Szukaj
Close this search box.

Sezon 2022- refleksje

Koniec roku sprzyja różnym podsumowaniom i statystykom, nie mniej wymyśliłbym jakiś bardziej oryginalny temat, gdyby nie dwie sprawy:

– miałem skrajnie słabe wyniki w tym roku i uważam, iż nie jest to przypadek, nasłuchując tu i ówdzie jak oceniają rok inni spinningiści, w tym tacy, których uważam za wybitnych

– znakomitą końcówkę mieli Tommy i Mateusz z bratem, którzy będą bohaterami tego wpisu

Zakończenie sezonu było w skali uczestników Ligi, czyli obok paru innych ludzi, najściślejszego grona moich wędkarskich znajomych bardzo różne. Wielu z nas dość szybko odstawiło kije na półki, część próbowała do końca łowić z mało spektakularnymi wynikami. Były jednak wyjątki.

Z bliskiej mi kategorii łowienia UL, jeszcze w listopadzie, choć to i tak bardzo późno, na wędrówkę wzdręg, być może na zimowisko trafił Robert. Ryby ponoć niespecjalnie były czymkolwiek zainteresowane, nie mniej coś tam udało się koledze skusić, przy czym to nie były krasnopiórki, tylko grube, złote, odpasione okazy gatunku.

(fot. R.M.)

Osobiście mam znajomego, który jest fanem pewnego jeziorka z ponadprzeciętnie dużymi [ryby 35cm to standard] krasnopiórami, a przy tym niezwykle licznymi. No i tak około połowy października ryby te jakby znikały, przy czym w listopadzie – grudniu można się wściec, a ryby nie biorą i ich nie widać. Ja miałem bagienko z metrową wodą, gdzie poświęcając się  [łażąc zimą po wodzie], łowiło się mniejsze ale warte zachodu kolorowe rybki, też dość liczne. Od około 3 lat jest tam totalna pustka i nie mam pojęcia co jest tego  przyczyną…

Na przestrzeni listopada – grudnia świetnie w mojej ocenie, połowili Mateusz z bratem. Skoncentrowali się na szczupakach. Fakt, że od lat mają rozpracowanych kilka miejscówek, co pokazuje, iż nawet przy coraz bardziej pustych wodach, można pokusić się o dobry wynik. Widać, że wiedzieli po co idą, gdyż, w zasadzie na każdym prawie wypadzie zgłaszali albo spięcie czegoś większego, albo kontakt przynajmniej z takim fajnym, jak dla mnie 60+. Nie mniej kilka ryb było już z wysokiej półki.

(fot. M.H.)
(fot. M.H.)
(fot. M.H.)

Może miałem pecha, ale w tym roku nie nastawiając się na zębacze, miałem tylko jedną obcinkę na Wiśle. Rok temu, na tych samych odcinkach i przy podobnej ilości wypadów zaliczyłem sześć obcinek, a dwa lata temu 11. Jest więc tendencja zniżkowa. Podobne obserwacje ma wielu wędkarzy z W2.

Świetnie zakończył sezon Rafał.  Na portalu haczyk.pl wystartował w rywalizacji „okoniowej”, gdzie tylko te ryby były punktowane. Kolega w tej rywalizacji zajął pierwsze miejsce. Gratuluję tym bardziej,  iż start w Lidze takich osób tylko podnosi jej prestiż.

(fot. R.S.)

Tommy zaliczył świetny wynik, biorąc pod uwagę skompresowanie w bardzo krótkim czasie efektywnych połowów sporych sandaczy.

(fot. T.M.)
(fot. T.M.)

Ewidentnie wytrwałość, punktualność [brały o jednej porze] i nowa miejscówka zaprocentowały. Szczytem było, gdy na czterech wypadach z rzędu złowił pięć ryb z przedziału +/- [ryb nie mierzył dokładnie] 68 – 82cm z przewagą tych 75+.

(fot. T.M.)

Dla mnie wynik znakomity, szczególnie  gdy słuchałem znajomego z sąsiedniego okręgu, a łowiącego u nas, który na 13 wyjazdach był bez miarowej ryby. A jest doświadczonym wędkarzem i choćby w sezonie 2021 miał co najmniej zadowalające wyniki.

Tommy zresztą postawił jak zwykle na grube ryby i wybrał się też za głowacicą nad Poprad, który staje się dla nas taką szczególną rzeką.

(fot. T.M.)

Zaliczył nawet jakieś sensowne branie. Nie mniej powiedział jedno – mimo późnego listopada, woda żyła. Słuchając jego relacji z nad wody, z markotną miną patrzyłem na taflę Wisły niewzruszoną choćby jednym spławem…

Gdy mocno już sypnęło śniegiem zebrał się sandaczowy team i bardziej dla rozrywki niż silenia się na okazy, zaliczył jakiś wypad.

(fot. T.M.)

Ryb choćby średnich nie mieli, ale brania były.

(fot. T.M.)
(fot. T.M.)

Ja zaliczyłem z najlżejszym zestawem jeden znakomity wypad na klenie. Poszedłem tropem doświadczeń z ostatniej ligowej tury, czyli cieniutko, leciutko, ale z większymi gumami na końcu zestawu. Trafiłem na super żerowanie, bo wprawdzie nie liczyłem, ale chyba nie przesadzę, że w te około 5 godzin łowienia zaliczyłem z pół setki pewnych, choć okropnie delikatnych brań, kilkanaście domniemanych. Wyjąłem kilkanaście klonków. Okazów nie było [ryby około 35 – 40cm], nie mniej co chwilę coś się działo. I żeby była jasność – trudno mówić tu o łowieniu na jakimś zimowisku, gdyż ryby były bardzo rozproszone i nie miałem nawet jednej podcinki.

(fot. A.K.)
(fot. A.K.)

Tydzień później na tym samym odcinku nawet już nie powąchało…

Sama końcówka roku  też należała w naszym gronie do Mateusza i Tommy`ego.

(fot. T.M.)
(fot. M.H.)

Czasem pytają mnie postronni, na ogół chyba początkujący wędkarze, których wielu śledzi wyniki naszej zabawy w Ligę, jak to jest, że niektórzy łowią poza nią fajne ryby, a na poszczególnych turach mają słaby wynik lub zero. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest na pewno wiele, nie mniej cześć kolegów generalnie pasjonuje się łowieniem może nie tyle okazów [choć na to pewnie liczą jak my wszyscy], nie mniej wolą łowić gatunki „grube”. I takie są ich przyzwyczajenia. A jak jest z łowieniem z marszu sandaczy czy szczupaków na naszych wodach chyba każdy, kto łowi wie…

Moja końcówka była beznadziejna. Mimo prawie 10 wolnych dni, które uciułałem na koniec sezonu z nastawieniem na 2-3 grubsze sztuki i kilkadziesiąt kleni, skończyło się na…dwóch braniach. W moich stronach załatwiła mnie aura. Na tym wysokim W2 ja zdecydowanie preferuję niski stan Wisły. Tymczasem podniesienie się temperatur zafundowało mi poziom wody z zakresu stanów ostrzegawczych. Zamiast 5 – 6 wyjazdów, zliczyłem trzy z czego jeden był realnie nakierowany na łowienie – jeszcze się łudziłem. Pozostałe dwa to były spacery z kijem i zabawa w zarybienia, ale o tym przy innej okazji.

Co do tych dwóch ostatnich brań w sezonie: jedno to raczej jakaś malizna – nie było jak tego zaciąć, choć szarpniecie dość wyraźne. Drugi kontakt osłodził troszkę końcówkę sezonu. Kleń miał już ponad 50cm i trochę mnie przeczołgał na zestawie UL wpływając w jakieś chaszcze. Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu było tam może 20cm wody. Na takiej wodzie był atak.

(fot. A.K.)

Co do całego sezonu. Ja nie jestem w przeciwieństwie do niektórych kolegów spinningistą nastawiającym się na te większe gatunki. Owszem, jestem cierpliwy i daję radę w porywach mając nawet niezłe wyniki. Nie mniej zawsze moim celem było wiele kontaktów na danym wypadzie. I nawet przy tak mniej ambitnym podejściu może być słabo. Dla mnie rok 2022 był najsłabszym od ładnych kilku lat. I najbardziej znamiennym tego dowodem jest fakt, iż pierwszy raz w mojej spinningowej pasji zarówno klenie, jak i okonie ilościowo przegrały ze wzdręgami. Kiedyś wydawało mi się to niemożliwe. Po prostu, mimo, iż uwielbiam łowić krasnopióry, to tak naprawdę poświęcam im celowo kwiecień i okazjonalnie koniec marca oraz  początek maja. Czasem w pełni sezonu rzucę do jakiejś większej, która się pojawi w zasięgu wzroku. Nie mniej czas jaki spędzam nad rzekami bije na głowę czas poświęcony wodom stojącym. A jednak…

Na pocieszenie mam na szczęście dwa swoje prywatne rekordy z tego roku: okonia [46,5cm] oraz karpia na UL [47cm] no i wyrównałem swój brzanowy rekord [66cm]. Miły jest też fakt, iż książka, którą napisałem, pierwsza o ile mi wiadomo w Polsce poświęcona spinningowi UL, jest już po wstępnej korekcie, dwóch łamaniach drukarskich. Jeśli będzie wydana na fajnym papierze [na to nie mam wpływu] – będzie bardzo ładną pozycją z estetycznego punktu widzenia. Cieszy mnie, że wydawca nie dokonał żadnej cenzury [będzie tam jeśli dobrze pamiętam grubo ponad setka fotografii]. Co do zawartości merytorycznej – osoby zaawansowane cudów tam raczej nie znajdą, natomiast dla osób myślących pierwszy raz o zmierzeniu się najlżejszymi wędkami, najcieńszymi linkami w pogoni za dużymi płociami, linami czy karasiami, będzie to na pewno pozycja ucząca i pożyteczna. Wygląda, iż zgodnie z planem powinna się pojawić w sklepach w marcu – kwietniu.

4 odpowiedzi

  1. Od pewnego czasu (kilka lat) zauważyłem, że osiągnięcie dużej ilość brań łowiąc na spinning jest zadaniem coraz trudniejszym. Dlatego niestety (a może stety) coraz częściej zasiadam z feederami albo borę w rękę spławikówkę. Na niektórych wodach jeszcze mucha daje radę. Dlatego spinning zaczynam traktować jako sposób na złowienie konkretnych ryb lub w konkretnych warunkach, kiedy jego skuteczność może być wysoka, a nie metodę dominującą czy ulubioną. W obecnej sytuacji naszych łowisk metodowy radykalizm nabiera niestety pewnej formy masochizmu.
    Koniec folozofii 😉
    Książka – tak, książka to temat. Będę wyczekiwał i kupię na bank. A potem poszukam Cię Adamie gdzieś nad wodą i poproszę o autograf 😉
    Pozdrawiam i życzę udanego sezonu 2023

  2. W takim podsumowaniu można by się pokusić o zestawienie : ile osób zniechęciłem do wędkarstwa ?

    Jedną na pewno 🙂
    Czytam twój blog od bardzo dawna i im więcej czytam tym rzadziej jestem na rybach. No bo co ja się będę mordował, rwał przynęty, niedosypiał jak nawet Kozłowskiemu nie biorą ?

    Wychowałem się nad Wisłą pod Wawelem z bambusówką i spławikiem ze styropianu i muszę przyznać że coraz częściej wracam do tego początku. Puszka kukurydzy, jedna wędka, spławiczek…

    Spining odjechał mi w rejony abstrakcyjne ale lubie sobie czasem poczytać jak walczą herosi wedkarstwa.

    Wielu sukcesów w 2023 !

    1. Odbieram powyższe jako komplement dla mnie i Kolegów 🙂 Tak na serio – zniechęcanie ludzi nie jest celem mojego bloga, nie mniej co raz trudniej zachować entuzjazm. Z drugiej strony, mnie przynajmniej bardziej cieszy złowiona większa dzika ryba niż 10 takich samych w łowisku komercyjnym. Ale to już każdy sam wybiera.

  3. Niestety nie jest łatwo. Presja na rybę osiągnęła zenitu , a zarządzanie wodami praktycznie dna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *