Szukaj
Close this search box.

Liga spinningowo – muchowa 2018. III tura- rzeczka pstrągowa

Pierwszy raz nie wiem jak zacząć, bo jestem mocno poddenerwowany, delikatnie nazywając. Jeśli kilkunastu średnio zaawansowanych muszkarzy i spinningistów [bądźmy skromni], na trzech sztandarowych rzeczkach pstrągowych okręgu łowi dwie, ledwo punktujące ryby przy znakomitej aurze i stanie wód, to chyba coś znaczy. Panowie z Zarządu Okręgu Kraków, Panie Prezesie Edwardzie – jest już chyba PO ostatnim dzwonku. Ja nie wiem, czy Wam się nie chce, czy z jakichś obaw wynika Wasz brak jakichkolwiek decyzji, radykalnych decyzji w temacie pstrąga. Od dwóch lat internet huczy, że jest totalna zapaść, którą sam prognozowałem cztery lata temu. Po prostu kpiną jest w obecnej chwili pisanie w informatorze o  wodach górskich okręgu innych niż Raba. Jeżeli obecność takich wód wpływa na wysokość opłat, to jak coś takiego można nazwać? Nie ma w tej chwili ani jednej rzeczki z dopuszczającym, minimalnym pogłowiem miarowych pstrągów. To co mnie najbardziej drażni [znów nazywam delikatnie], to wrażenie, że nikt z Was nie próbuje dojść przyczyny. Rozumiem, że na pewne kwestie nie mamy wpływu jako wędkarze. Szkoda, ale tak jest. Nie mniej dlaczego, już jakiś czas temu nie poczyniono przynajmniej poniższych kroków:

– absolutny zakaz zabierania pstrągów potokowych przez przynajmniej dwa sezony

– zakaz połowu tych ryb od 1 września do 31 marca

Potem wnikliwy monitoring rzeczek i jeśli będzie dostatecznie, to pozwolić zabierać ryby ale:

– podnieść wymiar ochronny na 35cm

– bezwzględny górny wymiar ochronny 40cm [za kolejne dwa lata, jeśli sytuacja będzie na plus, niech to będzie 45cm]

– limit dzienny – jedna sztuka

– limit roczny – 10 sztuk

„Dziady” będą zrzędzić? Będą. Jak przy każdej podwyżce o 2zł, a tym bardziej większej. Wtedy jednak jakoś nikt nie ma skrupułów.

Jest plan, nazwijmy to środowiska spinningowo – muchowego Krakowa i okolic, by spotkać się i zastanowić, co robić w tej sytuacji. Ja bym sobie życzył, by któryś z Panów przybył na takie spotkanie. Nawet za salę zapłacę. Tylko sobie myślę, że jak tam będzie z 20 ludzi, to odczytacie to jako śmieszną skalę tych wszystkich alarmów. Ale nawet gdyby było i 100 osób to coś zrobicie? W końcu? Czy dalej będziemy mieć te 14 – 15 rzeczek pstrągowych? Bo teraz mamy. Na papierze.

Dobra, przejdźmy do meritum tekstu. W zasadzie chyba każdy z nas wiedział, że cudów nie będzie, że będzie bardzo, bardzo słabo, ale zawsze to się człowiek łudzi. Były nawet pomysły, aby zmienić wylosowane łowisko – „rzeczka pstrągowa” na maj, ale Sławek sugerował, byśmy byli twardzi i niech to będzie taki ostateczny sprawdzian, dowodnie ukazujący żenadę tzw. rzeczek pstrągowych Okręgu Kraków. Zmieniliśmy tylko jedną rzecz. Mianowicie wiedząc jak trudno będzie, każdy z nas mógł łowić na dowolnym odcinku „górskim” wybranej rzeczki. Siłą rzeczy odpadała Raba. Jeśli ktoś chciał ryzykować, choć ryzykowaniem w ogóle było przyjście nad wodę, by nie tracić czasu, mógł wybrać odcinek nizinny danej rzeczki.  Nie wolno było łowić tylko na krzeszowickim no kill, gdyż wpuszczono tam z dwa tygodnie temu… z 15 szt. ryb miarowych. No, a tak zawrotna liczba mogłaby jak najbardziej wypaczyć i tak przypadkowe wyniki, bo pewnie w całej Rudawie pływa zaledwie drugie tyle ryb 30+.

Co więcej, by spektrum porównania było możliwie duże, poza wyborem rzeczki, można było zacząć o dowolnej porze. Po prostu część woli łowić pstrągi rano, a część wieczorem.

Dozwolona była zmiana miejsca/rzeczki  jeśli ktoś chciał. Rybami punktującymi były tylko pstrągi, a tura trwała pięć godzin.

Jednym zdaniem – była to misja wędkarsko samobójcza. W tym stwierdzeniu nie ma nawet cienia czarnowidztwa, tylko stwierdzenie realnego stanu rzeczy. Nie mam o czym pisać, więc dla samego odnotowania tury, krótkie sprawozdanie.

Wystartowało nas trzynastu w tej rozgrywce. Trzy osoby wybrały Szreniawę, trzy Dłubnię. Kolejne cztery osoby łowiły na Krzeszówce, a potem na „górskiej” Rudawie. Tylko na samej Krzeszówce łowiło nas dwóch, oraz jedna osoba próbowała złowić pstrąga na nizinnej Rudawie.

O aurze też napiszę tylko dla zasady, gdyż uważam, że naprawdę rzadko działa ona w tego typu wodach na pstrągi, o ile one zwyczajnie są [myślę o miarowych]. Pogoda była wzorcowa: ciśnienie wysokie, ale bez ekstremy i takie już od trzech dni, piękne słońce z wielkimi białymi chmurami, lekko burzowy klimat, bardzo ciepło, ale bez przesadnej parówki, woda idealna – czysta, chłodna, stan normalny [te deszcze sprzed tygodnia dobrze zrobiły]. Nawet wiatr od wschodu nie był chłodny tylko łagodny, poza tym wiejący cały miesiąc, więc ryby spokojnie by się przyzwyczaiły. Jakby były…

Spływające relacje tych, którzy byli od rana nie napawały optymizmem.

Jacek  łowił na spinning od wczesnego ranka na Szreniawie powyżej Słomnik. Miał kilka mikro pstrążków i jednego 25-30cm, który się wypiął. Ponieważ w gumki pukały maluszki, łowił głównie woblerem.  Zerował.

Zygmunt łowił też od świtu, tyle, że na muchę. Nie wiem na jakim był odcinku Szreniawy – wyjął dwa pstrążki tuż nad 20cm. Zerował.

Od rana nad Dłubnią – rejon Michałowic – łudzili się Sławek i Igor. Podobno nawet małe ryby nie brały. Nie ma ich? Chłopaki zerowali.

Wcześnie rano na Krzeszówkę na wysokości mostu, na Pisary uderzył Michał. Nie miał prawie brań – jeden pstrążek 20cm. Zjechał więc po godzinie do Kochanowa na Rudawę. Tam miał 6 rybek, ale tylko jedna miała ledwo 27cm. Zerował.

Na nizinnej Rudawie ryzykował Bartek. Wyjął okonia, trzy klenie do 35cm. Miał wyjście jednego pstrążka, ale bardzo małego. Zerował.

W porze, wg mnie najmniej ciekawej, bo generalnie w pełni dnia, też wybrało się kilka osób, choć  przy bryndzy jaka jest w wodzie, pora chyba nie miała żadnego znaczenia.

Maciek był na Szreniawie w rejonie Jaksic. Nie miał brania. Zerował.

(fot. M.K.)

Na zabierzowskim odcinku no kill byli Brandy i Majki [Majki to już trzeci zawodnik o imieniu Michał, więc jest Majki; przyłączył się do ligi, biorąc na klatę zera za nieobecność w turach nr 1 i 2]. Brandy łowił na muchę, a nowy kolega na spinning. Byli praktycznie bez brania. Przenieśli się na odcinek Rudawy w rejonie mostu na Niegoszowice. Podobnie. Dopiero  tuż poniżej krzeszowickiego odcinka no kill połowili sporo rybek, tyle, że wielkości palca… Zerowali.

(fot. M.B.)

Kuba symbolicznie połowił poniżej odcinka no kill na Krzeszówce już wieczorem. Wcześniej brał udział w jakichś zawodach muchowych. Zaliczył w lidze pięć pstrążków do 24cm. Zerował.

Na późno popołudniowe łowienie nastawił się, prowadzący do tej pory w lidze – Paweł. Łowił na wysokim biegu Dłubni [Sieciechowice]. Wyjął bardzo dużo małych pstrążków, miał wyjście ryby, która od biedy mogła mieć miarę i zaliczył bardzo mocne pobicie, ale nie widział ryby. Pstrążki niespecjalnie atakowały jigi, czy gumki,  łowił głównie na wahadłówkę. Tyle. Zerował.

No i zostali fuksiarze, do których sam się zaliczam.

Wojtek miał skończyć o 15.00. Łowił na zmianę i na muchę, i na spinning – miał dwa kije. Wybrał odcinek Rudawy poniżej  miejscowości o tej nazwie, gdzie kilka osób w ostatnich tygodniach łowiła rybki z przedziału 30-34cm. To był w ogóle jedyny odcinek jakiejś krakowskiej rzeczki, na którym wg informacji, jakie otrzymywałem, w miarę regularnie ktoś, coś wyjął. Zresztą trzy dni przed ligą, Wojtek wyjął tam pstrąga 31cm. Jeszcze o 14.00 rozmawialiśmy przez telefon i kolega zerował. Na muchę było ponoć okropnie słabo, na spinning ryby brały dobrze, ale przynęta musiała mocno hałasować. Wyjął blisko 30 pstrążków i małego lipienia. Na 20 minut przed końcem, na wirówkę Orion nr 2 wyjął kropka na 31cm.

(fot. W.F.)

Wygrałem tę turę i nie mam nawet odrobiny satysfakcji. Moje szczęście było niesamowite. Od końca lutego na Krzeszówce nie miałem kontaktu z rybą choćby większą niż 25cm, więc skreśliłem te rzekę od razu. Kierowałem się taką samą zasadą, jak Paweł i Maciek – jechać nad wodę, którą się zna relatywnie mało. Będzie przynajmniej ciekawie, a nie praktycznie pewne NIC. Do Szreniawy nie mam serca, Głogoczówka, czy Cedron itp. „egzotyka” to równie dobrze mógłbym łowic u siebie w sadzawce. Też nie ma pstrągów. Jeszcze w kwietniu wybrałem Wilgę. Nawet Maciek raz się przejechał, ale miał kiepskie wrażenia z odcinka Gołkowice – mało brań i rybki maleńkie, dużo śladów wędkarzy,  ale na wysokości Podstolic miał kontakty z rybami 25-27cm.

Ja od początku maja mam niestety fatalną kontuzję kręgosłupa, nie ograniczającą się  tylko do problemów z chodzeniem, więc nie bardzo miałem jak coś przetestować. Okazja nadarzyła się dzień przed ligą, gdyż byłem w tamtej okolicy. Zaliczyłem niespełna trzy godziny powyżej Podstolic, ale przelicytowałem, wybierając tak wysoki bieg Wilgi.

(fot. A.K.)

Wilga tam jest naprawdę maleńka. Owszem co jakiś czas, nawet nierzadko – trafiają się małe zastoiska z głębszą wodą [do metra], są fajne zakręty.

(fot. A.K.)

Jest Ładnie i nawet bez śmieci nie licząc opon [Wilga bez opon to nie Wilga 🙂 ].

Są miłe obrazki, gdyż rzeczka pełna jest strzebli, kleników i kiełbików.

(fot. A.K.)

Pstrążki też są reprezentowane w zadowalającej liczbie, ale nieznacznie przekraczają 12cm. Są to wszystko dzikuski – widać po ubarwieniu, oraz po tym, że atakują nawet najmniejsze wabiki, za to niekoniecznie interesuje je jakiś róż, czy inny kosmiczny kolor. Miałem wyjście jednego pod 25cm.

Największymi rybkami były kloneczki, jak ten poniżej i jeszcze jeden pod 30cm, któremu nie robiłem fotki.

(fot. A.K.)

Wędkowanie fajne, kameralne – lubię takie, ale jakoś nie miałem wiary, iż cokolwiek większego tam złowię, a to się w rywalizacji przecież liczy.

Wytrzymałem niezbyt długo, bo chodzenie tam wymaga jednak optymalnej formy fizycznej.  By nie oddać sprawy takim totalnym walkowerem, pojechałem na Krzeszówkę. Łowiłem od 16.30. Byłem tak nastawiony na NIE ZŁOWIENIE czegokolwiek miarowego, że nawet kijka na pstrągi nie wziąłem tylko wędkę wzdręgową, którą ciężko kropka zaciąć, jeśli się łowi inaczej, niż jakby na dolną nimfę [sam się na ogół zacina]. Łowiłem na odcinku, na którym Michał był rano. Wybrałem go, bo wygodnie szedłem wzdłuż rzeki po ścieżce dla traktorów, a potem jedynym wysiłkiem było zsunięcie się w wodę i nieśpieszny marsz pod prąd. Dno w miarę równe, twarde.

Szybko doszedłem do wniosku, iż nie ma sensu łowić metr po metrze z dna bo mało co reaguje. W pudełku miałem śmieszny wobek, który sobie zaprojektowałem na jazie, a który zrobił w kilku egzemplarzach pan Waldek Dębowski. Ma raptem 3,5cm długości i pokrój malutkiej słonecznicy.

(fot. A.K.)

Ster jest niezwykle wąski i krótki. Testowałem go na pstrągach już w zeszłym sezonie z bardzo dobrym efektem, jako wobler do tzw. twitchingu. Łowiłem tak prosto, jak na tym odcinku płynie rzeka. Metoda na „X”. Krok pod lewy brzeg i rzucam daleko pod prawą burtę, ściągając w skos, non stop nieregularnie podszarpując przynętę. Potem dwa kroki pod brzeg prawy i daleki rzut w skos na lewo. Wobler prowadziłem ultra szybko, jak na pstrągi. Ten mały ster mimo, że i tak przy szarpnięciu przyginał wątłą szczytówkę,  dawał szansę na skuteczne zacięcie, gdyż było duże prawdopodobieństwo, iż pstrąg uderzy, a ja z automatu szarpnę.

Łowisko niezmiernie nudne – trafiłem na jedno fajne miejsce.

(fot. A.K.)

Brań początkowo miałem nawet niemało. Tyle, że wielkość ryb porażała negatywnie. Nic więcej nad 16cm i wszystko z tegorocznych wpuszczonych.

Koło 18.00 miałem wyjście tego jedynego, który się zawahał, ale zawrócił w ostatniej chwili i dosłownie pod nogami palnął w wobek. I tyle. Ładny oliwkowy łąkowiec z żółtym brzuchem, prawie bez czerwonych punktów. Tyle, że tylko 32cm.

(fot. A.K.)

Potem widziałem jeden z chyba zaledwie pięciu – sześciu spławów tego dnia. Ten zdradzał ciut większą rybę. Udało się go skusić. Brakło mu jednak słownie pół centymetra.

(fot. A.K.)

I tyle było emocji.

Jak tam by było jeszcze trzy lata temu? Ano, miałbym w ręce ze 30 ryb z czego połowa to takie tuż pod wymiar. Ile bym wyjął miarowych, to bym się nie założył, bo w przypadku pstrągów różnie bywa. Ale styczność przynajmniej z 3-4 rybami na bank miarowymi by była. I te ryby miałyby 35 – 39cm. Takie tam się łowiło…

Obecne „bogactwo” w wodzie maksymalnie wypacza wynik jakiejkolwiek rywalizacji  i sens nawet samego łowienia, choć paradoksalnie właśnie taka tura może mieć strategiczne znaczenie dla wygrania/zajęcia wysokiego miejsca w całej lidze.

Wyniki dla formalności:

Ja – 1 pkt [ 53 małe punkty]

Wojtek – 2 pkt [42 małe punkty]

Wszyscy pozostali po 10 pkt.

Trochę namieszała ta tura w czubie całej zabawy. Na chwilę obecną klasyfikacja ogólna jest następująca:

Stawkę zamykają jak dotąd nieobecni : Grzesiek i drugi Tomek, oraz startujący Majki, Łukasz, pierwszy Tomek, Igor oraz Zygmunt – każdy z nich ma 35 pkt.

Sławek – 30,5 pkt

Kuba – 29,5 pkt

Bartek – 28,5 pkt

Brandy – 27,5 pkt

Michał i Maciek – mają po 25 pkt

Jacek  – 22,5 pkt

Paweł  – 13 pkt [spadł z miejsca pierwszego]

Wojtek – 11 pkt [wskoczył z miejsca trzeciego]

Adam  – 5 pkt [z drugiego na pierwsze]

8 odpowiedzi

  1. Operat konczy sie prawie wszedzie w 2019. Jedynie Rudawa do 2025 chyba roku. Potem znowu beton bedzie operowac woda przez kolejne 10 lat.
    Ciekawi mnie tez jak wyglada sprawa rejestrow polowow ?
    Instytucja panstwowa powinna mi udzielic tych danych zgodnie z prawem. Chyba moge pojsc do domu wedkarza i zarzadac sprawozdania z wod gorskich za 2016 i 17 rok ? Ile gdzie i jakie pstragi zabrano ?
    Jak wyglada taka sytuacjia? W koncu oddajemy te karty na koniec roku. Ktos to liczy ? Bo jak nie to guzik ode mnie dostana a nie karte w przyszlym roku.

  2. Złóż zapytanie w trybie informacji publicznej z ustawy o tejże nazwie – mają 14 dni na udzielenie informacji.

    1. Chłopaki – daremne starania. Nikt tego nie liczy. U mnie w kole rejestry połowu leżały z co najmniej dwóch lat. Dopiero w tym roku zapytano, co mamy z tym robić. Wszystko jest fikcją. W normalnym kraju użytkownik doprowadzający wodę do takiego stanu, zostałby jej pozbawiony w trybie natychmiastowym. Niestety w obecnym systemie popłuczyn po 89r nie jest to do ruszenia. Możemy prosić, sugerować, proponować i liczyć na jakieś tam ruchy Zarządu. To jest dupokracja pełnym ryjem w dodatku w prl-owskim stylu. Nikt nie chce nic zmieniać.Dlatego tak często piszę „jeśli zmieni się system” – to jedyna nadzieja, choć sam wątpię coraz bardziej. System najzwyczajniej ludzi „kurwi” i nawet młodzi po pewnym czasie liczą na to, że coś im skapnie, coś dostaną i tracą wolę samodecydowania o sobie. Szczuje się ludzi na polu jak nie religii, to aborcji, jakby te kwestie wpływały personalnie na to, że Kowalskiemu będzie lepiej. Jesteśmy kompletnie pozbawieni uprawiania polityki jak Anglosasi – dogłębnie wyrachowanej ekonomicznie, za to wszystko u nas dzieje się na polu emocjonalnym. I mamy co mamy Nie ma zmian globalnego systemu – nie ma co liczyć na zmiany na poletku wędkarstwa.

  3. Pierwsze jaskółki zmian w wędkarstwie już zawitały, choć jeszcze nie czynią wiosny. Na Pomorzu wędkarze i Związek Gmin na Pomorzu wywalczyli ,że mają być rozebrane i zlikwidowane wszystkie jazy i progi na rzece Parsęcie, informacje można znaleźć na FB, koszt rozebrania jazów i progów na Parsęcie to ok.30 mln. złotych. Obecnie nie wiem,czy wędkarze i Związek Gmin na Pomorzu już wzięli się za rozbiórkę jazów i progów na Parsęcie. Ochrona wód Polsce to rzeczywiście SF. Uważam, iż wszystkie koła PZW i zarządy Okręgów PZW , w tym Zarząd Główny PZW w Warszawie ,powinny wystosować petycję do Premiera oraz do Prezydenta z wnioskiem o utworzenie PSR finansowanej z budżetu państwa , z uprawnieniami jak Policja, z zarobkami jak w Policji, dodatkami jak w Policji, posterunek PSR w prawie w każdym mieście nad rzeką lub jeziorem. Powstały by przy tym nowe miejsca pracy, a wody by były patrolowane regularnie. Obecny rząd chwali się ,że przywraca posterunki Policji, to może pójdzie w drugą stronę. Za nie powstaniem PSR z prawdziwego zdarzenia stoją Zarząd Główny PZW, RZGW (mafia betoniarska) – wszyscy wiedzą ,że prawcownicy RZGW w czasie regulacji i dewastacji rzek i potoków zajmują się kłusownictwem i kradzieżą ryb, urzędnicy w gmnach i powiatach oraz w sejmikach wojewódzkich, którzy są skorumpowani i zamieszani w niszczenie i dewastowanie rzek i potoków pod pretekstem ochrony p-powodziowej, korupcja jest gigantyczna.

  4. Niestety spadło na nas kolejne nieszczęście a ja odważę się nazwać to plagą. Najazd Ukraińców na nasze łowiska. Nie mają zezwoleń, za nic mają wszelkie przepisy i czują się bezkarni. Ryby wiadrami są zabierane z łowisk bez względu na rozmiar i gatunek. Na własnej skórze przekonamy się teraz jak czuli się wędkarze w Wielkiej Brytanii czy Holandii po najeździe polskich mięsiarzy. Tylko oni szybko i skutecznie zareagowali a nasz beton z PZW nie ma ochoty na podjęcie szybkich kroków w tym temacie…

    1. To prawda,choć nie będzie to taka skala, jak my i Anglicy.W Anglii wszystkie ryby wypuszczało blisko 100% łowiących. U nas jakieś 5 – 10% [to i tak taka szacunkowa liczba]. Więc ciężko zwalać winę na Ukraińców, szczególnie na wodach pstrągowych. Stan wód to jednak nasi wędkujący. Myślę, iż obcokrajowcy obserwując tu, na miejscu naszych moczykijów, dochodzą do wniosku, że przepisy są fikcją. Miesiąc temu [z końcem kwietnia] Wojtek ze Sławkiem złapali Francuza. Łowił na dwa kije [żywiec] plus spinning…

      1. Dwa ostatnie miesiące to 16 złapanych Ukraińco. Wisła, Kryspinów, Bagry, Przylasek Rusiecki. Żaden nie miał zezwolenia.Kilka wędek naraz. Ryby zjadane dosłownie prosto z wody. Grill. O wymiarach ochronnych lepiej nie mówić. 13 ukaranych mandatami przez policję. Los pozostałej dwójki nieznany. Zostali zabrani przez wezwany patrol. Ponoć przebywali nielegalnie… Ilu nie zostało złapanych? Kwestią czasu Adamie jest jak odkryją Rudawę i inne rzeczki…

        1. Pewnie masz rację skoro tak to wygląda, nie mniej jestem ciekaw ilu polskich wędkarzy złamało regulamin na wspomnianych wodach w tym samym czasie. Ja nie usprawiedliwiam i nie bronię obcokrajowców, ale jak pójdzie w tę stronę, to zaraz sami działacze zaczną tak przedstawiać temat. A stan wód jaki mamy to wypadkowa ruchów pozornych zarządów i drenowanie akwenów przez naszych. Ukraińcy są tu masowo dopiero drugi rok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *