Szukaj
Close this search box.

Okoniowy start

Po prawdzie jaki mógłby być inny w naszych stronach początek sezonu, niż kleniowy lub właśnie okoniowy?  Ale był naprawdę dobry, biorąc pod uwagę, co oferują na co dzień okoliczne wody.  Wprawdzie łowiliśmy na różnych zbiornikach i różnymi technikami [jig rig, trok boczny, karolina i oczywiście konwencjonalnie – tu przy sporej rozpiętości gramatur] ale połowił każdy.

(fot. M.P.)

Z perspektywy naszej ligowej zabawy i marcowych/listopadowych kiepskich wyników, gdyby teraz odbyła się tura, to aby liczyć na wysokie miejsce trzeba byłoby mieć  przynajmniej 400pkt. Czyli co najmniej  3-4 ryby 30+.  Z czego wynikały tak zadowalające efekty? Moim zdaniem okoń, szczególnie ten troszkę większy  jest chyba największym rybim meteopatą. Trafiliśmy w dobry dzień jak na nasz region. Jeśli chodzi o wody stojące, to uparcie będę twierdził, że cyrkulacja i przede wszystkim ciśnienie mają największe znaczenie. Naprawdę, przy takich podłych wschodnich, czy płn. – wsch. cyrkulacjach to na wiele liczyć nie można, poza jakimiś anomaliami w zachowaniu ryb. Z kolei optimum ciśnieniowe to 983 – 987hPa, albo,  by nie popadać w obłęd to  szersze ramy 980 – 990hPa to jest to [wartości lokalne]. Sezony doświadczeń, ale też i relacje blisko 20 ludzi z tego dnia, pokazują też, iż okonie w poszczególnych zbiornikach mają swoje fochy. Np. flauta na zbiorniku X jest – okazuje się – znakomita, a na zbiorniku Y nie ma o czym marzyć.

W każdym razie trafiliśmy na fajne warunki, choć zmienne i tu też było widać skuteczność pewnych metod w zależności od tych warunków i chyba też pory dnia.

Ja z Marcinem zaczęliśmy relatywnie późno, bo dopiero o 10.00. Wcześniej daliśmy przez dwie godziny szanse Wiśle, gdyż chwilowo opadła do 2,18cm, ale co z tego, jak zaraz było blisko 3m…

Od rana był Michał i miał chyba 3-4 sztuki w tym rybę 37cm.

(fot. M.M.)

Tyle, że wyszło iż brania się skończyły. Takie same wrażenia mieliśmy i my. Godzina bez dotknięcia, nawet na tych pewnych miejscach. Te godziny przedpołudniowe były dość charakterystyczne: jednolite zachmurzenie [wg mnie dość zniechęcające wszystkie gatunki] oraz słabiutki ale wschodni wiatr.

Odpuściłem oklepane miejsca i zacząłem szukać ryb. Zresztą większość z obecnych zaczęła szukać. Pierwszy trafił na ryby Marcin. Łowił systemem karolina z dużą gumą Drago Worm Fishchaser. Przez długi czas nie miał w ogóle kontaktu. Zniechęcony po którymś tam leniwym prowadzeniu przynęty, zniecierpliwiony zaczął szybko zwijać i w rejonie brzegu zauważył kilka sporych okoni płynących w niewielkim dystansie za wabikiem. Ryby tuż przed płycizną zawróciły i znikły. Marcin natychmiast rzucił w ich kierunku. W zasadzie trzymając wabik w miejscu, minimalnie go tylko animując, złowił w kilku rzutach cztery okonie. Wszystkie około 30cm z największym 37cm.

(fot. T.M.)

Tyle, że po tych braniach już do końca nie miał styczności z rybami.

U mnie było odwrotnie. Pierwszy kontakt miałem dopiero tuż przed południem. Był tak nieprawdopodobnie delikatny, że przy ciut tylko cięższym sprzęcie nawet bym nie miał podejrzeń, że cokolwiek zainteresowało się gumką [łowiłem na tym etapie największym 9cm fioletowym Pintail`em na 1g]. Kijek do 6g z linką 1,6kg [opisaną jako 0,02mm].

Zacięcie było odruchowe i nie przyniosło rezultatu, choć założyłem, iż ryba może powtórzyć, albo zrobi to inna [okonie rzadko są zupełnie samotne, szczególnie te małe i średnie]. Po około 2m  nastąpiło ponownie ledwo odczuwalne skubnięcie. Hol początkowo zapowiadał okonia większego. Finalnie miał 30cm.

(fot. A.K.)

Znamienny był moment pierwszych kontaktów z okoniami w moim przypadku. Nastąpiła totalna kilkunastominutowa flauta. Rzut okiem na szczegółowe prognozy i od razu było wiadomo – zmienia się cyrkulacja na zachodnią. Pokazuje, że tylko na kilka godzin.

W tym rejonie, gdzie złowiłem pierwszego garbuska miałem jeszcze jeden kontakt, bez skutecznego zacięcia. Przesuwając się wzdłuż brzegu rzucałem ze stanowisk oddalonych od siebie o 15 – 20m. Co się okazało? Brania miałem tak, mniej więcej co 100m, w pierwszych dwóch, góra trzech rzutach. Ryby nieprawdopodobnie ostrożnie dobierały się do gumy, na tym najdalszym dystansie, na pierwszych metrach, czyli minimum 30 – 35m od brzegu. Ataki były wyłącznie przy ślimaczym szuraniu wabikiem po dnie z dłuższymi przestojami. Wszystkie ryby sprawiały początkowo wrażenie większych niż były – wydawało mi się, że wlokłem je po dnie, a one niespecjalnie reagowały. Dopiero gdy zaczęły się świadomie opierać, pływać w toni, hol stawał się łagodniejszy.

W którymś momencie byłem pewien czterdziestki, a okazało się iż ryba ma tylko 35cm. Ale te początkowe sekundy, to jakbym miał małą reklamówkę i wlókł ją po dnie.

(fot. A.K.)

Trochę innych emocji dał około półmetrowy szczupak. Od razu było wiadomo iż nie jest to okoń. Bez możliwości wchodzenie do wody [buty do kolan] z trudem zawróciłem go spod pasa trzcin w które uciekł. Na szczęście nie obciął.

Dzień się kończył i znów zmieniłem rejon. Okazało się iż wieczorem ryba naprawdę ruszyła. Pierwsza miejscówka i brak kontaktu spowodował, to co wcześniej zrobił Marcin: zacząłem szybko zwijać, by wyjąć gumę i przesunąć się kilka metrów. Już blisko brzegu, a tuż pod powierzchnią, miałem wrażenie, iż na wodzie powstało małe zaburzenie za wabikiem. Licząc na to, iż okonie podejdą na bliższy dystans, zmieniłem gumę na ten sam model tylko nr mniejszy [5,5cm na 0,3g]. I się zaczęło. Znów podobnie jak kolega przed południem w pięciu rzutach miałem pięć okoni. Z tym, że wyraźnie mniejszych. Ale przesunąłem się z 10m w lewo i już w pierwszym rzucie było branie. Przy tym mniejszym i znacznie lżejszym wabiku, wciąż wydaje się – bardzo lekkie ataki, były dużo lepiej wyczuwalne. Choć i mniejsza odległość [15m] też mogła mieć znacznie. Bardzo szybko na powierzchni miałem około 35cm okonia, który jednak spadł. Powtórzenie rzutu w ten mniej więcej rejon, po kilku sekundach czołgania wabika po dnie – opór. Naprawdę duży. W końcu zaczyna podrygiwać. To był już poważny kolczak. Niestety spadł po  niedługim czasie. Nie widziałem go.

Znów 15 metrów w lewo. Mikro pstryczek  w coraz ciemniejszej toni nadchodzącego wieczoru. Ten miał około 32 – 33cm [tylko przykładałem je do wędki].

(fot. A.K.)

Jakiś wędkarz mnie zobaczył i od razu leci. Początkowo trochę się przestraszyłem, ale te minimum 8g jakie miał na końcu zestawu zupełnie mnie uspokoiło. Nie miał brania, a byliśmy do zmroku.

U mnie emocje trwały, choć nie okoniom je zawdzięczam. Kilka rzutów i dziwna cisza. Znów kilkanaście kroków w bok. Pierwsze rzuty i…tym razem też nic. Do zupełnych ciemności jeszcze z pół godziny. Podejrzane. W końcu branie. Mocne i pewne. Obciął…

Szybko zawiązuję nowy wabik. Rzut i…obcinka.  Trzecia próba, ale na wszelki wypadek odchodzę jeszcze kilka kroków, a rzucam nie tyle przed siebie, co w skos. Jest atak! Nie ma złudzeń – coś dużego. Po kilku sekundach żywego bezruchu i mojej ułudy, rusza. Leniwie i spokojnie. Ale okoń to, to nie jest. Zdobycz nie na ten zestaw. Lekko luzuję hamulec. Ryba co chwilę odjeżdża bez trudu na ładnych kilka metrów, ale jest jakby zdezorientowana. Wychodzi do powierzchni. Mówię, że z sześć dych to ma. Ale kolega będący znacznie wyżej mnie na brzegu mówi o szczupaku i raczej wyraźnie większym. Emocje mi opadają. Nie ma co się napinać. Szanse znikome.  Zrobiły się takie wędkarskie szachy. Po naprawdę długim holu, ryba była w zasięgu wzroku. Rzeczywiście, na bank 60+. Szczupak w desperacji tuż po kijem wywija salto, choć może nie w takim stylu jak latem.  Postanawiam podebrać go na jak najdłuższej lince, gdy sama odległość amortyzuje trochę jakieś szybsze i gwałtowniejsze ruchy. No i wpadł w ten niewielki podbierak. Jest to moja największa ryba złowiona na tak delikatny zestaw. Przed obcinką uratowała mnie rzecz niebywała: oczko krętlika od agrafki nr 20 nadziało się na jeden z tych największych zębów. I jak się szczupak nie ruszył, sam węzełek niteczki był te 2-3mm poza zasięgiem zębów.

(fot. A.K.)

A potem nastąpiła zapaść. Okonie jakby znikły. Dni bez ryb. Pojedyncze brania. Ja miałem dwa wypady na okoniowe zero. Pierwszy raz trzy szczupaki, jeden chyba wyraźnie większy – obciął; drugi raz bez brania czegokolwiek. Ale ciśnienie było albo skrajnie niskie, albo skrajnie wysokie i płn-wsch cyrkulacja..

Przestawiłem się na klenie. Jaką sztukę miałem – poezja. Ale to osobna historia.

 

 

3 odpowiedzi

  1. Adamie, zaspokój proszę ciekawość swoich czytelników i napisz proszę coś wiecej o tym „poetyckim” kleniu. Ryba ponad 60 cm ? Z Wisły ? Na gumę czy woblera ?

  2. Troszkę czasu potrzebuję – właśnie wróciłem z nad morza, gdzie dość nieoczekiwanie się wybrałem.

  3. Cześć! Akurat czarną kawkę sobie piję i czytam z przyjemnością. Adanket, łowisz Pintailami naprawdę subtelnie. i ja będę musiał tego spróbować, bo ta jaskółka ma nieprzeciętnie szerokie pole możliwości i domyślam się jak pięknie na tak lekkich główkach szybuje w toni. Połamania kija na wielkim okoniu i serdeczne pozdrowienia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *