Szukaj
Close this search box.

VIII tura ligi spinningowo – muchowej 2020. Cholerzyn

Ósma tura ligi za nami. Kuriozalna była to rozgrywka. Raz się zdarzyło wprawdzie, że wygrała słownie jedna ryba, ale było to dawno temu, przy pogodowym Armagedonie jak na sierpień i przy najmniejszej obsadzie w historii naszej rywalizacji [tylko czterech uczestników w turze]. Niestety sytuacja się teraz powtórzyła. W mojej ocenie zaważyło „świetne” łowisko.  Potężna woda w Wiśle po opadach, nie za bardzo nadawała się do łowienia, szczególnie na W3 poniżej Przewozu. Osobiście byłem za przełożeniem terminu, lub łowieniem tak, jak jest. Przeważyła jednak opcja zmiany łowiska z czym się zgodziłem, bo miało to też za sobą konkretne argumenty. Ponieważ na październik wylosowano propozycję Bartka, kolega miał decydujący głos. Proponował starorzecze poza naszym okręgiem, ale okazało się, że pobliska rzeka nie wlewa się do niego jak zwykle, a płynie przez starorzecze, więc ta opcja, która miała wielu fanów – odpadła. Niewiele osób, ale silnie lobbowało za zbiornikiem Cholerzyn.  No i na tym stanęło. Jedyne dwa wg mnie, naprawdę logiczne argumenty za takim wyborem, to:

– nikt z nas tu nie łowił na przestrzeni co najmniej ostatnich dwóch lat poza Wojtkiem i Kubą, więc była to woda w sumie bardzo obiektywna

– byłaby to jakaś weryfikacja łowiska, którego w sumie nie znamy

Po tej turze chyba nawet sympatycy tej wody, wyleczyli się z niej, jako opcji rozgrywania ligi, a brązową i podniesioną o 3m nad normę Wisłę, będą wspominać , jako ewentualną szansę na jakiekolwiek punkty.

Mnie na samo hasło „Cholerzyn” otrzepuje. Byłem tam słownie trzy razy w życiu. Pierwszy raz w chyba drugim roku, gdy PZW wdrażało tam racjonalna gospodarkę – był kwiecień i poza chemicznie, nienaturalnie niebieską wodą, nie zobaczyłem nawet JEDNEJ rybki i nic oczywiście nie złowiłem. Następnie rok później zaliczyłem dwa stracone popołudnia [pojedyncze, rachityczne okonięta i wzdręgi max po 17 – 18cm]. Z drugiej strony jakaś ciekawość była, bo w końcu przez 2-3 lata racjonalnej gospodarki można zdziałać cuda 🙂

Mnie, poza żadnymi wynikami [ale może byłem nieudolny], najbardziej odepchnęły od tego zbiornika te dwie letnie wizyty. Nad wodą sporo wędkarzy. Stop – wróć: nad wodą sporo dziadów mentalnych. Dawno, poza Wisłą nie widziałem takiej zbieraniny, na oko już – ludzi bez uprawnień, bez skrupułów. W ogóle bez niczego poza tanim sprzętem z bazaru. Potwierdził to Wojtek, który wpadł na pomysł zrobienia tam kontroli [chyba jedynej jaka tu kiedykolwiek za PZW była]. Jak opowiadał, gdy pojawił się z dwoma innymi strażnikami, a ludziska zorientowali się, co jest grane, to nie zwijając sprzętu na dzień dobry kilkanaście osób przez trawy, krzaki  – byle szybko – spierniczało, gdzie mogło…

Coś tam musi jednak pływać, bo podczas sobotniego rozpoznania widziałem trzy bardzo przyzwoite auta [w sumie 6 wędkarzy z profesjonalnym sprzętem]. Zresztą pokazano mi kiedyś fotkę zrobioną przez świetnego spławikowca, który prezentował na niej [widać było, że to ten zbiornik] ładne parę kilo ryb z czego 8 -12szt. lekko spełniało nawet nasze wyżyłowane kryteria. Były to głównie wzdręgi, jakiś okoń i chyba 2-3 płocie. Ale poza tym wynikiem nic dobrego o tej wodzie sam nie słyszałem. W porównaniu z innymi w znacznie lepszej sytuacji byli wspomniani Wojtek z Kubą, których nie nazwałbym wielbicielami tego zbiornika, ale bywalcami już tak, choć nie wiem czemu tam jeżdżą, bo nigdy niczym konkretnym, nawet jak UL mi się nigdy nie pochwalili. Nie liczę szczupaka, bodajże 56cm którego wyjął Wojtek – jedna taka ryba na dwa-trzy lata , to przepraszam – coś jest nie tak.

Moje zdanie o tej wodzie jest następujące: jest tam totalnie zaburzona równowaga pokoleniowa poszczególnych gatunków. Są bardzo, bardzo nieliczne okazy, dopuszczająca  ilość ryb małych i bardzo małych, oraz znikoma liczba ryb średnich i dużych. Kiedyś jeden z kolegów, którzy łowili tam za poprzedniego użytkownika, gdy się dowiedział, że woda przeszła w ręce PZW, powiedział mniej więcej tak: niezależnie, że cudów tu nie było, to sezon, góra dwa i będzie po tej wodzie. Tyle w temacie.

Jaki ten zbiornik jest? To mniej więcej kilkanaście hektarów wyrobiska po piasku pośród łąk, o znacznej średniej głębokości. Myślę że około 4-5m, choć trafiłem na miejscówki lekko pod 9m. Ponoć są głębsze. Woda ta pozbawiona jest prawie całkowicie roślinności zanurzonej, co jest chyba wynikiem tego, iż latem przejrzystość wynosi tam zaledwie  z 20cm. Na dnie nie ma nawet…szlamu. Technicznie więc łowi się łatwo: nic się nie czepia kotwiczek, a samych zaczepów prawie nie ma. Na tyle, ile czasu poświęciłem na sobotni trening, to w zasięgu rzutu nie ma jakichś atrakcji w postaci szczególnie urozmaiconego dna.

A, wspomniany trening. Nic mi nie dał. Złowiłem 9 okonków – karzełków, choć nie tylko małymi wabikami łowiłem.

(fot. A.K.)

Choć miałem na 6cm gumę/3g około 40m od brzegu przepiękne pobicie. Hamulec był  ewidentnie za słabo dokręcony i ryba – wydaje mi się – nie tyle spięła się, co puściła wabik. Rafał, którego spotkałem miał podobny wynik, a także Maciek, tyle, że bez kontaktu z czymś choć trochę większym.  Nawet napisałem do wszystkich, iż wg mnie są dwie opcje:

– ta bardziej prawdopodobna, że wszyscy zejdziemy z zerem

– zapunktuje jedna, może dwie, góra trzy ryby, ale raczej będzie to jakiś sandacz albo szczupak

I bardzo mało się pomyliłem.

Spotkaliśmy się o 7.00 w trzynaście osób, zachowując w miarę rozsądku te wszystkie bzdurne wymogi, co by się jakiś kosmita nie przyczepił, że jest nas więcej niż dziesięć osób. Aura była wyraźnie lepsza – pierwszy raz od tygodnia nie dość, że nie padało, to wyjrzało…słońce. Choć było już zimno, nawet jak na październik. Gdy zaczynaliśmy – tylko 3 stopnie, potem 9, ale grubo wiało, więc odczuwalnie dużo mniej. Nie mniej pogodę, przynajmniej na okonie, oceniłbym jako całkiem niezłą. Co istotne – czwartą dobę panowało stabilne, przeciętne dla okolicy ciśnienie [leniwy wzrost o 2 hPa w dniu tury], co ma nieczęsto miejsce przez w sumie dość długi czas.

Strat miał miejsce o 7.30. Tuż przed rozpoczęciem dostaliśmy jeszcze najnowsze wabiki od naszego sponsora. Tym razem Fishchaser miał dla nas bardzo duże modele robali. Ci, których nie było, niech się przypomną – czekają dla nich paczuszki.

(fot. K.N.)

Łowiliśmy pięć godzin, jak zawsze na wodzie stojącej. Korzystając z ciszy, którą potem miał i rzeczywiście przerwał silny wiatr pd-zach, muszkarze chwycili za muchówki. Z kolei kilku z nas [m.in. i ja] postawili w te pierwsze dwie godziny na jakieś solidne, pewnie jedno branie ale czegoś grubszego. Kumple, widząc mój zestaw z gumami po 15cm, czy spory, bardzo głęboko schodzący  wobler- krąp, chichrali się, że pierwszy raz widzą mnie z czymś takim…

Złowiliśmy wspólnie do końca tury około setki ryb trzech gatunków: okoni, szczupaków i wzdręg. Tylko ważne – przed prawie każdą z tych ryb trzeba by dodać słowo „mikro”. Najlepiej nazwał to Jacek: „dobrostan Cholerzyna”.

(fot. J.Ś.)
(fot. J.Ś.)
(fot. J.Ś.)

Wyjątkowo będę pokazywać te „okazy” w tym wpisie, bo PZW powinien się na coś zdecydować: albo tępa, dominująca część członków związku będzie mogła zabierać jak leci i ile dusza zapragnie [ale wtedy tonami powinni sypać ryby w wodę], albo zastanowić się nad realnymi zmianami. W innym wypadku szlag ich trafi [myślę o włodarzach i bezrefleksyjnej hołocie z wędkami], podobnie jak system, który na naszych oczach się wali…

Ponieważ nie mam w sumie o czym pisać, a nie chce mi się pastwić na racjonalną gospodarką, oddam głos kolegom.

Krzysiek: Na Cholerzynie byłem po raz pierwszy, łowisko zupełnie mi nieznane.  Co do samego zbiornika – wrażenia pozytywne, byłem zaskoczony na plus. Łowisko wraz z otoczeniem przyjemne dla oka, sam zbiornik ma potencjał, jest zróżnicowany, miejscami naprawdę głęboki, brzegi porasta roślinność wodna. Dno z małą ilością zaczepów, raczej twarde, gliniaste. […]  Aura na samym starcie pozytywna – lekki chłodek ale bezwietrznie, zaczęło pokazywać się słońce. Widać było żerujące wzdręgi, które oczkowały przy powierzchni, niestety działo się to daleko poza odległością rzutu. Zacząłem na lekko, i już w pierwszym rzucie na miniaturowego twisterka motoroil siadł okonek…wielkości palca. Zaraz potem dwa następne. Godzinę po starcie pogoda zepsuła się: zaczął wiać przejmujący zimny wiatr połączony z przelotnym deszczem – i tak już do samego końca tury. [nie do końca bo ostatnie 30 minut to silne słońce i sporo błękitu – mój dopisek]. Spróbowałem więc łowić ciężej – w ruch poszła druga wędka do 28g z wklejaną szczytówką, a do boju posłałem to, co było w pudełku – gumy 7-10cm, koguty a nawet cykady. Uparcie przeczesywałem metr po metrze przez kolejne 3 godziny, podbijając gumę po dnie metodą z opadu. Niestety bez kontaktu z rybą. Na ostatnią godzinę wróciłem do ultra lekkiego zestawu, co przyniosło efekt w postaci okonia 22,5cm, który pokusił się na turlaną po dnie fioletową jaskółeczkę.

(fot. K.N.)

Nie liczyłem na wiele i nie rozczarowałem się. Słyszałem że zbiornik w Cholerzynie jest mocno przekłusowany i że czasy jego świetności minęły. O ile się nie mylę, poprzednim włodarzem było MZW, i za ich czasów było to dobre łowisko. Oni potrafią dbać o swoje wody, łącznie z drogami dojazdowymi (przykład MZW Brzegi). Obecnie zbiornik przeszedł pod władanie PZW. Nie jest kontrolowany. To, że na kilkunastu doskonałych wędkarzy z naszej Ligi nie zapunktował na nim praktycznie nikt, jest najlepszym świadectwem i weryfikacją tej wody. Dawno na turze nie było tak słabych wyników (zapunktowała tylko jedna osoba i to jedną rybą!). Doskonałe towarzystwo na turze i spotkanie z kolegami wynagradza  jednak nawet najsłabsze wyniki wędkarskie.

Robert: Mam podobne odczucia jak Krzysiek. Łowisko nawet ciekawe, przyjemnie się spinninguje z racji braku zaczepów. Szurając po dnie przez 5 godzin nie urwałem ani jednej przynęty. Niestety woda jest głęboka i chyba nieszczególnie zasobna w drapieżniki. Pewnie z dobrym rozpoznaniem, trafiając na dzień kiedy ryba bierze można by zrobić niezły wynik. Byłem na łowisku pierwszy i raczej ostatni raz. Mam dużo bliżej bardziej rybne łowiska o podobnym charakterze. Przez większość czasu łowiłem ultra light`em w poszukiwaniu okoni. Złowiłem kilka sztuk, największy 22 cm. Do tego jeden mały szczupak wyskoczył z trzcin, dałem mu luz i szybko się uwolnił. Łowiłem głównie Pintail`ami od Fishchaser`a na główkach od 1 do 3g. Około godziny poświęciłem na szukanie większych ryb na 7-9cm przynęty, nie doczekałem się jednak brania. Gratulacje dla Adama. Tak obstawiałem, że jeśli ktoś coś wydłubie z tej studni to prawdopodobnie on 🙂

Tomek: Wrażenia z tej tury mam podobne jak Krzysiek i Robert. Łowisko w odbiorze wizualnym nie najgorsze, niestety ryby jakieś takie nienachalne. Kilka cherlawych okoni i jeden cherlawy szczupak (ok. 40 cm) (nie załączam zdjęć, bo do głowy mi nie przyszło, żeby te okazy „dowodować”). Wszystko na przynęty Fischaser`a.   Łowiłem tu wcześniej 1 raz, ponad 10 lat temu. Wrażenia podobne. W cyklu 10-letnim do zniesienia, ale częściej nie polecam …;) Adam, gratulacje ! Ty to jesteś fachowiec:)

Bartek: Udało mi się złowić  pięć okoni, niestety żaden z nich nie był większy niż 22 cm. Dwa z nich (krótsze) złowiłem na samym początku na zachodnim brzegu zbiornika, natomiast kolejne trzy jeden po drugim nieco później, z północnego brzegu.  Byłem pierwszy raz na tym zbiorniku. I podobnie jak koledzy – pomimo słabych wyników pozytywnie go oceniam. Władze PZW powinny się zainteresować gospodarką zarybieniową Cholerzyna, bo w mojej ocenie w dłuższym horyzoncie czasu mógłby stać się alternatywą dla najbardziej obleganych zbiorników w regionie krakowskim. No i oczywiście – jeszcze raz gratulacje dla Ciebie Adam. Klasa!

Maciek: Łowiłem cały czas pod okonia, złowiłem z dziesięć  okonków i trzy szczupaczki. Zapowiadało się optymistycznie, bo na początku miałem okonia , któremu brakło pół centymetra.  Potem  jednak wylądowałem na prawie 5 godzin w rybim przedszkolu czy raczej żłobku.  Łowisko trafia na czarną listę „nigdy więcej”.  Gratulacje dla Adama! 

Kuba: 7 okoni i szczupaczek 35cm.

Rafał: Pierwszy raz łowiłem na Cholerzynie. Trening i same zawody to było łowienie okoni z nadzieją, że któryś przekroczy te 25 cm. Nie udało się. Kilkanaście okoni ale największy miał 23 cm. Na treningu w sobotę miałem niemal identyczny wynik. Najwięcej okoni złowiłem na jaskółkę podbijaną w toni ale w pobliżu dna. Co ciekawe te nieliczne okonie, które złowiłem brały zdecydowanie. Mimo dość urozmaiconej linii brzegowej pod wodą monotonia. Odliczając czas tonięcia przynęty uznałem, że w zasięgu rzutu mam około 8 metrów i tak było w większości miejsc z nielicznymi wyjątkami. Znalazłem tylko jedno miejsce z zaczepami. Żaden okoń nie wziął mi na ośmiu metrach, wszystkie na płytszej części stoku lub na tych nielicznych wypłyceniach. Mimo to sięgnąłem po drop shot i w odległości niedostępnej dla jaskółki miałem kilka brań. Żadnego nie zaciąłem. Po większości tur mam wnioski, że coś mogłem zrobić inaczej, że coś muszę poprawić, a po tej mimo zera, nie mam sobie nic do zarzucenia. Nie chciałbym aby kiedyś znowu to łowisko zostało wylosowane.

Wojtek:  Złowiłem 5 okoni – największy miał 20 cm oraz szczupaka 45cm. 

(fot. W.F.)
(fot. W.F.)

W pierwszych 30 minutach łowienia miałem fajne branie ściągając zestaw do linii trzcin. Ryba uderzyła w 7 cm jaskółkę, jednak bez  zacięcia. 30 min orania tego odcinka nie dało już nic. Często zmieniałem miejscówki. Łowiłem dwoma wędkami – UL oraz drugim zestawem pod szczupaka. 

Zygmunt: Cholerzyn, cóż za piękne wiadro! Mając w pamięci mój wyjazd dwa dni wcześniej na wstępne rozpoznanie łowiska, stawiałem na niewielkie przynęty i próbę skuszenia ewentualnego białorybu. Po przyjeździe na miejsce zbiórki widoczne było powierzchniowe żerowanie ryb, również o większych (punktowanych?) rozmiarach. Najpierw w ruch poszła muszka sucha z imitacją ochotki na skoczku. Niestety, oczka były, jednak coraz rzadsze i zdecydowanie poza zasięgiem mojego rzutu. Po niecałej godzinie dmuchnęło, świsnęło, pokropiło i oczka się skończyły. Następnie kusiłem ryby na nimfy oraz różne kombinacje z muchami mokrymi i streamerami. Poszukiwałem aktywnych ryb zarówno pod powierzchnią, w toni jak i przy dnie. Wyniki miałem jak wszyscy, tj. kilka okoni z czego największy zapewne ocierał się o granicę 15 cm. Nawet w ostatniej konkurencji niestety zostałem pokonany przez Michała, do czego załączam stosowne zdjęcia (co prawda twierdził, że wymiar toruńskiej wynosi minimum 35 cm, ale jednak miał większy okaz!).

(fot. Z.B.)
(fot. Z.B.)

Michał: Ja niestety nic nie wniosłem swoją osobą do zabawy. Jak dla mnie porażką się nie łamię, bo okoni nie łowię – pasuje się podszkolić. Gratulacje Adamie!

P.S. Chciałbym zgłosić nieregulaminowe zachowanie: Wojtek odstąpił swoją „zwyczajną” Maćkowi 🙂

Piotr: Ja zgłaszam totalne zero. Kilka mikro okoni, nawet najgrubsze asy z pudełka nie odmieniły losu. Niestety uważam, że Wisła o stanie graniczącym z wyjściem z koryta dawała nieskończenie większe szanse na rybę, i to grubą. No cóż, c’est la vie.

Co powiedzieć? Jak widać pod koniec górę wzięły żarty i sarkazm.  I dobrze, bo można by oszaleć z takimi wynikami.

Tak, jak mnie niezmiernie ucieszyła wygrana [dla odmiany poprzedniego zera we wrześniu], tak trochę zawstydzają gratulacje kumpli. Taki fuks mógł się trafić TUTAJ każdemu. Już nad wodą mówiłem: na zawodach jedna ryba na punkty – przypadek, dwie – kupa szczęścia, trzy i więcej – był patent na dzień i wodę. Nie mniej dziękuję za uznanie.

Bez bicia piany kilka zdań o tym, co mnie spotkało. Jak napisałem powyżej, pierwsze około 90 minut łowiłem może nie tyle bardzo ciężko, co na spore wabiki. Nic. Co najwyżej wypływały za nimi stadka okonków po 15cm. Tylko raz serce zabiło, gdy dużą gumę podszczypywały na zmianę cztery okonie. Dwa niewielkie, jeden zauważalnie większy i ten trzeci, który raczej przekroczył zaporowe 25cm. No i stanęły pod nogami. Najszybciej i najspokojniej jak umiałem zamieniłem przynętę na mały ripper. Branie było od razu, ale wziął jeden z tych mniejszych…

(fot. A.K.)

Około 9.30 przezbroiłem się w szybki, ale o płynnym ugięciu kijek do 6g wyrzutu, pletkę 0,02mm i wabiki od 1g do 5g. Głównie jaskółki, małe ripperki i zwykłe okoniowe twistery, oraz malutka cykada. Generalnie łowiłem jak nie ja: bardzo szybko i bardzo agresywnie podskakiwałem wabikami  nad dnem, jak i w toni. Byle przeczesać jak największy obszar wody. Na pierwszy ogień poszedł właśnie typowy, calowy twister motoroil na aż 5g. Przy pierwszym poderwaniu było silne branie, sekunda-dwie nadziei. Ale już po chwili brak charakterystycznych targnięć, a zamiast tego jednostajny silny opór. Była jeszcze ułuda, bo przy głębokości poniżej 5m i odległości minimum 40m, ciężko na takim sprzęcie szybko oszacować jaki ten szczupak jest. No i zęby…Holowałem go jak odbezpieczony granat, ale na marne, bo miał tylko 50 – 52cm [tylko go przyłożyłem do kija, bez dokładnego pomiaru]. Był największą rybą tury, co tylko potwierdza dobrostan tej wody…

(fot. A.K.)

Do 12.00 zaliczyłem sześć miejscówek z czego dwie po dwa razy, wyjąłem powyższego szczupaka i siedem okonków. Jedynym, wartym zaznaczenia momentem było, po rzucie z wiatrem jaskółki na 1g i celowym jej prowadzeniu pod powierzchnią, silne, powiedziałbym nie okoniowe branie. Wabik był prawie ściągnięty z haczyka, lecz ryba się jakby nawet o niego nie otarła. Żadnych śladów zębów. Może jakiś kleń o ile tu są?

Bazową jednak przynętą w tym lekkim łowieniu tego dnia, był dla mnie średni [5,5cm], zielony Pintail Fishchaser`a na 3g.

Około południa „nadejszła wiekopomna chwila”, jak mawiał filmowy Pawlak: wiatr rozpędził sporo chmur, pojawił się błękit i silne słońce. Akurat zmieniałem miejscówkę na ostatnią jaką zaplanowałem. Byłem nie tyle pogodzony z losem, co jakiś taki spokojny. No i faktycznie, powiedziałem sobie -kiedy, jak nie tu i nie teraz? Jeszcze bez pośpiechu wypiłem kubeczek ciepłej herbatki. W miejscu gdzie byłem, wiatr wiał akurat wzdłuż linii brzegowej. Po około 10 minutach rzucania, jakieś 5m ode mnie i z 2m od brzegu [głębokość z 1,5m] miałem trzy relatywnie silne uszczypnięcia gumki, raz za razem. Wyglądało na coś ciut większego. Bez namysłu spod kijka rzuciłem tak ze dwa metry. Natychmiastowe brania i wyjmuję ósmego okonka. Typowe tu, chude jak nigdzie indziej, gdzie łowię  – 15cm. Od razu myśl – taki nie mógł tak szarpnąć. Ponawiam rzut i kolejne branie. Od razu wiedziałem że punkty tego dnia jakieś będą. Kilka sekund i był w podbieraku.

(fot. A.K.)

 Paszcza mi się cieszyła, jakbym wygrał luksusowy samochód. Taki uśmiech losu…

Po wypuszczeniu ryby wykonałem rzut mniej więcej po kierunku tego z tymi szczęśliwymi uszczypnięciami. Po kontakcie z dnem silne podrywania i gaz, gaz, gaz. Naprawdę szybko, jak na takie łowienie. No i mam taką bombę, że w pierwszej chwili uznałem, że wabik wszedł między dwa głazy. Po czym coś tam zakołysało lekko w wodzie i.. puściło gumkę.

Ta, jak i ryba z poprzedniego dnia podczas treningu, pokazują, że po coś jacyś bardziej wyrobieni wędkarze tu jeżdżą, nie mniej nie ratuje to w moich oczach tej wody. Dramat.

Jako ciekawostkę powiem, iż w tym samym czasie, dwóch świetnych wg mnie wędkarzy łowiło na chyba najlepszym około krakowskim łowisku okoniowym. Jeden miał jedno branie, drugi…trzy. Obaj byli bez ryby w ręce. Myśmy jakieś brania mieli, mikro ryb sporo i to nawet nie na mikro wabiki, co tylko wskazuje, że jest tu raczej kiepsko.

Wyniki tury:

– nieobecni: Dominik, Jurek i Brandy – po 10,5 pkt [kolejna więcej niż trzecia nieobecność] oraz Tommy, który pierwszy raz nie był – 9,5 pkt

– zerujący: Zygmunt, Jacek, Michał, Robert, Kuba, Wojtek, Bartek, Krzysiek, Piotrek, Maciek, Tomek i Rafał – po 9,5pkt

Jak już wiecie – wygrałem przeszczęśliwie – 1 pkt – okoń 32cm [103 małe pkt]

Ta tura w ogólnej klasyfikacji zmieniła niewiele, aczkolwiek znów zmienił się lider. Ponownie wyszedłem na prowadzenie. Oczywiście nie mam obiektywnego stosunku do naszej zabawy, ale tegoroczna edycja, odcinając emocje, jest dużo bardziej wymagająca. Zazwyczaj ktoś obejmował prowadzenie i już do końca go nie oddawał. W tym roku prowadzący zmieniał się już aż sześć razy: najpierw Michał, potem Jacek, następnie Maciek, potem ja i znów Maciek, a teraz kolejny raz ja. Ale to właśnie mnie cieszy i daje jeszcze większe emocje. W tym gronie wygrać miejsca tak do 6-7 nie jest żadnym obciachem, bo jest paru tęgich wędkarzy, którzy – myślę i w znacznie szerszej stawce wysoko zawiesiliby poprzeczkę.

Przy obecnej ilości punktów jakie kto z nas ma i tylko dwóch turach, które mamy do końca, to o pierwsze miejsce realnie pościgamy się z Maćkiem we dwóch.  Gdybym to ja wygrał, to miejsce drugie jest nadal w zasięgu czterech osób. Jeśli przegram, to o miejsce trzecie powalczą Jacek, Zygmunt, Robert i Piotrek. No, chyba, co nie jest nierealne – pojawią się jakieś totalne sensacje [zero kogoś z czołówki przy dużej ilości punktujących pozostałych uczestników], to sporo może się jeszcze zmienić.

Jedno jest pewne: takiej „studni”  jak na Cholerzynie już nie będzie 🙂

 

19 odpowiedzi

  1. Bardzo dziwię się uczestnikom waszej zabawy że przestraszyli się dużej wody na Wiśle.. wyniki i aktywność ryb z zębami były mega przez ostatni tydzień 🙂 Jak znajdę chwilę może coś skrobnę i podrzucę kilka fotek mailowo 😉

    1. Wiemy, a przynajmniej niektórzy wiedzą. Przy czym rozróżnijmy dużą wodę na wiadomym odcinku Wisły, a na tym gdzie my mieliśmy łowić [dość mocno zawężonym]. Choć przyznaję – byłaby i tam szansa. Dwa dni przed turą kilku z nas + jeszcze znajomi było wieczorkiem [w sumie 7 osób] i kazdy miał przynajmniej jednego sandacza 60+, przeważały 70-ki, padła 90-ka. Ale chętnie po podziwiam efekty innych.

    2. Oj w żadnym wypadku nikt się nie przestraszył. Oczywiście bezpieczeństwo też było argumentem za zmianą łowiska, nikt podwodną częścią opaski by zostać nie chciał. Najbardziej wszyscy nie chcieli łowić w warunkach takich jak w maju. Dyskusja co do zmiany toczyła się trzy dni, niestety za wielkiego wyboru nie było, a łowienie w wodzie z tęczakami wrzuconymi dzień wcześniej było by niemiarodajne, tak jak łowienie na bardzo wysokiej Wiśle. Padło na Choleżyn bardziej z ciekawości, chociaż wszyscy spodziewali się co mogą zrobić „głodujący” z populacją czegokolwiek większego od dłoni…
      Oczywiście kolega łowił poniżej mostu w Niepołomicach? Z tego co wiem aktywne ryby przez ostatni tydzień były gdzie indziej…

  2. Jak sobie przypomnę to łowisko za pierwszego gospodarza- Józefa Jeleńskiego, to aż się płakać chce. Łowisko tęczakowe, z grubymi okoniami(45+ cm)…

      1. Z tego co pamiętam, kopalnia za bardzo budziła wodę. Zaczęli zwozić grunt z różnych budów (porównaj zdjęcia satelitarne) w Krakowie i niezbyt się dało z nimi porozumieć. Interes zwyciężył i dzierżawca sie poddał.

      2. Zapewne straty wynikające z kłusownictwa oraz odległość od domu. W warunkach polskich to takie łowisko trzeba mieć pod domem, najlepiej ogrodzone zasiekami….

  3. Hehehe zasiekami pod prądem:) Znam dosc dobrze Cholerzyn. To mekka klusownicza.
    W ostatnich latach przeżyła według mnie istny najazd mięsiarzy (czyt. członków PZW) . i ziomeczkow z okolicznych wiosek , ze sie poddała całkiem..
    Okonia byla tam ilość nieprzyzwoita . Na bank do dzis sa okazy , ale poświęciłem tam troszke wyjazdów za czasów MZW i początków Pzw ( widzialem ze to ostatni gwizdek) i nie udało mi się przechytrzyć duzego garba. Owszem lapalem ryby +- 30 , ale właśnie nic wiekszego. Musiałbym tam poświęcić więcej czasu zapewne ..ale tego nie zrobiłem. Obecnie raczej się tam nie wybiorę. Mam blizej domu lepsze lowiska. Zaluje jednak ze nie pojechałem na tą ture.

  4. Taka refeleksja, dotycząca reacjonalnej gospodarki rybackiej prowadzonej przez PZW – łowiąc na turze na cholerzynie nie zauważyłem żadnej drobnicy, zauważyłem za to mnóstwo skarłowaciałego okonia – stada okoni wielkości palca. Te obserwacje potwierdzają stali bywalcy Cholerzyna. Równowaga rybostanu jest mocno zachwiana. Te okonie praktycznie zżerają się nawzajem. Wodę jak wiadomo przejął PZW i od 2 lat zarybia. Sprawdziłem jak i czym.
    -Oczywiście króluje karp kroczek w ilości bezkonkurencyjnej (dla dziadów miesiarzy)
    -Pojawia się 100kg karasia (bo tani a robi liczbę w operacie)
    jest 2000 szt sieji (skąd moda w ostatnich latach na zarybianie wszystkich wód stojących w okręgu sieją? Kto kiedyś złowił sieję?)
    -Jest uwaga…5 kg węgorza (bo drogi)
    -157kg narybku szczupaka (w porządku, bo jesienny)
    -8 000 szt narybku letniego sandacza – obstawiam że ten narybek został zeżarty przez skarłowaciałego okonia w ciągu tygodnia, jaki sens? Wyrzucanie pieniędzy w błoto.
    Nie jestem ichtiologiem, ale na zdrowy rozum -Czy nie lepiej wpuszczać 500szt. narybku jesiennego sandacza (wiadomo- jest znacznie droższy), co roku przez kilka lat, który nie da się zeżreć a z czasem podrośnie, zacznie się żywić skarłowaciałym okoniem i wraz ze szczupakiem przywróci zdrową równowagę w zbiorniku w populacji okonia? Dodatkowo zarybić drobnicą zamiast sieją, dajmy na to ukleją, płocią czy kiełbiem? Może rybostan naszych wód nie jest niszczony jedynie przez PZW ale także przez tych którzy narzucają im durne operaty (czy jak to se tam nazywa, chodzi o limity ryb wpuszczanych, z ktorych PZW musi się wywiązać).

    1. To są Krzychu uwagi do osób które chciałyby coś zmienić. Oni chcą tylko trwać na obecnych zasadach. Gdy sugerowałem zarybienie Krzeszówki kiełbiem lub strzeblą, to Fornalik odpowiedział: „nikt nie oferuje takiego materiału zarybieniowego”. Im nawet nie przyjdzie do głowy przedzwonić latem do PZW Bielsko i choćby z moją pomocą i paru innych ludzi [tu bym czas poświęcił z ciekawości co będzie] i na Sole odłowił choćby i 10 tys dorosłych strzebli, Jest ich tam masa. Albo tysiące kiełbi ze Stradomki. Trzeba by chcieć…

      1. „nikt nie oferuje takiego materiału zarybieniowego”. Po co PZW ma kupować taki materiał skoro go już posiada. Jest gospodarzem różnych wód, wystarczy odłowić dany gatunek z jednej wody którą PZW gospodaruje i zarybić nim kolejną wodę, gdzie tego gatunku jest brak. a może PZw powiinien pomyslec o stworzeniu wlasnych ośrodów zarybieniowych? I zarybiac rzeczywiście racjonalnie. Nie wpuszczać narybku sandacza do Cholerzyna (czytaj nie sandacza, ale pokarmu dla tabunów skarłowaciałych okoni, dość luksusowego). Kolejny przykład – Zarybiają wody stojące na wiosnę drogim narybkiem, a następnie wpuszczają do tego samego zbiornia hordy wygłodniałych tęczaków które dziesiątkują ten ogłupiały narybek zanim zdązy się zaaklimatyzować. Następnie ten tęczak przez pare kolejnych tygodni zostaje wyłowiony przez tabuny zjeżdzających się po niego wędkarzy i dostaje w łeb, jako gatunek obcy.

        1. Panowie, nie chcę wyjść na obrońcę PZW, ale pamiętajcie że trzymają nad nim pieczę Wody Polskie. One, wraz z Urzędem Marszałkowskim, opiniują czy operaty rybackie są wykonane prawidłowo czy nie. I im wisi totalnie to, czy zarybienie się uda czy nie- hajs się ma zgadzać. A za zarybienia ponad operatowe są w stanie straszyć odebraniem wody. Tak samo, żadne działania renaturyzacyjne, budowa tarlisk czy inkubatorów- nie liczą się w ogóle. Nie mogą też od tak wykonać sobie odłowu ryb z obwodu.
          Takie uroki bycia współdzierżawcą, z totalnie oderwanymi od rybackiej rzeczywistości, instytucjami nad sobą.

          *tyczy się to wód płynących. W przypadku zbiorników zamkniętych dzierżawca ma znacznie większą swobodę. Kwestia tylko czy PZW jest właścicielem czy tylko dzierżawcą.

          1. Pewnie masz rację. Choć może naiwnie uważam, iż jeśliby włodarze okręgu nawet nie mogli czegoś tam zrobić, to choć popłakaliby w rękaw naszej społeczności, że są tak i tak blokowani. Natomiast mam wrażenie, iż wszystko zawsze odbywa się w szemranej ciszy…
            Nomen omen – chodzą słuchy po mieście o jakimś totalnie zwariowanym pomyśle odnośnie odcinka Wisły: Przewóz – most w Przylasku. Pomysł ponoć podrzucony przez człeka z Wód Polskich… Jeśli byłaby to prawda i prezes na to by poszedł, to moim zdaniem będzie burza. Jak się czegoś dowiem na pewno – dam znać.

  5. Właśnie Adamie, trzeba by TYLKO chcieć. Trzeba by chcieć doprowadzić do rozbiórki niepotrzebnych progów na Skawince, Cedronie czy Prądniku. Trzeba by chcieć powalczyć o zredukowanie liczby kormoranów, które co roku przylatują w okresie jesienno-zimowym nad nasze wody. Trzeba by chcieć zadbać o wody budując tarliska dla pstrągów czy krześliska dla sandaczy i okoni. Trzeba by TYLKO chcieć…

  6. Były niedawno takie „akcje”z introdukcją strzebli i nawet zakonczone sporym sukcesem. Mogę podpowiedzieć co i jak…
    Jeszcze niedawno sporo strzebli pływało w górnym biegu Krzeszówki i na połączeniu Eliaszówki z Czernką,myślę,że są tam dalej…

    1. To jestem zaskoczony tymi strzeblami w Krzeszówce. Owszem w latach 80-ych była jakaś eksplozja głowaczy albo ślizów [masa drobniutkich po tarle ryb dennych – nie umiałem ich złapać], równocześnie w tym okresie na wysokości Pisar mnóstwo było ciernika. Strzeble spotykałem wyłącznie w pobliżu rowu – strumyka który spływa po zboczach z rejonu Żbik/Siedlec i wpada do Krzeszówki właśnie na wysokości Pisar i on był takim matecznikiem tego gatunku. Łowiłem je tam regularnie gdy z siatką na ryby akwariowe przeczesywałem okoliczne wody, patrząc co w nich żyje. Nigdy nie były większe niż 5-6cm, a przynajmniej nigdy większych nie złowiłem. Ostatnie widywałem na połączeniu z Krzeszówką mniej więcej wtedy, gdy obserwowałem ostatnie tarło lipienia [2002r]. Chyba, że są w którymś ze zbiorników oczyszczalni w Krzeszowicach i co jakiś czas jakaś ich ilość wpada do Krzeszówki…

  7. Najłatwiej je (strzeble) zaobserwować poniżej tego betonowego progu na Eliaszówce(100m powyżej połączenia z Czernką),który widać z drogi jadąc w stronę klasztoru w Czernej.

    1. W tym sezonie raczej nie ale zrobię tam wypad z dziećmi w przyszłym sezonie [maj, czerwiec]. Byłbym zdziwiony. Ja tam łowiłem małe 5-6cm rybki nawet do kubków po jogurcie ale to były zawsze malutkie pstrążki z naturalnego tarła, które ma tam miejsce. I one w okresie wakacyjnym mają właśnie te 5-7cm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *