyliła wprawdzie nosa z domu, ale pozostali mieli podobne jak ja spostrzeżenia. Szału nie było.
Ja mimo iż zaliczyłem trzy wypady [fakt, że dwa króciutkie], to mam niesamowity niedosyt, bo to ani wielkościowo, ani ilościowo, choć miałem bardzo emocjonującą przygodę.
W piątek odwiedziłem moczary, na których nie byłem o tej porze roku dwa lata. To te, gdzie nie było opcji nie złowić kilku szczupaków w te 3-4 godziny, a minimum jedna sześćdziesiątka była w pakiecie. To takie dwie kałuże, ale wody, że tak powiem - kompletne, żyjące własnym życiem, praktycznie bez ingerencji ludzi. Dlatego nieprawdopodobnie rybne, nie tylko jak na polskie realia. A trzeba też dodać, że wizualny koloryt bajor, niczym z fotek,
Czytaj więcej [...]