Dziś będzie bardziej reportażowo. Mniej pisania, a więcej obrazków.
Zacznę od imprezy w Rudawie. Słowo „impreza” jest tu właściwe. Z roku na rok sprzątanie brzegów Rudawy rozkręca się i zaczyna mieć zasięg nie tylko lokalny.
Od kilku lat jestem wprawdzie sceptyczny, co do sensu sprzątania rzek, ale trzy kwestie mnie w tym przypadku motywują:
– lokalny samorząd naprawdę zabiega o udział w nim i adekwatnie do tego przygotowuje takie spotkanie [jakaś ciepła baza, jedzonko, napitek, logistyka, media]
– coraz więcej osób bierze udział w sprzątaniu rzeki i są to głównie miejscowi [tym razem ludzi było wyraźnie mniej niż rok temu, ale było też cztery razy zimniej!]
– nie uczę dzieciaka zbierać śmieci po innych, ale chcę by sam nie śmiecił
Poza mieszkańcami wsi Rudawa, udział wzięli w sprzątaniu miejscowi strażacy, ludzie z Renegata i Klubu Przyjaciół Rudawy, oraz SSR Krzeszowice.
Za sprawą szefa grupy terenowej SSR – Wojtka, mieliśmy zgodę oraz ryby na dokonanie zarybienia.
Ryby transport zniosły świetnie – do miejsca wpuszczenia dojazd wyniósł z hodowli w Czatkowicach niespełna 10km. Wśród zaciekawienia nie wędkujących uczestników, zostały doniesione nad brzeg rzeki.
Zarybienie było bardziej symboliczne, bo jak pokazują ostatnie lata, niewiele takie działania wnoszą, nawet, jak są masowe [może właśnie dlatego nie są skuteczne?] i robione z dużym zaangażowaniem. Nie mniej około setki pstrążków i drugie tyle lipieni znalazło nowy dom.
Z dużą ostrożnością rozprowadzaliśmy maluchy po co spokojniejszych odcinkach [lekki przybór i zmętnienie].
Mnie na koniec przypadła rola wędkarskiego celebryty.
Później towarzystwo ruszyło wzdłuż rzeki.
Powiem szczerze, że w porównaniu z latami poprzednimi nie za bardzo było co zbierać. Przynajmniej na moim odcinku. To chyba kolejny dowód na to, że akcja przynosi wymierne rezultaty: ludzie biorą udział w sprzątaniu – automatycznie mniej śmiecą, zwracają uwagę innym. Takie nabywanie właściwych postaw.
Kuba z Wojtkiem zaliczyli też spotkanie Rabian. Poza tematami czysto wędkarskimi i ekologicznymi [tam też było wiele osób – ochotników, oraz zorganizowanych], rzeczywistość pokazała iż fantazja w narodzie nie ginie. Choć do końca nie wiem, czy to fantazja, czy brak realizmu co można, a co jest normalnym niszczeniem przyrody. W każdym razie po sąsiedzku zorganizowany zjazd miłośników 4×4 i innych off road`ów nie dla wszystkich skończył się szczęśliwie. A na tym nie koniec, bo posypały się mandaty.
Przejdźmy do ryb. Znajomy wędkarz z Sosnowca – Patryk – wygłosił kiedyś znakomitą wg mnie teorię rzeczek pstrągowych w naszym rejonie. Przypomnę ją w skrócie. Są cztery etapy w życiu takiego cieku.
- Prawie 100% pstrągów ze żarli wędkarze/lub kłusownicy. Rzeczka jest jak martwa.
- Totalnie zapomniana przez zniechęconych wędkarzy powolutku się odradza.
- Jest całkiem sporo pstrągów, które cały czas rosną.
- Wędkarze sobie o niej przypominają, bo „było zarybienie” i okazuje się, że są też większe.
Jeden sezon i cykl się zamyka, bo ryby znów zjedzone. Poza faktem, iż większość około krakowskich ciurków jest ciągle w fazie nr 1 od lat, to kilka innych przeżywa takie falowania. W tym roku jedna rzeczka jako tako żyje na tle innych. Z litości dla ryb nie powiem jaka, tym bardziej że pstrągi dychają na niedługim odcinku. Nie mniej jest ich sporo, a koledzy łowią takie ciut z ręki wystające. Śmiesznie to zabrzmi, ale duże w porównaniu z tym, co mam pod domem. Tomek łowi je na małe wahadełka z jednym haczykiem, albo na maleńkie kopytka Fishchaser.
Super lekkie łowienie białorybu staje się swego rodzaju modą. W dobrym znaczeniu tego słowa. Nieskromnie zauważę iż mam w tym niemały udział. Internetowi znajomi z różnych części kraju, uskuteczniają takie spinningowanie. Ostatnio Kris rozpoznawał teren na Kanale Gliwickim. Jak widać z fajnymi wynikami.
Ryby zresztą nie kapryszą, choć w moich stronach po minimalnych ilościach spławikowców na brzegach wnioski nasuwają się odmienne. Ale tak to już jest – może nie żelazna reguła, ale jak biorą na spinning, to z gruntu nie bardzo i odwrotnie. W każdym razie swój linowy debiut zaliczył Michał [złowił ich więcej].
No, a dla Pawła to już swego rodzaju rutyna, bo wiosna bez lina się już nie liczy w spinningowym UL.
Nie licząc tego tygodnia, to ostatnie dni w moich stronach były zimne. O ile marzec był chyba ponad średnią swojej termiki, to kwiecień raczej poniżej. Łowiąc, ubieraliśmy się jak w zimie.
Większe rzeki rozkręcają się już na całego. Nawet podczas totalnie luzackiego spaceru z wędką można dostać grubasa.
Klenie to chyba ryby naprawdę w 100% całosezonowe. Jak żadne inne.
Krzysiek z kolei testuje mało znane łowiska i swoje jigi. Jak sam mówi – ryby niekoniecznie duże, ale opór brań.
Sam kiedyś świetnie połowiłem i to klenie już 40cm na pstrągowe jigi, po tym, jak pourywałem wszystko inne i od chyba trzech lat obiecuję sobie wrócić do tematu, ale zawsze wygrywa woblerowa rutyna. Może w końcu się zmuszę, a chyba warto.
Ja ostatnio sfiksowałem na punkcie okoni. Takich pod 40cm. Serio! O wszystkim zadecydował, jak to bywa – przypadek. Pojechałem z Julką na spacer nad wodę. Kijek oczywiście musiał się zaplątać bo jak inaczej. Wzdręgi nawet brały, ale okropnie małe, nawet, jak na ten akwen, a bez spodniobutów, nie mogłem się dostać do tych ciut większych, [które też nie były szczególnie okazałe]. Brała totalna drobnica, ale trafiła się ciekawostka – mieszaniec wzdręgi z leszczem, albo krąpiem.
Łatwo je złowić, bo zawsze przepchają się przez wzdręgi. Po prostu są o wiele bardziej żarłoczne i agresywne.
Ponieważ nic szczególnego się nie działo, wypatrywałem jakichś śladów życia na wodzie. Większego życia. Spory spław okazał się takim sobie klenikiem.
Skusiłem go w pierwszym rzucie na maleńkie wahadełko.
Przełom nastąpił koło 18.00. Rzut jak wiele innych. Ciut przeciążony kiełż leeeeci. Potem długie oczekiwanie, by sięgnął dna [jakieś 4-5m]. Łagodne podniesienie – opór – obcinka. Niby pierwsza tego dnia, ale za wiele tych przynęt już nie mam. Szybko wiążę 5cm ripperek z symbolicznym obciążeniem. Naiwnie liczę, na to, że może zębacz skoczy i odzyskam kiełża. Gumka osiąga dno za stromym spadem. Gdy jest na kancie szuram nią może przez pół metra. Niemrawy, ale wyraźny atak. Kijek na krasnopióry gnie się jak pod kilówką. Ryba chodzi bardzo typowo, ale jakoś w ogóle nie biorę pod uwagę kolczaka. A tu taki tuż pod 40cm.
Celebrujemy zdobycz. Julka czochra szorstkie łuski, maca kolce. Sam sycę oczy w końcu niecodzienną w naszych stronach rybą tej wielkości. Po wypuszczeniu okonia oddaję dwa rzuty. W obu mam podobne, niby silne ale flegmatyczne pobicia. Jestem na to tak nie przygotowany, że ryba nr dwa spada. Nie widziałem go, ale na bank 35+. Za trzecim razem nie dałem się zaskoczyć. Ten miał 37cm. Potem przyplątał się szczupak pod pół metra. Okonie chyba się zawinęły.
Nie mniej pozostałem przy niepozornej gumce. W prawie identycznym ukształtowaniu dna, tylko z 400m dalej mam kolejnego garbusa. Znów ciut mu brak do 40cm.
Choć nazwanie ich garbusami, to lekka przesada. Mają niewiele z tych jesiennych napakowanych, sztywnych kolczaków, choć walczą całkiem jak te jesienne.
Po kilku kolejnych rzutach, jestem przekonany, i mam swoją okoniową życiówkę. Zrywy ryby takie, że aż boję się o plecionkę [1,6kg]. Po wydaje mi się niekończących się długich sekundach, [a może minucie?] w szarówce zmierzchu, na wodzie pokazuje się…sandacz. Taki wyraźnie 50+. Szybciutko wraca do wody.
O pasiaczkach będzie w osobnym tekście, gdyż to chyba powtarzalna meta. W każdym razie na tych się nie skończyło.
Z radością i dumą informuję iż zakończyłem podstawowe ujęcia do filmu o wczesnowiosennych płociach i wzdręgach, oraz o istotnych różnicach w połowach tych gatunków.. Akurat przed obiektywem [w końcu!] trafiła się zabójczo ambitna płoć. Taka przez duże „P”. Montaż pewnie trochę zajmie, ale para nie poszła w gwizdek. Ale zanim to się stało, zaliczyliśmy z Wojtkiem lekcję pokory. W sumie ja bardziej, ale taką, że…
Od 5.30 do około południa nie zaliczyłem nawet potrącenia. Czułem się niezwykle dyskomfortowo, by użyć cenzuralnych określeń, tym bardziej, że kumpel miał dwie płocie [30 i 31cm] i wzdręgę.
W porównaniu z moim zerem to nie mało.
Woda dała nadzieję dopiero około południa. Nadzieje ułudną. W ciągu może 10 minut mam obcinkę szczupaczka [kolejny kiełż:( ], spada niemały tęczak, a jak w końcu wzięło coś karpiowatego, to spadło po dwóch obrotach korbki. Normalnie smutno. No i kolejna godzina snucia się po krzakach. Martwiłem się, co zrobię z kurtką, bo rano było tylko 2,5 stopnia na plusie, a teraz w dzień wcale nie jest mi za gorąco.
Ryby się zaktywizowały koło 13.00.Wszystkie naraz. Stojąc obok siebie, z jednego miejsca mamy z Wojtkiem brania za braniem. Najpierw u mnie zaczął 28cm okoń, który skoczył do maleńkiej brązki. Pomny ostatnich doświadczeń z pasiakami zakładam ripperek. Dwa rzuty i dwa kolczaki. Nie jakieś okazy, ale fajne już [29 i 30cm].
Wojtek też „przesiada się” na podobnego. Wyjmuje szybko okonka. Ja mam podobnego. Za chwilę Spinam tęczak pod 40cm. Tyle, ze się pokazał. Wojtek mocuje się ze szczupakiem pod 50cm. No tak – na takich wędkach to z taka rybą trzeba się mocowaćJ Po chwili kolega ma jazdę na ogonie. Drugi tęczak, ale wyraźnie 40+. Niestety wyskoczył z podbieraka, w którym się odhaczył…
Ja mam jakąś rybę. Wzięła z dna. Początkowo chodzi jak wahadło, ale zaraz zaczyna wywijać pod woda ósemki. Mówię że chyba tęczak i to jakiś grubszy, bo początkowo ryba nie daje się oderwać od dna. W końcu błyska na srebrną i pastelowym karminem, a mnie lekko miękną nogi, bo płoć ma pod 40cm. Jak nic. Sięgam o podbierak…który leży na brzegu. Trochę nonszalancko sięgam po niego, robiąc kilka kroków i nieostrożnie opuszczając kij. Ryba się spina. Na razie to moja klęska sezonu. Tyle, że kilka minut później melduje taka, która też można wziąć bez obciachu w obie dłonie.
Potem przeżywmy szczupakowy szał. Skubańce po 1 maja są jakieś powściągliwe, a teraz świrowały i to nie tylko maluchy. Miałem dwa jak najbardziej miarowe na kiju. Walą tak, ze daliśmy spokój, bo to nie miało sensu. Uzbrojeni w cienkie stalki, najpierw czeszemy miejscówkę, a dopiero potem za białorybem. Tyle, ze jak wszystko gwałtownie ruszyło, tak po około dwóch godzinach zamarło. Jeszcze ja miałem wyjątkowo małą płoteczkę, jak na te głębinowe i mała wzdręgę, a Wojtek typową 30-kę.
Już praktycznie na koniec miałem starcie z jakimś King Kongiem, ale to była raczej podcinka. Natomiast ryba- smok. Kloc jakby nie zauważał, że jest na uwięzi. Szczęśliwie spiął się po dłuższej chwili.
Emocji nie brakowało w ostatnich dniach.
10 odpowiedzi
Namierzyłem na http://www.interia.pl hajtera z MGMiŻŚ lub PGW Wody Polskie , który pochwalił się planowanymi pseudo-inwestycjami na rzekach. PGW Wody Polskie zamierzaja i planują wybudować zbiorniki retencyjne w Małopolsce na rzekach Łososinie, Krzyworzece i Stradomce. Inne planowane inwestycje przez PGW Wody Polskie to: zbiornik Kąty na Wisłoce, zbiornik Dukla na rzece Jasiołce, oraz Wernejówka na Wisłoce. Ponadto PGW Wody planują wybudowanie zbiornika na Białce Tatrzańskiej. Zbiorniki mają być wybudowane z polecenia ministra MGMiŻŚ M.Gróbarczyka.
Zakładam że informacje są prawdziwe – niestety, wszystko wskazuje na to, że oni to zrobią. Dla mnie koronnym przykładem olewania przez PGW Wody Polskie wędkujących, jest sprzedaż zezwoleń na łowienie w cofce i na brzegach zapory Świnna Poręba, a w lutym wprowadzenie zakazu łowienia w cofce i wyłączenie części brzegu. W normalnym państwie – nie do wiary… A najlepsze, że okręgi PZW nawet nie jękną.
Unijna Ramowa Dyrektywa Wodna zabrania i zakazuje: regulacji rzek i potoków, betonowania rzek i potoków, oraz wycinania drzew nad rzekami i potokami. Za rządów PO i PSL Komisja Europejska narzuciła na Polskę gigantyczne kary i sankcje finansowe oraz zablokowała Polsce środki unijne za łamanie i nieprzestrzeganie Unijnej Ramowej Dyrektywy Wodnej. Unijne prawo i unijne dyrektywy zabraniają i zakazują regulacji rzek i potoków. Np. w Unijnej Ramowej Dyrektywie Wodnej i Unijnej Ramowej Dyrektywie P-powodziowej nie ma ani jednego zdania, że można regulować i dewastować rzeki i potoki, nie istnieje taki zapis. Jak może istnieć, skoro unijne prawo i unijne dyrektywy zabraniają i zakazują regulacji rzek i potoków. PO i PSL to mafia betoniarska, PiS to mafia hydro-techniczna. Będzie powtórka z rozrywki , a być może już jest, Komisja Europejska zablokuje Polsce środki unijne za łamanie i nieprzestrzeganie Unijnej Ramowej Dyrektywy wodnej.
Wszystko to prawda. Kłopot tylko w tym, że poszczególne kraje bardzo wybiórczo, jedne zapisy uznają, a innych nie. Rozumiem to o tyle, że jestem delikatnie rzecz ujmując – przeciwnikiem unii w obecnym kształcie. Kryzys jaki powoli rozwala unięj est na tyle duży, że te wszystkie unijne urzędy – owszem – grożą palcem, ale po cichu nic się nie dzieje, szczególnie, jak rzecz dotyczy kraju, który w unii chce być. A PIS jak najbardziej chce być w unii niezależnie od tego, co tam na pokaz bredzą. Chcą tych wszystkich dotacji, grantów, stanowisk itd..
Najbardziej mnie wkurzają i irytują politycy i radni gmin i powiatów, którzy próbują na takich akcjach jak sprzątanie rzek czy potoków się wylansować i zrobić sobie reklamę, oczywiście kosztem wędkarzy. Np. tak było w tym roku podczas sprzątania rzeki Białej w Bielsku-Białej, jeden radny miasta w czasie sprzątania rzeki Białej zrobił sobie reklamę i próbował się wylansować, jak to on niby on dba o środowisko. Informację na ten temat, znalazłem w skorumpowanej i opłacanej przez RZGW Kronice Beskidzkiej, a w niej zdjęcie radnego miasta z dyrektorem Zarządu Okręgu PZW Bielsko-Biała W.Durajem. Nie wiem co zarząd Okręgu PZW Bielsko-Biała chce na tym zyskać.
Pewnie, że tak bywa. Gdybym wyczuwał w Rudawie jako nadrzędne lansowanie się sołtysa czy innych urzędników – dałbym sobie siana. Ale tam tego kompletnie nie ma. W mojej obecności nigdy tego nie doświadczyłem.
Oooo tak Adamie … masz olbrzymie zasługi w propagowaniu spinningowych technik połowu białorybu. Jest w tym coś wyjątkowego !
Ostatnimi czasy tylko to mi w głowie ;).
pozdrawiam
Lobby meliorantów działa.
Z tego co się doczytałem na Stradomce miałby powstać nie zbiornik retencyjny a suche poldery, zalewane w razie konieczności przyjęcia dużej wody. Celem miałoby być obniżenie ewentualnej fali powodziowej na Rabie. W całym tym idiotyzmie poprawiaczy przyrody to chyba mniejsze zło niż tama.
Zawsze gdy jest poruszany temat suszy lub powodzi na internecie uaktywniają się trolle i hajterzy z RZGW i MGMiŻŚ , którzy na siłę hejtują o budowie zbiorników retencyjnych na każdej rzece, rzeczułce lub potoku bo oni chcą sobie spuszczać i zatrzymywać wodę. Akurat na http://www.interia.pl był poruszany temat suszy i czerwonych punktów na mapie Polski. Wdałem się z dyskusję z jednym trollem i hejterem z PGW Wody Polskie lub MGMiŻŚ o nicku Marek . Ten hajter i troll z PGW Wody Polskie lub MGMiŻŚ podał na chacie planowane inwestycje. Nie było mowy o żadnych polderach, tylko o zbiornikach retencyjnych. Wędkarzy , którzy zarybiali rzeki Stradomkę, Krzyworzekę oraz Łososinę powinni powiadomić Komisję Europejską e-mailem,pozwać do sądu RZGW Kraków do sądu o zwrot kosztów zarybień na rzekach Stradomce, Krzyworzece i Łososinie, sprawę wygrają bez problemu.Albo niech RZGW Kraków odtwarza tarliska i populację ryb na własny koszt..Nie wiem co będzie z Białką Tatrzańską, ale przypuszczam ,że ludzie i wędkarze nie dopuszczą do powstania zbiornika.Tomek- całe PO, PSL i PiS to jedna wielka mafia i lobby betoniarskie. Wszyscy politycy z PO, PSL i PiS otrzymali gigantyczne łapówki. A jaka jest korupcja w gminach i samorządach.Jakakolwiek ingerencja w koryta rzek i potoków oraz budowa zbiorników jest to łamanie i nieprzestrzeganie Unijnej Ramowej Dyrektywy Wodnej, która zabrania i zakazuje: regulacji rzek i potoków, betonowania rzek i potoków, oraz wycinania drzew nad rzekami i potokami. Rzeki i potoki mają być w stanie dzikim i naturalnym.
Wspaniale okonie. Wczesna wiosna to chyba dość dobry czas na takiego garbusa. Później jest gorzej dorwać go z brzegu. Dopiero jesień daje taką szanse.