Szukaj
Close this search box.

Z wędką w świat

Wędkowanie na różnych krańcach świata

Moje łowiska

Sprawdź, które łowiska są moimi ulubionymi.

Zobacz także

Tylko się nie śmiejcie

Moje rekordy…

Archiwum dat

Tylko się nie śmiejcie

Jak to jest z tymi rekordami? Podziwiamy, zazdrościmy, kwestionujemy. Zastanawiałem się, czy jest sens pokazania jakie złowiłem największe ryby, bo takie wielkie to one nie są, ale chyba zaświadczy to o mojej wiarygodności. Przy okazji, chcę zwrócić uwagę na trzy aspekty związane z okazowymi rybami. Po pierwsze, kwestia rekordu jest bardzo względna – wszystko zależy od zapatrywania. Czym innym jest złowienie ryby na spinning, a zupełnie czymś innym złowienie takiej samej ryby na muchę. Pół metrowy jaź złowiony sandaczowym sprzętem to nie ta sama ryba, co jaź tej długości „trafiony” smużakiem na żyłce 12-ce. Wszystko zależy też od miejsca. Regularne łowienie na spinning kilowych kleni w stojącej wodzie jest moim zdaniem znacznie trudniejsze niż łowienie takich ryb w dużej rzece, bo w malutkiej już niekoniecznie. Prawda jest jednak taka, że te powyższe niuanse rozumieją tylko pasjonaci, maniacy uważający wędkarstwo za rodzaj sztuki, czy wręcz czegoś mistycznego. Teraz rzecz druga – gdzie łowimy. Większość z nas jest amatorami. Łowimy gdy mamy czas, a że mamy go nie za wiele to nasze wypady kierujemy tam gdzie jest najbliżej. A nie każdy ma pod nosem Wisłę, Odrę czy zaporówkę, gdzie chyba najłatwiej o rekord, no może nie pstrąga ale ryb „nizinnych” na pewno. Więc nie ma co lekceważyć 30cm okoni, które ktoś wyciąga [i wpuszcza] z małego bajorka, bo inny wędkarz nie mający z taką wodą do czynienia, polegnie na niej z kretesem. I trzecia rzecz: nie znam osobiście osób, które są multirekordzistami – mającymi na rozkładzie okazy kilku największych ryb żyjących w naszych wodach [np. szczupak, sandacz, boleń, sum] – biorąc pod uwagę  powszechnie przyjęte normy dla danego gatunku. Najczęściej, ludzie mają na rozkładzie pojedynczą dużą rybę jednego, czasem dwóch gatunków, złowione na ogół totalnie przypadkowo. Jeszcze mniej znam ludzi, którzy rekordowe ryby łowią regularnie. To jest rzeczywiście sztuka. Na zakończenie zwrócę uwagę jeszcze na aspekt czasu. Bywa, że nie jeden „rekordzista” lekceważy złowiony „nasz” okaz i odwołuje się jakie on to nie ciągnął sztuki…20 lat temu. Trzeba więc mieć świadomość, że wszystkie oficjalne rekordy kraju w danym gatunku, są niejako w kategorii „open”.

Wspaniałe jest to, że każdy z nas może mieć swój rekord, z którym emocjonalnie jest związany, bo ryba była wielka, albo pierwsza danego gatunku. Tak czy inaczej to piękne wspomnienia. Poniżej prezentuję kolejne, coraz większe ryby jakie udawało mi się złowić z danego gatunku.