Szukaj
Close this search box.

„Zjadliwa” guma Izumi

Ech… sezon nas nie rozpieszcza, póki co. Nawet trzecią turę z maja przełożyliśmy na czerwiec. Ponieważ nadal nie jestem w stanie skompletować stadka krasnopiór do mojego stawku [mam na razie tylko dwie], bo od dwóch tygodni żadnej nie złowiłem, przestawiłem się na szczupaki.  Tu kilka dygresji:

– jeśli jest tak jak u mnie w stawie, to umiarkowanie drapieżny białoryb wisi 20-50cm pod powierzchnią i na niewiele reaguje; nawet nie uciekają, jak mają w zwyczaju; twierdzę,  iż podobnie jest w dzikich zbiornikach z tym, że ryby stoją znów dalej od brzegu i reagują ewentualnie  na najlżejsze drobiny, którymi za nic nie osiągnie się takiego dystansu; co więcej – ze względu na aurę, jaką teraz mamy, nie będzie chyba nawet tej podpowierzchniowej kumulacji krasnopiór, tylko jak się woda w końcu ogrzeje, to podzielą się, jak mają w zwyczaju, w małe stadka i rozpłyną po zbiornikach na tarło – odnośnie tego gatunku, to na cuda już nie liczę z brzegu w wodach stojących

– sporo osób napisało do mnie w temacie okoni [że ich nie ma] – cóż, uważam, że ostatnia zima „załatwiła”, choć w mało sprecyzowany sposób potokowce [łowione są nadal tylko małe wpuszczaki  i szczątki ryb z zeszłego roku czy dzikich]; natomiast załatwiła już bardzo namacalnie okonie – pierwszy od lat lód z prawdziwego zdarzenia spowodował, że mimo niskich temperatur szczególnie w ferie i z początkiem marca wyległy liczne zastępy wędkarzy [nastawiano się i łowiono tęczaki, sieje i przede wszystkim okonie]; mam sporą kolekcję fotek pięknych garbusów z tego roku, z których niestety przytłaczająca część do wody nie wróciła; z relacji, jakie miałem i zdjęć można wysnuć bardzo pewną refleksję: odnośnie okoni z przedziału 25-30cm miała miejsce rzeź; dlatego ci co te ryby na lodzie wypuszczali mają święte prawo pomstować; pozostali niech się następnym razem walną świdrem w łeb

– zimna aura w połączeniu z silnymi opadami „załatwi” też szczupaki, gdyż przynajmniej połowa osób, która pojechałaby normalnie za boleniem, jaziem, czy kleniem z konieczności poluje na zębacze; skutek? – presja ze trzy razy taka jak zwykle

Mam z bardzo wiarygodnego źródła informację iż na naszych wodach stojących, złowiono w majowy weekend  cztery około metrowe szczupaki. Wynik nie uwzględnia łowisk no kill tylko te zwykłe. Z jednej strony to bardzo duży sukces takiego wędkarza, z drugiej dowód na mizerię, także w tym gatunku. Gdyby krakowskie wody były w Anglii, to w samej tylko Wiśle ryb około metra złowiono by pewnie z pół setki i drugie tyle na wszystkich pozostałych akwenach stojących. Szczupaków średnich, 70cm padły by grube setki. A realnie u nas łowi się dziesiątki szczupaczków z przedziału 30-50cm, a i to tylko na stawach, bo ja przynajmniej nie znam nikogo, kto nawet w optymalnych warunkach nastawia się na zębacza w rzekach naszego okręgu…

Podobnie jak setki innych wędkarzy, mimo iż nie specjalnie jara mnie łowienie szczupaków, biorąc pod uwagę ich średnią wielkość, zacisnąłem zęby i poszedłem dwa razy bawić się  w grubsze łowienie. Jeśli ktoś uważnie czytał poprzedni wpis, to zapewne zauważył, że sugerowałem tam duże, naprawdę duże przynęty. Utwierdził mnie w tym Tomek, który idąc tym torem, stosując gumy 15cm i większe złamał „magiczną” granicę 60cm. Powiem szczerze, że poszedłbym w jeszcze większe przynęty, ale łowienie takimi z brzegu jest niespecjalnie przyjemne, a  zarazem trudne technicznie [zielsko]. Ponton zaś przy małej szansie na coś większego odpada. Zwyczajnie mi się nie chce. Odgapiłem jednak podejście kolegi, choć nie byłbym sobą, jakbym czegoś nie zmienił.

Zainspirował mnie dzień 2 maja, gdy łażąc pięć godzin za krasnopiórami doczekałem się …jednego brania. Spudłowanego. Nawet nie wiem czy to była wzdręga. Spotykani, liczni szczupakowi spinningiści twierdzili, że brań nie ma lub jeśli już, to rzadkie pobicia rybek około 40-ki. Cechą wszystkich spotkanych wędkarzy, był typowo szczupakowy zestaw z gumami około 8-12cm, na jak się przyglądałem  8 – 15g. No dobra – ze czterech łowiło na wirówki, czy woblery. Zdesperowany, na ostatnią godzinę, założyłem największą i najlżejszą gumę jaką miałem. Ku mojemu zaskoczeniu, miłemu zaskoczeniu – doczekałem się 7 pewnych kontaktów, wyjmując trzy ryby [wędka Savage do 5g jest za miękka nawet na małe szczupaki] w tym jedną już nieobciachową.

(fot. A.K.)

Zaliczyłem też jedno branie bez wątpienia nie szczupacze. To ustaliło taktykę na następny raz, a przy okazji zmusiło mnie, by odgrzebać gumy Gastronomic  Izumi. Dlaczego te właśnie?

Jest największą, a zarazem najbardziej „eteryczną” przynętą o charakterze rippera, jaką mam. Trochę się nimi bawiłem, ale że nie jestem fanem wód stojących poza dzikimi bajorami, czy starorzeczami, to niekoniecznie miały duże pole do popisu, choć już wtedy, coś o nich skrobnąłem i to pozytywnie, bo zauważyłem już wtedy jedną bardzo istotną cechę: przy relatywnie sporej wielkości można nimi łowić ekstremalnie lekko, dając sobie realną szansę na kontakt z „normalnym” szczupakiem.

Oczywiście, wszystko poniżej nie jest metodą skuteczniejszą na szczupaka niż naprawdę gruba guma z porządnym kijem, ale jak ktoś ma dość urywania sobie ręki setką pustych rzutów ciężkim sprzętem, połączoną z czyszczeniem przynęty z kupy glonów w co drugim rzucie, to warto, tym bardziej, że dajemy sobie szansę na inne ryby.

„Gastronomiki” dostałem  dwa lata temu ze sporą paczką innych wabików tej firmy. Pakowane po sześć sztuk. Mam je w dwóch wariantach barwnych.  Mają 9,5cm długości.

(fot. A.K.)

W zasadzie można by się tylko doczepić do tego iż wg mnie są to jednak przynęty przede wszystkim na wody stojące i ciężko je ze względu na cienki korpus zamocować bez kleju na typową ciężką główkę jigową, gdyby myśleć np. o sandaczach. Nie wiem jaki jest ich koszt, więc tu się nie wypowiem, nawet nie wiem, czy są jeszcze w sprzedaży. Poza tym mają same zalety.

– mają zauważalny dla większych drapieżców  rozmiar, a przy ty tym są bardzo finezyjne [cienki korpusik], co samą gumę czyni bardzo lekką

– o ile się dostanie na dużych hakach, nawet na główkach o wadze 1g nic nie tracą z pracy, a i zachowują doskonale równowagę przy tak skromnym obciążeniu [sam łowiłem  90% czasu tą gumą, uzbrojoną w główkę o realnej wadze niespełna 2g]

-zwijane żywszym tempem pracują intensywnie, dostając nieco wężowych ruchów, pod warunkiem, że przynajmniej 60% długości gumy nie jest usztywniona hakiem w korpusie; przynęta prowadzona w ślimaczym tempie nadal żywo trzepie samą płetewką ogonową

– wabik z nikłym obciążeniem, można dosłownie zawiesić w punkt, zanim zacznie spokojnie opadać

– nowość sama w sobie jest atutem

– zaskoczyła mnie na plus trwałość: guma nie wchodzi w reakcje z pudełkiem, czy innymi gumami, jak wiele syntetycznych, miękkich nowinek w ostatnich latach; chyba przez swój filigranowy kształt skutecznie opiera się szczupaczym zębom [ląduje między nimi] – w każdym razie moje wytrzymywały spokojnie 15-20 holi szczupaków od 50-ki w górę na sztukę; byle szarpnięcie nie pozbawia przynęty ogonka

– da się ją upchnąć w malutkiej przegródce z mikrojigami, bo się nie odkształca ani nie łamie

– można je skutecznie przebarwiać, zamykając na kilka tygodni w ścisłym sąsiedztwie innych gum [to ta zielona żarówa niżej]

(fot. A.K.)

Gumy są robione warstwowo i jedynie uszkodzenie od strony głowy, powoduje szybsze ich zużycie, ponieważ się łuszczą. Jest to jednak także atut, gdyż powstały kołnierz o ile równomiernie się go dotnie, działa jak kryza w jigach z piór i jeszcze bardziej spowalnia opad.

(fot. A.K.)

Mój zestaw wyglądał następująco: Gastronomic na niespełna 2g, cieniutka stalowa linka 25cm, plecionka 0,04cm. Zamieniłem tylko kijek Savage`a na Montanę, która nie jest wklejką i przy podobnych gabarytach spokojnie daje sobie radę przy analogicznej reszcie ze szczupakami koło 60-ki, bez długich holi.  Sprzęt pozornie śmieszny na szczupaki choćby z tej niższej klasy średniej, ale zapewniam, iż na wodzie stojącej, bez zaczepów innych niż słabe jeszcze zielsko, sprawdził się już rok temu, chcąc nie chcąc [liczne przypadkowe przyłowy ryb miarowych i około miarowych]. A pozostaje nadal fajny zasięg do około 35-40m, no i nie trzeba lecieć do auta, czasami kawał drogi, jakby się krasnopióry pokazały, tylko wystarczy zmiana przynęty i odczepienie stalki.

Cóż. Poniższego nie traktujcie jako opis szczególnego triumfu – mimo, że miałem następny dzień wolny, to jednak nie skorzystałem, choć jestem pewien, iż wynik byłby porównywalny. Jeśli ktoś lubi jednak szczupaki, to polecam. Dałem odpocząć tym największym krakowskim wodom stojącym. Zaliczyłem znacznie mniej renomowany duży staw. Wyjąłem 13 szczupaków w tym jeden fajny, jak na taki sprzęt i jeden też blisko 60-ki. Oczywiście wszystko wróciło do wody.

Zaliczyłem w pierwsze dwie godziny 14 brań [ wszystko brzeg nawietrzny] i w kolejne trzy jeszcze 6 z tym, że wg mnie mniejsza ilość kontaktów, była wynikiem łowienia  w mniej atrakcyjnej części zbiornika i nie na nawietrznym brzegu.

(fot. A.K.)

Gadałem tylko z siedmioma spinningistami, gdzie byli w tym czasie z wynikiem zerowym, ale łowili jak opisałem wyżej. Wielkościowo średnio, a wagowo raczej dość ciężko jak na wciąż zimną wodę, no i nie ułatwili sobie zadania biorąc pod uwagę bujne glony na kantach. Przytrzymanie tam gumy dłuższy czas kończyło się sporym pomponem z zielonych glutów.

Co było charakterystyczne? Wszystkie bez wyjątku kontakty miałem na granicy wyraźnych różnic głębokości, tych realnych [konfiguracja dna] albo pozornych [ściana rogatków].  Absolutne zero w toni, czy na równym dnie.

Tu znaczenie miał właśnie zasięg. Różnicę w głębokości oceniałem albo w polaroidach, gdy sporadycznie przyświeciło słońce, albo wychodząc o ile taki był, na wyższy brzeg i wypatrując ciemnych plam głębszej wody/ ścian zielska.

Łowienie było bardzo łatwe tak lekkim zestawem. Rzut możliwie daleko za granicę wypłycenia. Odczekanie na opad do dna i bardzo powolne zwijanie [z tym dnem to tak na wszelki wypadek, licząc na jakieś okonie]. Zbliżając się czy to do wzniesienia, co oceniałem intuicyjnie szacując dystans, czy to do ściany rogatków, przyśpieszałem  zdecydowanie i na ile się dało zawieszałem gumę na granicy głębokości.  Tu były wszystkie brania. Bardzo agresywne i pewne. Tylko dwie ryby spadły. Miałem też dwa kontakty na setkę nie ze szczupakami. Jedno to anemiczne okoniowe pyknięcie, a drugie to niezły strzał w sam ogon. Być może klenie, gdyż w innym miejscu z godzinę później dostrzegłem dwa. Takie wyraźnie 40+.

Miałem też ciekawą niespodziankę. Oczywiście, co jakiś czas, ale rzadko, nie wymierzałem odległości i wabik lądował w glonach, było po zabawie, albo w rogatkach – tu jeśli wyszarpnęło się gumę, to była szansa, gdyż często kruche łodygi odpadały i wabik był czysty. No i w takiej sytuacji, czując, że to rogatek, a nie zielone gluty, które prawie nie stawiają oporu, wyrwałem gumę z roślin. Zaprzestałem natychmiast zwijania, gdyż na bank Izumi wyleciała z pół metra w górę, ale była jeszcze w strefie granicy głębokości. Gumka powolutku opadała i bum! Ryba nie dała się ściągać jak potulny baran, co na takim sprzęcie jest normą przy szczupakach do około 60-ki, które jakby głupieją i dopiero pod nogami coś tam walczą, tylko darła wzdłuż pasa roślin. Pomyślałem, że kolejny ciut odrośnięty szczupak. Tymczasem ryba nagle zawróciła i pruła w brzeg, że ledwo nadążałem ze zwijaniem. Tu jakby się opamiętała i do powierzchni, już bez perturbacji podciągnąłem pięknego okonia.

(fot. A.K.)

Całe, blisko 10cm przynęty w pysku, więc nie obawiając się spadu, robiłem zdjęcia. Nie miał pełnej 40-ki i nie był jesienną masywną baryłą, ale przy tej monotonii ostatnich dni – wspaniały.

(fot. A.K.)

Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to że taki nie trafił się na II turze naszej zabawy z podparciem punktowanego już szczupaka… No, ale źle wtedy obstawiłem.

A wzdręg nadal ani śladu…

 

4 odpowiedzi

  1. Wreszcie Adamie wybrałeś się celowo na szczupaki . Temat jak najbardziej na topie. Może teraz je polubisz, tym bardziej że może się trafić między nimi taki właśnie okoń.
    Wiadomo, na wodzie stojącej jest największa szansa na sporą sztukę i w ogóle ilość brań, ale uważam że to błąd iż nikt nie nastawia się na nie na Wiśle.
    Jest ich sporo zwłaszcza tu u nas w Krakowie, gdzie rzeka jest wąska a woda praktycznie stoi.

    1. Przyznam, że w Wiśle łowię ostatnio niezmiernie rzadko nie licząc jazi. Może się zmienia na plus ale jakoś wątpię.Zapytam jak ze średnią wielkością: taka jak na stawach, czy jest jakaś różnica?

  2. Nie ma rewelacji. W zeszłym roku same maluchy. Ale mam 2 pewne spoty, różniące się od siebie zupełnie. Jeden kamienisty płytki ze wsteczniakiem, a drugi to zamulona prostka z roślinnością i widoczną wzdręgą. Zawsze jednak można liczyć na niespodziankę. Na jednym wśród maluchów wyciągnąłem niezłego.
    Ogólnie mam wrażenie że jak na Wiśle łapiesz w tym samym miejscu kolejnego szczupaczka 35-40 cm to na bank jest tam szansa na minimum 80.

    Wydaje mi się jednak że te miejsca odżywają w połowie wakacji , w maju tam nie miałem brań. Najwięcej szczupaków łowiłem o świcie , jednak celowo zacząłem ich szukać na Wiśle dopiero 2 lata temu.
    Teraz zmieniam taktykę, szukam nowych miejsc. Stalkę zakładam od zeszłego roku zawsze. Nawet przy boleniu i sandaczu. Za dużo już razy się przejechałem ja i moi kumple. Ogólnie szczupaka łowiłem na krakowskiej Wiśle na całej długości, głownie jako przyłów.
    A jak Wasze doświadczenia na wodzie płynącej ?

    1. Ja w kwestii szczupaków mam doświadczenia głównie z Rudawą. Ale jest bardzo różnie. 2 lata temu przykładowo miałem takie dni, że trafiałem tam po kilka szczupaków, może nie dużych (max pod 60 cm), ale też kompletnie się na nie nie nastawiałem (łowiłem lekkim zestawem bez stalki, na klenie). Tymczasem w zeszłym roku przez cały sezon, mimo że łowię podobnie albo nawet tak samo, nie trafiłem żadnego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *