Szukaj
Close this search box.

Nadal zima…

 Pogoda jaka jest każdy widzi. Pisząc ten tekst, dzień wcześniej moja okolica zaliczyła z 20cm śniegu. Mnie się już odechciewa…  Żałuję, że w sobotę nie mogłem się wyrwać nad wodę.  Pogoda była znośna. W niedzielę rano – zwątpiłem: minus 11. Zima wyrównała tegoroczny rekord [w moich stronach]. Nie wiem czy liczyliście, ale tegoroczna, chłodna pora jest strasznie długa. Rok temu najniższa u mnie temperatura wyniosła niby aż 22 stopnie poniżej zera, ale śnieg leżał realnie 4 tygodnie. Obecnie leży już bite 3 miesiące [przerw nie wliczam].  Wraz z dniem słońce dawało jednak powolną nadzieję. Jak koło 11.00 pojawiło się zero na termometrze – nie wytrzymałem. Stwierdziłem, że odwiedzę najniższy odcinek „swojej” rzeczki.  Niby człek idzie bez nastawiania się na cokolwiek, lecz w duchu zawsze jest nadzieja. Ponieważ rzeczka ma średnio 30cm głębokości, to sporadycznie korzystam z okularów. Tym razem nie dałbym rady. Wszechobecna biel w bardzo ostrym słońcu, ani jednej chmurki.  Widać, że aura dała popalić, bo zwierzyna, która ze dwa tygodnie temu wróciła powoli do lasów, znów stadnie wyszła na pola. Pokaźne stadka dużych samic jeleni i dziki. Nawet się  bardzo nie bały, a przecież, by cyknąć fotkę musiałem podejść dość blisko z takim aparacikiem jak mój.

(fot.A.K.)

Dzików oczywiście wolałem tak nie podchodzić. Sami rozumiecie. W każdym razie nocny chłód dał się futrzakom we znaki.

Nad wodą przeuroczo. Zdziwiła mnie aż tak podniesiona woda i przede wszystkim „trącona” na jakieś 25%, czyli sporo. Nie przypuszczałem, że będzie aż tak. Coś mnie podkusiło i poszedłem z 500m wyżej. To był błąd, bo w międzyczasie nad wodę w miejsce, od którego powinienem był zacząć, przyszedł inny wędkarz. I poprzedzał mnie. Zwolniłem ile się dało, ale silny wschodni wiatr, który nawet na chwilę nie ustępował, zniechęcał do takiego ‘filozoficznego” spinningu.  Dłonie mimo rękawiczek lekko marzły i stopy też trochę.

Przez bite półtorej godziny miałem tylko jedno, domniemane stuknięcie w wahadłówkę, której niewiele używałem. Szybko poza tym odnalazłem kolejne ślady, chyba z ranka, kogoś kto szedł pod prąd. Czujecie? Poniżej dychy w nocy, wygwizdów w dzień, a i tak dwóch przede mną. Dopiero przed 16.00 mam branie! Kurczę, jak mnie to ożywiło. Spędziłem przed pochyloną, wielką wierzbą i dołkiem przy niej, jakieś 15 minut. A pstrąg miał okazję zobaczyć  ¾  moich przynęt z pudełka. Jeśli był to pstrąg, bo tak wyraźnego, a zarazem słabego brania spodziewałbym się po okoniu o tej porze w tej rzeczce. Ale było. Od razu jakoś inaczej się poczułem. Dosłownie na końcu , pół godziny później, mimo zamarzających już przelotek, bardzo mocno capnął perłowego twisterka pstrążek pod miarę. Byłem pewien, że dzień, mimo fatalnych warunków i okoliczności [szedłem w najlepszym wypadku jako drugi tego dnia], zakończę choć z jedna rybką. Figa. Spiął mi się pod szczytówką. Jego prawo.

Ale popatrzcie, jak działa presja wędkarska połączona z niewielka ilością ryb. A propos  pogody – garść wspomnień. Koniec pierwszej dekady marca 2004r. To był nasz pierwszy rok chodzenia za pstrągiem z gumami. Temat sam nam się zaanonsował jeszcze w listopadzie na odcinku nizinnym . Ćwiczyliśmy się tam w ostatnich okonkach, czasem siadł szczupak. Późną jesienią 2003r jakoś kilka razy zawitaliśmy znacznie niżej niż zwykle i okazało się, że odcinek ma za mieszkańców także potokowce.  Złowiliśmy kilka. Było to dla mnie wtedy egzotyczne zdarzenia, ale uznaliśmy, że to nie przypadek.  W tamtych czasach sezon zaczynaliśmy na całkiem innej wodzie niż robię to dziś. Po prostu uważaliśmy, że im dalej, tym większa szansa na cokolwiek.  Może to jest recepta, jak to „dalej”  z mojej perspektywy ma 200km w jedną stronę, a nie dwadzieścia czy pięć, które nic nie wnosi. Nie mniej pierwszych wędkarzy spotykaliśmy tam dopiero w kwietniu. Bywało, że póki leżał śnieg, to przez dwa – trzy tygodnie nie znajdowałem żadnych innych śladów poza swoimi i ewentualnie zwierzaków. Wcześniej stawialiśmy zawsze na woblery. Wprawdzie oceniam, że cudów w tamtej wodzie wtedy też nie było, ale szansa na realnego czterdziestaka, owszem. Przeciętna wyprawa kończyła się zazwyczaj jednym – dwoma braniami około 30cm ryb. Rzadko wyraźnie większych. Tak było póki był śnieg, bo od końca marca, przy pierwszej trawce, to bywało, że na kiju meldowały się 3-4 kropkowańce po 35-37cm, z których przynajmniej jednego udawało mi się wyjąć [kiepski refleks plus mega sztywny kij]. Tamtego roku tylko pierwszą wyprawę [1 lutego] odbyliśmy z woblerami. Odwilż, spora woda, zero brań. Za tydzień z mocnym postanowieniem, wzorem jesiennych doświadczeń z odcinka nizinnego – gumy. Całkiem spore „kijanki” bas assasin, czy jakoś tak się nazywały. Skończyło się na dwóch miarowych rybach, jednej małej i jeszcze sześciu braniach niewykorzystanych. Co powiem: byłem oszołomiony.

Więc jest marzec 2004. Końcówka tygodnia  super wiosenna: około 7 stopni, nieśmiałe trawki, pierwsze owady. Sobotni ranek i szok. Śniegu po kolana. Rano jak w ostatnią niedzielę – dokładnie minus 11. Ale odpuszcza w dzień i po południu jesteśmy na miejscu z Dominikiem. Mocno się zastanawiam, czy wyjadę autem z miejsca w którym stanąłem. Ale to zmartwienie na potem. Idziemy z 1,5km w górę rzeki, dość daleko od jej brzegów. Po drodze kolejne zaskoczenie:  nad wodą jest muszkarz!  Młody gość narzeka, że pogoda do niczego, że przy takiej lampie to nie ma szans… Był chyba dość długo i ewidentnie kończył, bo bardzo szybko zszedł w dół omijając wiele niezłych miejsc – widać go było jak na dłoni.

Niby cudów też nie mieliśmy, ale coś się jednak działo. Było ewidentnie więcej ryb około miary, za to ryb w ogóle moim zdaniem było mniej. Na początku, pamiętam miałem pecha jak diabli. Nad fajnym zagłębieniem, wichura zwaliła spore drzewo. Trzeba było rzucać pod pień, którego sezon wcześniej nie było. I rzuciłem tak, że hak paprocha wbił się w korę. Za głęboko na wejście w wodę. Szczęśliwie jakoś uwolniłem krwisto czerwoną gumkę, podgiąłem zdeformowanego druciaka. Zszedłem niżej. Kolejny piaskowy wlew z kręcącą wodą. Byłem tak pewien, że jest tam ryba. Kolega już zniknął za kolejnym zakrętem. Po którymś przepuszczeniu delikatne lecz wyraźne branie. W sumie nie widziałem dobrze tego pstrąga – fakt, iż mi spadł. Na brzegu rozpacz, bo złamał się hak. To dlatego straciłem rybę. Mimo tego, że przeszedł przed nami wędkarz, pomimo oślepiającego słońca coś się działo. Zaliczyłem jeszcze cztery brania. Ryby były takie po 20cm, więc bardzo małe jak na tamten fragment wtedy. Jeden tylko prawie dobił do trzydziestki, ale był bardzo cherlawy. Dominik miał więcej szczęścia. Zaliczył tylko jedno branie, lecz pstrąg był w znakomitej kondycji i przyzwoitej długości.

(fot.A.K.)

Tak z melancholią wspominam tamten wypad i porównuję z tym sprzed trzech dni… Dziś na powszechnie znanej wodzie złowienie czegokolwiek kropkowanego, co jako tako zakołysze nawet delikatnym kijkiem, jest trudne. Jak patrzę na zdjęcia wędkarzy, którzy na dzikich wodach łowią z rzadka, ale jednak powtarzalnie ryby pod pięć dych i większe, to myślę o nich jak o mistrzach świata.  W sumie sam mógłbym się pokusić o taki wynik: choć jedna pięćdziesiątka. Co tam, dla mnie 40+ i jestem mega szczęśliwy. Byle to było dzikie czterdzieści. W sumie to tak jak z każdym innym gatunkiem. Znaleźć wodę, pewnie w jakichś odległych, naprawdę dalekich chaszczach i bywać. Tylko, co z tego? Albo czas [brak czasu] staje na przeszkodzie, lub zima – nienawidzę tej pory roku. Po prostu nie trawię i im bardziej wciąga mnie wędkarstwo, tym bardziej otrzepuje mnie na samą myśl o śniegu. A potem… Jak tylko jest ciut cieplej, to żadna siła nie odciągnie mnie od dużej nizinnej rzeki…

18 odpowiedzi

  1. Nie wiem czy dam radę być na tym zarybieniu choć bardzo bym chciał .Wodą idzie straszny syf dziś nie połowiłem ,szkoda tego zarybienia ,wpuszczą rybę na pastwę losu .Dziw bierze że na stronie Przyjaciół .wy nic nie piszą co to za „przyjaciele”?(może hybryda leci prosto z Alp na zawody 😉
    Mam nadzieję że odwołają to zarybienie lub w nocy przywali ostro mrozem .Pozdrawiam.

  2. Moim zdaniem jest to wybitnie zarybienie pod zawody które mają się niebawem odbyć.Nic związanego z dbałością o wody i racjonalną gospodarką .
    Hańba i ujma to myślę o takich zarybieniach.

  3. Zgadzam się z tym, że to zarybienie pod zawody. Tak swoją drogą – taki jest stan naszych okolicznych wód pstrągowych, że by na zawodach cokolwiek złowiono, trzeba coś wpuścić. Smutne.
    Dzwoniłem do kolegi z KPR [do którego sam należę], bo chciałem być przy tym zarybianiu, ale w piątki o 9.00 to ludzie siedzą raczej w robocie… Powiedział, ze będzie przy zarybianiu, które ma objąć odcinek no kill. Zarybiać mięli potokiem 28-30cm. Takim pod zawody. Podobno na najwyższym odcinku zarybienia miały być symboliczne i moim zdaniem bardzo dobrze. Powiem szczerze, że wolę już jak tych ryb jest bardzo mało i w miarę dzikich i sprytnych. Nad wodę chodzą pasjonaci, bo wiecznie głodni się zniechęcają…

  4. A nie uważacie że takie zarybienia są lepszym złem niż całkowity brak ryb w rzekach? Cóż zarybienie odcinka C&R przed zawodami jest taką „świecka” tradycją. Zawodnicy muszą zapunktować!
    Z drugiej strony właśnie na takich odcinkach ryba ma największe szanse na dłuższy pobyt w wodzie. Rozejdzie się po rzece tak w górę jak i w dół. Dziczejąc ma szansę stworzyć jakieś stadko tarlaków.
    Cóż oprócz środków na zarybienia potrzebne są również nie mniejsze nakłady na ochronę wód. Dopiero w tedy możemy doczekać się naturalnego tarła. Dochodzi jeszcze sprawa tarlisk o które PZW w ogóle nie dba i nie zabiega.
    Tak więc musimy poczekać co stanie się ze sportem / aby przepadł w głębokiej odchłani piekieł!!!!!!/ a potem dopiero dopominać się i walczyć o te wszystkie sprawy.

    1. Oczywiście, masz rację – sam wielokrotnie pisałem że wolę by w wodzie pływało cokolwiek niż nic. Pisząc, że taka konieczność przed zawodami jest stwierdzeniem smutnego stanu tej wody, było tylko potwierdzeniem realiów…
      Mam za to mieszane odczucia, co do rozpływania się ryb po rzece. Hodowlane pstrągi w ogóle nie mają instynktu terytorialnego i wpuszczone w stadzie kiszą się w jednym miejscu wiele, wiele miesięcy, czego przykładem były zarybienia na wyższym odcinku w 2010 i 2011r. Ryby niestety trzeba rozprowadzać dosłownie po kilka sztuk co kilkadziesiąt metrów. Inaczej są wybite w krótkim czasie albo przez dzikie drapieżniki, albo nieuczciwych ludzi. Sam z kolegą z koła myśleliśmy o pomocy w zarybieniu, ale w dzień powszedni jest się raczej w pracy. Warto chyba w kołach zgłosić wniosek, by zarybienia miały miejsce w soboty – nie wątpię, że zawsze znajdzie się ktoś chętny do pomocy.

      1. Adamie o rozwiezienie ryb możesz być spokojny. Było nas kilka osób / w tym Grzesiek i ja/. Rybki zostały rozwiezione po całym odcinku C&R.
        Co do rozchodzenia się „wpuszczaków” w górę i dół rzeki wystarczy popatrzyć na OS Dunajec.

  5. Mam kilka pytań
    -dlaczego na stronie PZW nikt się nie podpisał pod zarybieniem?
    -dlaczego pisze o zarybieniu dwu latkiem a do wody wjeżdża duży pstrąg?
    -jak zamierzacie później przerobić papiery z faktur zakupu materiału zarybieniowego waga/ sztuki/ wielkość?
    -dlaczego faworyzowany jest tylko jeden odcinek kosztem całej rzeki?
    -czy to uważacie za dobre podejście?
    -czy po tym co robicie uważacie się za „przyjaciół”?
    -czy nie widzicie że nie do końca jest to legalne,niektórzy z Was są za pewnie w SSR dla Mnie to żenada i kryminał?
    -czy ta sportowa sprawa to jeden wielki wałek?
    W zeszłym roku było podobnie, co najlepsze Wasze błędy niektórzy zwalają
    na kłusownictwo,słabość genetyczną materiału zarybieniowego i inne cuda.
    Ja widzę jednak co innego.

  6. 1.
    Jaki wg Ciebie ma wymiar dwulatek?
    2.
    O jakiej przeróbce papierów i u mówisz?
    3.
    Czy stado na tarlaki ma większe szanse zostania przy życiu na innym odcinku niż C&R?
    4.
    Tak uważam się przynajmniej ja za Przyjaciela rzek! A Ty?
    5.
    Co w tym jest nielegalnego czy też kryminał?
    6.
    O sport pytaj w Okręgu i ZG.
    7. Nasze błędy???? Gościu a kto wykonywał operat????
    Zawiedziony????? Czyżbyś bał podpisać się z imienia i nazwiska? Dziwne bo ja swojego się nie wstydzę. I tyle dyskusji z anonimem!

  7. Szczerze powiem, że komentarz Zawiedzionego mnie zaintrygował. Sam, jak pisałem jestem w KPR. Uważam tych ludzi za bardzo ok., choć jak to wśród ludzi w niektórych aspektach różnimy się.
    – Co do nie podpisania zarybienia, to prosiłbym autora pytania o jakiś szczegółowy komentarz, bo nie do końca rozumiem o co chodzi…
    – Jako przeciwnik zarybień [poza ekstremalnymi przypadkami], uważam, iż lepiej się stało, że na „moim” odcinku ryb nie wpuszczano – nie grozi najazd na rzekę, jak rok temu. Sam sugerowałem, by odpuścić ten fragment. Można się oczywiście nie zgodzić z moim stanowiskiem. Nie ukrywam, ze kieruje mną swego rodzaju „egoizm”.
    – Niektórzy z KPR są w SSR i są to jak na razie jedyni ludzie, którzy w miarę regularnie patrolują tę rzekę. Mam nadzieję, że będę mógł to poprzeć dowodami – czekam tylko jak zrobi się ciepło i zaczaimy się na kłusoli w mojej okolicy…
    – Co do „sportu” w wymiarze, jaki jest – w pełni się zgadzam. Krajowe realia są chore. Powiem tylko, że pod akurat tym względem, zdarza się, że za granicą nie jest lepiej. We włoskich Dolomitach wrzucanie jak leci pstrągów przed zawodami to norma, choć nie usprawiedliwia to rzeczywistości. Przyznaję, że zarybienia jakie miałem okazję oglądać na naszym gruncie do tej pory były zawsze w jakimś elemencie nieprzemyślane, tzn. nawet jak wszystko się zgadzało formalnie i praktycznie to umykał szczegół, który uwalał finalnie sprawę. Wierzę, że ludzie z KPR postarali się. Czas najlepiej zweryfikuje temat.

  8. Admin:
    – Co do nie podpisania zarybienia, to prosiłbym autora pytania o jakiś szczegółowy komentarz, bo nie do końca rozumiem o co chodzi…
    Odp:Zawiedziony
    -dodaje link .

    http://www.pzw.org.pl/29/wiadomosci/74427/61/zarybienia_wod_obwodu_rybackiego_rzeki_rudawa_nr_1__dwulatkiem_

    Brak autora dlaczego?

    -Jaki wg Ciebie ma wymiar dwulatek?(autor czaplasiwa)

    Odp Zawiedziony :Według mnie nie jest duży na pewno nie ma 28-30cm .

    Pytanie Zawiedziony:
    Jak według Ciebie ma to wklej link poczytam o tych wielkich przyrostach na bezdechu bo to fascynujące .Jeśli by tak rosły to nie było by problemu z pustą wodą i utrzymaniem tego odcinka kosztem większej części rzeki.

    Pytanie czaplisiwej:Czy stado na tarlaki ma większe szanse zostania przy życiu na innym odcinku niż C&R?
    (Zawiedziony:pokaż gdzie jest link że zarybiono tarlakiem i po sprawie ja znalazłem tylko że dwu latkiem a wszedł tarlak )
    Idziemy na boczny tor z rozmową ,mowa jest o pstrągach 2letnich.
    – odp:Na pewno pstrąg dwu letni nie jest tarlakiem .

    Tak uważam się przynajmniej ja za Przyjaciela rzek! A Ty?

    -Jeśli bym był przyjacielem to nigdy bym nie nazwał pstrąga dwu letniego tarlakiem.
    Wierz Mi że los ryb nie jest Mi obojętny dlatego pytam bo nie wszytko jest jasne i czytelne .A powinno być -od początku do końca.
    Pozdrawiam i czekam na odpowiedź na wszystkie pytania które zadałem wcześniej nie wybiórczo skacząc od 1 do 3. tylko za koleją za koleją i wszystko będzie klarowne.Nie ma się co bulwersować przecież wszystkim nam chodzi o to by rybki w wodzie były.

    Mam kilka pytań
    -dlaczego na stronie PZW nikt się nie podpisał pod zarybieniem?
    -dlaczego pisze o zarybieniu dwu latkiem a do wody wjeżdża duży pstrąg?
    -jak zamierzacie później przerobić papiery z faktur zakupu materiału zarybieniowego waga/ sztuki/ wielkość?
    -dlaczego faworyzowany jest tylko jeden odcinek kosztem całej rzeki?
    -czy to uważacie za dobre podejście?
    -czy po tym co robicie uważacie się za „przyjaciół”?
    -czy nie widzicie że nie do końca jest to legalne,niektórzy z Was są za pewnie w SSR dla Mnie to żenada i kryminał?
    -czy ta sportowa sprawa to jeden wielki wałek?

  9. Wystarczyło być na zarybianiu i zobaczyć co zostaje wpuszczone do wody. Podobnie jest z innymi zbiornikami. Nie wierzysz Twoja sprawa, Przyjmijmy więc że pstrągi miały ok 8cm i kiedyś stworzą właśnie stado zarodowe.
    Życzę dalszego klikania jako anonim.

  10. Nie bardzo rozumiem czym kolega [u]Zawiedziony[/u] jest zawiedziony? Tym, że mięcho nie poszło do odcinka innego niż C&R? :[

  11. Właśnie tutaj chyba leży „pies pogrzebany”. Rybki małe, nie tam gdzie trzeba wpuszczone, papiery lewe. Wszystko nie tak. A gdzie był kolega Zawiedziony gdy to wszystko się odbywało? Mógł wszystko osobiście dopilnować!!!!!
    Szkoda że nie napisał: jeszcze żeby tej straży PSR i SSR nie było to świat byłby piękny!

  12. Witam kol . czaplasiwa- K. Kutt odpowiedz na pytania kolegi Zawieszonego :
    -dlaczego na stronie PZW nikt się nie podpisał pod zarybieniem?
    -dlaczego pisze o zarybieniu dwu latkiem a do wody wjeżdża duży pstrąg?
    Ja tam nie widzę żeby chodziło temu zawieszonemu o mięso, mięso przecież zostało wpuszczone jemu pewnie chodzi o rybki które powinny być wpuszczone a zostały podmienione.I nie ma odpowiedzialnych dodatkowo dziwne że się tak irytujesz.Co byś powiedział jak by ktoś wpuścił 1tone karpia w kroczku na łowisko specjalne zamiast ryby hodowlanej konsumpcyjnej to samo czyli odwrotnie.
    Prywatnie też zapytam ile ma w Polsce południowej pstrąg dwu letni tak z ciekawości „Przyjacielu wód” ?

  13. Co do informacji na stronie Okręgu się nie wypowiadam, bo nie należę do tego klanu i dostęp do niej mam taki sam jak wszyscy. Czemu nikt się pod tym nie podpisał? Ano trzeba zapytać ich.

    „-dlaczego pisze o zarybieniu dwu latkiem a do wody wjeżdża duży pstrąg?”
    To teraz ja czegoś nie kumam. To pstrąg był za duży czy za mały jak na dwu latka? Podobnymi była również zarybiana Szreniawa za czasów KPSz na odcinku C&R. Dobre to czy złe? W przypadku takich odcinków jeżeli chodzi tylko o połów bez zabierania ryb to wg mnie nie jest to złe wyjście. Mniejsze ryby wpuszcza się na innych odcinkach rzek aby spokojnie mogły dorosnąć. Wystarczy zobaczyć że podobnie jest na Rabie, Os Dunajec czy Os San. Podobną rybą została także zarybiona Biała Przemsza.

    „Prywatnie też zapytam ile ma w Polsce południowej pstrąg dwu letni tak z ciekawości „Przyjacielu wód” ? ”
    To pytanie najlepiej zadać ichtiologowi w Okręgu – Łukaszowi Sroce. Ja uznaję się za znawce w innej dziedzinie.
    Co do irytacji- hmm wynika ona z tego że jedni usiłują coś zrobić tak dla wód i innych kolegów goniąc z wiadrami i roznosząc ryby na jakiejś tam długości rzeki aby było w miarę równo rozłożone zarybienie / a nie z rękawa w kilku punktach/, a drudzy malkontenci tylko narzekają nie mając odwagi zadzwonić i dopytać u źródła. Nie mnie jest brać odpowiedzialność za działania ze strony Okręgu i ludzi go reprezentujących i decydujących o rzeczach w których ja nie mam nic do powiedzenia.

  14. Zawiedziony szukasz dziury w cały. Trzeba się było wybrać na zarybienie to byś miał jasność. Informacja o zarybieniu była podana wcześniej do publicznej wiadomości. Zawsze możesz zadzwonić do okręgu i porozmawiać z ichtiologiem lub dyrektorem i potwierdzić termin zarybienia. Byliśmy przy ważeniu i w każdej chwili możemy potwierdzić ilość i wielkość ryb. Rybki trafiły do wody w dobrej formie, gdyby było więcej osób do pomocy to oczywiście można je rozrzucić po większej powierzchni. To że jest zarybiany „no-kill” to oczywista sprawa. Po pierwsze ten odcinek można skutecznie chronić przed kłusownikami, po drugie od zawsze jest tam największa presja wędkarska no i oczywiście rybki tam pożyją nieco dłużej. Jak nie masz ochoty popracować dla Rudawy to przynajmniej nie obrzucaj nas błotem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *