Szukaj
Close this search box.

Smużaki – przegląd wybranych

Jeden z Czytelników przypomniał mi, że kiedyś zapowiadałem tekst o smużakach.  Słowo się rzekło, więc zamieszczam wpis na ten temat. Pierwotnie ten tekst miał być swego rodzaju rankingiem tego typu przynęt. Biorąc jednak pod uwagę, iż jak każdy – mam swoje ulubione wabiki tego typu, siłą rzeczy inne, niekoniecznie gorsze używam znacznie rzadziej i gdybym się oparł tylko na wynikach prywatnych, to niektóre modele wypadłyby blado. Niezasłużenie. Niech będzie więc – przegląd.

Czym jest smużak? Tu znów pewnie będę mieć bardzo subiektywną definicję, na dodatek mało precyzyjną. Mam tu dwa wyznaczniki. Po pierwsze smużak to wobler pracujący dosłownie na powierzchni .  Co to oznacza? Kiedyś za smużaki uważałem przynęty, które mając imitacje odnóży, przy odpowiedniej wprawie dało się niezwykle delikatnie prowadzić dosłownie na tych łapkach. Ślad był niezwykle subtelny, gdyż te pierwsze żuczki albo nie miały steru, albo był on symboliczny. Inne, znacznie bardziej hałasujące i relatywnie duże wabiki nie były dla mnie smużakami, ale pewnie tak twierdziłem, gdyż moje pierwsze doświadczenia z tego rodzaju woblerami miałem na wodach stojących i faktycznie te wyraźnie pracujące były tam bezwartościowe.

Drugim wyznacznikiem jest udawanie przez smużaka owada.

No już tu można się spierać, czy np. najmniejszy wobek Lipki [mój jaziowy „numero uno”] jest smużakiem, czy nie jest… Skoncentrowałem się w poniższym tekście jednak na tych „typowych” – z bardzo małymi sterami w stosunku do swoich proporcji i takich, którymi pod wodą, szczególnie głębiej niż te 20 – 30cm raczej nie połowimy.

Jeszcze niedawno twierdziłbym, że najlepszy smużak to możliwie mały, tonący wabik. Dziś nie mam zdania w temacie tonących – pływający, nie mniej twierdzę, iż zachowanie rozmiarów odpowiadających prawdziwym owadom mam znaczenie.

Kilka spostrzeżeń:

– smużaki uważam za piękne wabiki, ale nie lubię tak łowić. Powód jest jeden: mam niewiarygodnie małą skuteczność. Nigdy tego nie zsumowałem, ale biorąc pod uwagę zeszły sezon, gdy dość mocno powróciłem do tych przynęt po  jakichś siedmiu latach, nie licząc pojedynczych epizodów po drodze – skuteczność w 2019r miałem na poziomie może 10%, a uważam że niski stan wody sprzyjał takiemu łowieniu. Pokaźnych chlapnięć, cmoknięć, silnych szarpnięć miałem masę. Kiedyś myślałem, iż większość tego rodzaju woblerów jest zwyczajnie za duża i dlatego ryby się nie zacinają. Potem wydawało mi się, że lepsze są jak najmniejsze kotwiczki. Dziś stoję na stanowisku, że lepsze są trochę za duże 🙂  Nie próbowałem, ale wydaje mi się że warto byłoby przetestować dwa patenty: kotwiczkę na 2-3 kółkach łącznikowych, albo rzeczywiście małą kotwiczkę, ale np. na 2-3cm grubszej plecionce. Coś mi mówi, iż to mógłby być  strzał w dychę, choć diabli wiedzą, jak ryby realnie by się do tego  odniosły. Bez wątpienia znaczenie ma twardość wabika, która wydaje mi się – może powodować natychmiastowe wyplucie „owada”. Dlatego drugim pomysłem na ten rok jest smużak…gumowy. Stąd może pewniejsze ataki na te wobki, które mają jakieś miękkie imitacje nóg?

– w minionym sezonie znaczący procent ataków na moje smużaki należał do boleni. Uważam nawet, iż to dlatego relatywnie mało ryb wyjąłem. Nieźle widziałem  [w sensie, że widziałem dokładnie rybę łapiącą wabik] zaledwie 3 – 4 pobicia. Były to ryby i małe [do 50cm] i ze dwie większe [60+]. Te małe błyskawicznie atakowały wobek, ale szczerze  mówiąc nie jestem pewien, czy go w ogóle dotykały. Wyglądało to, jakby chciały ofiarę sprawdzić [przytopić?], a potem w zależności od zachowania „pokarmu” ponawiały atak lub nie.  Te duże, zdecydowanie waliły z takim impetem, że kij chciało wyrwać i …najczęściej się nie zapinały. Najpewniej zahaczały się rapy biorące delikatnie z siorbnięciem.

(fot. A.K.)

– do takiego łowienia nie nadają się kije, które uważam za UL; zdecydowanie lepsze będą takie do 15 -20g wyrzutu i raczej szybkie; ja wszystkie zeszłoroczne brania na smużaki miałem na kijku do 6g [tu tkwi pewnie niska skuteczność zacięć, szczególnie boleni]

– łowienie smużakami ma sensowne zastosowanie raczej w płynących wodach płytkich i głównie z nastawieniem na klenie, a już mniej na jazie, jelce, czy bolenie. Dość często trafiają mi się małe szczupaki, a przede wszystkim okonie, choć na pewno nie jest to żadna alternatywa w poszukiwaniu dużych ryb tych gatunków

(fot. A.K.)

Można tak na pewno łowić pstrągi. Czy większe okazy dają się nabierać –nie miałem i nie mam możliwości, aby to sprawdzić. Warunkowo, mały smużak działa nieźle na krasnopióry, ale są na ten gatunek o niebo wdzięczniejsze metody.

– skuteczność łowienia na smużaki zależy też od presji na wodę. Ja jestem zdumiony, gdy na małej rzece w naszych rejonach po paru rzutach, albo wyjętej rybie, wszystko wokół spiernicza i trzeba czasem zejść kawał brzegu, by skusić następną rybę, a na czasem anonimowych dla mnie rzeczkach okolic Krosna, Rzeszowa, Jasła, łowi się rybę za rybą z jednego miejsca. Na Wiśle gdzie woda nie ma dużej przejrzystości nie jest źle, ale już na Sole czy Skawie czasy bezkrytycznego atakowania smużaków przez klenie dawno minęły. Po prostu masa ludzi łowi w ten sposób. Jeszcze na początku sezonu [kwiecień] ryby są i głodniejsze i już na bank nie pamiętają, ale później jest trudniej.

– kiepska jest to metoda gdy idzie się pod prąd. Wprawdzie klenie można podejść blisko, wychodzą jakby znacznie pewniej do przynęty, tyle, że nie mają tego ognia, co pstrągi i albo nie trafiają, albo rezygnują, choć w ten sposób zdecydowanie łatwiej je w ogóle sprowokować

Mnie do tego rodzaju łowienia zmusiły niemałe kleniska z leśnego przepływowego bajora. Co ja tam nie wyczyniałem, żeby skusić te największe, a ryb w wielkości 45-50cm było mnóstwo, jak na około 0,7 hektara powierzchni. Rzadko, ale widywałem kleniowe smoki. Te pod 40cm dość szybko zacząłem oszukiwać mikro wahadłówkami. Te duże… Na nic nie reagowały. Aż umyśliłem sobie, że trzeba stworzyć jakiś patent z udawaniem małych owadów, ale na tyle ciężkich, by rzucić te 10-15m. Wtedy w internecie  [2010r] znalazłem …jedną ofertę – ręcznie robiony model. Ryby częściowo skapitulowały. Częściowo, bo brały jak głupie, ale przynęta była najczęściej jednorazowa. Taki około 50cm klocek, robił co chciał na żyłce 0,10mm i pakował się w najbliższe utopione drzewo. Z dziesięć takich wobków urwałem na dużych kleniach chyba w tydzień. Największy jakiego wyjąłem miał około 50cm i jak chciałem mu cyknąć fotę, to mi wypadł z ręki do wody.  Musiałem się zadowolić takim na 43cm. Wszystkie inne rwały żyłkę, a na grubszej nie dorzucałem do zatopionych drzew, gdzie się wygrzewały. Wtedy pojawiła się akurat plecionka 0,04mm ponoć niewidoczna pod woda. Oczywiście ją kupiłem, ale za to nad woda była chyba super widoczna – żaden duży kleń nie skusił się. Wróciłem do żyłki ze skutkiem jak wcześniej: sporo brań i wszystkie duże klenie traciłem.

Te pierwsze ryby łowiłem na przynęty jak poniżej, tyle, że miały jeszcze łapki z gumowych nitek.

(fot. A.K.)

Są tonące, ale niewielkie w porównaniu z przeciętnymi smużakami. Malowałem im brzuchy na biało, co zdecydowanie podnosiło ilość brań, szczególnie na wodach stojących.

(fot. A.K.)

To były pierwsze smużaki, na które łowiłem jazie w Wiśle i to często niemałe [fotka słaba ale wobek da się rozpoznać].

(fot. A.K.)

Na te wabiki łowiłem też pierwsze jazie w wodzie stojącej, choć nie z powierzchni. Gdy widziałem jazia przy brzegu, rzucałem w jego pobliże wobka i czekałem aż zatonie. Jaź się na chwile „pochylał” nad przynętą, po czy zazwyczaj zasysał. Powodem był chyba bardzo naturalny wygląd oraz niewielkie rozmiary. Przynęta ta jest bardzo uniwersalna. Fajne wyniki miałem na nią w dosłownie każdym rodzaju wód: od bajor po duże żwirownie i od ciurków po Wisłę. Lecą relatywnie bardzo daleko, ale trudno się je prowadzi, bo szybko toną. Szczególnie ciężko wyczuć moment startu by był jako tako naturalny [wobler ten wpadając pod wodę, i wywlekany na powierzchnię pod prąd, nie specjalnie kusi klenie].

(fot. A.K.)

Idąc tropem przynęt dość starych, jako ciekawostkę prezentuję „muchę” własnego wyrobu [straciła jedno oko].

(fot. A.K.)

Jest zrobiona z drewna lipowego, pływa, a przy tym jest bardzo ciężka jak na 12mm długości. Uzbrojona w jeden na sztywno wklejony haczyk. Skrzydła są z jakiejś  bardzo cienkiej folii. Można je rozłożyć.

(fot. A.K.)

Nie na nią ale na bardzo podobny choć ze sterem wabik [co nie miało znaczenia, bo w stawie klenie brały natychmiast po wpadnięciu przynęty do wody], złowiłem dużo fajnych ryb.

(fot. A.K.)

Mam zamiar muchę mocno eksploatować w tym sezonie, gdyż dopiero pisanie tego tekstu przypomniało mi o tym wynalazku.

Nadal jesteśmy w smużakowej tradycji i klasyce. Już dawno temu, we wczesnych wpisach pojawiały się wobki  Maybug z Dukli. Zachwyciły mnie pięknem wykonania i realizmem, choć na ogół wyraźnie przerastają rozmiarami oryginały żyjące w naturze. Niżej dwa przykłady.

Pierwszy –imitacja omomiłka szarego często zwanego kowalikiem.

(fot. A.K.)

Wobler jest ze dwa i pół razy dłuższy i kilka razy „masywniejszy” niż prawdziwy owad. Przynęta pływająca. Wadą jest mała lotność.  Poza tym ryby faktycznie świetnie na niego brały [dlatego ma tylko jedna nogę i stracił czułki] – od dawna go nie używałem.

(fot. A.K.)

Złowiłem na tego smużaka mnóstwo ryb ale TYLKO na Ropie, Wisłoku, Wisłoce i okolicznych małych rzeczkach. Na Wiśle mi się nie sprawdził. Chodzi w wodzie jak traktor, albo inny buldożer. Dla mnie to zagadka, że w czystych rzekach ryby atakowały go chętnie, a w brudniejszej Wiśle nie.

Drugi owad, to replika chrabąszcza majowego. Bardzo wierna, także wielkościowo nieznacznie przerasta żywe chrabąszcze.

(fot. A.K.)

Pływający, ale leci dość daleko. Jedyny smużak jaki mam, który wielokrotnie był zasysany przez ryby kompletnie bez mojej inwencji. Zwyczajnie spływał po powierzchni. Działał na wszelkich wodach płynących, za to ku mojemu zdziwieniu –nie bardzo na stojących. Faktycznie ma wzięcie głównie w maju – czerwcu. Ryby chyba rzeczywiście go rozpoznają bo wcześniej i później nabierają się statystycznie dużo rzadziej.

(fot. A.K.)

Moje odkrycie zeszłego roku, a nowość bodajże 2018 – koniki polne Hegemona.

(fot. A.K.)

 Wymieniłem w nich kotwiczki na większe i bezzadziorowe. Ze względu na kształt i niską wagę, są mało lotne. Niezbyt celnie też się nimi rzuca. Są sporo masywniejsze niż przeciętny, żywy konik polny. Pięknie wykonane.

(fot. A.K.)

Ryby jednak atakują to zapamiętale. Co ciekawe – o wiele więcej brań gdy konika ściągamy z nurtem.  Uwaga – dużo mniej brań gdy łowimy nimi daleko od brzegu. Znów – jakby ryby wiedziały, że konik może spaść do wody przy brzegu, a nie na śródrzeczną rafę.

(fot. A.K.)

Żółty przeżył dwa ataki około 60cm boleni, nie tracąc ani czułków, ani nóg. Są solidne, mimo pozornie delikatnej budowy.

Kolejna przynęta Hegemona  – niestety nie pamiętam nazwy. Dość prozaicznie wyglądające „jajko”.

(fot. A.K.)

Jeden z mniejszych smużaków. Mam go długo i jakoś nigdy nie zaszalał, aż do zeszłego roku. Miałem na niego najwięcej brań. Wygląda trochę bezpłciowo, ale daleko leci, relatywnie mniej plącze się gdy rzucamy pod brzeg w ścianę krzaków [nie ma żadnych czułków, odnóży itp.] Pływający.  Mam nim najcelniejsze rzuty. W moich rękach atakowany głównie przez mniejsze ryby. Nie mniej ma  bardzo silną pozycje w moim pudełku.

(fot. A.K.)

Salmo Lil`Bug. Wielkoseryjna produkcja z nieskończoną prawie ilością wariantów kolorystycznych. Pływający, średnich rozmiarów, a lata na „hektary”. Podobnie jak powyższy – bardzo celnie się nim rzuca.  Wg mnie świetny ale na spokojne nurty.

(fot. A.K.)

Ma tendencje do „wariowania” przy przecinaniu nurtów, czy w żywszych falach. Nie można moim zdaniem ściągać go zbyt szybko [nawet jak na powoli prowadzone smużaki], bo łatwo traci subtelny rytm. Złowiłem na ten wobler tylko jedną rybę. Był to za to jak na razie mój największy kleń.

Kolejna przynęta – może ktoś z Czytelników rozpozna?

(fot. A.K.)

Duży i ciężki choć pływający smużak. Okropnie „trzęsie wodą”. Wielki, niezgrabny – dla mnie jakiś mało naturalny. Daleko lata. Nic więcej o nim nie powiem, bo mało nim łowiłem, nie mniej nie przekreślam.

Pluskwiak Kamatsu. Kupiłem bo piękny.

(fot. A.K.)

Ciężki, ale nie lata daleko. Mimo wagi – pływający. Porusza się tuż pod taflą równolegle do niej. Nic kompletnie nie chciało go zaatakować, choć niezbyt wiele razy dawałem mu szansę. Ma małą ale wzmacnianą kotwicę. Niestabilny w silniejszym nurcie. Na pewno niezły na wody stojące, choć pewnie bardziej niż nasze ryby preferowałyby go jakieś basy czy inne wężogłowy.

I znów zagadka.

(fot. A.K.)

Niby wygląda jak najmniejsza Bromba, ale nie ma nóg. Lekki, pływający. Rzuca się nim blisko i niezbyt celnie. Jest mały. Byłem pewien, że będzie co najmniej dobry, a miałem bardzo mało brań, mimo dużej ilości czasu jaki mu poświęciłem. Nie wiem, czy to mój egzemplarz, czy ten model – jest jakiś kulawy…

Nie mam fotki dużej Bromby, którą mi gdzieś wcięło [mam największy model]. Szukałem , szukałem i nie znalazłem. Wobler z którego się śmiałem nazywając czołgiem, buldożerem wśród smużaków.  Dopóki Maciek, gdy raz czy drugi nie skroił mi skóry i pokazał faktyczną wartość tego woblera, zmieniłem zdanie.  Sam nim sporo łowiłem i w dziki entuzjazm nie wpadam, ale świadom jestem, że to smużak do grubszego sprzętu z realną szansą na bolenia, co nie znaczy, że małe ryby go nie atakują. Leci bardzo daleko, celnie. Pływający. Przy całej wielgachnej sylwetce, pracuje bardzo subtelnie i realistycznie. Jeden z najlepszych na rynku do łowienia w naszej Wiśle. Za to nie sprawdził mi się zbytnio na czystych podgórskich rzekach.

Na koniec słów kilka o tym co w wodzie teraz.

Zanim zamarzło nadal fajnie brały okonie.

(fot. T.M.)

Niestety mimo niewielkich mrozów, nawet spore zbiorniki przepływowe zamarzły. Tym bardziej pozostałe. Lód gruby nie jest, ale o łowieniu raczej można zapomnieć.

Za to klenie w Wiśle szaleją. Ja do jutra zaciskam zęby, ale koledzy bombardują fotkami.

Paweł  odkrył moje miejsce na W2. Nie łowi dosłownie na tych samych metrach, tylko z 300m niżej, ale okazuje się iż ryby tam też są. Zalicza po kilkadziesiąt kontaktów. Trafiał ryby pod 50cm.

(fot. P.K.)

Wszystko na bardzo lekko obciążony Westin Hypo Teez  5cm. Praktycznie spławiany w poprzek nurtu bez żadnej animacji. Brania tuż przed dotknięciem dna lub tuż po oderwaniu się od niego.  Przy okazji – kolega namacalnie widział, że górny wymiar przy najmniej na niektórych działa. Jacyś „mięśni”  złowili klenia co najmniej 55cm. Wypuścili go po zmierzeniu. Rybę około 45cm bez ceregieli wpakowali w siatę.

Robert, który wg jego słów – przed kwietniem raczej nad Wisłą nie bywał, w tym sezonie zaliczył trzy wypady i o kiju nie wracał. Generalnie połowił. Dwa razy większe już kleniska. Takiego pod pięć dyszek…

(fot. R.M.)

…i już naprawdę dużego spaślaka [53cm] złowionego na gumę Pintail Fishchaser`a, który będzie sponsorem tegorocznej ligi. W jego wypadku przynęty to niemałe gumy i smukłe dość duże woblery.

(fot. R.M.)

Jak posłuchałem i pooglądałem zdjęcia kolegów, to moje postanowienie, że do końca stycznia nie łowię, poszło się pałować 🙂

 

14 odpowiedzi

  1. To fajnie, że górny wymiar ochronny już ratuje klenie. Byłem na walnym zebraniu w moim kole i udało mi się przepchnąć wniosek o zmianę wymiarów klenia, jazia i bolenia. Kleń i jaź 25-50cm oraz boleń 50-70cm, to tylko wniosek, ale kropla drąży skałę 🙂
    Co ciekawe przeszedł też wniosek kolegi, który proponował zakaz zabierania pstrągów potokowych na wodach PZW Kraków przez 5 najbliższych lat. Oczywiście mało realne, ale może okręg zacznie dostrzegać problem.

    1. Optymistyczne, bo parę lat temu takie wnioski budziły w najlepszym wypadku zdumienie. Wydaje mi się, że aby zarząd choć chwilę się zastanowił nad tematem, to musiałby dany wniosek zyskać poparcie w kilku [5-7?] kołach na raz. U mnie udawało się przekonać ludzi do tak rewolucyjnych pomysłów, że trudno uwierzyć, ale głos z pojedynczego koła nie ma jak widzę znaczenia. Podobnie jak pojedynczy głos w danym kole. Może jednak rusza w końcu głową…

  2. Adamie, ten smużak z żółtym brzuszkiem i brązowym grzbietem o którego pytasz w tekście wygląda mi na Scaraba 3 w kolorze nr 2 od Hegemona (https://woblery-hegemon.pl/scarab-3/). Niestety nie połowiłem na niego. Klenie wolały smużaki z szarym bądź brązowym brzuszkiem.

    Zgadzam się również co do hegemonowskiego konika. Mam tego w wersji zielonej i jest on pięknie wykonany, stosunkowo lekki i ryby (przynajmniej na mojej rzece) nie wykazywały w zeszłym sezonie zbytniego nim zainteresowania.

    I na koniec jeszcze pytanie 🙂 Jakiej długości kij stosujesz do smużaków i jakiej żyłki używasz ?

    1. Co do konika -ja miałem na niego dużo brań [Wisła]. Uważam że jest bardzo dobry, tylko nie leci za daleko no i ze względu na kształt -niezbyt celnie się nim rzuca. Ale coś za coś.
      Co do sprzętu: na smużaki w tym roku łowiłem wyłącznie nad Wisłą i były to częste ale takie trochę eksperymenty z konieczności. Zazwyczaj pod ręką miałem wtedy kijek 2,10m do 6g i żyłkę 0,12mm. Uważam taki zestaw za słaby pomysł. Kiedy dawniej łowiłem celowo w taki sposób, stosowałem żyłkę 0,16mm i kij 3m do 15g . Zacinałem znacznie więcej ryb. Zresztą jak rozmawiam z kolegami, to przynajmniej nad Wisłą mają naprawdę ciężki sprzęt jak do smużaków, a wyniki imponujące.

  3. Ja niestety nie odniosę się nijak do w/w smużaków, gdyż.. wszystkie, które posiadam zrobiłem sam. A nie! Jednego kupiłem kiedyś od Pawła Nowaka. No ale do brzegu. Najlepsze wyniki(mówię tutaj o kleniach) ewidentnie mam na konika polnego we wszystkich kolorach, plus chrabąszcze majowe i wszystkie ciemne lub czarne robaki, na jasne spody nie było popytu. Skuteczność to druga sprawa, kotwica musi być za duża, a mimo tego na Wiśle skuteczność mam powyżej 50%, na czystych wodach to niestety ok 25%, ale sporo wyjść to trącenia owada przez mniejsze ryby, nawet robiące bardzo duży plusk. Nie mają one ochoty zjeść robaka, tylko jakby oderwać mu nogę i zobaczyć co dalej. Cierpliwość to podstawa. Najlepszy wynik- 22 klenie ok 50cm(raczej większe niż mniejsze) w 1,5h. Więc nawet przy niskiej skuteczności, nikt mnie nie namówi żeby łowić inaczej : ) zresztą ten rok będzie stał pod znakiem smużaków wszelkich rozmiarów i gatunków, ale to już podczas ligi ; )

    1. Czytałem z lekkim niedowierzaniem.Dopiero jak zobaczyłem, że to Ty – nie mam pytań.
      Pewnie będzie można rzeczywiście potestować różne modele i własne umiejętności, bo na lato sądząc po propozycjach do ligi, to będzie rządzić Wisła i/lub Raba. No chyba, ze los sprawi psikusa i wpadną jakieś egzotyczne propozycje, bo takie pojedyncze są.

  4. Witam
    Z zainteresowaniem jak zawsze przeczytałem artykuł, tym bardziej, ze kilka sezonów byłem skazany na takie łowienie. Było to niestety ok 20 lat temu gdzie o poradach czy filmach w sieci nikt nie słyszał. Odkryłem metodę sam (jak to bywa przypadkowo, ale jednak kojarząc pewne powtarzalne sytuacje).Ponieważ moje ówczesne wędkowanie z konieczności ograniczało się do tego samego łowiska-dość jałowego odcinka rzeki odkryłem ,że można tak łowić jazie, które były tam w zasadzie jedynym drapieżnikiem. Przez kilka letnich sezonów na tym łowisku miałem dokładnie tylko jednego klenia . Tak więc moje doświadczenia zbierałem wyłącznie na jaziach, aż rzeka się tak wypłyciła tak , że jazie zniknęły. Mając jednak w pamięci te kilka tłustych sezonów stosowałem metodę na różnych łowiskach polując już na różne gatunki. I tu kilka moich spostrzeżeń co do wabików:
    -jeśli dyskusja o kolorach to tylko w odniesieniu do konkretnej wody-w różnych wodach działały całkiem inne kolory-tak naprawdę truizm dotyczący każdej sztucznej przynęty
    -po stokroć ważniejsza praca-generalnie mniej skuteczne dla mnie prujące agresywnie wodę, choć fajnie się to czuje na kiju
    -co do skuteczności zacięć miałem ten sam problem o którym Pan pisze-pozostałem przy przewymiarowanych kotwiczkach ale w związku z gabarytami przynęt najcieńszych z możliwych
    -sedno sprawy w przynęcie to u mnie stopień zanurzenia smużaka
    Miałem jeden egzemplarz ,który bił na głowę wszystkie inne- kupiony no name ,a mówie o czasach 20 lat temu. Nigdy nie udało mi się go idealnie podrobić choć wówczas w miarę umiejętności kilka wystrugałem-nie kolor, kształt, ster decydowały o skuteczności a niuanse dociążenia-im były bliżej wzorca tym były skuteczniejsze. I tu pewna dygresja-Nie miałem nigdy skuteczniejszego wabika-jeśli jakiś jaź się pokazał, spławił lub puknął w inna przynętę zmiana na tego kilera zawsze kończyła się braniem. Im częściej się to potwierdzało tym rzadziej na niego łowiłem i dochodziło do kuriozalnych sytuacji, że kalkulowałem czy namierzony jaź jest wart tego wabika oczywiście z oceną czy miejsce pozwala na w miarę bezpieczny hol bez ryzyka zerwania w zaczepach.
    -sposób prowadzenia czasami kąt do nurtu miał decydujące znaczenie-wystarczyło przejść 20-30m i padanie w to samo miejsce tego samego wabika prowokowalo do brania-teraz rzecz oczywista dla mnie jako muszkarza,ale wówczas nowa
    Reasumując mogę tylko dodać ,że dosłownie te same jazie( bo okresowo migrowały) kilka km niżej, ale na wodzie praktycznie stojącej miały w głębokim poważaniu te wszystkie moje sztuczki.

    1. Przeczytałem z dużym zaciekawieniem. Odnośnie wód stojących- tu jest rzeczywiście dużo trudniej. Upierałbym się w tym przypadku na jak najmniejszych wabikach i jak najdelikatniej pracujących.

  5. Kto jakim sprzętem łowi klenie , widać na zdjęciach. Na ostatnim zdjęciu kij robiony na zamówienie w pracowni, na 3 zdjęciu od końca wędzisko Konger Paladin River Raid 2-14g i kołowrotek Ryoby lub Dragon. Ciężar wyrzutowy prawdziwy a nie podany na blanku wędziska Konger Paladin River Raid to 2-12 g a nie 2-14g. Z takim sprzętem można zaszaleć ze smużakami i małymi riperkami do 5cm na czeburaszce.

    1. Ostatnie zdjęcie to seryjny kijek Dragon ProGuide X 275 4-21g. Fajny uniwersalny Blank, ale jesienią czeka go wymiana rękojeść na korek i może lżejsze przelotki. Pozdrawiam

    1. Propozycja ciekawa, tym bardziej, że wiele się zmieniło w ostatnich latach. Może obyło się bez rewolucji, ale pojawiły się nowe modele często lepsze od poprzednich. Kłopot w tym, że ja z perspektywy właśnie ostatnich lat nie mam za wiele do powiedzenia. Podpytam kolegów. Jeśli zdradzą swoje przynęty, to zrobię taki tekst.

  6. „Kolejna przynęta Hegemona – niestety nie pamiętam nazwy. Dość prozaicznie wyglądające „jajko”.”
    To model Hegemon „hrabi” mam ich kilka w pudełku. Bardzo dobrze sprawdziły mi się na małych rzeczkach, m.in. na wrocławskiej Ślęzie.
    Gdzieś na youtube jest nagrany film producenta tych woblerów właśnie z użyciem tego modelu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *