Szukaj
Close this search box.

Dla formalności

Żeby nie było – majówkę trzeba odnotować. Ja zazwyczaj pierwsze weekendy maja mam takie sobie. Częściej słabe,  niż średnie. Do dzisiaj dostałem tyle zapytań jak było u mnie, że zastanawiałem się, jak spreparować  ten mój ostatni długi weekend, żeby wyszło, iż umiem coś tam złowić… Ale nie ma chyba co ściemniać – kicha była i tyle, najsłabsza moja majówka od 2015r. Pierwszy dzień tak mnie ostudził + aura, że zmieniłem plany i byłem potem tylko raz, mimo, iż pięć dni miałem wolnych. Zaliczyłem zamiast ryb po prostu jedną krótką i jedną dłuższą wycieczkę z dziećmi, a ostatniego dnia, gdy były tylko cztery stopnie na plusie, miałem próbę.

Choć zapowiadało się fajnie. U mnie szału nie było, bo kompletnie w nie, nie celując, zacząłem mieć dużo kontaktów tylko z tęczakami.

(fot. AK.)

Natomiast część kolegów, którzy w planach nadal mieli wody stojące/wolno płynące, miało fajne wrażenia. Szczególnie Krzysiek, który absolutnie przepadł w temacie UL. Rozumiem go doskonale, gdyż to samo miałem jakieś pięć lat temu, jak wgryzłem się w takie łowienie na całego, mimo, iż tak łowię od 2010r. Ale 2015 to był dla mnie taki przełom w dziedzinie najlżejszych wędek i najcieńszych linek.

W każdym razie kolega kręci….

(fot. K.N.)

…i ma wyniki.

(fot. K.N.)
(fot. K.N.)
(fot. K.N.)

Na swoje przynęty Krzysiek zaliczył też pierwsze liny, więc się kompletnie nie dziwię pójściu w tę stronę wędkarstwa.

(fot. K.N.)

Sam miałem jednak już inne łowienie zaplanowane na majówkę.  Uwierzcie, że mój plan na 1 maja, to było zejście z wody z okoniem przynajmniej pod 40cm, oraz szczupakiem i boleniem minimum 60cm. Ja z takim buńczucznym planem i jak rzadko w  przypadku mojej osoby – z taką pewnością siebie stanąłem nad wodą o 5.30. Serio.

Moje założenia co do okonia i szczupaka były wręcz graniczące z pewnością i jechałem tak nakręcony, że byłbym w stanie się założyć o dużo, że mi się uda. Szczególnie w temacie szczupaków i okoni nie brałem pod uwagę innego rozwoju sytuacji, bazując na końcówce kwietnia, kiedy za każdym razem miałem na kiju nie duże, ale przyzwoite zębacze i garbusy. Okoniom to poświęcę osobny tekst, ale jeszcze zbieram doświadczenia z miejscówki, wraz ze spostrzeżeniami kolegów, którym namiar sprzedałem. Jest powtarzalnie 🙂

W sumie tylko boleń był dla mnie trochę niepewny, bo ewidentnie podniesiona woda, trochę mi zamieszała, gdzie pojechać.

One to mają wpisane w kalendarz

Tak można w skrócie ująć nie tylko moją, jak widzę majówkę. Szczupaki, w tym ryby miarowe, a nawet średnie [dla mnie już duże], pchają się wręcz na zestawy nie dla nich w kwietniu, a 1-go mają wywalone na wszystkie przynęty.

A na serio, to wielkie żarcie było w piątek wieczorem 30-go kwietnia. Ewentualnie 1 maja, ale do południa i nie na tym zbiorniku, na którym ja byłem. Wojtek w ostatni wieczór kwietnia pojechał na dwie godziny po pracy w naszą okoniową miejscówkę. Siedem sztuk…

Paweł wybrał właśnie inny zbiornik na rozpoczęcie maja, niż ja i łowił z pływadła. Do około południa zaliczył pod 50 szczupaków [po 45 przestał liczyć] – miał w tym ryby miarowe, takie tuż nad 60cm. Zdjęć nie robił – pływał w belly boat.

Wynik niewiarygodny w porównaniu z moim, bo ja 1-go, do około 11.00 miałem spad tęczaka, który zaatakował gumę mimo stalki i jedną obcinkę, po tym, jak po czterech godzinach bez szczupakowego brania, zdjąłem stalowy przypon. Bądź tu mądry…

Honor miała mi ratować Wisła nad którą pojawiłem się z Wojtkiem koło 13.00. Poziom wody po deszczach urósł o jakieś 2m. By mnie nie korciło, nie wziąłem zestawu UL tylko taki kleniowo – boleniowy bazujący na żyłce 0,2mm. Wiatr nam chciał pourywać głowy, ale nie będę na to zwalał. Na odcinku, na jakim byliśmy trwało tarło leszczy – chyba pierwsza jego tegoroczna fala. Normalne łowienie nie miało sensu, bo tylko same podcinki. Założyliśmy więc imitacje ważek, licząc na klenie tyle, że na większym niż zazwyczaj obciążeniu i dość szybko doczekaliśmy się normalnych brań. Leszczy…

(fot. W.F.)
(fot. W.F.)

Tyle, że nudne jest takie łowienie i ja przynajmniej nie jeżdżę nad Wisłę, by celowo łowić leszcze na spinning. Skończyło się słabiutko. Tak mnie przycisnęło, że na mikro przynęty łowiłem  relatywnie ciężkim kijem i linką jak wyżej. Przy wietrzysku można było dostać szału. Skończyło się na dwóch wzdręgach i płoci. A jedyną moją rybą złowioną na „normalny” spinning był mały 35cm jazik.

(fot. AK.)

Znacznie lepiej poszło Michałowi na wodzie stojącej, który dość szybko dał sobie spokój ze szczupakami i celował w białoryb. Nie było licznych brań, ale trafiały się znakomite sztuki.

(fot. AK.)

Kumpel miał zresztą spotkanie z wędkarskim UFO.  Swoim przypadkiem niejako udowodnił moją teorię. Otóż tej szczególnie wiosny, niektórzy ze znajomych informowali mnie o „atomowych” jak na UL braniach, po których ryb nie udawało się zaciąć. Moc brania w najśmielszych marzeniach wykluczała choćby największe płocie. Sam nie miałem takiej sytuacji; z kolei rekordzistą był Paweł – chyba z pięć takich przypadków [było to chyba wynikiem, że łowił relatywnie najciężej, najdalej od brzegów i co za tym idzie – często najgłębiej]. Po fotach, jakie dostawałem w ostatnich sezonach z lodem, sugerowałem, i to rzadkie kontakty z siejami.

No i Michał od razu ustawił sobie poprzeczkę w temacie tego gatunku na równo pół metra…

(fot. M.M.)

Pozazdrościć i pogratulować. Hol ponoć obłędny, jak samo branie. Z wrażenia to zapomniałem zapytać na co ryba się skusiła.

(fot. AK.)

Drugi mój wypad 4-go nad Wisłę był ciut lepszy niż pierwszy, ale tylko ciut. Rzeka opadła około 1m i mniej więcej tyle samo była jeszcze podniesiona.

(fot. AK.)

Za to pogoda się ulitowała. Gdy zaczynałem, tuż po południu – było tak ciepło, iż spokojnie chodziłem w podkoszulku, a wszystko wskazywało na burzę. Tyle, że trzy godziny później znów było 13 stopni.

Nie wiem, czy niepowodzenia na wodach stojących, wygnały ludzi nad rzekę, czy to opadająca woda tak ludzi skusiła. Na odcinku, jaki sobie zaplanowałem było….14 kijów. Z konieczności udałem się gdzie indziej. W te trzy pierwsze, ciepłe godziny zaliczyłem trzy brania: okonia tuż nad 30cm, któremu nie chciało mi się robić fotki, klenia wyraźnie 40+…

(fot. AK.)

…i w końcu bolenia, ale niewielkiego i tak chudego, jak chyba nigdy przy tej długości.

(fot. AK.)

Co ciekawe, tego dnia sytuacja odwróciła się w stosunku do 1 Maja. Paweł o ile pamiętam nie miał w ręce wzdręgi, za to na podobnym akwenie Wojtek wyjął blisko 30 szt., w tym kilka 30-ek, co tu jest nieczęste. Naprawdę, ciężko zrozumieć ryby.

(fot. W.F.)

I tego też dnia Michał znów przekonał się, iż ryby są nieobliczalne. Kompletnie bez szczególnego planu, przy okazji wizyty u rodziny, poszedł na chwilę nad Wisłę [nielubiany przez nas odcinek W2]. By złowić cokolwiek, założył malutki kleniowo – jaziowy wobek. I wyjął blisko 70cm szczupaka…

(fot. M.M.)

Jedna odpowiedź

  1. W tym roku Maj rzeczywiście nas nie rozpieszcza. Pamiętam jak rok temu 1-ego maja była piękna, słoneczna pogoda i łowiłem na Wiśle bolenie na mikro wahadłówki. Z drugiej strony Maj sprzed dwóch lat był znacznie gorszy – mega zimno, wiatr i lało przez cały miesiąc. Teraz przynajmniej nie ma takiej ekstremy. W tym roku bolenie jeszcze nie dają znać o sobie głośnymi atakami na rzece, ale pewnie niebawem się zacznie…

    Jak dla mnie ultra light to jedyna sensowna opcja dla spinningisty w Marcu, Kwietniu i Maju, jeśli chce połowić. Tym bardziej że z pstrągami u nas marnie. Powiem więcej – wydaje mi się że kwiecień i maj to najlepsze miesiące na łowienie białorybu na spinning, zwłaszcza wzdręg, linów i płoci. Rybki te budzą się z zimowego letargu i zaczynają intensywnie żerować przed tarłem. Drugi aspekt nie jest biologiczny a bardziej techniczny – zbiorniki nie są jeszcze tak zarośnięte jak to ma miejsce na wakacjach (każdy kontakt z dnem kończy się wtedy wyciąganiem kupy zielska/glonów, zwłaszcza na wodach stojących). Na rzeczkach i rzekach z kolei, wiosenny UL może przynieść fajne kleniojazie. Może też przynieść niespodziewany przyłów w postaci leszcza (często już z wysypką tarłową).

    Swoją drogą wędkarstwo spinningowe mocno ewaluowało z biegiem lat. Kiedyś szczytem finezji wydawała się obrotówka nr. 2 zawiązana na żyłce 0.18mm lub 4cm pękaty kleniowy woblerek. Dziś rasowy ultra-lightowiec skrzywi się na widok takiego zestawu, mówiąc że to toporny zestaw na wieloryba.

    Łowienie metodą UL ma swój niezaprzeczalny urok, czuję jednak że z początkiem czerwca leciuśki kijek powędruje do kąta, bo ruszy sezon na sandacza, na całego zaczną żerować też sumy. O szczupaku się nie wypowiadam – w wodach stojących nie poluje na nie, a na Wiśle złapanie zębacza to loteria i celowe nastawienia się na nie nie ma sensu. Występują, ale tylko w pewnych miejscach i jest ich bardzo, bardzo niewiele. Na wiślane okonie z kolei poluję tylko jesienią.

    Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *