Szukaj
Close this search box.

Powtarzalność

Ostatnie dni mają jeden wspólny mianownik: jest generalnie zimno. Nawet jak na połowę kwietnia. Wszyscy, którzy napalili się na święta w połowie miesiąca i upały, zawiedli się srodze. Sam do tej grupy należę. Zresztą, sam chłód nie jest aż takim problemem. U mnie wieje już chyba czwarty, albo piąty dzień bez przerwy. Dmucha potężnie i lodowato. Jak to się przekłada na bezzębne drapieżniki – każdy chyba wie. Jazie, wzdręgi – jakby znikły, klenie humorzaste. Pozostają pstrągi, lecz jakoś nie kręci mnie łowienie wpuszczaków, a tym bardziej małych.  Nie zaliczam się także do, jak widzę nad wodą – zwolenników celowego łowienia szczupaków o tej porze. Momentami w ilościach hurtowych, choć głównie małych. Ryby wracają do wody, więc nie wieszam psów na takich wędkarzach, ale sam robię co mogę, żeby ominąć zęby. Głównie aby uniknąć strat w przynętach.

Z racji tego, że nad wodą różnie ostatnio bywa, symbolicznie, aczkolwiek ochoczo wziąłem udział z córą w sprzątaniu Racławki [Rudawki] w miejscowości Rudawa.

(fot. A.K.)

Ludzie tłumnie nie przybyli, nie mniej pustki też nie było. Najmniej było…wędkarzy. Skromniutka grupa z Klubu Przyjaciół Rudawy, do tego strażnicy SSR z Koła Krzeszowice. W miarę dopisały dzieciaki – takie maluchy z rodzicami. Było ich kilkanaście osób [plus dorośli]. Mocnym wsparciem okazali się miejscowi strażacy.

Kilka razy pisałem o tej rzeczce. Jest faktycznie cudowna i biorąc pod uwagę cały jej bieg od terenu parku krajobrazowego, to dla mnie nr 1, jeśli idzie o urodę wód pstrągowych naszego okręgu. Niestety łowić tam nie wolno, więc wstęp mają wszyscy inni…

(fot. A.K.)

Cóż można rzec – dożyliśmy czasów, gdy coraz rzadziej dany włościanin robi na swojej posesji galicyjski burdel i syf. Za to nadal często wywala wszystko jak leci za ogrodzenie. Szczególnie, gdy za płotem rzeka. Wiadomo – zabierze brudy niżej..

Na oko to nawet miałem wątpliwości, czy akcja nie jest trochę propagandową sztuką dla sztuki, bo w samej miejscowości brzegi były nawet, nawet. Choć…w jakieś 20 minut z moją niewielką pomocą, córa wyszperała spod drzewek, krzaczków 240 litrów butelek szklanych i plastikowych. Finalnie, takich worów uczestnicy zebrali  blisko 40.

(fot. A.K.)

Mimo wszystko ostrożnie ocenię, że jednak coś się zmienia na plus jeśli idzie o śmieci nad wodą. Natomiast na pewno daleko jeszcze do dnia, gdy chcąc zrobić fotkę pstrągowi, nie trzeba będzie celować, by w kadrze nie było butelki, szmaty, czy opony…

(fot. A.K.)

Jak pisałem wyżej – wzdręgi jakby znikły, choć załapał się na końcówkę Maciek, pisząc do mnie, że do 1 maja łowi tylko tak. Trudno się nie zachwycić najlżejszym UL jeśli z marszu łowi się ryby pół kilowe.

(fot. M.K.)

Mam w tym temacie mieszane uczucia, bo coś mi się zdaje, że Maćka będzie jeszcze trudniej teraz pokonać w lidze:)

9 kwietnia przeżyłem istną ścianę płaczu. Pierwszy raz w tym roku nie złowiłem ani jednej wzdręgi. Miałem ledwo  trzy ich brania. Potem pojechałem na jazie. Jeden jedyny jaki wziął, miał do 20cm i po krótkim holu…spadł. Widziałem kilka ryb w typowych dla miejscówki rozmiarach [45-50cm], ale na nic nie reagowały. Dzień był koszmarny – od 10.00 do 20.00 złowiłem tylko klenika wielkości palca. Dobił, a zarazem utwierdził mnie w tym, że jest nie lekko Kuba, swoim sporym, ale jedynym kleniem dnia. Na innym zresztą łowisku.

(fot. K.C.)

Ale dla kogoś, kto ma bzika na punkcie super lekkiego łowienia, jak się okazuje nie ma czasu bezrybnego.  W poprzednim tekście pisałem, że kumpel złowił fajnego linka. Sam miałem też jeden kontakt z pomyślnym holem tego gatunku. No i okazało się, iż jest powtarzalność.

Co jest potrzebne? Nie wiem jak by było w łowiskach komercyjnych, gdzie wiadomo na bank, że ten gatunek żyje, natomiast w dzikich wodach trzeba te ryby zobaczyć, że są. Tu uwaga – gdy grzeją się pod powierzchnią, okazują się w zasadzie nie do złowienia. Tyle, że biorą w tych samych mniej więcej miejscach, ale z dna. Reagują w naszym przypadku tylko na robakopodobne przynęty. Małe i ekstremalnie lekkie. Względnie na czeburaszce, ale też do 1g.

(fot. A.K.)

Podejrzewam, że łowimy je z jednego powodu: znacznie bardziej agresywne, spostrzegawcze krasnopiórki są jak w jakimś letargu. No i dyskretne liny mają czas do namysłu.

Branie lina na spinning jest bardzo zdecydowane. Stanowi jakby zaprzeczenie całej zabawy, jaką demonstruje na spławiku przy połowach gruntowych.

Kontakty mamy wzdłuż pasa suchych jeszcze trzcin, tak max  do 2m od nich, licząc w środek tafli wodnej. Co do głębokości, to jakby nie ma reguły: wyjmujemy ryby z 1,5m, jak i z 5m. Podobnie jeśli idzie o porę dnia. Jak na razie każda godzina jest dobra, a łowimy i od świtu, w południe i godzinę przed zachodem słońca.

Uczciwie powiem, iż więcej niż dwa liny na turę łowienia, to nikt z nas nie miał, ale równocześnie od trzech wypadów nie zerowaliśmy odnośnie tych ryb. A wszystko przy okropnym wietrze i mocno falującej wodzie.

Niewielki linek na wzdręgowym sprzęcie stanowi już wyzwanie, zaś blisko 40cm sztuka Pawła daje popalić na wędkach do 5g i plecionce 0,05mm… Dla mnie zaskoczeniem jest, że zacięte tuż przy ścianie trzcin liny, nie uciekają między łodygi, tylko bardzo szybko kręcą w miejscu szalone ósemki i biją do dna. W każdym razie satysfakcja z każdej tak wypracowanej ryby jest niemała.

(fot. A.K.)

Julka jest na razie zachwycona tłuściutkimi zielonymi rybami o kolorowych oczkach. Tak, że póki co dotrzymuje mi kroku. Zobaczymy, co będzie jak podrośnie.

(fot. A.K.)

Na razie byłaby w stanie zatarmosić na amen każdego tłuścioszka. Podobnie zresztą z karasiami, które trafiają się z rzadka jako przyłowy, nie mniej cieszy mnie, że ostatni jaki się pojawił to był nasz, polski pospolity, co brzmi dziś jak zły żart. Lepiej powiedzieć – złoty. Jeśli karaś podejmie decyzję o ataku, to też bierze zdecydowanie, ale subtelniej niż liny.

(fot. A.K.)

Być może tych ryb wyjęlibyśmy dużo więcej. Powód takiego stanu rzeczy – jeden. Na jednego „misia” mam średnio 5-6 obcinek. Strach wrzucić przynętę bez  stalki. Zębacze wypatrują swoim tylko sposobem, nawet najmniejszych mikrojigów i sprytnie je podnoszą, także leżące w bezruchu na dnie. Najgorsze to, iż niektóre szczupaki mimo, że bardzo chude, są na tyle duże, że nawet stalka na wiele się nie zdaje, bo ryba przekracza możliwości lekkiego zestawu.

(fot. A.K.)

Niestety, krótka nasza praktyka pokazuje, iż w przeciwieństwie do żerujących wzdręg, liny na wabik ze stalką nie biorą, a w każdym razie nie biorą skutecznie. Ja zaliczyłem na dwóch ostatnich wypadach łącznie, 5-6 niezłych „kopnięć” z dna, ale bez skutecznego zacięcia. Śmiem twierdzić, że to były liny, bo na bank nie płocie, które już od dłuższego czasu nie biorą na spina, co jest regułą w połowie kwietnia. Poza tym, nawet te duże płocie uderzają mocno, ale w taki „szczypiący” sposób. No, nie idzie się pomylić. Zostają więc chyba liny.

(fot. M.K.)

A, i ważne info. Ja mam brania gdy wabik jest w bezruchu na dnie. Tu jest właśnie kłopot w nawet najlżejszej stalce: czepiają się jej wszelkie kłaczki glonów ale też każdy rodzaj „drutu” usztywnia spoczynek przynęty.

Czy warto? Kiedyś napisałem, iż jedyną rybą, dla której mógłbym zdradzić spinning na rzecz innej metody – w tym przypadku spławikówki, byłby lin. Jeśli ten sezon nie jest przypadkiem – już nie muszę dokonywać „zdrady”. Dla mnie każda wypracowana, powtarzalna, a nie przypadkowa ryba, jest warta zachodu. Fajne jest to, że liny przez swoją dyskrecję i powściągliwe zachowania wydają się być niezbyt liczne, a jest inaczej. W określonych stanowiskach gromadzą się w zauważalny sposób i zaobserwowanie 5-8 sztuk  na 10m brzegu nie jest niczym szczególnym. Z drugiej strony, jak napisałem na początku: co zrobić, gdy inny białoryb chwilowo strajkuje, a na „poważne” pstrągi to ja poczekam do końca maja?

(fot. A.K.)

6 odpowiedzi

  1. Z tego wynika, że jednak, gdzieś w naszych okolicach, jest normalna populacja szczupaka. Skoro wielu z nich, nie idzie wyjąć na UL, to zakladam że mają przynajmniej te 60cm.
    Jeszcze dwa lata temu, każdy kto słyszał od mojego ojca o celowym i powtarzalnym łowieniu karpi na spinning, pukał się w głowę. Lin zawsze wydawał mi się jednak rybą już zupełnie niespinningową . Wiele lat temu na komercyjnym stawie, byłem świadkiem połowu linów na muchę – nimfę, ale moczoną w jakimś „smrodku”. Hol misia 45cm na muchówce był zaiste widowiskowy.

    1. Wielu 60-ek to nie było. Najczęściej takie po 40cm, choć miałem na kiju i kumpel też, po rybie z wysokiej półki jak na szczupaka i powszechnie dostępną wodę w naszym kręgu. Oczywiście bez szans na wyjęcie. Faktem jest, że zaliczyłem około 20 obcinek na czterech wyjazdach [zgroza], a udało mi się wyjąć z 15 zębaczy. A liny wczoraj, przy wschodnim wietrze też brały. Jeden w ręce i jeden spadł.

  2. Co do szczupaczych obcinek może warto spróbować fluorokarbonu- ludzie na forach opisują dobre doświadczenia z tym materiałem, co prawda dotyczy to dużych średnic linki i dużych przynęt (często much) ale szczupaki też konkretne łowią… Przepraszam, że zwracam też na to uwagę ale osobiście strasznie mnie razi łączenie takiego mikrojiga przez taką dużą agrafkę (może to moje muchowe przyzwyczajenie). Wydaje mi się, że zwykłe uwiązanie jiga jak muchowego streamera, na pętli (np. węzeł Rapali) będzie znacznie lepszym rozwiązaniem- ryby mniej podejrzliwie, większa ruchomości wabika. Pozdrawiam.

    1. Co do fluorokarbonu: kłopot w tym, że on jest odporny na zęby przy dużych już średnicach, raczej dyskwalifikujących podanie na takim drucie malutkich lub bardzo lekkich przynęt.
      W temacie agrafki: czas, czas i jeszcze raz czas. Szczególnie jak jest zimno, dwudzieste przewiązywanie wabika, mnie przynajmniej zniechęca. Nierzadko trzeba trafić z przynętą i bez tego ustrojstwa jest niekomfortowo. Poza tym, jak pokazuje praktyka – jest to tylko mankament estetyczny. Skuteczność nie maleje.

    1. Podbić zero.Flegmatyczne przesuwanie po dnie. Teraz coraz trudniejsze, bo nawet na wolnym od roślin dnie więcej zielonych nitek. Generalnie po osiągnięciu dna ledwo napinam linkę i czekam nawet kilkanaście sekund, bo mam wrażenie, że ryby widzą jak coś spada i zaciekawione podpływają. I co któraś próbuje zjeść, a gdy nie ruszy się przynęty po dnie, to jest pewnik, że nie jest owinięta glonami. Warto czekać po kontakcie z dnem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *