Szukaj
Close this search box.

Kleniowe doświadczenia z W2

Rozmawiałem niedawno z Maćkiem, który na moje ostatnie wypady, na W2 stwierdził, że jest lepiej niż na W3. Ja tak daleko bym się nie posunął. Nadal obstawiam moją tezę, iż W3 jest dużo atrakcyjniejsze dla spinningisty i łatwiejsze jeśli mamy na myśli złowienie czegokolwiek wystającego z ręki.  Choć, rzeczywiście ostatnie moje wyniki, głównie ilościowe – mnie samego zdecydowanie zadowoliły.

Ludzie często nie rozumieją mojego utyskiwania w temacie słabości Wisły. Przecież to najlepsze łowisko Okręgu. No, najlepsze – też jestem tego zdania, ale… Głównym moim nie tyle zarzutem, bo to nie wina rzeki, ale taką uwagą negatywną –  jest przede wszystkim generalnie mała ilość ryb. Dlaczego tak twierdzę? Najłatwiej mi się odwołać do znajomych, mieszkających i łowiących na wodach angielskich. Weźmy na tapetę nasz spinningowy chleb powszedni – klenie. Otóż tam, w danej rzece, praktycznie w byle jakim i w zasiądzie KAŻDYM miejscu łowi się sztuki 30-40cm. Jest tak dlatego, iż ryb takich jest mnóstwo. Siłą rzeczy, te słabsze zajmują mniej atrakcyjne miejscówki, czy fragmenty, czyli w sumie – są wszędzie. U nas, podczas naszej zabawy w ligę, by złowić taką rybę czynimy starania jak o złowienie jakiegoś okazu… I udaje się tylko niektórym, a wynika to z prostego powodu: u nas nawet takie ryby nie są na każdym odcinku, czy fragmencie. Trzeba albo znać dany odcinek, mieć wystawioną miejscówkę, albo mieć zwyczajnie szczęście i na taki fragment zawitać w ciemno.

W2 na bank jest trudniejsze niż W3, dlatego, że spinningowo w temacie kleni czy boleni jest dużo  odcinków, pewnie takich w których te ryby są, ale ciężkich do obłowienia/prezentacji przynęty, by te ryby skusić.

Poza tym niezmiernie ciężko znaleźć miejscówkę na W2 gdzie nie widać by było jakiegoś domu, gospodarstwa, szklarni, pola ornego czy drogi zaraz za plecami. Szczerze, to nie znam takiego miejsca. A na W3, wprawdzie grubo niżej Krakowa, takie właśnie są.

(fot. A.K.)

I brak wędkarzy lub ich sporadyczna obecność nie są bez znaczenia. Doświadczył tego Wojtek na ostatniej turze ligi, gdzie zaryzykował i wybrał regularnie najeżdżaną, choć odległą od Krakowa miejscówkę. I co? Jego auto było bodajże piąte na miejscu [o ile czegoś nie pomyliłem]. Zerował.

Jakiś ponad miesiąc temu dostałem od Pana Tomka  mail z jego refleksjami  n.t.  łowisk Okręgu w tym W2. Bardzo dziękuję Autorowi, bo  mail czytałem z 10 minut – był bardzo długi i bardzo interesujący. Pan Tomek, mieszkający nad W2 zna ten odcinek bez wątpienia znakomicie. Cytuję poniżej ten fragment.

Kilka zdań odnośnie odcinka Wisły W2, o którym też ostatnio było sporo. To jest mój odcinek, aczkolwiek chyba tylko bliskie sąsiedztwo i spokój nad wodą mnie tam przyciąga. Moje łowiska to odcinki w Czernichowie i Facimiechu. Efekty z roku na rok coraz słabsze. Kleń 40+ to już wydarzenie, pięćdziesiątaka nie złowiłem już z 7 lat. W tym roku mogę się jedynie pochwalić brzaną 60+. Poza tym kilka kleni do 40cm. Dramat.

Byłem od początku wakacji, które poświęciłem rozpoznaniu W2, na takim etapie, że powyższy list odarł mnie ze złudzeń i resztek nadziei. Nie poddałem się, co trochę wniknęło z braku czasu i zamiast gnać ponad stówę w jedną stronę gdzieś do ujścia Raby, pojechałem jeszcze kilka razy kompletnie zrezygnowany na W2.

Przełom nastąpił 22 września. Wybrałem miejsce, gdzie jeszcze nie próbowałem. Jak na W2 dojazd dość zniechęcający, choć możliwy dla każdego auta. Na oko nic ani szczególnego, ani oryginalnego. Sąsiadujący z nurtem głównym pas prawie stojącej wody, przy dzikim trawiastym i raczej płaskim brzegu. Głębokość od 20 do 50cm. Wcześniej byłem tam raz, ale łowiłem z nurtem, gdzie niestety ryby chyba doskonale mnie widziały. W każdym razie wyniki były opłakane. Tego dnia łowiłem idąc bardzo, bardzo wolno pod prąd. Zacząłem od smużaków. Lekki szok. Masa ataków. W większości rybek do 30cm [ale zawszeć to nie 15cm].

(fot. A.K.)

Nie tylko wtedy, bo już wcześniej przekonałem się do traktowanego trochę po macoszemu smużaka Hegemona. Jakoś nigdy na niego nie połowiłem, natomiast na W2 sprawdza mi się najlepiej.  Główne atuty: lotność i celność, oraz małe rozmiary. W szczegóły wdam się kiedy indziej, bo pozwolę sobie przedstawić osobisty ranking przynęt typu „smużaki”.  Nie mniej, jak napisałem – kiepsko było ze skutecznością zacięć.

Zmieniłem wabik na woblerek  do tzw. twitchingu, czyli mniej lub bardziej regularnego podszarpywania przynęty w czasie ściągania wabika. Poniżej prezentuję to cudeńko, które od dwóch lat nie zawodziło podczas rzadkich teraz wypadów na pstrągi.

(fot. A.K.)

Zrobił go Pan Dębowski wg mojego projektu [w sumie mam z dziesięć takich woblerów] i wszystko wskazuje na to, iż będą produkowane seryjnie, bo są znakomite. Pełne zaskoczenie. Brań nawet więcej niż na smużaka, skuteczność zacięć nieporównywalna. Doholowałem wtedy w może dwie i pół godziny 19 sztuk, choć tylko jedna kapkę większa – 34cm. Nie mniej spadły trzy ryby jak nic w granicach 40cm. Czyli już coś więcej. Wszystko na 250m brzegu i to przy totalnej lampie, wschodnim wietrze. Po prostu ryby są na tym odcinku. Jedyne co by niektórych zniechęcało: woblerek nie nadaje się do linki grubszej niż 0,14mm [jest dość lekki – wolno tonący].

(fot. A.K.)

Tego samego dnia stwierdziłem, że tu już wiem wszystko i zdałoby się poszperać jeszcze gdzieś indziej. Poszedłem z buta jakieś 1,5-2km. Cały czas szedłem wodą, by mieć jakieś pojęcie o charakterze dna. Ja już nie ufam książkom i sobie: coś co fajnie wygląda na oko, okazuje się totalnym nieporozumieniem i odwrotnie.

Trafiłem na miejsce, gdzie geologia dna, pokazuje dobitnie, że Wisła jest tu jakby granicą Wyżyny Krakowsko – Częstochowskiej. Patrząc z lądu – 400m prostki z nikłym uciągiem i pogłębiającym się nurtem. Założyłbym, iż dno jest równe jak stół. Tymczasem po około 100m dno przestaje być żwirowe i pojawiają się coraz większe „plamy” iłu. Miejscami miękkiego, a miejscami tak twardego, że większa woda wypłukała w nim rynny, czyniąc dno swego rodzaju labiryntem korytarzy i podwodnych kopczyków. Różnica poziomu wody przy niskim stanie waha się od 10cm do nawet 1m. A wszystko pod leniwym nurtem; nie ujawnione dla oka ukształtowanie dna. Ryby przebywają w tych zagłębieniach i obskubują szczyty górek.

Tu namierzyłem, jak mi się zdawało  – jazie. Ślady, które ryby robiły dawały w zasadzie pewność, że to one. Utwierdzało mnie w tym ignorowanie ciut większych woblerów, a małych przy sobie nie miałem poza smużakami. Pierwsze posłanie gumowej, dużej larwy ważki na szczyt podwodnego kopczyka, przyniosło dostojne zassanie. Początkowy opór łudził mnie, że na kiju mam niemałego jazia. Tymczasem wyjąłem klenia 40cm.

(fot. A.K.)

Tam jest to regułą: mniej brań, ale ryby wyraźnie większe [nie złowiłem na tej miejscówce mniejszego niż 35cm].

Na koniec pochwalę się odkryciem sprzed trzech tygodni. Mając jeszcze pięć wytypowanych fragmentów W2 do zbadania, kolej przyszła na jeden z nich.  Nie wiem jak jest latem, bo miejscówka wygląda na późnojesienno – zimową. Byłem tam cztery razy. Jedyne czego mi tam brakuje to okazów, które pewnie są, ale nie mogę się do nich przebić. Pierwsza rzecz – te klenie są jakieś nie książkowe, bo sporadycznie reagują na woblery, trudno je zaciąć, a jak się uda to są to te mniejsze. Za to gumki [wszelkie niewielkie, do 5-6cm i obciążeniu max 3g] –  biją rekordy.

(fot. A.K.)
(fot. A.K.)

To dlatego na ostatniej turze łowiłem tylko gumowymi wabikami i w sumie na tym nic nie straciłem, bo na W3 też zdały egzamin 🙂

Sama miejscówka, to dość szerokie jak na W2 koryto Wisły, ale płytkie. Główny nurt – około 1m. Wzdłuż trawiastych, niewysokich brzegów biegną szerokie na 5-10m marginesy wody prawie stojącej, leniwej, pod koniec miejscówki ze wstecznym prądem. Ta spokojna woda jest głębsza – ma od 1m do około 1,5m. To jakieś 200m. No i co? Jak pokazuje praktyka mam tam zazwyczaj koło 50 pewnych kontaktów, wyjmuję około 20 ryb z przedziału jak na razie około 28 – 44cm, bo tyle miał największy.

(fot. A.K.)

W najlepszym dniu w ciągu czterech godzin udało mi się doholować blisko 60 szt. Brań miałem pewnie ze 150…Niemało jest ryb 35+. Tak, jak się pewnie domyślacie – jeśli będziemy bawić się w ligę w 2020r to na 100% zgłaszam W2 do propozycji łowisk. A w każdym razie mam kawałek wody, na którym chyba ciężko się będzie nudzić.

(fot. A.K.)

Pewnym kwasikiem powyższego „złotego odcinka” jest obecność jazi, które w ogóle nie reagują na żadne moje starania. Pływają między kleniami i na nic nie biorą. Łowię tam szybkim kijem do 6g, plecionką 0,02mm i twisterkami, jaskółkami, ripperkami o oszczędnej pracy własnej. Wszystko albo białe, albo kolory ciemne. Te drugie moim zdaniem są lepsze. Pierwsze tu wizyty pokazywały, że ryby wybitnie preferowały przynęty mniejsze i raczej twisterki.

(fot. A.K.)

Ostatni wypad – od 6.15 do 10.30 – lepsze wyniki dawały ripperki Keitech Easy Shiner 6cm na 1g [białe, ciemno zielone i fioletowe]. Wyjąłem 24 sztuki przy około 60 pobiciach. Siedem ryb 30+, choć największy tylko 39cm.

Miałem tam właśnie ostatnim razem rybę znacznie większą, najpewniej bolenia, ale dość szybko się spięła.  Niezależnie od jeszcze 3-4 fragmentów do sprawdzenia, to z kleniami na W2 jestem ustawiony. W tym roku pewnie cudów już nie będzie, ale w przyszłym muszę pokombinować z boleniami.

Na pewno nie będę nastawiać się na okonie. Przechodząc w tym sezonie na W2 grube kilometry, trafiłem tylko trzy sztuki 25cm lub nieznacznie większe. A w ogóle to złowiłem ich wszystkich może ze 30szt [lipiec – październik]. Żenada – tak to skomentuję. Ten gatunek wyginął na tym odcinku Wisły, bo trudno uznać te którą są za wystarczającą liczbę reprezentatywną.

(fot. A.K.)

 

6 odpowiedzi

  1. Co do W2, to mam podobne doświadczenia do Twoich Adamie. Z tym, że dotyczą one Wisły, Kanału Łączańskiego i Skawinki. Kleni takich do 30 cm jest naprawdę bardzo, bardzo dużo. Na spining łowiłem po kilka sztuk na 1-2 godzinną wyprawę, natomiast na lekką odległościówkę ze spławikiem zdarzało mi się przez 2-3 godziny łowić po kilkanaście/kilkadziesiąt sztuk zazwyczaj w rozmiarze 15-35 cm. Co do okazów z tego gatunku, to w tym sezonie złowiłem na Wiśle 44cm (na żabę jaxona, z powierzchni), 49 cm (na woblera, na Skawince) i 52,5 cm (na kukurydzę, na Kanale). Na Skawince często też widziałem też klenie 45-50 cm oraz tarło brzan (jedna duża samica i 3-4 mniejsze samce wokół niej). Co do brzan, to najwięcej jest jednak takich do 40 cm, których kilka złowiłem na spinning i gruntówkę. Raz miałem na kiju lokomotywę, której jednak nie udało mi się zatrzymać i po ok. 20-metrowym rajdzie w górę rzeki wpakowała się w zwalone do wody drzewo i trzeba było rwać woblera.

    Poza tym, sporo jest na W2 suma (i to tego powyżej metra także, sam złowiłem
    rybę 106 cm., kolega też złowił rybkę ok. 100 cm) oraz trochę jest boleni (znam jedno miejsce, gdzie od czerwca regularnie i bardzo widowiskowo atakują drobnicę oraz drugie, gdzie na zimowisko zbiera się ukleja i tam w listopadzie oraz grudniu jest non stop atakowana przez rapy). Widziałem też 2 szczupaki (63 cm i 70 cm) złowione na żywca.

    Są też sandacze, lecz niewielkie. Byłem 2 razy i złowiłem 3 nieduże sztuki (ok. 35 cm) oraz zaliczyłem kilka brań. Sandaczowcem nie jestem, więc ktoś lepszy ode mnie w tym temacie może złowiłby większe ryby.

    Co do okoni, to jest miejsce na Skawince, gdzie złowiłem kilka sztuk ryb do 20 cm i za woblerem wyszedł mi garbus ok. 35 cm.

    Ale tak naprawdę, to zdaję sobie sprawę z tego, że i tak mamy „cieniznę” w okręgu. Patrząc na różne fora internetowe i ryby przedstawiane przez kolegów z innych okręgów, to naprawdę mamy „bidę z nędzą”.

    1. Na Skawince jest kilka miejsc gdzie idzie jeszcze połowić okonie, bez szalu ale są. Znam też na Skawince miejsca gdzie bolenie biją przepięknie w lecie ale nigdy nie widziałem żeby ktoś je wyciągał.

  2. Prawda goscie za dnia w czerwcu podsylaja sandacze po 80cm. U nas w czerwcu trza siedziec do 24 minimum a w okresie letnim nawet dluzej. Tylko nielicznym sie udaje, w oklicach progow wodnych.
    Ja tez znam dosc dobrze W2 sporo tam lowilem. Znam przede wszystkim odcinek miejski nad ktorym sie wychowalem, do stopnia Kosciuszko i troche powyzej. Okonia byla tam masa , a drobnego sandacza tysiace. Po powodzi 2010 jak reka odjal.
    Wiem o ktorym miejscu boleniowym mowisz. Na termometrze jest juz -2 C , a bolen bije tam jak w srodku lata.
    Nie jezdze tam juz jednak w te strony ze 3 lata. Adam dobrze dostrzega roznice:

    W2 – tu wygrywa UL i warto sie tam przejsc z tym sprzetem. Brania sa. Klen drobny praktycznie wszedzie. Na ciezko nie ma sensu tam chodzic chyba ze za sumem, albo szczupakiem dla wytrwalych. Uwazam ze okon jest na docinku miejskim jeszcze. Trudny jednak do namierzenia. Ja osobiscie zlowioem w tym roku 35 cm.

    W3 (ponizej przewozu)- ciezsze lowienie i okazy, mniej bran. Ryba punktowo rozmieszczona. Sporo bolenia choc nie rozpieszcza w tym roku. Trudne lowisko. Przyciaga ze wzgledu na okazy. Klen wali w duze przynety. UL nie zwieksza tu ilosci kontaktow.

    W3 ponizej Dabia – dziwne lowisko. Dobre pod opad. Jakies okonie sa. Sandacze ponoc tez. Nie zam tego odcinka. Na wiosne dobre pod klenia . Ponoc sa grube sandacze. Nie wiem. Moze kiedys zmienie zdanie jak ktos mnie tam pokieruje w odpowiednie miejsce.

    1. Ja bym napisał że bardzo małym kleniem. A ryby średnie są na kilku wybiórczych stanowiskach. Dziś spotkałem młodego miejscowego spinningistę. Fakt,że nastawionego na ryby większe. Cały jego tegoroczny „urobek” to: boleń 70cm, sandacz 65cm i sum 130cm…Nawet nie komentuję.

  3. To i tak połowił. Przeciętny krakowski spinningista ma takie wyniki. Kilka większych ryb rocznie i to wszystko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *